Meksykańskie królowe narkobiznesu
Świat narkotykowych karteli powszechnie uważany jest za zdominowany przez mężczyzn, ale okazuje się, że i kobiety zajmują w nim ważne miejsce. Nie ustępują im w sposobie zarządzania przestępczymi grupami, szerzeniu przemocy i wzmacnianiu nielegalnego imperium. Kim są te niebezpieczne kobiety, które w południowoamerykańskiej społeczności zyskały miano narko-celebrytek?
Od królowej piękności do przywódczyni kartelu
Emma Coronel Aispuro urodziła się w San Francisco, ale dorastała w meksykańskim mieście Canelas. Podwójne obywatelstwo otwierało przed nią wiele drzwi. Coronel od zawsze marzyła, żeby zostać dziennikarką. Zaczęła nawet studia w tym kierunku. Wszystko zmieniło spotkanie ze starszym o ponad trzydzieści lat Joaquínem Guzmánem, znanym szerzej pod pseudonimem El Chapo. Ojciec Emmy, Inés Coronel Barreras był jednym z najbliższych współpracowników gangstera, a tym samym wysokim rangą członkiem kartelu Sinaloa. W 2013 roku został skazany za handel narkotykami. Zanim to nastąpiło, z inicjatywy Barresa, jego córka kilka miesięcy po wygranej w konkursie piękności poślubiła słynącego z brutalności El Chapo. Para pobrała się w osiemnaste urodziny Coronel.
Guzmán żenił się wówczas po raz trzeci. Partnerki obdarowały go łącznie trzynastoma pociechami. Sam pochodził z wielodzietnej, choć biednej rodziny w stanie Sinaloa w północno-zachodnim Meksyku. Jego ojciec, pracujący na roli, dorabiał, uprawiając mak, który niezbędny jest do produkcji opium. Młody Joaquín wzorce i podstawy życia w strukturach narkotykowego gangu pobierał od wuja Pedro Avilésa Pérego, członka kartelu z Guadalajaty. Guzmán po śmierci krewnego wstąpił w szeregi grupy i zaczął szybko piąć się po szczeblach jej hierarchii. W końcu stanął na czele kartelu Sinaloi, zyskując nie tylko niebotyczny majątek szacowany na 1 miliard dolarów, ale również rozpoznawalność. Jego nazwisko znalazło się nawet na liście najbogatszych osób na świecie przygotowanej przez Forbesa w 2009 roku.
Coronel zyskała na popularności podczas procesu sądowego męża. Brała udział niemal codziennie w rozprawach, które odbywały się w Nowym Jorku i za każdym razem zaskakiwała obserwatorów kontrowersyjnymi reakcjami na zeznania dotyczące jej męża. Bez wzruszenia słuchała opisów jego zbrodni - morderstw dokonywanych z zimną krwią oraz brutalnych gwałtów. Sama przyznała podczas jednego z zeznań, że El Chapo miał wiele kochanek, które szpiegował. Wybuchała jednak śmiechem, gdy te opowiadały w sądzie o strasznych rzeczach, których doświadczyły w relacji z Guzmánem. Została wierna swojemu mężowi i własnym interesom. Przyznawała publicznie, że podziwia mężczyznę, którego poślubiła, a zasłyszane na sali sądowej historie nie zmienią jej uczuć. Znana w Meksyku jako piękna, modnie ubrana i opływająca w bogactwa celebrytka, w trakcie procesu zmieniła się w niestroniącą od przemocy, niebezpieczną postać.
Diwa z Sinaloa
Emma Coronel miała niebagatelny wpływ na kreowanie wizerunku zarówno swojego męża, jak i jego narkobiznesu. Stała się influencerką, którą z ochotą obserwowały setki tysięcy osób w mediach społecznościowych. Za pomocą wyzywających strojów, krzykliwego makijażu i oryginalnej osobowości odwracała uwagę od ponurego narkotykowego świata. Udowadniała wręcz, że jest w nim coś atrakcyjnego i normalizowała patologiczne zachowania przestępczego towarzystwa, zakładając między innymi linię ubrań z wizerunkiem El Chapo.
Była królowa piękności zyskała dzięki swojemu wizerunkowi pseudonim "Diwy z Sinaloa", co utożsamiało ją z cechami wyglądu buchony - obiektu pożądania narkotykowych baronów. Analityk Romain Le Cour Grandmaison wskazuje, że buchony noszą drogie markowe ubrania, a cały ich wizerunek jest przesadzony. W konsekwencji wszystko w ich życiu sprowadza się do obsesji na punkcie wyglądu. Kobiety narcos są zazwyczaj seksualizowane i szufladkowane jako ofiary. W przypadku Aispuro było jednak inaczej. Aresztowano ją 22 lutego tego roku na Międzynarodowym Lotnisku Dulles w Waszyngtonie. Kobieta została postawiona przed sądem z zarzutem kierowania kartelem narkotykowym, gdy jej mąż przebywał w areszcie oraz pomocy we wcześniejszej ucieczce El Chapo z więzienia. Oskarżono ją również o spiskowanie w celu dystrybucji do Stanów Zjednoczonych kokainy, heroiny, metaamfetaminy oraz marihuany.
Życie przestępczyni podane na złotej tacy
Zalotny wzrok i tajemniczy uśmiech - tak Sandra Avila Beltran wygląda na policyjnych zdjęciach z dnia zatrzymania. Policja natrafiła na nią, gdy popijała kawę w jednej z ulubionych kawiarni. Podczas przesłuchania tłumaczyła funkcjonariuszom, że jest tylko zwykłą gospodynią domową, dorabiającą na sprzedaży ubrań i wynajmowaniu pokojów. Trudno odmówić jej sprytu, choć wydział sprawiedliwości doskonale zdawał sobie sprawę, z kim ma do czynienia.
Beltran wychowała się w świecie narkobiznesu. Dorastała w rodzinie, która od pokoleń handlowała nielegalnymi towarami. Jej wujem był sam Miguel Angel Felix Gallardo, najpotężniejszy capo w Meksyku, nazywany również "ojcem chrzestnym" amerykańskiego przemysłu narkotykowego. Ojciec Avily pracował dla kartelu z Guadalajary, a matka poszukiwana była listem gończym. Przynależność do meksykańskich narcos zapewniła rodzinie dostatnie życie. Beltran miała wszystko, czego tylko mogła zapragnąć - złotą biżuterię, najmodniejsze ubrania, najlepsze wykształcenie oraz prywatne zajęcia z baletu czy gry na pianinie. Nie miała jednak zamiaru kontynuować rodzinnej tradycji. Chciała pójść własną drogą i, podobnie jak Emma Coronel, zostać dziennikarką. Nie zagrzała jednak miejsca w krajowych redakcjach. Szybko zabrakło jej pieniędzy i przywilejów, na które mogła liczyć, będąc częścią narkotykowego imperium.
- Nie zaprzeczę, że należę do tego świata. W nim się urodziłam, wychowałam, ale znam też osoby, które nigdy nie popełniły żadnego przestępstwa - powiedziała w wywiadzie z Julio Schererem.
Królowa Pacyfiku
Sandra od początku swojej kariery w narkobiznesie mierzyła wysoko. Bardzo szybko udowodniła, że potrafi się w nim odnaleźć. Świetnie wykorzystywała swoje atuty, żeby zaimponować najważniejszym liderom w branży. Chciała przewodzić kartelom, zarabiać duże pieniądze i uniezależnić się od mężczyzn. Choć uwikłana była w dość szemrane interesy, przestrzegała własnych zasad, o których otwarcie mówiła w wywiadach.
- Nigdy nie brałam narkotyków. Jeśli bym to zrobiła, mężczyźni mieliby mnie za kolejną dziewczynę na posyłki. Nie mogłabym liczyć na szacunek - przyznaje w rozmowie z Guardianem. Przez niemal dekadę pracowała na to, żeby o niej usłyszano i doceniono w towarzystwie narcos. Twierdziła, że kobiety w tym świecie traktowane są jako ozdoby. Sandra pragnęła czegoś więcej niż bywanie na imprezach i życie pod dyktando bogatego męża. Niezłomna postawa i wyjątkowy charakter sprawiły, że Avila pozyskała kluczowe dla jej kariery kontakty. W szczególnie bliskich relacjach pozostawała z El Chapo i Juanem Ramirezem. Związek z kolumbijskim narkotykowym bossem przyniósł jej największy sukces. Sandra stała się ważnym pośrednikiem w operacjach kartelu Sinaola i Cali, który odpowiadał za 25 proc. przemycanego do USA towaru.
Piękną brunetkę okrzyknięto mianem "Królowej Pacyfiku". Stała się fenomenem w obu Amerykach, zarobiła fortunę i zyskała niemałą sławę. Dziennikarze z ochotą przeprowadzali z nią wywiady, jakby była kolejną celebrytką. Howard Campbell z Uniwersytetu Teksańskiego w El Paso napisał, że Sandrę wyróżniała urzekająca uroda, próżność i fascynująca osobowość. Podkreślił, że przyciągała uwagę mediów, ponieważ była seksowną kobietą w skórze narkotykowego capo. Do tego nie obawiała się konsekwencji. Prokuratura przez lata nie mogła jej postawić zarzutów. Organy ścigania wpadły na trop jej nielegalnych interesów, dopiero gdy sama pojawiła się na posterunku policji. Zgłosiła porwanie syna oraz próbę pobrania za niego okupu w wysokości pięciu milionów dolarów w gotówce. Funkcjonariusze pomogli jej, ale zaczęli jednocześnie sprawdzać, dlaczego groźni gangsterzy próbowali zastraszyć właścicielkę salonu piękności. Sandra uciekała kilkudziesięciu agentom służb specjalnych przez ponad cztery lata. W końcu wpadła w ręce policji i otrzymała zarzuty prania brudnych pieniędzy oraz handlu nielegalnymi substancjami wartymi niemal 20 miliardów dolarów.
- Cieszyłam się, że mnie złapali. Już nie musiałam się więcej ukrywać i to było dobre. Czy czegoś żałuję? Spotkania z Kolumbijczykami. Rozdzielili mnie i syna i tak zaczęły się moje koszmary. Czy mam wyrzuty sumienia? Nie, bo nigdy nikogo nie skrzywdziłam. Czuję jednak ból, bo straciłam wielu bliskich i przyjaciół - wyznała. Nawet w więzieniu nie godziła się na gorsze traktowanie. Jadała posiłki z okolicznych restauracji, które dostarczano jej do placówki oraz zapraszała na regularne wizyty swojego chirurga plastycznego. Areszt opuściła po kilku latach. Obecnie mieszka w jednej ze swoich rezydencji w Meksyku.
Czytaj również: