Audrey Tautou: Jestem wolna

Aktorstwo to zawód, który uwielbiam i bez niego nie mogłabym być szczęśliwa. To ciągła przygoda, którą mogę dzielić z innymi - przyznaje Audrey Tautou w rozmowie z Joanną Orzechowską.

"Dziewczyna z lilią" (Mood Indigo) na ekrany polskich kin wchodzi 5 lipca
"Dziewczyna z lilią" (Mood Indigo) na ekrany polskich kin wchodzi 5 lipcaGetty Images

Joanna Orzechowska:  Wkroczyłaś  brawurowo w świat kina dzięki planetarnemu sukcesowi "Amelii" Jean-Pierre Jeuneta. Publiczność wciąż o niej pamięta...

Audrey Tautou: Sukces "Amelii" zmienił moje życie do tego stopnia, że obawiałam się czy uda mi się zachować własną tożsamość. Ale dzisiaj mam 36 lat i za sobą piętnaście lat aktorstwa - jestem częścią systemu. Wydaje mi się jednak, że specjalnie się nie zmieniłam: wciąż potrafię się cieszyć...  

Aktorstwo na pewno nie wypełnia całkowicie mojego życia - od czasu do czasu się od niego oddalam, żeby zaczerpnąć powietrza.
Audrey Tautou

Podobno na początku kariery zastanawiałaś się czy dokonałaś właściwego wyboru?

- Wiedziałam, że mogę być aktorką, ale miałam też szereg innych zainteresowań: studiowałam literaturę, chciałam zostać prymatologiem (specjalista od wielkich małp). Wciąż lubię się uczyć, ale już nie szukam siebie, jak w wieku dwudziestu lat. Natomiast jestem wciąż  przekonana, że należy  podążać za swoimi marzeniami a przynajmniej próbować.  

Czy aktorstwo jest dla ciebie  pasją? Czy raczej rzemiosłem?   

- Aktorstwo na pewno nie wypełnia całkowicie mojego życia - od czasu do czasu się od niego oddalam, żeby zaczerpnąć powietrza. Ale to zawód, który uwielbiam i bez niego nie mogłabym być szczęśliwa. To ciągła przygoda, którą mogę dzielić z  innymi.

Twój wizerunek na ekranie jest często bardzo wyidealizowany, bez rysy a twoje bohaterki często przeżywają wielkie namiętności Czy w jakiś sposób odpowiada to  twojej własnej naturze?  Jesteś znana jako osoba bardzo niezależna...  

- Można być jednocześnie kimś bardzo zakochanym i niezależnym, jak Coco Chanel, którą zagrałam w filmie Anne Fontaine.     

Chanel była emancypantką...  

- Emancypantki też kochają i posiadają swoje smugi cienia, jak wszyscy. Muszę jednak powiedzieć, że historie miłosne moich bohaterek posiadają dla mnie znaczenie drugorzędne. Nie widzę się też specjalnie w jakimś wyjątkowo pozytywnym emploi -  mogę zagrać dosłownie wszystko, pod warunkiem, że reżyser i projekt mnie zainteresują. W pracy nad postacią koncentruję się przede wszystkim na jej historii. Lubię bohaterki o silnej indywidualności - czasami wydają się  wrażliwe, nieśmiałe, ale w kryzysowych sytuacjach przejawiają ogromną siłę ducha. Są uparte i zdeterminowane, tak jak ja.

Podobno zawsze pragniesz kontrolować sytuację - zarówno na planie, jak w życiu prywatnym...  

- Rzeczywiście, mam taką tendencję... W kinie przejawia się ona w budowaniu roli w najdrobniejszych szczegółach, do panowania nad nią. W życiu pozwalam sobie na więcej szaleństwa, ale nie ukrywam, że i tu nieład mnie stresuje - lubię sytuacje jasne i klarowne. Nie oznacza to, że uciekam przed spontanicznością czy improwizacją - to podstawa wszystkiego - ale kiedy znalazłam się na przykład ostatnio na planie u Michela Gondry, pracującego w sposób bardzo zdezorganizowany,  poczułam się  nieswojo. Ku mojemu zdziwieniu okazało się jednak, że ten chaos stał się dla mnie źródłem artystycznych odkryć...

36- letnia Audrey Tautou znana jest najbardziej z tytułowej roli w filmie "Amelia"
36- letnia Audrey Tautou znana jest najbardziej z tytułowej roli w filmie "Amelia"Getty Images

Bardzo ostrożnie wybierasz projekty. Co zadecydowało, że zgodziłaś się  na "Mood Indigo" Gondry’ego?    

- Uwielbiam jego filmy - to jeden z reżyserów, z którymi zawsze chciałam pracować, ale nie spodziewałam się nawet, że mogę stać się częścią ich świata. Poza tym jako młoda dziewczyna uwielbiałam książkę Viana - opisana w niej romantyczna i tragiczna miłość bardzo mnie wzruszyła.

W "Mood Indigo" twoja bohaterka jest kimś słonecznym, kochającym życie i ludzi. Kiedy odkrywa, że choruje na śmiertelną chorobę, walczy do końca...  

- Miałam wrażenie, że wraz z rolą Chloé wkraczam w świat cierpienia i choroby, że doświadczam niesprawiedliwości losu. Chloé jest symbolem wszystkiego co w życiu dobre i radosne: jest piękna, ufna, inteligentna, dobra, wspaniałomyślna. Książka Viana mówi o jej walce o przeżycie, ale także porusza inny problem: tych wszystkich, którzy w zetknięciu z  chorobą odkrywają w sobie nie tylko pokłady  empatii, ale także małości i strachu. 

Nie patrzę w przyszłość ze strachem, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że zmieni się rodzaj proponowanych mi ról - będę grywała samotne kobiety w średnim wieku, matki i babcie.
Audrey Tautou

Chloé to ktoś stworzony do szczęścia - charakteryzuje ją szalenie pozytywne spojrzenie na świat, akceptuje ludzi takimi, jacy są. Czy, twoim zdaniem, to recepta na udane życie?  

- Miłość bohaterów jest ukazana początkowo w sposób bardzo idealistyczny, następnie ten dotąd idealny świat staje się koszmarem. Jest jednak oczywiste, że pozytywne podejście do życia, tolerancja w stosunku do innych i entuzjazm są dużo bardziej konstruktywne aniżeli ich przeciwieństwo.

Czy twoje spojrzenie na opisaną w powieści historię uległo zmianie od czasów pierwszej lektury?  

- Zupełnie inaczej odebrałam całą książkę - wydała mi się dużo bardziej poważna, bardziej anarchizująca. Jako nastolatka wzruszałam się opisaną w niej historią niemożliwej miłości i bawiłam poetyckimi inwencjami - dzisiaj uderzyła mnie raczej jej wymowa społeczna. Uważam, że w filmie udało się nam zachować równowagę między naiwną wizją uczucia i dojrzałym spojrzeniem na świat.

Film jest surrealistyczny, pełen metafor, efektów specjalnych i gagów. Niewyrobiony widz może się w nim zagubić..  

- To cały Michel - on po prostu uwielbia ożywione przedmioty i absurdalne sytuacje! Na innym poziomie film jest  jednak metaforą społeczeństwa - to anarchiczna wizja systemu, zniewalającego ludzi poprzez pracę, opartego na armii i władzy pieniądza. Ale przede wszystkim jest to opowieść o wielkiej miłości, chorobie i śmierci.

Chloé cierpi na tajemniczą chorobę - w jej płucu rośnie nenufar i zakaża drugie. Nie możemy nie myśleć o nowotworze...

- Nenufar symbolizuje chorobę, która doprowadzi do śmierci Chloé. To bardzo smutny wątek, ale urzekło mnie w nim to, że bohaterce przepisuje się terapię kwiatową i jest dosłownie pokryta olbrzymimi bukietami. Tej terapii powinni się uczyć wszyscy mężczyźni!  

Michelowi Gondry zarzuca się czasem, że w swoich filmach zaniedbuje aktorów. Czy nie czułaś się zagubiona w jego świecie fantazji? 

- Michel jest niewyczerpanym źródłem pomysłów, w dodatku  natychmiast wprowadza je w życie. Po prostu kipi energią. Jego wynalazki bynajmniej nie utrudniały nam pracy - wręcz przeciwnie, mieliśmy świadomość, że ten świat rzeczywiście istnieje, nawet jeśli nie jest światem realistycznym . To dużo bardziej ekscytujące aniżeli wypowiadanie kwestii na tle zielonego ekranu, jak to się dzieje w przypadku efektów komputerowych.    

Światowa prasa okrzyknęła cię "francuską ikoną" - symbolizujesz to wszystko co jest zwyczajowo uznawane za francuskie: naturalną elegancję, urodę, wyrafinowanie. Czy przyjemnie jest być symbolem?  

- Nie czytam artykułów na mój temat - może dlatego pozostaję w zgodzie z sobą (śmiech).  Ale wizerunek francuskiej ikony całkowicie mi odpowiada - każdy z nas jest przecież przekaźnikiem pewnych wartości, często w sposób zupełnie nieświadomy. Przyjmuję to jako komplement! Mam nadzieję, że uosabiam dobrą stronę Francji, w każdym razie robię co mogę, żeby stanąć na wysokości zadania! My, Francuzi znani jesteśmy raczej z naszych wad - mamy wybujałe ego, wciąż narzekamy, jesteśmy aroganccy. Być może również posiadam te cechy, staram się jednak je ukrywać i to w bardzo profesjonalny sposób.

Audrey Tautou
Audrey TautouGetty Images

Powiedziałaś, że zawsze dziwisz się, kiedy wybór reżysera pada właśnie na ciebie. To wręcz nieprawdopodobne - jesteś przecież jedną z najbardziej znanych francuskich aktorek...  

- Wynika to być może z faktu, że nie posiadam określonego wizerunku mojej osoby jako aktorki - nie wiem kim jestem na ekranie i jakiej filmowej rodziny się zaliczam. Nie znoszę kategorii, być może dlatego odrzucam je także w życiu zawodowym. Dlatego każdy nowy film jest dla mnie niespodzianką.

W niedawnym wywiadzie stwierdziłaś z żalem, że ze względu na wiek nie będziesz już mogła zagrać szekspirowskiej Julii. Czy upływ czasu napawa cię strachem? Czas bywa bezwzględny, szczególnie jeśli jest się aktorką, grającą ciałem...  

- Nie patrzę w przyszłość ze strachem, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że zmieni się  rodzaj proponowanych mi ról - będę grywała samotne kobiety w średnim wieku,  matki i babcie (śmiech). Nasz zawód daje nam  możliwość ewoluowania, to tak jakby  wciąż otwierały się przed nami nowe drzwi. Jestem bardzo ciekawa, jak będę wyglądała i co będę czuła za dziesięć czy piętnaście lat. To wspaniałe, że dojrzewam - dzięki temu będę mogła odkrywać nowe horyzonty. Mówię zupełnie serio!

Twoja filmografia zawiera w sobie zarówno filmy autorskie, jak romantyczne komedie i wielkie amerykańskie produkcje w stylu "Kodu da Vinci". Które z nich są ci najbliższe?  

- Zawsze kierowałam się instynktem i tym, na co w danej chwili ochotę. Szczerze mówiąc, Hollywood nigdy mnie nie pociągał. Uważam, że  aktorom innej narodowości jest tam szalenie trudno się wybić i grać rzeczywiście interesujące role. Poza tym czuję się Francuzką - jestem tak bardzo francuska, że nawet nie wyobrażam sobie życia w obcym kraju, z dala od rodziny,  przyjaciół i  miejsc, które kocham. To po prostu niemożliwe!  Lubię tego typu eksperymenty, ale pod warunkiem, że pozostają doświadczeniami o wyjątkowym charakterze. We Francji zajmuję naprawdę uprzywilejowaną pozycję: pracuję kiedy chcę i eksperymentuję pod względem artystycznym, jeśli mi się to podoba. Jestem wolna.  

Od czasu do czasu deklarujesz jednak, że mogłabyś w każdej chwili zakończyć karierę?  

- Kocham ten zawód i plotki, że pragnę zakończyć karierę są zupełnie bezpodstawne. Wszystko zaczęło się od tytułu w angielskim dzienniku - dementuję go od ponad dwóch lat! Ale to prawda, że nie chcę zatracić się w rutynie, nawet artystycznej - dlatego nie pojawiam się zbyt często na ekranie. W każdym filmie daję z siebie tak wiele, że nie mogę natychmiast rozpoczynać następnego: to zbyt bolesne doświadczenie. Robię więc dłuższe przerwy, inaczej nie miałabym zupełnie życia... Poza tym chciałabym wreszcie skończyć moją książkę.

Literackie debiuty często bywają autobiograficzne. Czy tak będzie i tym razem?  

- Niezupełnie - to zbiór impresji, rodzaj literackiego kolażu,  Jak życie.    

Rozmawiała Joanna Orzechowska

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas