Reklama

Wyjątkowy urok i uczta dla zmysłów. Jedno z najpiękniejszych miejsc Polski

Natura i historia splatają się tu w uroczym tańcu. Pomiędzy wapiennymi ostańcami, które, niczym strażnicy przeszłości, dumnie wznoszą się nad zielonymi dolinami, rozciąga się kraina skarbów - tych, które są tworem natury i tych, które powstały dzięki pracy ludzkich rąk. W cieniu średniowiecznych zamków, na szlakach tajemniczych jaskiń i malowniczych wąwozów, poczuć można nie tylko oddech historii, ale też odnaleźć ukojenie dla zmysłów. Witajcie na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.

Na ziemi, na wysokości, na wodzie

Dla lubiących aktywny wypoczynek, tereny Jury Krakowsko-Częstochowskiej to morze możliwości. Choć Jura kojarzy się przede wszystkim z wapiennymi skałami, to jej kręte rzeki, jak Warta czy Pilica, stają się coraz popularniejsze wśród miłośników kajakarstwa. Spływ kajakiem po Warcie to prawdziwa uczta dla zmysłów - spokojny nurt rzeki prowadzi przez dzikie, niemal niezmienione krajobrazy, gdzie natura zdaje się być nienaruszona przez człowieka. Wiosłując, nie należy tracić jednak czujności, gdyż na mirowskim przełomie Warty są też odcinki, na których, przy braku uwagi, pływanie może skończyć się wywrotką. Większa część moich towarzyszy zaliczyła taką przymusową kąpiel, na szczęście w dość płytkiej na tym odcinku wodzie.

Reklama

Fani dwóch kółek również znajdą tu coś dla siebie. Szlaki rowerowe wiodą nie tylko przez historyczne punkty, ale również pozwalają odkryć mniej znane zakątki regionu - malownicze wioski, wapienne skałki i doliny, gdzie pasą się owce. Jura to raj dla miłośników rowerów górskich, którzy poszukują wyzwań w trudniejszym terenie, jak i dla tych, którzy szukają miejsca na rodzinne wyprawy -  łagodniejsze trasy pozwalają cieszyć się krajobrazem bez wielkiego wysiłku.

Czytaj także: Polska na własne oczy: Gmina Muszyna i okolice rowerowym szlakiem

Dla tych, którzy lubią  piesze wędrówki, Jura oferuje całą gamę tras - od tych krótkich spacerowych przez dolinki, aż po dłuższe, wymagające dobrej kondycji szlaki, które prowadzą przez najwyższe punkty regionu. Dolina Prądnika w Ojcowskim Parku Narodowym to jedno z najczęściej wybieranych miejsc na piesze wycieczki. Wąskie ścieżki wiją się wśród skał, a po drodze można spotkać unikalne formacje skalne, jak słynna Maczuga Herkulesa czy Brama Krakowska. Z centrum Krakowa do Ojcowa dojedziemy autobusem podmiejskim w niespełna godzinę.

Inne szlaki, jak chociażby ten przez Pustynię Błędowską, pozwalają na odkrycie zupełnie odmiennego oblicza Jury - rozległe, piaszczyste tereny, kontrastujące z wapiennymi wzgórzami, są jednym z najbardziej egzotycznych miejsc w Polsce. Wędrując pieszo, można nie tylko podziwiać piękno natury, ale i natknąć się na jaskinie, które stanowią jeden z najcenniejszych skarbów regionu, jest ich tu łącznie ponad 180. Najbardziej znana to Jaskinia Łokietka, największa zaś to Wierzchowska Góra. Jedną z chętniej odwiedzanych przez turystów jest zaś Jaskinia Nietoperzowa. Jak i wiele z innych, dostępnych do zwiedzania z przewodnikiem, zachwyca swoimi naturalnymi formacjami i niezwykłymi historiami. 

- Wejście do jaskini to pozostałość po wykopaliskach archeologicznych prowadzonych w tym miejscu w latach 50. i 60. ubiegłego wieku - mówi przewodnik Piotr Ferdek oprowadzający po Jaskini Nietoperzowej. - To właśnie wtedy, podczas badań profesora Chmielewskiego wyodrębniono kulturę jerzmanowicką, datowaną na ponad 36 tysięcy lat przed naszą erą, choć jak wyjaśnia nie są to najstarsze ślady pobytu człowieka w tej jaskini - te datuje się na 120 tysięcy lat przed naszą erą. Piotr Ferdek podkreśla, że z racji nazwy zwiedzający najczęściej dopytują o nietoperze. Jednak latem te latające ssaki korzystają ze strychów, studni, piwnic czy dziupli drzew. Co nie znaczy, że w jaskini ich nie ma - podczas mojego spaceru kilkukrotnie trafiam na przelatujące nad głową niewielkie stworzenia. Jak tłumaczy przewodnik do rekreacyjnego zwiedzania przeznaczona jest około ¼ z całej długości jaskini, pozostała część to korytarze trudne, miejscami niebezpieczne i nie da się po nich spacerować - wyjaśnia. Dlatego też często stanowią przedmiot zainteresowania jaskiniowych alpinistów.

Eksplorowanie jaskiń na takim poziomie to jednak już sport ekstremalny. Nieco mniej niebezpieczna, przynajmniej na podstawowym poziomie, jest szeroko kojarzona z tymi terenami wspinaczka skałkowa. Gdy przyglądam się próbom pokonania skalnej ściany przez adeptów tego sportu, Michał Czubak z Project Podzamcze, tłumaczy mi, że nie zawsze musi się ona wiązać z dobrym przygotowaniem kondycyjnym, bo dużo ważniejsza jest tutaj psychika. - Realizujemy projekty rehabilitacji osób z niepełnosprawnościami i deficytami nie tylko ruchowymi. Wspinaczka pozwala budować poczucie własnej wartości i pokonywać bariery. Jest skuteczną formą terapii ruchem - zapewnia.

Historyczne oblicze Jury i Szlak Orlich Gniazd

Sercem Jury Krakowsko-Częstochowskiej jest, rozpoczynający się już w północno-zachodniej części Krakowa, Szlak Orlich Gniazd - trasa, która przenosi w czasy, gdy rycerze stali na straży potężnych warowni. Liczący nieco ponad 160 km, szlak, łączy ruiny zamków i budowle, które od wieków wznoszą się nad okolicą, strzegąc tajemnic przeszłości. To podróż przez wieki, w których historia miesza się z legendą, a każdy zamek opowiada własną, unikalną opowieść.

Warto odwiedzić Zamek Ogrodzieniec, usytuowany na najwyższym wzniesieniu Jury - Górze Janowskiego (515 m n.p.m.). To jedno z najbardziej imponujących i najlepiej zachowanych miejsc na szlaku. Jak opowiada Jacek Pertek, jurajski przewodnik, jego budowa rozpoczęła się w XIV wieku z inicjatywy rodu Włodków Sulimczyków. W XV wieku zamek został rozbudowany przez ród Bonerów, którzy przekształcili go w potężną twierdzę. Ogrodzieniec był świadkiem licznych bitew, a także rezydencją możnych rodów, m.in. Myszkowskich i Firlejów. Po zniszczeniach podczas potopu szwedzkiego, od 1655 roku zamek stopniowo popadał w ruinę, ale dziś jego majestatyczne mury przyciągają turystów z całego świata. Słowa te potwierdzają przechadzający się w strojach z epoki uczestnicy XXV Międzynarodowego Festiwalu Rycerskiego. Rycerze, damy dworu, smakołyki i instrumenty z dawnych czasów nie tylko dodają temu miejscu kolorytu, lecz na chwilę ożywiają też mury majestatycznie wznoszące się nad Jurą. 

W Rabsztynie znajduje się zaś zamek, swą nazwę zawdzięczający skale, na której został posadowiony. Wywodzi się ona od słowa "rabenstein", oznaczającego tyle, co "krucza skała". Pierwsze wzmianki o tej warowni pochodzą z XIII wieku, kiedy to na miejscu dzisiejszych ruin istniała drewniana strażnica. Nieco później wzniesiono kamienną wieżę obronną. W XIV wieku, z inicjatywy króla Kazimierza Wielkiego, wzniesiono murowany zamek, który w XVII wieku został zniszczony podczas wojen szwedzkich, a 200 lat później w niczym nie przypominał już budowli z czasów świetności. Dziś ruiny Rabsztyna, położone na wapiennym wzgórzu, są miejscem spotkań miłośników historii i turystów poszukujących malowniczych widoków. Roztacza się stąd między innymi widok na panoramę Olkusza i okoliczne lasy, tworzące piękne, wibrujące kolorem mozaiki zwłaszcza o tej porze roku.

Położony nieopodal Mirowa zamek w Bobolicach podzielił losy rabsztyńskiej warowni. Podobnie jak ona, został wzniesiony z inicjatywy Kazimierza Wielkiego około 1350 roku. Warownia, pełniąca funkcję obronną na zachodnich rubieżach Królestwa, przez wieki była świadkiem wielu wydarzeń, w tym licznych bitew i oblężeń. Zamek popadł w ruinę w XVII wieku po zniszczeniach wojennych, jednak dzięki staraniom prywatnych właścicieli, w latach 90. XX wieku rozpoczęto jego odbudowę. Dziś Bobolice, odbudowane z dbałością o detale, stanowią jedno z najlepiej zachowanych miejsc na Szlaku Orlich Gniazd, przyciągając turystów swoją architekturą i unikalną atmosferą.

Każdy z tych zamków, choć inny, stanowi część większej układanki, która tworzy Szlak Orlich Gniazd - miejsce, gdzie przeszłość żyje w harmonii z teraźniejszością. To wędrówka, w której każdy krok prowadzi w historyczną krainę, odkrywając historie sprzed wieków.

Nie dla wszystkich jest oczywiste, że tereny Jury mają także głębokie związki z kulturą żydowską. W niewielkich jurajskich Żarkach odżywa historia, która przez lata była niemal zapomniana. To tutaj powstał jedyny w województwie śląskim Szlak Kultury Żydowskiej - wyjątkowa trasa, która nie tylko przywraca pamięć o dawnych mieszkańcach tego miasteczka, ale także pozwala na głębsze zrozumienie ich dziedzictwa. Wędrując szlakiem odkrywamy ślady życia i kultury żydowskiej, które przez wieki współtworzyły tu tkankę społeczno-kulturalną.

Poza wykorzystywaną obecnie jako dom kultury synagogą, charakterystyczną zabudową centrum i domem, w którym polska rodzina ukrywała Żydów, warto zwrócić uwagę na unikatowy kirkut na Kierkowie - uważany za jeden z najpiękniejszych i największych na Śląsku. Rozciągający się na powierzchni ponad 1,5 ha cmentarz, na którym znajduje się ponad tysiąc macew i nowopowstałe lapidarium. Wśród licznych nagrobków wyróżniają się te bogato zdobione hebrajskimi inskrypcjami i symbolami macewy, groby tumbowe i resztki obelisków. To otulone ciszą i spokojem miejsce wygląda niezwykle, zwłaszcza o zachodzie słońca.

Jurajskie rozkosze podniebienia

Czym byłoby podróżowanie bez odkrywania nowych smaków. Na Jurze spotkamy dania i produkty regionalne, które zaskoczą nie tylko smakiem, ale i sposobem przygotowania. Jednym z nich jest chleb tatarczuch. Wącham go z zachwytem, czując charakterystyczny zapach kaszy gryczanej - chleb w smaku jest słodki i wyrazisty. Wypiekany od wieków według receptur przekazywanych z pokolenia na pokolenie, jest jednym z nielicznych przykładów dawnej kuchni, która przetrwała próbę czasu i wciąż cieszy podniebienia mieszkańców oraz turystów.

Tatarczucha wyróżnia sposób przygotowania - powstaje bowiem z mąki gryczanej, zwanej niegdyś "tatarczaną", stąd też jego nieco egzotycznie brzmiąca dla ucha nazwa. Jak słyszę, w dawnych czasach gryka była jedną z najłatwiej dostępnych roślin uprawnych w tym regionie, dlatego wykorzystywano ją powszechnie w kuchni. Obracam w palcach kromkę odkrojoną z dużego bochna. Tatarczuch jest wilgotny, miękki w środku, a jego twarda skórka, kryje bogaty aromat, na języku zostawia delikatny orzechowy posmak.

Proces przygotowywania tatarczucha jest czasochłonny i wymaga dużej precyzji. Tradycyjnie zaczyn fermentuje przez co najmniej kilkanaście godzin, co nadaje chlebowi charakterystyczną, lekko kwaskowatą nutę. Następnie ciasto piecze się w piecach opalanych drewnem, co dodaje mu wyjątkowego smaku i zapachu. Dziś tatarczuch jest nie tylko lokalnym przysmakiem, ale również atrakcją kulinarną. Można go skosztować na lokalnych targach, festiwalach i jarmarkach, gdzie wciąż jest pieczony zgodnie z tradycją. Spotkać możemy go także jako dodatek do przystawek w lokalnych restauracjach.

W niemal każdym domu na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej znajdziemy też kociołek. Żeliwny garnek na trzech nóżkach, ze szczelną pokrywą służy do przygotowywania tradycyjnych pieczonek, czy też jak mówią niektórzy - duszonek. Zanim zasiądę nad talerzem, patrzę na kociołki ustawione na palenisku, przy okazji zagaduję obsługę o genezę tego, popularnego w tych rejonach dania. - Odkąd pamiętam robione w żeliwnym kociołku podczas wykopków i podawane na liściu kapusty z kubkiem maślanki albo kefiru. Takie pożywne i trochę bezobsługowe danie, choć w zależności od regionu miało nieco inne składniki - mówi Przemysław Grabiński obsługujący palenisko. Podstawą zawsze były ziemniaki, u nas na Jurze są to dodatkowo buraki i cebula, kiełbasa i boczek. Trochę dalej dodaje się też na przykład inny rodzaj kapusty, a dodatkowo przyprawia całość zielem angielskim. Na Śląsku spotkałem się z duszonkami ze śledziem. W naszym regionie przyjęło się podawać duszonki z kubkiem białego barszczu - tłumaczy.

Poza duszonkami Jura ma także inny flagowy produkt - pstrąga. Z hodowli tej zdrowej i smacznej ryby słynie zwłaszcza w Dolina Prądnika. - Niby Dolina Prądnika, a jednak Dolina Pstrąga - żartuje Magdalena Węgiel, która rzuciła pracę w korporacji i razem z córką, Agnieszką Sendor, od kilkunastu lat w samym sercu Ojcowskiego Parku Narodowego hoduje pstrągi potokowe. Pani Magdalena o pstrągach wie niemal wszystko, cierpliwie tłumaczy zawiłości związane z niedoborami tlenu czy temperaturą wody. 

Pstrąg Ojcowski to marka sama w sobie, a przede wszystkim wysokiej jakości produkt. - Od razu potrafię poznać mięso złej jakości - deklaruje z przekonaniem. Do ryby nie dodajemy nic oprócz solanki - kontynuuje pani Magdalena - po rybie wszystko widać - podkreśla. - Naszego pstrąga wędzimy na drewnie bukowym, to ono nadaje skórce pstrągów ten piękny złoty kolor. Kolor samego mięsa też jest istotny, ryby wędzone w automatycznych wędzarkach, nie jak u nas, naturalnie, mają taki dziwny kolor w różnych przypadkowych miejscach, naturalnie wędzona ryba będzie zaś jednolita. Po czym dodaje:  - Sposób patroszenia także ma wpływ na jakość. Na przykład skrzela zmieniają smak ryby, dodatkowo powodują takie nieestetyczne zacieki. My zostawiamy głowę, ale całość czyścimy dokładnie, dzięki temu mięso zachowuje wszystkie walory smakowe i estetyczne - mówi pani Magdalena, pokazując połyskujące w popołudniowym słońcu pstrągi. Swoich gości raczy także innymi specjałami z dodatkiem hodowanej w gospodarstwie ryby - w menu miedzy innymi bułka czy pierogi z pstrągiem.

Jura to miejsce, gdzie każdy zakręt drogi odkrywa nową opowieść, a każda chwila staje się podróżą w czasie - od pradawnych legend po współczesne poszukiwania przygód. To miejsce, które nie pozwala zapomnieć jaką siłę ma natura. Czas można tu spędzać w dowolny sposób - aktywnie pośród skał, na wodzie czy szlakach rowerowych. Bawiąc się z tradycją, poznając kolejne miejsca starające się ocalić rzemiosło i tradycję od zapomnienia. Konsumując lokalne produkty, wytwarzane od lat tymi samymi metodami według starych receptur. A wszystko to niespełna godzinę jazdy od Krakowa czy Katowic.

Czytaj także:

Ojcowska złota jesień

Atrakcje Jury Krakowsko-Częstochowskiej

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: jura krakowsko-częstochowska | Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy