Reklama

El Rocio. Pielgrzymka w rytmie flamenco

Dzisiaj droga zaprowadziła nas do malutkiej miejscowości w Andaluzji. Choć niewielka, jest niezwykle ważna. To taka andaluzyjska Częstochowa. Kilka razy w roku ożywa dzięki niezwykle barwnym pielgrzymkom.

Regułą jest, że wszelkie miejsca cudownych objawień dokonują się w obszarach odludnych i wiejskich. Dopiero potem powstają wokół nich małe lub większe miasteczka. Nie inaczej było na początku z El Rocio. To najmniej urodzajny rejon hiszpańskiej Andaluzji. 

W XIII wieku pastuszek znalazł w krzakach niewielką figurkę. W pniu wyrzeźbiona była twarz kobiety i dłonie trzymające dziecko. Napis z tyłu figurki "Uzdrowienie Chorych" sugerował, że chodzi o Matkę Boską. Nic jednak nie wskazywało na cud. Dopóki znalazca nie zdecydował się zabrać postaci do rodzinnego Almonte. Wystarczyło jednak, że się zdrzemnął, a figurka wróciła na pierwotne miejsce. Tak narodził się kult maryjny w sanktuarium znanym jako Matki Boskiej z El Rocio. 

Reklama

W dniu święta przeżyjemy tu coś wyjątkowego. Przez długi czas była to pustelnia. Do tej pory główny kościół nosi taką nazwę. Ale dookoła rozbudowało się miasteczko. Jest to miasteczko sezonowe. Przez większą część roku jest wymarłe. Do pobliskiego parku narodowego Las Donanas przybywają jedynie miłośnicy ptaków. Plaża też przyciąga tylko nielicznych. El Rocio ożywia się, kiedy przybywają tu pielgrzymi w czasie świąt maryjnych. Najwięcej, nawet milion, na Zielonych Świątki. To zupełnie inny rodzaj pielgrzymowania niż ten znany z polskich dróg. Duża część uczestników przemierza drogę pieszo, ale podróżuje się też konno czy wozami zaprzężonymi w woły. Jedynym dozwolonym środkiem transportu są tu konie. Gdy dodamy do tego tradycyjne stroje, to El Rocio wydało mi się westernowym planem filmowym. I to takim, w którym mogłem brać czynny udział. 

Najbardziej doskwierał brak wysokich butów. Piaszczyste drogi polewają polewaczki, żeby ludzie nie podusili się od kurzu. Przy dużej ilości koni trzeba bardzo uważać, by nie wdepnąć w... Trudno też w miękkim obuwiu tańczyć flamenco. A pielgrzymi kończą każdy dzień, ucztując. Bo andaluzyjska pielgrzymka to okazja do zjazdów rodzinnych i przyjacielskich. Do świtu słychać dźwięki gitary, śpiew i stukot obcasów tancerzy przy akompaniamencie petard. Petardy ucichły jedynie w czasie mszy świętej. Ale gitara, kastaniety i flamenco rozbrzmiewały nawet podczas psalmów w czasie uroczystej sumy. Ole! 

Zobacz także:

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy