13 zakonnic walczy o realizację tego marzenia. Możesz im pomóc!
W XVIII wieku klasztor pękał w szwach i rozbrzmiewał dźwiękami muzyki, a jego urok olśnił nawet austriackiego cesarza. Jesienią 1944 roku wypełniały go modlitwy dzieci ewakuowanych tu z warszawskiego sierocińca po powstaniu. W 1954 roku po korytarzach niósł się stukot maszyn do szycia Obozu nr 1 utworzonego przez władze komunistyczne, by pracą resocjalizować siostry. Dziś klasztor w podkrakowskich Staniątkach otacza cisza. Za murami kilkanaście benedyktynek stara się zrealizować pełen rozmachu projekt, który tchnie w to miejsce nowe życie, a zarazem pozwoli lepiej poznać jego historię i znaczenie.
- To instytucja trwająca nieprzerwanie od 800 lat, te wieki tam się czuje - mówi historyk sztuki prof. Andrzej Włodarek, który od trzech dekad prowadzi badania w Staniątkach.
Obecnie żyje tu 13 sióstr, wiele z nich jest już w podeszłym wieku. Podejmują one gigantyczny wysiłek. Chcą na terenie opactwa stworzyć muzeum z ośrodkiem naukowo-badawczym i kulturalnym, który pomoże ochronić cenne i w znacznym stopniu niezbadane zbiory, które zachowały się na terenie klasztoru. Walczą o dotacje, ale znaczną część pieniędzy muszą uzbierać same. - Pojawiła się szansa na otrzymanie 10 mln zł z Małopolskiego Regionalnego Funduszu Operacyjnego, musimy uzbierać jednak 30 proc. wkładu własnego. Mamy czas do 31 maja - mówi ksieni Opactwa w Staniątkach, Stefania Polkowska. Sprawdź, jak można pomóc!
Szkoła pod wezwaniem św. Scholastyki
- Mama Zbigniewa Wodeckiego ukończyła szkołę przy naszym klasztorze - opowiada ksieni Stefania Polkowska. - Wciąż piszą do nas osoby, których matki lub babki były tu uczennicami. To dla nich powód do dumy.
W czasie okupacji prowadzono tu tajne komplety. A benedyktynki i przebywające w Staniątkach felicjanki ukrywały dzieci pochodzenia żydowskiego1 dosłownie pod nosem Niemców stacjonujących w Staniątkach. - Wodziła ich za nos siostra Anzelma, która urodziła się w Berlinie i była niezwykle piękna. Felicjanki farbowały dziewczynkom włosy i uczyły je chrześcijańskich modlitw - opowiada 78-letnia siostra Benedykta, która zna tę historię z przekazów starszych zakonnic. Późną jesienią 1944 roku do Staniątek trafiło około 200 dzieci ewakuowanych z sierocińca po powstaniu warszawskim - zaznacza prof. Włodarek. Krótki pobyt w klasztorze i pomoc sióstr wspomina też łączniczka powstania Zofia Mróz2.
Po drugiej wojnie światowej siostry utraciły możliwość prowadzenia szkoły, która wcześniej była sercem klasztoru.
- Od XVI wieku w klasztorze prowadzono nauczanie dla dziewcząt, a od końca XVIII wieku regularną szkołę pod wezwaniem św. Scholastyki - opowiada prof. Andrzej Włodarek. - Zatrudniano świeckich nauczycieli i nauczycielki - fachowców najwyższej klasy. Niektóre nauczycielki były absolwentkami szkoły, część wstępowała do zakonu. Lekcje języków obcych prowadziły cudzoziemki. Uczennice mówiły biegle po niemiecku, rosyjsku i francusku. Uczono śpiewu i gry na instrumentach. Nauczycielami muzyki byli kompozytorzy i organmistrze.
Wrażenie, jakie poziom nauczania wywarł na cesarzu Józefie II, który osobiście wizytował szkołę w 1787, zaważyło na tym, że klasztor uniknął kasaty józefińskiej i przetrwał zabory.
- Uczyły się tu przede wszystkim dziewczęta szlacheckiego pochodzenia, których rodziców było stać na czesne. Również osoby szczególnie uzdolnione, a nie posiadające środków, mogły liczyć na ukończenie szkoły, a dzięki stypendiom i zniżkom szkoła była dostępna dla dziewcząt ze środowisk mieszczańskich czy rzemieślniczych, w późniejszym czasie również chłopskich - mówi prof. Włodarek.
Rozśpiewane zakonnice
Z profesjonalnych lekcji śpiewu korzystały tu nie tylko uczennice, ale również siostry zakonne. W Staniątkach od średniowiecza rozwijała się imponująca kultura muzyczna i jej ślady należą do najcenniejszych obiektów w zbiorach klasztoru.
- Od połowy XVIII wieku siostry miały regularną kapelę, która służyła do oprawy uroczystych nabożeństw oraz uroczystości szkolnych. Zatrudnieni kompozytorzy na miejscu tworzyli muzykę, której unikatowe zapisy można odnaleźć w zbiorach. Oprócz antyfonarza z 1536 roku, który służył w chórze zakonnym, mamy również słynne kancjonały z końca XVI wieku, w których są zapisy nutowe i teksty różnych pieśni religijnych powstałych w Staniątkach. Są to rękopisy przepisywane przez siostry na własny użytek - zaznacza prof. Włodarek i dodaje: "Pod koniec XIX wieku konwent staniątecki przyczynił się także do odtworzenia chorału gregoriańskiego. To wymagało wysiłku, zaangażowania i wielkiej świadomości".
Lectio divina. Czytaj każdego dnia!
Lektura do dzisiaj należy do codziennych obowiązków benedyktynek. - Czytania są powiązane z medytacją. Nie chodzi o to, żeby przeczytać ileś stron, ale żeby rozmyślać - zaznacza ksieni Stefania Polkowska. W klasztorze znajduje się obszerna biblioteka, w której oprócz muzykaliów, w tym zapisów najstarszych polskich kolęd, znajdują się między innymi średniowieczne księgi liturgiczne i starodruki. Ale jej zawartość nie została jeszcze do końca poznana.
- Biblioteka, w której są przechowywane inkunabuły i starodruki została częściowo skatalogowana przez siostry zakonne, ale ten księgozbiór pozostaje poza świadomością współczesnych. Wymaga nowoczesnego rozpoznania i opisania przez fachowych bibliotekoznawców. To ogromna praca. Inkunabuły nie posiadają kart tytułowych, a część starodruków je utraciła, znajduje się w nich też wiele rycin siedemnasto- i osiemnastowiecznych - opowiada prof. Andrzej Włodarek. - Do tego zespołu włączone są również średniowieczne dokumenty pergaminowe dotyczące historii opactwa, przywileje królewskie, książęce, dokumenty wstawiane przez ksienie.
Dokumenty późniejsze, od XVIII w, znajdują się w archiwum staniąteckim. To kolejny niezbadany obszar czekający na odkrycie.
- To ogromny materiał dotyczący historii opactwa, jego architektury i dzieł sztuki, ale też historii gospodarczej, ponieważ Staniątki były ośrodkiem ogromnych dóbr ziemskich z produkcją rolną młynami, karczmami, gorzelniami. - mówi prof. Włodarek. - Siostry od średniowiecza zarządzały majątkiem i prowadziły kancelarię klasztoru, co wymagało wielkiej sprawności organizacyjnej, ale też wystawiania dokumentów, zawierania umów, prowadzenia rachunków. Zachował się np. XV-wieczny dokument - przywilej na dzierżawę karczmy od klasztoru dla osób wymienionych z imienia i nazwiska. Wielokrotnie trafiałem też na spisane własnoręcznie modlitwy, życiorysy, obfitą korespondencję, która częściowo się zachowała.
Koronkowa robota
Siostry chórowe z klasztoru staniąteckiego malowały, układały wiersze, komponowały muzykę. Zajmowały się również haftem. Z zbiorach klasztoru zachowało się wiele tkanin liturgicznych ornatów, dalmatyk wykonanych z cennych tkanin ozdobionych haftami i koronkami.
