Reklama

Oprawcy bez duszy. Wciąż ich przybywa

Dla niektórych zwierzę jest przedmiotem, nie ma uczuć i nie odczuwa cierpienia. Tacy ludzie głodzą psy, katują lub – jak niedawno pewien 21-latek – rozjeżdżają umyślnie samochodem.

Zdarza się, że zwierzęta giną, wpadając pod koła samochodu. Jednak Rafał B., 21-letni mieszkaniec gminy Syców zrobił coś niewyobrażalnego. Jadąc służbowym samochodem dostawczym, celowo i kilkakrotnie przejechał po psie leżącym na drodze. Był z siebie tak zadowolony, że nagrał tę sytuację telefonem komórkowym, a  później filmem pochwalił się znajomym w internecie. 

Na nagraniu słychać, jak sadysta krzyczy do zwierzęcia: "ch...ju, jak chodzić nie umiesz, to teraz masz na łeb". Gdy znęcał się nad psem, nawet nie zadrżała mu ręka. Na szczęście nie pozostał bezkarny. Sprawą zajęła się policja. 

Reklama

- Informację o tym zdarzeniu dostaliśmy z kilku źródeł, między innymi od stowarzyszeń pomagających zwierzętom - mówi sierżant sztabowy Aleksandra Pieprzycka z biura prasowego Komendanta Powiatowego Policji w Oleśnicy. 

- Rafał B. został zatrzymany. Przyznał się do winy. Za zabicie psa ze szczególnym okrucieństwem grozi mu do pięciu lat więzienia. 

Rafał B., niestety, nie jest jedynym sprawcą przestępstwa polegającego na okrutnym potraktowaniu zwierzęcia. Co kilka tygodni media nagłaśniają historie, od których włos jeży się na głowie. 

- Ten, kto krzywdzi zwierzę, nie rozumie, że ono też odczuwa strach i ból - mówi Tomasz Argasiński z  Fundacji Czarna Owca Pana Kota, która wraz ze Stowarzyszeniem Ochrony Zwierząt Ekostraż opracowała raport pt. "Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami". 

- Ale przyczyną jest także to, że oprawcy zwierząt czują się bezkarni.

Zbyt niskie wyroki za okrucieństwo. Dlaczego tak się dzieje? 

- Bo większość spraw prowadzonych z ustawy o ochronie zwierząt jest umarzana na etapie postępowania przygotowawczego lub w prokuraturze - wyjaśnia Tomasz Argasiński.

- Żeby uznać taki czyn za przestępstwo, trzeba udowodnić sprawcy tak zwany zamiar bezpośredni. Musi to zrobić oskarżyciel. A to jest bardzo trudne. Dlatego chociaż jest okrutny czyn, jest kat i ofiara, nawet zapada wyrok skazujący, jest to jedynie wyrok w zawieszeniu. Czasami jednak sąd zdecydowanie staje po stronie maltretowanego zwierzęcia. 

Przed pięcioma laty Sebastian O. i Mariusz J. z Elganówka niedaleko Olsztyna ogłuszyli psa siekierą i zakopali go żywcem. Mieli pecha, bo ktoś ich widział i  niezwłocznie powiadomił policję. Sprawców zatrzymano niemal na gorącym uczynku.

Sebastian O. tłumaczył, że pies był chory od dwóch tygodni, więc on chciał ulżyć mu w cierpieniu. Patrol znalazł przysypanego ziemią, ale wciąż oddychającego owczarka niemieckiego. Zwierzę uratowano, przygarnął je policjant, który wykopał je z ziemi. Sebastian O. dostał wyrok w zawieszeniu, ale Mariusz J. poszedł za kratki na dziesięć miesięcy. Była to surowsza kara od tej, o którą wnioskował prokurator. 

- Ale ponad osiemdziesiąt procent spraw kończy się wyrokiem w zawieszeniu - mówi Tomasz Argasiński.

- Zatem tak naprawdę oprawcy nie ponoszą odpowiedzialności, bo kara pozostaje wyłącznie na papierze. Nie odstrasza i niczego nie uczy. Zresztą ten, kto już trafi za kraty za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem, powinien podlegać tam reedukacji. Jednak takie programy prowadzi zaledwie piętnaście procent zakładów karnych.

Zaniedbują, głodzą, znęcają się 

W marcu toruński sąd zamknął w więzieniu na półtora roku Bartosza D. za pobicie i znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Prokurator żądał kary dwukrotnie wyższej. 

- Sąd ją obniżył, ale wobec sprawcy orzekł też zakaz posiadania zwierząt przez dziesięć lat, przepadek skrzywdzonego psa i obciążył go kosztami jego leczenia -  mówi Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratory Okręgowej w Toruniu. 

- Skazany musi zapłacić 26 tysięcy złotych fundacji, która za to leczenie zapłaciła. Również w marcu br. w Łodzi straż miejska odebrała 27-latce suczkę rasy amstaff, niemal zagłodzoną na śmierć. Na kobietę donieśli sąsiedzi. Tłumaczyła się, że... nie miała pieniędzy na karmę. Psa jej odebrano. 

Prokuratura w Łodzi postawi jej zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Zaniedbywanie zwierząt, głodzenie ich, przetrzymywane w koszmarnych warunkach - takie są najczęstsze grzechy ich właścicieli o  sadystycznych skłonnościach. 

Organizacje zajmujące się obroną praw zwierząt odbierają sygnały głównie o takich przypadkach. Obecnie obowiązujące przepisy pozwalają interweniującym pracownikom tych instytucji, policjantom lub strażnikom miejskim natychmiast odebrać maltretowane zwierzę właścicielowi. 

Później, gdy trafia ono w bezpieczne miejsce, służby powiadamiają o tym odebraniu burmistrza, wójta lub prezydenta miasta, który sankcjonuje tę decyzję. Z raportu "Jak Polacy znęcają się nad zwierzętami?" wynika, że z roku na rok wzrasta liczba obywatelskich zgłoszeń o  popełnieniu przestępstwa wobec zwierząt.

- Trudno jednak powiedzieć, czy tych przestępstw rzeczywiście jest coraz więcej, czy po prostu Polacy stają się coraz bardziej wrażliwi na krzywdę zwierząt - mówi Tomasz Argasiński. 

Zbliżają się wakacje. Niestety, zapewne jak co roku przybędzie bezdomnych psów, które właściciele porzucą, żeby beztrosko pojechać na urlop. To też znęcanie się. Karalne.

Zobacz także:


Twoje Imperium
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy