Afera szpiegowska jak z filmu. Sprawa Huawei wciąż budzi emocje

Zjednują sobie polityków, naukowców, celebrytów i miliony zwykłych ludzi. Chińczycy w Europie działają niepostrzeżenie, ale na masową skalę. Sylwia Czubkowska - dziennikarka, która od lat bada chińskie wpływy w Europie – prowadzi pierwsze takie śledztwo dotyczące sposobu, w jaki Chiny przejmują naszą część świata, w tym Polskę.

Huawei w 2019 roku pojawił się na ustach świata za sprawą afery, która wybuchła w Polsce
Huawei w 2019 roku pojawił się na ustach świata za sprawą afery, która wybuchła w PolscePaweł WodzyńskiEast News

Czy Weijing "Staszek" Wang, były dyrektor w Huawei, oraz Piotr D., były oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, brali udział w działalności obcego wywiadu, która mogła wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej?

Przeczytaj fragment książki Sylwii Czubkowskiej "Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę". Wydawnictwo Znak literanova

***

Weijing Wang, w Polsce zwany Staszkiem, przed warszawskim sądem okręgowym 1 czerwca 2021 roku stanął wymizerowany. Dwadzieścia sześć miesięcy w areszcie tymczasowym nie miało na niego najlepszego wpływu. Obok niego na ławie oskarżonych zasiadł Piotr D., który w areszcie spędził tylko sześć miesięcy, ale też nie wyglądał na okaz dobrego samopoczucia. Gdy Weijing odczytywał napisane własnoręcznie w zeszycie kilkanaście stron wyjaśnień dla sądu, głos mu drżał. Wyraźnie słychać było, że ma problem z czytaniem po polsku i że targają nim potężne emocje.

To był pierwszy raz od zatrzymania obu mężczyzn i postawienia im poważnych zarzutów, kiedy można było posłuchać ich wyjaśnień. Szybko się jednak okazało, że opinia publiczna ich nie pozna. Od razu na pierwszej rozprawie na wniosek prokuratury sąd utajnił proces i dlatego nie mogę nawet napisać, co Wang zawarł w swojej mowie. Można jedynie ujawnić, że poprosił, aby media podawały jego pełne dane i publikowały jego zdjęcia bez zamazywania twarzy.

Celem procesu jest zbadanie, czy Weijing "Staszek" Wang, były dyrektor w Huawei, oraz Piotr D., były oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, brali udział w działalności obcego wywiadu, która mogła wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej.

Weijing "Staszek" Wang podczas rozprawy w sprawie szpiegostwa na rzecz Chin, 2021 rok
Weijing "Staszek" Wang podczas rozprawy w sprawie szpiegostwa na rzecz Chin, 2021 rok Stanisław RóżyckiEast News

Obaj mężczyźni zostali zatrzymani w styczniu 2019 roku.

Przez dwa dni informacja nie przedostała się do mediów, ale kiedy już została ujawniona, sprawa z miejsca rozlała się poza granice Polski. Nic dziwnego, od początku było wiadomo, że to nie jest zwykłe oskarżenie o szpiegostwo - jeżeli w ogóle takie oskarżenie może być zwykłe - a raczej sprawa, w której kontekstem jest coraz bardziej zaogniająca się sytuacja na linii Stany Zjednoczone - Chiny.

Pamiętam reakcje ludzi ze środowiska związanego z telekomunikacją na aresztowanie tej dwójki: wielkie niedowierzanie. Bo jak Staszek i Piotruś mogliby pracować dla obcego wywiadu? Owszem, znali się ze wszystkimi, każdemu pomogli, załatwili, skontaktowali, z kim trzeba, ale po pierwsze, ta branża nie jest za duża, a po drugie, oni po prostu mieli takie charaktery.

"To nie są zarzuty o jakąś banalną korupcję, bo one - przepraszam, że to powiem - nikogo by nie zaskoczyły. Nie dlatego, że konkretnie w stosunku do nich mam takie podejrzenia, tylko dlatego, że inwestycje, wokół których działali, są, no cóż, korupcjogenne. Ale jednak szpiegostwo to jest zupełnie inny kaliber" - mówił mi w styczniu 2019 roku jeden z ekspertów od cyfryzacji pracujący dla kluczowych polskich instytucji. Dziś, po trzech latach wciąż trudno mu w te zarzuty uwierzyć i dodaje: "Choć gdy spojrzymy na to, co już wiemy z akt sprawy, to widać, że obaj albo działali nieświadomie i głupio, albo świadomie, lecz nie spodziewali się, że tak delikatne, nieekspansywne ruchy mogą wzbudzić zainteresowanie naszych służb".

Te delikatne, nieekspansywne ruchy, o których wiemy, są zawarte w nieutajnionych 110 tomach akt sprawy. Sąd tuż przed pierwszą rozprawą dał mi do nich na kilka dni dostęp i to, co wyłania się z materiału dowodowego, z uwzględnionych w nim zeznań oskarżonych, świadków, ale i z korespondencji między D. a Wangiem układa się w dwa możliwe scenariusze.

Pierwszy to ten, o którym mówią D. i Wang. Mamy więc dwójkę kolegów, którzy poznali się w 2016 roku. Weijing od dobrych kilku lat mieszkał w Polsce, choć tak naprawdę Staszkiem został już w Chinach. Przybrał polskie imię, gdy pracował w firmie zajmującej się importem kosmetyków i bursztynowej biżuterii z Polski, potem przeniósł się do konsulatu w Gdańsku. W 2011 roku, po prawie pięciu latach spędzonych w naszym kraju, wyjechał do Chin z planami uruchomienia swojego biznesu. Niespodziewanie jednak wrócił do Polski i podjął pracę w coraz prężniej rozpychającym się na rynku Huawei, jako menedżer ds. PR. Tak właśnie poznał Piotra D., wtedy pracownika Urzędu Komunikacji Elektronicznej ze sporym doświadczeniem w branży telekomunikacyjnej i rozeznaniem w naszym sektorze publicznym.

D. jest przeciwieństwem spokojnego Wanga. Kiedy w 2006 roku zjawił się w gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, od razu było wiadomo, że nie jest zwykłym urzędnikiem. Miał trzy fakultety: medycynę na Akademii Medycznej w Warszawie, telekomunikację na Epitech w Nicei oraz zarządzanie bezpieczeństwem państwa w Akademii Obrony Narodowej w Warszawie. Przebojowy, ambitny, towarzyski. Kiedy się po raz pierwszy osobiście spotykamy przed salą sądową, czyli w sytuacji więcej niż niekomfortowej, szybko skraca dystans, sam proponuje kawę, nie ma w nim grama rezerwy czy choćby oficjalności. I to mimo tak trudnego momentu.

Nic dziwnego, że kiedy pod koniec 2009 roku stracił pracę w MSW, szybko trafił w znacznie ciekawsze miejsce - do ABW, i to od razu na zastępcę dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Teleinformatycznego i Informacji. Tam dostał poświadczenie bezpieczeństwa dające dostęp do informacji ściśle tajnych przez pięć lat, a do poufnych aż przez dziesięć. Odpowiadał za wdrożenie systemu łączności specjalnej w czasie polskiej prezydencji w UE w 2011 roku. W połowie roku 2012 został oddelegowany do pracy w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej, czyli instytucji, która reguluje rynek telekomunikacyjny.

Jako oficer ABW Piotr D. został doradcą szefowej UKE Magdaleny Gaj, a w 2014 roku - szefem tamtejszego departamentu kontroli i nadzoru. To ostatnie to kluczowe stanowisko z dostępem do wielu poufnych informacji. Gaj marzyła się kariera w Międzynarodowym Związku Telekomunikacyjnym (ITU). Latała na konferencje i sympozja zagraniczne tak zapamiętale, że współpracownicy określają jej urzędowanie jako "Magda Travel". Jeździła także na spotkania do Pekinu i Szanghaju, na które zabierała dwie osoby: dyrektora departamentu rozwoju infrastruktury oraz swojego doradcę. Dyrektorem była Marzena Śliz, doradcą Piotr D.

Weijing "Staszek" Wang podczas rozprawy w sprawie szpiegostwa na rzecz Chin, 2021 rok
Weijing "Staszek" Wang podczas rozprawy w sprawie szpiegostwa na rzecz Chin, 2021 rok STAFF / Reuters / ForumAgencja FORUM

Po zakończeniu kadencji Gaj w UKE D. także odszedł z urzędu i wrócił do ABW. Nie ukrywał jednak, że ma już dosyć pracy w sektorze publicznym. I wtedy poznał się z ambitnym dyrektorem z Huawei. Obaj na tyle się polubili, że Wang wręcz zarekomendował D. do pracy w Huawei, przedstawiając go nie tylko jako eksperta, lecz także człowieka o "miłym charakterze", jak pisał w jednej z wiadomości, które można odnaleźć w aktach sprawy. Chińska firma szukała wtedy ludzi z doświadczeniem w administracji publicznej. Ale Piotr D. pracy nie dostał. Powód? Po rozmowach jednak go nie polubiono. Polubiono za to rekrutowaną w tym samym czasie koleżankę D. z UKE, czyli wspomnianą Marzenę Śliz - i to ona została zatrudniona jako dyrektor public affairs. Zamiast w Huawei Piotr D. znalazł zatrudnienie w Orange, ważnym telekomie.

Mimo niepomyślnej rekrutacji D. i W. nie zerwali kontaktów. Wręcz przeciwnie - zaczęli się coraz częściej towarzysko spotykać i sporo korespondować. W aktach sprawy zgromadzono pełno wydruków esemesów i korespondencji z komunikatorów obu mężczyzn z plotkami o kolejnych urzędnikach i politykach: z MSWiA, z Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, z policji. Żadne wielkie tajemnice, raczej sprawy pobieżne, czasem jakiś żart, plotka.

Do tego doszły coraz częstsze prywatne kontakty, rodzinne grille, pomoc w znalezieniu dobrego lekarza dla żony czy dzieci. I wreszcie wakacje. Szczególnie jedne zainteresowały śledczych: wspólny rodzinny wyjazd Wanga i D. na dziesięć dni do Chin w sierpniu 2018 roku. Obie rodziny odwiedziły Pekin, Xi’an, Szanghaj, Hangzhou. Pojechali bez pośrednictwa agencji turystycznej, bo jak tłumaczą, tak było wygodniej. Koszt wycieczki rodziny D. - 25 tys. zł - pokrył Staszek, ale Piotr miał je zwrócić w trzech częściach: 12 tys. w gotówce, 8 tys. przelewem i jeszcze 5 tys. w gotówce.

Tę relację można odczytywać jako typowo koleżeńską albo tak, jak to widzi prokuratura. A według niej Weijing Wang dokonywał "rozpoznania administracji publicznej i budował strefy wpływu dla zapewnienia swojemu pracodawcy, czyli Huawei, dostępu do informacji wrażliwej". Dążył do tego, jak uważają śledczy, poprzez "rozbudowywanie siatki kontaktów i powiązań, nawiązywanie relacji towarzyskich". Piotrowi D. zarzuca się zaś, że od grudnia 2016 roku działał dla wywiadu ChRL. Kiedy Wang jako oficer wywiadu ChRL miał wykonywać zadania wywiadowcze polegające na rozpoznaniu możliwości Huawei jako dostawcy urządzeń do strategicznej infrastruktury, Piotr D. miał mu "przedstawiać swoją atrakcyjność wywiadowczą jako źródła informacji" wprost z kancelarii premiera, UKE, Ministerstwa Cyfryzacji, MSWiA, policji oraz samorządów. D. miał powiadamiać o zmianach w strukturze ministerstw, zapewniać dostęp do ważnych urzędników, a nawet ministrów. Miał także zasugerować możliwość wywierania wpływu na te osoby, przez co "wykreował reakcję oficera wywiadu w postaci zaoferowania mu atrakcyjnego stanowiska pracy w Huawei".

A to i tak najdrobniejszy i najłatwiejszy do wytłumaczenia aspekt afery szpiegowskiej wokół Huawei - afery, która od początku 2019 roku wisi nie tylko nad obu oskarżonymi, nad reputacją chińskiego potentata telekomunikacyjnego, próbami uruchomienia sieci 5G w Polsce, lecz także nad coraz bardziej napiętymi stosunkami Stanów Zjednoczonych i Chin.

***

Okładka książki Sylwi Czubkowskiej, Wydawnictwo Znak Literanova 2022
Okładka książki Sylwi Czubkowskiej, Wydawnictwo Znak Literanova 2022materiały prasowe

Czytaj także:

"Wydarzenia": Niezwykła metamorfoza. Fryzjer odwiedził wałbrzyskie hospicjumPolsat News
Styl.pl/materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas