Zagracone szafy i piwnice pełne wspomnień. To trzymamy "na wszelki wypadek"
Niektóre historie nie kryją się w starych albumach ze zdjęciami, ale w szafach, piwnicach i na strychach. Wystarczy otworzyć drzwi, przesunąć stertę prześcieradeł czy zajrzeć za stos pudeł, by natrafić na przedmioty, które od lat czekają na swój wielki powrót. Czasem to dziecięca maskotka, czasem reflektory do Fiata sprzed dekad, a bywa, że nawet komplet drzwi do samochodu, którego już dawno nie ma. Dlaczego nie potrafimy się ich pozbyć i jakie emocje potrafi uruchomić jedno takie znalezisko?

Spis treści:
- Nieoczekiwane znalezisko
- Reflektory pod "zasłoną firankową"
- Komplet drzwi do auta, którego od dawna nie ma
- Zapomniana przez lata, powróciła w wielkim stylu
- Myślały, że to szczur. Pamiątka po babci miała futerko
- Narodowy sentymentalizm i miłość do "przydasi"
Nieoczekiwane znalezisko
- Zgadnij, co właśnie znalazłam we własnej szafie! - usłyszałam w słuchawce po odebraniu ponoć "pilnego" telefonu od przyjaciółki. I już wiedziałam, że szykuje się dobra historia. A miało być zwykłe sprzątanie w bieliźniarce. Na tyłach, za prześcieradłami i kocami, skrywały się prawdziwe skarby. - Mój młody zaraz ma 10 lat, a ja wyciągnęłam jego karuzelkę z łóżeczka, śpiochy i poszewki w autka - wymieniała, śmiejąc się. Ale to nie wszystko. Na samym końcu głębokiej szafki odnalazła coś, co uznała za bezpowrotnie stracone. - Mój ukochany miś Pan Kubuś! - wykrzyknęła mi prosto w ucho. Za chwilę dostaję wiadomość ze zdjęciem: poszarzały, całkiem płaski miś pluszowy leży pośród rozrzuconych wokół poszewek i prześcieradeł. To ukochana zabawka mojej przyjaciółki z dzieciństwa. Całe lata myślała, że przepadł.
Reflektory pod "zasłoną firankową"
Przypomniało mi to o własnym zaskoczeniu, kiedy to jakieś 20 lat temu wzięłam się za porządki z mamą. Cel był taki, by w pokoju nastolatki zrobić maksimum miejsca na moje rzeczy, bo nadstawka nad szafą na ubrania nie dość, że trudno dostępna, to i pełna tajemnic. - Tam chyba są stare firany, ale sama już nie wiem - zastanawiała się wtedy mama. Weszłam więc, jako młodsza, na krzesło i zaczęłam wyciągać: firany, które znamy i używamy, firany po babci i prababci, o których istnieniu nie wiedziała mama - żółte, zjedzone przez mole i pełne wspomnień. Obrusy, które pasowały na stół w poprzednim mieszkaniu, wianek z komunii wraz z książeczką do nabożeństw i świecą, a na samym końcu, głęboko, kryło się coś, co stało się rodzinną anegdotą. Stając na palcach i górną połowę ciała zanurzając w odmętach nadstawki, zaczęłam przesuwać do przodu coś, czego w ciemności szafki nie potrafiłam nawet nazwać. - Co to są, światła do samochodu?! - krzyknęła mama. I zawołała tatę. - O, eleganckie reflektory do dużego fiata. Wiedziałem, że gdzieś są - stwierdził uradowany. Tu trzeba wtrącić, że tego samochodu tata pozbył się całe lata temu. Pytanie brzmiało więc, po co je zachował i co robiły w szafce za firankami. - Są jeszcze dobre, nowe. Przecież nie wyrzucę. A jakbym dał do piwnicy, to mama zaraz by się pozbyła. A mogły się jeszcze przydać - stwierdził. I tak sobie ta historyjka z zestawem przednich świateł do fiata krąży i co jakiś czas jest wspominana.
Takie "przydasie" nie mające, myśląc rozsądnie, racji bytu, wciąż są odnajdywane w mieszkaniach, domach i piwnicach w całej Polsce. Bo właściwie kogo bym o to nie zapytała, zawsze każdy odnalazł w zakamarkach pamięci jakąś historię z czymś dziwnym/niepotrzebnym/starym, co dawno powinno być wyrzucone, ale przez całe lata było przechowywane z nieznanych powodów.
Komplet drzwi do auta, którego od dawna nie ma

Do grona miłośników motoryzacji zabytkowej można zaliczyć, oprócz mojego taty, także tatę Joanny. Gdy kilka lat temu uzbrojona w determinację i odwagę mama Asi postanowiła oszacować stan zagracenia ich strychu, wydawać by się mogło, że była gotowa na wszystko. Ale nie na to. - Mama z kompletną rezygnacją wymalowaną na twarzy i rękami opadłymi do samej ziemi oświadczyła, że na strychu dokopała się do kompletu drzwi do Wartburga - mówi. Warto zaznaczyć, że od ponad 20 lat Wartburga już nie było. Oczy skierowane zostały na tatę Joanny. - Tata tłumaczył się bardzo mętnie, zatem drzwi wkrótce wylądowały na złomie - wspomina córka zbieracza. Po tym raptownym zrywie "porządkowym" mama Asi pogodziła się z faktem, że strych w jej domu zrobiony jest z gumy - coraz większa ilość gratów, która jest tam wrzucana nie znika przecież, ale wciąż się mieści. Nikt już nie wie nawet, co kryje to pomieszczenie, więc na wszelki wypadek ozdoby choinkowe ustawione są przy samym wejściu. - Tak, by wystarczyło wsunąć rękę i je zabrać, bez zbędnego rozglądania się i potrzeby "zapuszczania się" głębiej. Po tym wszystkim nawet mama zaczęła myśleć, że być może część z tych rzeczy jeszcze kiedyś się przyda - kończy Joanna.
Zapomniana przez lata, powróciła w wielkim stylu

Pod koniec lat 90. I na początku 2000. polskie gospodarstwa domowe radośnie wkraczały w erę nowoczesności. Nadchodził kres kineskopowych telewizorów i pralek-wirówek. Wiele osób oddawało je, wyrzucało, ale była też spora grupa panów domu, którzy woleli je zachować na wszelki wypadek, bo przecież nigdy nic nie wiadomo, a nowoczesnym pralkom na wszelki wypadek lepiej nie ufać. I tak w piwnicy Tomasza znalazła się poczciwa Frania po babci. Sukcesywnie zasłaniania przez inne sprzęty, przetwory, rowery i sanki, "zniknęła" w odmętach piwnicy na wiele lat. - Stało się, jak się stało i pralka się zepsuła. Zalała łazienkę i uniemożliwiła pranie. I wtedy właśnie, po dobrej dekadzie, o Frani upchniętej w najgłębszy kąt komórki pod mieszkaniem przypomniał sobie tata, który ją tam osobiście zataszczył - mówi Tomasz. "Nową" pralkę zastąpić miał relikt przeszłości. I zastąpił bardzo skutecznie, bowiem sprzęt spisywał się bez zarzutu, piorąc ubrania rodziny przez parę tygodni, zanim udało się zdobyć nową pralkę. - Frania jest i była niezawodna. Tu faktycznie okazała się dosłownym "przydasiem" - podsumowuje Tomek.
Myślały, że to szczur. Pamiątka po babci miała futerko

Jakieś dwadzieścia lat temu termin dużych porządków w szafach w rodzinnym domu zbiegł się z mającą nastąpić niebawem studniówką Moniki. Te dwa wydarzenia są ze sobą połączone zwierzęcym wątkiem. Otóż pozbywanie się niepotrzebnych sprzętów, ubrań i bielizny pościelowej szło gładko i bez większych niespodzianek, do chwili, w której Monika ze swoją mamą otworzyły skrzynię pod starą sofą, do której od lat rzadko kto zaglądał. - Listy miłosne do babci od dziadka z lat tuż po wojnie mam do dziś, znalazłyśmy je tam i nie mogłyśmy przestać ich czytać. Wracam czasem do nich, bo to cudna pamiątka - mówi 38-latka. Oprócz listów, w kufrze znalazły: stare dokumenty, paragony, które - jak się okazało - chował tam przez lata ojciec Moniki, stare sprzęty kuchenne, które już nie działały, kilka zniszczonych fartuchów babci i jej chustek na głowę. Gdy zbliżały się do dna, krzyknęły. - Byłyśmy pewne, jak zobaczyłyśmy trochę futerka, że tam jest jakaś kuna albo szczur. Po sprawdzeniu, że się nie rusza, ostrożnie chwyciłyśmy to znalezisko przez gazetę. Okazało się, że to etola z lisa po babci. Piękna, wyglądała jak nowa po wyczyszczeniu z kurzu - opowiada Monika. Szykowne futro z lisa dopełniło przebranie kobiety na studniówkę, na której planowany był występ kabaretowy. Co się dalej stało z lisem? Nikt nie wie. Po studniówce, na której zaliczył udany występ, właściwie rozpłynął się w powietrzu.
Narodowy sentymentalizm i miłość do "przydasi"
Każda z tych rzeczy ma swoją historię, każda wywołała zaskoczenie znajdujących. Każda chowana była głęboko z myślą: "z pewnością jeszcze się kiedyś przyda".
Nie pałamy miłością do sprzątania zagraconych szafek, piwnic i strychów - robota jest żmudna, wymaga energii i cierpliwości, a znaleziska często sprawiają trudność w segregacji. Zatem kineskopowych telewizorów, odkurzaczy "Kasia" i całych segregatorów "Świata Wiedzy" z pewnością zalega w polskich komórkach lokatorskich jeszcze wiele. Część z nich może być dziś warta sporą sumkę pieniędzy, część obudzi wspomnienia, a jeszcze inne zrodzą mnóstwo pytań. Odpowiedzią na większość o sens ich trzymania będzie zwykle "mogło się jeszcze przydać". I to jest już nasz sentymentalizm narodowy, który chyba pora po prostu zaakceptować.