"Tourist go home!". O co chodzi protestującym Hiszpanom wyjaśnia Polka, mieszkająca w Barcelonie

Barceloneta, dzielnica, w której mieszkam, znajduje się tuż przy plaży. Jest bardzo popularna, zwłaszcza wśród turystów. Codziennie, przez cały rok, można zobaczyć odwiedzających ze wszystkich zakątków świata. I to właśnie tutaj – paradoksalnie – znajduje się najwięcej plakatów, posterów czy wlepek o takiej treści: “Turyści do domu. Zapraszamy uchodźców”.

Protesty w Barcelonie
Protesty w BarcelonieEmilio Morenatti/Associated PressEast News

Nie wynajmiesz mieszkania, ale jeśli zamieszkasz go nielegalnie, to... nikt nie może cię eksmitować

Rdzenni mieszkańcy stolicy Katalonii twierdzą, że turyści odpowiadają za horrendalny wzrost cen mieszkań. Sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana. Europejczyk, który nie pracuje w Hiszpanii, raczej nie będzie w stanie wynająć mieszkania długoterminowo. Jednocześnie nielegalny imigrant, który podczas twojej nieobecności "rozgości" się w twoim mieszkaniu będzie miał prawo w nim zostać. Ocupados - tak nazywani są niechciani i nielegalni (a paradoksalnie niemożliwi do eksmitowania) lokatorzy. Brzmi jak scena z filmów Barei, prawda? Otóż nie, to absurdalna rzeczywistość mieszkańców Barcelony.

Opowiem wam o całej sytuacji z perspektywy osoby, która mieszka tutaj już prawie 5 lat.

"Turyści do domu". Czy horrendalne ceny wynajmu mieszkań to na pewno wina odwiedzających?

Temat turystów często przewija się podczas rozmów z moimi znajomymi. Mamy sprzeczne opinie. Bo tak - Barcelona jest przepełniona turystami, którzy z całą pewnością przyczyniają się do wzrostu cen mieszkań, ale generują też potężne przychody dla miasta, jak i kraju. Osobiście uważam, że (nazwijmy to) ruch przeciwko nim jest trochę na wyrost. To właśnie dzięki odwiedzającym (między innymi) miasto zyskało sławę, jak i fundusze na rozwój. Co więcej, restauracje, puby, muzea i wiele innych obiektów utrzymuje się głównie dzięki turystyce.

Wielu Katalończyków powtarza "modne" ostatnio frazy o tym, że turyści to zło. Nie zgadzam się z tym. Bo tak, ceny mieszkań na wynajem są z kosmosu (przykładowo za kawalerkę w mojej dzielnicy ok. 1300 euro, przy czym wiele osób zarabia ok. 1500 euro), ale pytanie brzmi: to wina turystów czy błędnie prowadzonej polityki, luk prawnych i totalnego braku respektowania tego prawa? Pozostawię was z tym pytaniem.

Jeden z wielu obiektów oklejonych wlepkami, "zachęcającymi" turystów do opuszczenia Hiszpanii
Jeden z wielu obiektów oklejonych wlepkami, "zachęcającymi" turystów do opuszczenia Hiszpaniimateriały prasowe

Zagraniczni mieszkańcy Barcelony - nie jesteśmy tu zbyt mile widziani

Obok turystów istnieje jeszcze jedna grupa osób, na które Katalończycy patrzą "spode łba". To tak zwani "guiris", czyli zagraniczni mieszkańcy Barcelony. Obcokrajowiec mieszkający w Barcelonie, niby nic w tym złego, prawda? Wielu Katalończyków, których znam, uważa jednak, że to właśnie my (owszem, ja też zaliczam się do tej grupy) przyczyniamy się do tego, że miasto przestaje być enklawą rdzennych mieszkańców, a staje multikulturalnym centrum.

A jeśli chodzi o guiris - cóż, my też wcale nie mamy tutaj łatwo! Opowiem wam o tym, jak moja przyjaciółka Ewa z dnia na dzień prawie została bez dachu nad głową.

Nie pracujesz w Hiszpanii, a chcesz tu mieszkać? Łatwiej będzie ci kupić mieszkanie niż je wynająć

Ewa. Polka, którą poznałam w Barcelonie. Prowadzi swoją firmę. Od 2 lat wynajmuje mieszkanie w moim sąsiedztwie. Płaci na czas, dba o mieszkanie, jak o własne. Zgodnie z prawem, po roku kontrakt na lokum powinien zostać automatycznie przedłużony na 5 lat. Prawo jest jednak na bakier z praktyką. Ewa usłyszała, że musi się wyprowadzić. Miała około miesiąca na znalezienie nowego lokum. Nie udało się jej. Dlaczego? Temat rzeka. Przytoczę jednak sytuację, która pozwoli lepiej zrozumieć absurdy rynku mieszkań.

Ewa wchodzi do agencji nieruchomości, przedstawia swoją sytuację, mówi, czego szuka. Pyta agenta, jakie ma opcje, co mówi prawo. Chce się zorientować. Bo gdzie najlepiej zaczerpnąć porady odnośnie wynajmu, jak nie w agencji nieruchomości? Agent odpowiada "Niestety nie wiem". Ewa wychodzi zdana na siebie. Wie, że zgodnie z prawem nie musi się wyprowadzać, ale chce iść na rękę właścicielowi i znaleźć dla siebie alternatywę. Szuka więc mieszkania na najbardziej popularnej stronie do wynajmu - Idealista. Ogłoszenia pojawiają się i znikają w ciągu kilku minut. Wynajęcie mieszkania graniczy z cudem.

Byłoby kiepsko, nie móc więcej odwiedzić tego pięknego miasta, prawda?
Byłoby kiepsko, nie móc więcej odwiedzić tego pięknego miasta, prawda?123RF/PICSEL

Jeśli więc jakimś cudem uda ci się umówić na wizytę i obejrzeć mieszkanie, to musisz spełnić kilka warunków. Najczęściej są nimi: umowa o pracę w Hiszpanii (najlepiej na czas nieokreślony), udokumentowane zarobki - przedstawienie trzech ostatnich wypłat, dokument NIE (coś na wzór hiszpańskiego dowodu osobistego). Zarobki przelicza się procentowo - tak by właściciel miał pewność, że stać cię na opłacanie miesięcznego czynszu. Nawet ci, którzy je spełniają, często nie są w stanie wynająć mieszkania, bo... ktoś był szybszy albo zarabiał więcej i był lepszym kandydatem. Co jeśli jednak uda ci się wynająć? Na wstępie musisz zapłacić depozyt w wysokości dwóch miesięcy najmu.

Istnieje też opcja na wzór najmu krótkoterminowego. Jak dokładnie działa? Zacytuję więc agenta nieruchomości: 

niestety nie wiem.
Tak się mieszka w jednej z najbardziej turystycznych dzielnic Barcelony
Tak się mieszka w jednej z najbardziej turystycznych dzielnic Barcelonyarchiwum prywatne

Płacę 80 euro na miesiąc, żeby nielegalni imigranci nie zajęli mi mieszkania

Pomyślicie: szczęściara z mieszkaniem? Nie narzekam, ale... nam, właścicielom, też nie jest łatwo. Wspomnijmy bowiem ostatnią, najbardziej niechlubną i znienawidzoną przez wszystkich grupę społeczną "ocupados". To najczęściej nielegalni imigranci, którzy podczas twojej nieobecności mogą zająć twoje mieszkanie i zmienić zamki. Nie tylko nie wejdziesz do własnego mieszkania, ale nawet policjanci nie będą w stanie ich eksmitować! To właśnie dlatego płacę 80 euro miesięcznie prywatnej firmie, która chroni mnie przed podobnymi sytuacjami.

Jak sami widzicie, życie w Barcelonie naprawdę może przypominać takie z filmów Barei. Czy to wina turystów? A może guiris? Nie sądzę, ale wiem jedno - filmy tego reżysera nie bez powodu cieszą się ogromną popularnością.

Karolina Wachowicz

Autorka i Franek na barcelońskiej plaży
Autorka i Franek na barcelońskiej plażymateriały prasowe
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas