Odległy kraj tysiąca świątyń
Przed wiekami tętniły życiem, na królewskich dworach odbywały się wystawne uczty, a pałace olśniewały przepychem. Dziś dawne stolice Birmy opustoszały. Dla turysty to zaczarowana kraina pełna świątyń i romantycznych krajobrazów. Niskie koszty życia w tym kraju sprawiają, że to jedno z najciekawszych miejsc, w którym można zaplanować tegoroczny urlop.
Warto tu przybyć, by zobaczyć Sagaing, miasto mnichów. Ba, można nawet zamieszkać w klasztorze! Przy odrobinie szczęścia uda się nam zobaczyć ceremonię nowicjatu dzieci i poznać z bliska niezwykle głęboką duchowość tubylców.
Mandalay było ostatnią stolicą kraju, nim stał się on brytyjską kolonią. Dziś miasto jest marzeniem turysty nielubiącego studiować map. Równoległe i poprzecznie ulice zamiast nazw mają kolejne numery. Bez trudu można odnaleźć targ na rogu 79 i 29 czy też hotel na skrzyżowaniu 25 i 83.
W centrum miasta wznosi się gigantyczny mur otoczony fosą. To tutaj pod koniec XIX wieku była rezydencja króla Mindon Min, tworząca miasto w mieście. Poza imponującymi murami nie zachowało się wiele. Za to u stóp wzgórza stoi 729 stup (stupa to typ buddyjskiej budowli sakralnej), w których umieszczono kamienne tablice z wersetami Tripitaka, czyli buddyjskiego kanonu. Gdyby czytać je przez 8 godzin dziennie, potrzeba by było aż 450 dni, aby poznać całą tę "księgę"! Wydanie na papierze tego dzieła pojawiło się dopiero w 1900 roku, zajmując 38 tomów.
Po uczcie dla ducha pora na chwilę rozrywki. Tę znajdziemy w Teatrze Marionetek, gdzie co dzień odgrywane są pwe, czyli tradycyjne spektakle będące rodzajem tutejszych telenowel. Często trwają nawet po kilka godzin przy głośnych komentarzach zaangażowanej publiczności.
Mandalay to doskonały punkt wypadowy do okolicznych miast. Amarapura słynie z legendarnego mostu U Beina. To najdłuższa przeprawa zbudowana z drewna tekowego, która od dwustu lat służy ludziom do przechodzenia nad jeziorem i uprawnymi polami. Na końcu drogi czekają nas ukryte w dżungli świątynie. Patrząc na zarośnięte trawami dachy czujemy się niczym pierwsi odkrywcy tych ziem. Jednej ze świątyń strzegą tajemnicze rzeźby o rozdwojonym lwim tułowiu i ludzkich twarzach.
Inaczej przedstawia się Mingun, opustoszałe miasto kilku świątyń i ważącego 90 ton dzwonu, ponoć największego działającego na świecie. Powstał na żądanie króla Bodawpaya, który słynął z gigantomanii. Chciał, by wznoszona przez niego świątynia swą wielkością, a planował jej wysokość na 150 metrów, przyćmiła wszystkie inne. Jednak śmierć władcy przerwała prace i dziś podziwiać można ściany wysokie na "zaledwie" 50 metrów.
By zobaczyć czym jest święte miasto, trzeba wybrać się do Sagaingu. Na wzgórzach widać dziesiątki klasztorów i stup tworzących plamy złota pomiędzy zielenią zboczy. Jedną z najbardziej osobliwych świątyń jest Kaunghmudaw Paya, która z odległości przypomina ogromne jajo. Wedle legend jej nietypowy kształt był wzorowany na... biuście królowej! Innym niezwykłym miejscem jest świątynia Tilawkaguru wybudowana w jaskiniach. Otynkowane ściany pokryto malunkami. Żeby je zobaczyć, trzeba zabrać ze sobą latarki lub na miejscu kupić świeczki, bo wewnątrz nie ma prądu.
Birmańskie przysłowie mówi: "Musisz być mnichem, nim staniesz się mężczyzną". Zatem co roku tysiące mężczyzn goli głowy, przywdziewając czerwone szaty. Także dzieci wstępują do nowicjatu, by jako "samanera" nauczyć się podstaw wiary, a także wyrobić w sobie silną wolę i pokorę. W wieku około 20 lat nowicjat powtarza się, aby tym razem podjąć decyzję o pozostaniu mnichem na zawsze lub o powrocie do świeckiego życia. To jak matura i pasowanie na dorosłego człowieka.
Dla dziewcząt decyzja jest o tyle trudniejsza, że muszą zgolić włosy, a długi, czarny warkocz to chluba każdej Birmanki. Rekompensuje im to już pierwszy dzień ceremonii, kiedy to dzieci traktowane są i ubierane niczym książę Siddarha, który porzucił luksusowe życie, by po doznaniu oświecenia stać się Buddą. Dzieci zostają w klasztorach na kilka dni, czasem kilka tygodni. Uczą się modlitw, a także czytania i pisania. Dla nich nowicjat to kolejna z lekcji życia.
Anna Olej-Kobus
Świat i Ludzie 08/2013