- Do XVIII wieku tkaniny tkano na krosnach ręcznych, dlatego były artykułem luksusowym, pracochłonnym, kosztownym i dostępnym w zasadzie dla najbogatszych - mówi konserwatorka tkanin Anna Prokopowicz. - Z zachowanych inwentarzy dowiadujemy się na przykład, że w latach 60. XVIII wieku za komplet sprawiony do klasztoru siostry zapłaciły 370 zł, była to wartość trzech par koni.
- Część tkanin i koronek pochodziła z sukni obłóczynowych - wyjaśnia prof. Włodarek. - Były to niezwykle bogate stroje, nieustępujące sukniom ślubnym, a trzeba pamiętać, że biała suknia ślubna jest stosunkowo niedawnym wynalazkiem. Cenne tkaniny i koronki wykorzystywano później do szycia szat liturgicznych.
Materiały były również kupowane lub ofiarowywane klasztorowi.
- Lamy ze złotą nicią, z najpiękniejszymi wzorami pochodzące z manufaktur włoskich, od wieku XVIII z manufaktur francuskich, później także austriackich i niemieckich - wymienia Anna Prokopowicz. - Koronki szychowe, złote, prawdopodobnie weneckie lub hiszpańskie, białe koronki flandryjskie z nici lnianych. Jest niewiele miejsc, gdzie tego rodzaju zabytki zachowały się w takim bogactwie, a mamy tu koronki nawet szesnastowieczne.
Haftem zajmowały się zakonnice pierwszego chóru.
- Od XVIII wieku pojawiają się zapisy dotyczące zakupu złotych, srebrnych i jedwabnych nici, barwnych jedwabi, nici ozdób metalowych takich, jak pajetki czy bajorki - mówi Anna Prokopowicz.
- Ornaty z bogatymi złotymi haftami nie tylko świadczą o biegłości sióstr, ale i o znajomości wielu zagadnień związanych z programami ikonograficznymi i wysokiej kulturze ogólnej sióstr - podkreśla prof. Włodarek.
Badania dotyczące tych obiektów, a także warsztaty koronczarskie miałyby być częścią planowanego ośrodka muzealno-badawczego.
Wyjątkowy kościół
Jeszcze niedawno zabytkowy zespół zagrożony, zagrożony był katastrofą. Przeciekały dachy, które od kilku lat są stopniowo remontowane.
- Drzewa na belki więźby dachowej kościoła były ścinane w czasie, kiedy rozgrywała się bitwa pod Grunwaldem - mówi prof. Włodarek. Ale kościół i klasztor powstały jeszcze wcześniej.
- Klasztor zaczęto budować w XIII wieku. Kościół zachował się w całej swojej bryle ze sklepieniami gotyckimi. Więźba dachowa jest piętnastowieczna. Polichromia wewnątrz kościoła barokowa. - wyjaśnia prof. Włodarek. - Kiedy podczas prac konserwatorskich zdjęto cementową dziewiętnastowieczną zaprawę z murów kościoła, odsłonił się pierwotny trzynastowieczny wątek wendyjski. Stopniowo poznajemy etapy budowy i przekształceń. Renowacja XVII-wiecznej elewacji północno-zachodniego skrzydła klasztoru prowadzona jest na podstawie zachowanych reliktów. Fryz jest rekonstrukcją, a nie pomysłem plastyka. Cały zespół wymaga badań architektonicznych i archiwalnych, a także prac konserwatorskich, by to, co się zachowało, zabezpieczyć i wprowadzić do szerokiego obiegu naukowego i kulturowego.
- Stopniowo prowadzimy prace. Wojewódzki konserwator zabytków co roku po trochę zabezpiecza środki na ten cel. Od dwóch lat restaurujemy więźbę nad kościołem. Z dachami, które remontujemy od czterech lat, pomogło ministerstwo kultury - mówi ksieni Stefania Polkowska i dodaje: "Za całą tę pomoc jesteśmy ogromnie wdzięczne".
Wirydarze Dziedzictwa Benedyktyńskiego
- Te zbiory są bezcenne, ale jaką mają wartość, jeśli leżą zatrzaśnięte w skrzyniach i nikt ich nie widzi? - pyta ksieni Stefania Polkowska. - Dlatego chcemy stworzyć muzeum, z odpowiednim zapleczem, biblioteką, pracowniami, udostępnić te skarby zwiedzającym i umożliwić badania naukowcom. Wiele rzeczy nie zostało jeszcze odkrytych. Mamy tu różne przedmioty, np. tajemnicze kamienne kule, co do których nie ma nawet pewności do czego służyły.
Muzeum miałoby powstać na miejscu tzw. nowej szkoły, nigdy nie ukończonego budynku, który zaczęto budować w okresie międzywojennym.
- Projekt zakłada zburzenie szkoły w całości, na co jest pozwolenie konserwatorskie, i budowę nowego budynku o powierzchni użytkowej ok. 2000 metrów - mówi architekt Tomasz Ziobroń. - Sama budowa i roboty przygotowawcze będą dosyć szerokie i mogą być skomplikowane, ponieważ pod terenem przebiegają cieki wodne. Siostry mają stawy hodowlane, które są zasilane podziemnymi ciekami ze stawów zewnętrznych. Jest wysoki poziom wód gruntowych. Teren wymaga podniesienia, a całe posadowienie budynku prawdopodobnie będzie trzeba lokować na palach.
Prace będą rozległe, a budynek musi powstać do 2020 roku.
- Budynek, który powstanie będzie nieco odsunięty od drogi i częściowo zachowa układ szkoły. Przez dodanie trzeciego skrzydła uzyska kształt litery U, czym staraliśmy się nawiązać do wirydarzy benedyktyńskich, stąd nazwa projektu - Wirydarze Dziedzictwa Benedyktyńskiego - wyjaśnia Tomasz Ziobroń. - W opactwie są dwa wirydarze. Jeden to dziedziniec wewnątrz budynku klasztoru, drugi, częściowo do odtworzenia, znajduje się w założeniu ogrodowym. Tu pojawiłby się trzeci - jedyny dostępny dla wszystkich.
Oprócz biblioteki, archiwum i kolekcji tkanin w muzeum byłyby wystawiane przedmioty związane życiem klasztoru na przestrzeni 800 lat i dzieła sztuki, których w Staniątkach jest sporo.
- Jest pokaźny zbiór rzeźb gotyckich i barokowych, wspaniałe przykłady rzemiosła artystycznego, złotnictwa np. późnogotycka monstrancja z 1534 roku, jedna z największych w Małopolsce. Jest cykl 19 obrazów przedstawiających historię Kazimierza Mnicha, fundatora Tyńca, a pochodzących ze szkoły Tomasza Dolabelli. To jedyny cykl siedemnastowiecznego malarstwa historycznego, który zachował się do naszych czasów. Obrazy są w strasznym stanie i wymagają interwencji konserwatorskiej, ale budzą też wielkie apetyty badaczy. Mamy nadzieję, że po zdjęciu widocznych przemalowań uda się odsłonić oryginalną warstwę z czasów Dolabelli - mówi prof. Włodarek.
Ze względu na takie kąski ośrodek miałby się stać atrakcyjnym miejscem dla naukowców.
- To nie ma być jedynie muzeum do pokazywania zbiorów - podkreśla prof. Włodarek - a ośrodek o charakterze naukowo-badawczym, oświatowym i kulturalnym. Chodzi o to, by badać, opracowywać i prezentować zbiory. By włączyć je w obieg naukowy, bo są to przedmioty w większości nierozpoznane. Można będzie tu także prowadzić studia najróżniejszych zagadnień historycznych, muzycznych, duchowych, artystycznych, architektonicznych. Chcemy, by był to ośrodek żywy. Miejsce spotkań, warsztatów i konferencji.
Ponieważ planowany ośrodek byłby budynkiem nowym, w pozyskaniu pieniędzy nie może pomóc konserwator zabytków. Siostry liczyły na środki z ministerstwa kultury. - Pan minister Gliński napisał, że możemy startować w promesie na ten rok. Niestety w tym roku tej promesy nie ogłosili i mamy problem - martwi się ksieni.
Gospodarstwo sióstr
- Jesteśmy kustoszkami tego miejsca - mówi ksieni Stefania Polkowska. - Od innych kustoszy różni nas to, że my musimy to miejsce utrzymać.
Siostry robią co mogą, by uzbierać na wkład własny i uzyskać dotację unijną. Ale jest ich mało i są to w większości osoby starsze.
- Kilka sióstr nie jest już w stanie wykonywać pracy fizycznej na rzecz klasztoru. Za to się za nas więcej modlą, a tego też nam potrzeba - mówi ksieni Stefania Polkowska. - Ale staramy się jak możemy. Siostra, która ma 91 lat, ma jeszcze kurki pod opieką. Sabinka w wieku 87 lat wciąż chce pomagać przy zwierzętach, choć proszę ją, by tego nie robiła, bo boję się, że się poślizgnie na śniegu. Siostra, która ma 85 lat, stara się wyszywać kartki. Praca w kuchni również wymaga siły, nie może jej wykonywać osoba starsza, której puchną nogi.
- Kiedy tu przyjechałam, tak naprawdę nie było źródeł utrzymania, a obiekt jest ogromny - opowiada ksieni. - Odnowiłyśmy szklarnię, w której hodujemy chryzantemy. Trzeba w nie włożyć dużo pracy. Hodujemy karpie, robimy dżemy, soki i inne naturalne produkty. Owoce częściowo pochodzą z naszego ogrodu. W odpowiednim momencie trzeba je ręcznie zebrać z krzaków, przebrać, później kilka dni gotować w ogromnym garze. Siostra, która miesza dżem, wkłada w to dużo wysiłku. W przyklasztornym sklepiku mamy też chipsy pustelnika, ozdobne kartki.
Benedyktynki muszą zebrać 3 mln zł do 31 maja, aby uzyskać dofinansowanie, dlatego liczą na datki. - Sporo osób wpłacało w grudniu, po tym terminie zainteresowanie spadło. Wspomagają nas osoby prywatne i małe firmy. Wyrażamy dla nich ogromną wdzięczność - dodaje ksieni Stefania Polkowska.
Siostry kupują najtańszą żywność, by zaoszczędzić. Wiele produktów mają z własnego gospodarstwa, ale muszą kupować leki dla starszych schorowanych zakonnic.
- Przedłużenie terminu, w którym musimy zebrać pieniądze bardzo nas ucieszyło. Te skarby przechowały się tu przez tyle wieków, ale teraz wymagają konserwacji i odpowiedniego zabezpieczenia. Czy uda nam się je zapewnić? - martwi się ksieni.
Siostry można wesprzeć, wpłacając na konto PKO Bank Polski I Oddział Kraków 49 1020 2892 0000 5802 0118 6170, Opactwo św. Wojciecha Mniszek Benedyktynek, 32-005 Niepołomice, Staniątki 299, Dla przelewów z zagranicy: PL 49 1020 2892 0000 5802 0118 6170 Swift Code - BPKOPLPW lub przekazując na ten cel 1% podatku.
Wypełniając deklaracje podatkowe (PIT-28, PIT-36, PIT-36L, PIT-37, PIT-38) w części dotyczącej "Wniosku o przekazanie 1% podatku należnego na rzecz organizacji pożytku publicznego OPP" wystarczy wpisać:
W pozycji "Nazwa OPP": Fundacja Ratowania Zabytków i Pomników Przyrody;
w pozycji "Numer KRS": 0000195764;
BARDZO WAŻNE: w części "Informacje uzupełniające" w pozycji "cel szczegółowy 1 %": STANIĄTKI OPACTWO lub 006
Mogą państwo też przekazać darowizny na "Cel kultu religijnego", które także można odliczyć od podatku.
Więcej informacji: http://www.pit.pl/darowizny-koscielne/
Kto chce poczuć atmosferę minionych wieków, odetchnąć od zgiełku codziennego życia, prowadzić badania lub wziąć udział w rekolekcjach, może zatrzymać się w odremontowanym budynku starej szkoły, w której siostry urządziły tzw. Dom Gości. Do dyspozycji odwiedzających jest 21 pokoi, w tym pięć z łazienkami. Można skorzystać z wyżywienia w klasztornej kuchni.
Przypisy:
1. Wartime Rescue of Jews by the Polish Catholic Clergy The Testimony of Survivors, Edited and compiled by Mark Paul, www.savingjews.org/docs/clergy_rescue.pdf
2. https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/zofia-mroz,1348.html