Reklama

Bubliki czy buble. Okrągłe domy w Moskwie

Mówi się, że Rosja to stan umysłu i rzeczywiście tu nawet najbardziej zaskakujące idee mogą zostać zmaterializowane. Dziewięciopiętrowe kolosy z wielkiej płyty na planie pierścieni miały być piękne i tanie. Do dziś krążą legendy o przyczynach ich powstania.

Mieszkańcy Moskwy nazywają je pieszczotliwie "bublikami", czyli bajglami. Dziś to jedna z architektonicznych ciekawostek Moskwy, choć wiązano z nimi ogromne nadzieje.

Okrągłe domy powstały w latach 70. XX wieku. Był to eksperymentalny projekt radzieckiego architekta Jewgienija Stamo i inżyniera Aleksandra Markelowa. Celem było stworzenie architektonicznej dominanty przy minimalnych kosztach. W czasach kiedy rosyjskie budownictwo mieszkaniowe ograniczało się do stawiania nudnych bloków o niskim standardzie, pomysł budowania w spektakularnej formie, ale w taniej technologii wielkiej płyty wydawał się całkiem obiecujący.  Domy miały być efektowne a zarazem tanie. Na fali pierwszego entuzjazmu mówiło się nawet o tym, że cała Moskwa zostanie zabudowana okrągłymi domami. Pomysł wydawał się nowoczesny i żywy. A jednak powstały tylko dwa takie domy. Co poszło nie tak?

Reklama

Z pewnością efekt wizualny okazał się unikatowy. Pod względem ekonomicznym projekt budził jednak kontrowersje. Budowa okazała się droga i długotrwała, a wykorzystanie przestrzeni mało ekonomiczne - domy wymagały dużych terenów.

Do dziś krąży legenda, że projekt był stworzony w ramach przygotowań do XXII Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1980 roku. Domy miały utworzyć pięć pierścieni olimpijskich. Inna wersja głosi, że okrągłe bloki miały przypominać stadiony. Rzeczywiście okrągłe dziedzińce mają powierzchnię niemal równą boisku piłkarskiemu (bloki mają po 150 m średnicy). Ile jest prawdy w tych opowieściach? Samo usytuowanie budynków zaprzecza teorii o pięciu pierścieniach. Wokół nie ma po prostu miejsca, na postawienie kolejnych bublików. Zaprzeczali tym pogłoskom także twórcy projektu.

Według samych projektantów miała to być próba odtworzenia "starego sowieckiego podwórka" w nowej atrakcyjnej formie. Dziedziniec miał stanowić enklawę odciętą od zgiełku ulicy, a cała infrastruktura miała być zapewniona  w pobliżu miejsca zamieszkania. Dlatego pierwsza kondygnacja była przeznaczona pod usługi, pomieszczenia gospodarcze i ośrodki kulturalne takie jak np. biblioteka. W okrągłych domach miało mieszkać się wygodnie, wszystko miało być pod ręką na odległość spaceru. Miały to być "miasta w mieście".

Założenia wydają się dosyć sympatyczne, jednak atmosferę "starego sowieckiego podwórka" trudno jest odtworzyć w budynkach liczących po niemal tysiąc mieszkań.

Dom przy Nieżinskiej ma 9 pięter, liczy 913 mieszkań, prowadzi do niego 26 wejść, a na dziedziniec 6 bram. Niemal identyczny dom przy ulicy Dwożeńskiej ma  936 mieszkań.

Wady projektu ujawniły się już w pierwszych latach eksploatacji. Silne przeciągi na dziedzińcu powstawały nawet przy umiarkowanym wietrze. Wyjątkowa akustyka dziedzińca również okazała się problemem. Nawet ciche dźwięki roznoszą się tam potężnym echem jak w studni.  Życia mieszkańcom nie ułatwiał też trapezowy kształt pomieszczeń mieszkalnych. Trudno było je umeblować, a na zaokrąglonych ścianach nawet położenie tapet stanowiło nie lada wyczyn. Nie łatwo było też te mieszkania remontować, a remonty okazały się potrzebne bardzo szybko. Standard nie był wyższy niż w innych sowieckich blokach. Na ścianach pojawiały się pęknięcia. Płyty ustawione były pod maksymalnym dopuszczalnym kątem, by uzyskać zaokrąglenie i mieszkańcy wkrótce zaczęli to odczuwać.

26 klatek schodowych w okrągłym budynku powodowało, że nie tylko goście, ale i mieszkańcy mieli problem z tym żeby trafić pod właściwy adres.

Wiele mieszkań było zbyt zacienionych by spełniać normy.

Architekt Svyatoslav Mindrul zauważa, że i estetyczne walory projektu nie są oczywiste: "Taki kompleks wygląda dobrze z lotu ptaka - wtedy widać zarówno pierścienie, jak i skalę. Zwykły pieszy nawet nie zrozumie tego pomysłu".

Może dlatego domy, które niezbyt dobrze sprawdziły się w swojej podstawowej funkcji, nieźle wypadały na ekranach kina i telewizji.

Imponujące budowle pojawiły się w wielu radzieckich produkcjach filmowych - między innymi w nagrodzonym Oscarem "Moskwa nie wierzy łzom" (pewnego wieczoru poproszono wszystkich mieszkańców o włączenie świateł w pomieszczeniach wychodzących na dziedziniec, to ujęcie widać w napisach końcowych filmu) i "Tragedia w stylu rockowym", a także wielu innych.

Po kilkudziesięciu latach projekt wciąż budzi kontrowersje. Choć bubliki w użytkowaniu okazały się bublami, nie brakuje takich, którzy porównują je do siedziby firmy Apple w Kalifornii. Czy to słuszne porównanie? Oceńcie sami.

 Iza Grelowska

Czytaj też:

Poundbury. Eksperymentalne osiedle księcia Karola

Oto prawdziwy przystanek Alaska. Niezwykłe miasteczko pod jednym dachem

Państwa-miasta na wodzie. Nieodległa przyszłość ludzkości?

San Francisco. Miasto w cieniu sukcesu

***

Przekaż 1% na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ>>>

Zobacz także:



Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Moskwa | architektura
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy