Agnieszka Chylińska: Ostro, pod prąd
Sceniczna dzikuska, czuła jurorka, kolekcjonerka romansów, oddana żona. To wszystko ona, Agnieszka Chylińska. Konsekwentnie nieprzewidywalna. Co o niej wiecie? Pozornie wystawia się na ostrzał, a w gruncie rzeczy jest zagadką, paradoksem. Jej kobiecość, która przebija spod tatuaży, mocnych komentarzy i ostrego wokalu, kształtowali... mężczyźni.
Początek lat 90. Ładne mieszkanie w sopockiej kamienicy, kilka kroków od morza. Przy stole dwóch mężczyzn. Starszy pyta: "Czy jest pan w stanie zagwarantować mojej córce bezpieczeństwo?". Agnieszka podsłuchuje z kuchni, od odpowiedzi zależy wszystko. Gdy Grzegorz Skawiński wychodzi, ona boi się spojrzeć ojcu w oczy. Ma już za sobą występy z trójmiejskim zespołem rockowym, ale wyjazd do Warszawy to inny kaliber wyzwolenia spod jego wpływu. Po latach powie, że ruszając w nowe życie, dostała od rodziców wilczy bilet. Mama uznała ją za "artystkę ze spalonego teatru", tata nie krył rozczarowania. Czy ten moment zaważył na wszystkim? Na tekstach piosenek, samoocenie? Czy to rozgoryczenie ojca będzie ją pchało do gromadzenia dowodów na swoją wartość?
Andrzej Chyliński był ikoną jej dzieciństwa. Idolem, demiurgiem władczym i kochającym. Odprowadzając ją do szkoły, trzymał za rękę. Opowiadał o swoich podróżach, miał bajer. Przywiózł jej z zagranicy lalkę Fleur o skośnych oczach, lepszą od Barbie. Siedział na widowni, tonizując stres córki, która pierwszy raz występowała publicznie - w dzielnicowym domu kultury z kiścią bananów na głowie udawała Freddiego Mercury’ego. Drżała, bo była nieśmiała. Grzeczna i poprawna.
Rodzice widzieli ją w roli romanistki. Mama, z zawodu nauczycielka, być może ułożyła sobie w głowie wizję córki zasiadającej w radzie pedagogicznej. Nic z tego. "Panie Boże, bardzo Cię proszę, żebym została słynną piosenkarką przed maturą, bo nie chcę jej zdawać", napisała Agnieszka w pamiętniku. Wizyta Skawińskiego była jak tajfun, który przetoczył się przez mieszkanie Chylińskich. Został ciężki kurz, wzajemne pretensje, rozczarowanie ojca, "nafąfienie". Oni przestali ją wspierać, ona i tak spakowała walizkę. Po latach statuetki najważniejszych nagród będzie zwozić do Sopotu. A o tacie powie: "Nie stoczyłam się dzięki niemu". Ojciec poradził jej kiedyś: na imprezie pij tylko dwa drinki, żeby nie stracić kontroli. Podniosła normę, nauczyła się wypijać 0,7 litra wódki bez utraty przytomności. Ale nie poszła w ciągi, nigdy nie odleciała na sto procent.
Varien. Cenzor
Bartek Królik, kompozytor, muzyk, który pracuje z nią od lat, opowiada: - Widzę, jak Agnieszka zakłada słuchawki, odpływa w swój świat. Pisze świetne teksty, ale muzyka jest równie ważna, jest jej życiem...
Prawda. W dzieciństwie miała na ścianach plakaty Modern Talking i Michaela Jacksona. Pierwszy koncert - Papa Dance. Coś nie tak, za grzecznie? Tak samo sądził on - guru numer dwa. Najpierw Wawrzyniec, potem Varien.
O trzy lata starszy brat. Imponował jej wszystkim, ale szczególnie dwiema "mocami". Raz, że grał i słuchał ostrego rocka. Pewnego dnia wkroczył do jej pokoju, kazał zdjąć stare plakaty, powiesić nowe - Led Zeppelin, Iron Maiden. Dwa: potrafił przeciwstawić się ojcu. Tata był dziennikarzem - najpierw muzycznym, potem sportowym. Podróżował, zdarzały się lata, kiedy w domu był dwa miesiące na rok. Gdy wracał, nadrabiał straty w wychowaniu. Aga siedziała cicho, cieszyła się z coli i nutelli, które przywoził. Wawrzyniec się buntował, jego deathmetalowa dusza ryczała groźnie. Czy ona wstydziła się swojej uległości? Może.
Kiedy w roku 2004 nagrała pierwszą samodzielną płytę "Winna", za pierwszego recenzenta obrała brata. W tekstach ostro wygarnia światu, ludziom, samej sobie. Liczyła na aplauz, chciała usłyszeć, że jej piosenki są "kultowe". Varien orzekł: "Co ci się stało? Przecież to jest za mocne. Przegięłaś!". To był moment, kiedy postanowiła, że chce się podobać sobie, a nie innym. Zaczęła pielęgnować wizerunek rebeliantki, która potrafi warczeć i kopać.
Miała już za sobą słynne "fuck off" rzucone w twarz nauczycielom podczas gali, gdy odbierała Fryderyka za debiut roku. Występy w koszulce z napisem "pizda", imprezowe dna i uniesienia w krótkich romansach. Wszystko, o czym dziś mówi "rzeźnia".
>>> Czytaj na kolejnej stronie <<<
Pan X. Z nożem
Ona ofiarowała mu miłość, dziewictwo, dziewczęcą ufność. A on zrobił z jej serca tatar - tak wyznała w niedawnym wywiadzie, który nazwała rozmową życia (przepytywali ją Edward Miszczak, Kuba Wojewódzki i Marcin Prokop).
Kim był ten człowiek? Można przypuszczać, że chodzi o mężczyznę, w którym zakochała się u progu kariery, zaczynając współpracę z zespołem Second Face. Wystawiła się na wszystko, co w tym biznesie najgorsze, mając doświadczenie licealistki, która zajęła trzecie miejsce na festiwalu piosenki francuskiej.
Do tego występu przygotowywała ją nauczycielka Rozalia Strzemżalska, która pamięta swoją wychowankę tak: "Była skromna, miała kompleksy, nie wierzyła w siebie". Na scenę Agnieszka włożyła czarną postrzępioną sukienkę, ufarbowała włosy na rudo. To już miało pazur, ale jeszcze króciutki.
Chylińska była dziewczyną z dobrego domu. Co prawda, przygotowując się do występu, zawaliła 260 godzin lekcyjnych, których nie usprawiedliwiono (nie zdała do następnej klasy) i mogła uchodzić za łobuza, ale wciąż była podlotkiem, który nie potrafił pokazać szponów. I taką wciągnął ją świat rock and rolla. Marcin z Second Face zadzwonił zaraz po festiwalu, zaprosił na próbę. Lont petardy został odpalony. Występy w trójmiejskich klubach dały przedsmak sławy.
Po koncercie na Dniach Kociewia podszedł do niej facet, którego zauważyła, gdy kręcił się obok zespołu Skywalker. Zapytał, czy chciałaby współpracować z Grzegorzem Skawińskim. Nie chciałaby, bo była zakochana w X, nie zamierzała rozstawać się z Second Face. Opowiedziała o rozmowie bratu i wymieniła nazwisko tego człowieka - jakiś Krajewski. Varien wrzasnął: "Wariatko! Przecież to perkusista TSA!". Czyli ważny? Nie szkodzi. Liczył się tamten jedyny. Jak się miało okazać - niegodny jej oddania, miłości. Prawdopodobnie rzucił ponury cień na jej relacje z mężczyznami. A na pewno zostawił w sercu ślad po nożu na wiele lat.
Jacy byli następni? Często przypadkowi, na chwilę. Agnieszka uważała, że nie jest najpiękniejsza. Popularność doprawiła jej wizerunek akcentem niedostępności. "Oni chcieli zaliczyć TĘ Chylińską" - opowiada o mężczyznach, którzy zaczęli się koło niej kręcić. Brała ich garściami, czasem nie przebierając. Cierpiała z braku miłości, piła. Po latach przyzna się do prób samobójczych.
Co do Krajewskiego, odezwał się drugi raz. Tym razem nie odmówiła i to wtedy Skawiński przyjechał rozmawiać z ojcem. Przylgnęła do O.N.A. Na ponad osiem lat, w ciągu których życie było całodobową balangą. Aż pojawił się ON.
Marek. W laczkach
Taka scena: On wchodzi do pokoju, rozgląda się, widzi telewizor upaprany odciskami palców. Jest zły, pyta, kto to zrobił. Bo telewizor musi być wypucowany szmatką z mikrofibry. Estera (dziś ma 9 lat) i Krysia (dziś 6-latka), ich córki, zeznają: to mama pokazywała im, z którym piłkarzem się ożeni... Agnieszka lubi opowiadać tę dykteryjkę. Mówiąc o Marku chętnie i serdecznie, przedstawia go w laczkach, z domestosem w ręku, kupującego mięso na schabowe. Domowy Marek to odbicie jej troskliwego ojca? Nareszcie mężczyzna, który gwarantuje stabilność, a przede wszystkim nie przynależy do destrukcyjnego świata, który ciągnął ją na dno? Tak, prawdopodobnie o to chodzi.
Jest kilka wersji ich poznania. Marek uważa, że pierwszy raz spotkali się w roku 2002, w Opolu. Media piszą, że poznali się w Petersburgu. Agnieszka milczy na ten temat. Nikt nie ma wątpliwości, że Chylińska to gwiazda genialnie strzegąca swojej prywatności. Najlepszym ambasadorem tej sprawy jest Joanna Ziędalska, jej przyjaciółka i menedżerka, która zaraz po oficjalnych występach wyprowadza tylnymi drzwiami Agnieszkę do taksówki. Nie wiadomo, gdzie Agnieszka i jej mąż mieszkają ani nawet jak Marek wygląda. Jest w sieci jedyne zdjęcie ich dwojga z Rysiem (dziś ma 13 lat), pierwszym dzieckiem. Widać, że Marek jest postawny i niewiele więcej, twarz przysłania mu daszek czapki. U Kuby Wojewódzkiego jego urodę Agnieszka odmalowała dowcipnie jako opozycyjną do urody Brada Pitta. Ale przecież nie o wygląd jej tym razem chodzi.
Marek zdaje się mieć cechy, których szukała dotąd w innych. Także w Krzysztofie, pierwszym mężu, menedżerze wytwórni muzycznej. Ich małżeństwo trwało tylko 16 miesięcy. Wtedy Agnieszka nie myślała ani o zawinięciu do spokojnej przystani, ani o dzieciach.
"Marek potrafił zobaczyć w obrazoburczej i zmęczonej życiem gwieździe człowieka, wrażliwą dziewczynę. Był wytrwały, czekał na mnie" - opowiadała w wywiadzie dla TS. Ślub wzięli w sekrecie. Czy się kochają? Joanna Ziędalska jeden raz zdradziła prywatny szczegół ich życia: to dla Marka z okazji rocznicy ślubu Agnieszka przefarbowała się na blond. Czy teraz ich małżeństwo przechodzi kryzys, jak spekulują niektóre media i jak ona sama zasugerowała trzy lata temu podczas promocji płyty Forever Child? Gdy zapytał o to Jarosław Kuźniar, ona go ofuknęła: "Nie chcę o tym gadać, bo to jest moje". Kropka. Ale we wspomnianym wywiadzie życia powiedziała: "Demony przylazły i rozszarpały mi wszystko".
>>> Czytaj dalej na kolejnej stronie <<<
Rysio. Bezzębny dziamdziak
Talerzyki i dzbanki z Cepelii, ulubiony wzór w kwiatki, opoczyński. Ma tego dużo, zbieranie zaszczepiła w niej mama. Poustawiać coś takiego na półkach obok płyt z piosenkami o tekstach w stylu: "Nienawidzę ich/Chcą dojebać mi, ja dojebię im"? Przez lata - nie do wiary. Ale Marek zmienił to podejście. Dom może być przytulny, a po dywanie może raczkować mały człowiek. Wiedziała, że kiedy zajdzie w ciążę, fani się zdziwią: "Pewnie wielu z nich myślało, że zamiast macicy mam industrialną maszynę do wytwarzania muzyki". A co myślała sama? Że będzie dobrze.
Zwolniła, wróciła do domu, wytrzeźwiała, wymiotła kurze. Poczuła, że chce być matką. Może nawet pomyślała: taką jak jej własna. Mama Agnieszki zrezygnowała z pracy, żeby wychowywać dzieci, do piętnastych urodzin córki dbała o ciepłe gniazdo. Czy tęsknota za nim została w czupurnej Chylińskiej? Urodzenie dziecka miało ją zakotwiczyć, ale macierzyństwo okazało się szokiem. W felietonie napisała: "Zdezorientowana i zaszczuta chowam się po kątach, by mnie nie zauważył ssak, którego powiłam parę tygodni temu. Bezzębny dziamdziak...".
Przeczekała, nie skapitulowała. Podzielili obowiązki, Marek zaangażował się w życie rodziny. Gdy urodziły się Estera i Krysia, Agnieszka mogła nagrywać i być jurorką w "Mam talent!". Rysio otworzył w niej nową przestrzeń - o kolorowych ścianach, pikowaną, uroczą? Trochę tak. Zaczęła piec racuchy, zapuściła jasne włosy, włożyła szpilki i ładne sukienki, nagrała płytę "Modern Rocking" - taneczną, popową. Napisała książkę dla dzieci, Zyzia doczekała się już czterech części. Pozwoliła sobie na miękkość, choć pierwsze publiczne łzy podczas występu Klaudii Kulawik w "Mam talent!" powstrzymywała z całych sił.
Zrobiło się miło? Nie do końca. Choć fakt spektakularnej przemiany z charczącego wampa w mamę śpiewającą kołysanki był wdzięczną pożywką dla lifestylowych tekstów, Agnieszka nie do końca odnalazła się w "zdrowej" rzeczywistości. Z jednej strony deklaruje: "Gdyby nie to, że mam tak cudowne dzieci, toby dawno mnie tu nie było". Z drugiej, w programie Magdy Mołek mówi: "Powinny być zdrowe proporcje, mam czas dla dzieci i mam czas dla siebie. Ja to właśnie spieprzyłam, ja się w pełni przez siedem lat poświęciłam dzieciom" - i nawet prowadząca jest zaskoczona. Dopytuje: "Ale nie jesteś rozczarowana tym, jak żyjesz?", a Agnieszka kwituje: "Jestem rozczarowana".
Szczupły mężczyzna w jej pościeli. Z kamerą
To żart. Kiedy trzy lata temu przyznano jej złotą statuetkę Telekamer, ułożyła ją w swoim łóżku, czule opatuliła kołdrą, wrzuciła zdjęcie na Instagram. Żart i symbol. Nagrody są dla niej ważne. Gdy w Ministerstwie Kultury odbierała medal Gloria Artis, ubrała się chyba najbardziej nobliwie w historii swojej kariery - biała koszula, ciemne spodnie, buty na obcasie. Widać, że traktuje takie rzeczy serio. Bo jest serio? I tylko czasem do nas mruga, zmieniając kolor włosów z turkusowego na różowy, tatuaże z demonicznych na romantyczne? Jaka jest naprawdę?
Może niedowartościowana, bo przecież nie ma matury. W komentarzu do występu chłopca, który pstrykać palcami nauczył się w podstawówce, powiedziała: "Kurczę, wszystko, co najlepsze, jest w podstawówce. Jedyna szkoła, jaką skończyłam". Czy ma dystans do siebie? Na pewno. Ale i kontrolę. Wiadomo, że można spodziewać się po niej wszystkiego, jednak "rasowego" skandalu nie wywołała od dawna, nie zaliczyła spektakularnej wpadki. Raz w finale "Mam talent!" zgubiła kolczyk, raz but na jednej z gal, raz skomentowała występ w języku niemieckim podczas castingu w Gdańsku: "Jakie Achtung w Gdańsku! Człowieku, co ty robisz w ogóle? Gdańsk jest nasz, rozumiesz?" - i oburzyła się mniejszość niemiecka. Tyle. Zatem wizerunek całkiem przyzwoity, choć kolorowy. Bo taki być musi.
W jednej z recenzji jej ostatniej płyty "Pink Punk" pojawia się uwaga, że wyrazistość Agnieszki stała się jej przekleństwem: "To staje się pułapką. Nie można być zwyczajnym" - pisze Marcin Cichoński. Ma rację? Czy Agnieszka Chylińska nie może już być zwyczajna? Pytanie, czy zwyczajności chce, czy jeszcze ją pamięta.
Kiedyś powiedziała o sobie: "Jestem postacią z kreskówki", i jeszcze: "Od 18 roku jestem odcięta od normalnego życia". Za chwilę będzie obchodziła 25-lecie pracy. Być ćwierć wieku bohaterką komiksu i nie zwariować? Już z tego powodu należy jej się medal.
Sama podsumowuje ten czas cytatem, który będzie hasłem jubileuszowej trasy koncertowej: "Warto było szaleć tak". Na końcu jest kropka, a nie znak zapytania. To deklaracja prawdziwa czy chwyt promocyjny? Może lepiej, żebyśmy nie wiedzieli. Chylińska sprawia czasem wrażenie, że nosi w sobie jakąś tajemnicę. Ale nie na sprzedaż. I to jest fajne. A Bartek Królik mówi: "Ona jest stuprocentową kobietą, stuprocentowym człowiekiem. Dlatego ma wiele twarzy".
AGNIESZKA LITOROWICZ-SIEGERT
TWÓJ STYL 11/2019
Zobacz także: