Czy wszyscy potrzebujemy psychiatry? Uwolnij głowę bez leków
Z roku na rok coraz więcej czasu spędzamy, szperając po internecie w poszukiwaniu wiedzy i rozrywki. Skutek uboczny to jednak przeciążenie uwagi, a co za tym idzie, nadmierny stres i związane z nim dolegliwości. Kolejne osoby zgłaszają się do gabinetów psychiatrycznych w prośbą o przepisanie farmaceutyków, które wesprą ich mózg i poprawią nastrój. To jednak ślepa uliczka. Volker Busch w książce „Wolna głowa” radzi, jak zadbać o siebie bez stosowania leków. Poniżej prezentujemy fragment książki.
Fragment książki Volkera Buscha "Wolna głowa. Jak zadbać o swoją koncentrację i kreatywność":
Nerwowe społeczeństwo
Na początek chciałbym ci zadać pytanie (co jest zresztą bardzo typowe dla psychiatry): jak przeżywasz swój dzień? Jakimi słowami opisałbyś swój zwykły dzień (pracy)? Jaki nadałbyś mu tytuł? Najlepszą odpowiedzią jest ta, którą podpowiada ci intuicja. Nie zastanawiaj się więc za długo.
Nad wyraz często zadaję takie pytanie swoim klientom, którzy zgłaszają się do mnie, ponieważ mają problemy w życiu zawodowym lub osobistym. W momencie rozpoczęcia rozmowy doradczej lub terapii ich odpowiedzi pozwalają mi mniej więcej się zorientować, co jest sednem ich kłopotów. Zbieram te odpowiedzi już od wielu lat. Zdążyły one wypełnić listę z setkami pozycji.
Pierwsze miejsca w rankingu zajmują następujące kategorie: stres, presja czasu, pośpiech, wielozadaniowość, zaburzenia koncentracji, przerywanie pracy, dekoncentracja, przesilenie, przeciążenie, osłabienie pamięci, nerwowość, nadmiar bodźców, niecierpliwość, szybkość, dostępność, wyczerpanie, brak spokoju, zmartwienia i lęki. Czy identyfikujesz się z kilkoma z wymienionych pojęć?
Na podstawie analizy "Raportu o stresie", badania opracowanego przez niemiecki Federalny Urząd Bezpieczeństwa i Higieny Pracy (Bundesanstalt für Arbeitsschutz und Arbeitsmedizin), w którym wzięło udział 17 562 pracowników zatrudnionych przez właścicieli przedsiębiorstw, wyłania się bardzo podobny obraz. Wprawdzie nie wszyscy uczestnicy w takim samym stopniu cierpieli wskutek wymienionych czynników. Mimo to w taki sam sposób opisywali swoje życie zawodowe i związane z nim doświadczenie.
Wyniki raportu nie opierają się na przypadkowych indywidualnych badaniach, lecz są w dość dużym stopniu zgodne z dawniejszym badaniem, które przeprowadzono na podobnej grupie sześć lat wcześniej. W lutym 2021 roku niemiecka kasa chorych Techniker Krankenkasse opublikowała ogólnokrajową ankietę pod tytułem "Niemcy, odpocznijcie sobie", w której uczestniczyło 1250 dorosłych osób. Wynikało z niej, że prawie 76 procent osób niemal cały czas było dostępnych online, a w grupie młodszych osób odsetek ten sięgał 92 procent.
Dzienny czas korzystania z internetu wynosił kilka godzin. Korzystanie z usługi Messenger, informacje i e-maile stanowiły lwią część internetowej aktywności. W pierwszej chwili można by pomyśleć, że w największym stopniu do zwiększenia czasu spędzanego online przyczyniły się dwa lockdowny spowodowane pandemią koronawirusa w 2020 roku. Ale w przedpandemicznym roku 2019 czas spędzany przed ekranami wcale nie był krótszy. Poza tym najnowsze badania pokazują, że do wysokiego poziomu konsumpcji mediów przyczyniło się w większym stopniu korzystanie z nich w celach prywatnych niż w celach zawodowych.
Na dodatek wyniki badań potwierdziły, że istnieje statystyczna zależność między wysokim poziomem konsumpcji mediów a złym stanem zdrowia (nie wspominano nic na temat kierunku tej zależności). Badane osoby podawały, że skutkiem tego są nerwowość, zaburzenia koncentracji i depresyjność. Im intensywniej musieli dzielić uwagę (na przykład przeglądając strony internetowe podczas oglądania telewizji), tym większe były ich trudności z koncentracją i stopień subiektywnego poczucia wyczerpania. Abstrahując od tego najnowszego badania, od wielu lat zwiększa się liczba dni zwolnień chorobowych z powodu stresu psychicznego.
Jednocześnie wydaje mi się ważne, aby dokonać pewnego zróżnicowania. Otóż wcale nie zaobserwowano jednoznacznego wzrostu zachorowalności na tle biologicznych zaburzeń metabolizmu mózgu, które prowadzą do depresji, manii lub psychoz. Wzrosła natomiast liczba dolegliwości, których źródłem są zły tryb życia lub niedostateczne dbanie o siebie, jak na przykład osłabienie koncentracji, zaburzenia snu, stany wyczerpania i reakcje depresyjne.
Oczywiście istnieje wiele przyczyn subiektywnego stresu, który dziś odczuwamy. Są to rzeczywiste codzienne obciążenia, ale też przesadne wymagania co do siebie samego. Wraz z prowadzoną przeze mnie grupą badawczą opublikowaliśmy na ten temat wiele badań i napisaliśmy wiele różnych artykułów. W książce chciałbym jednak z całą świadomością zrezygnować z omawiania terapii w przypadku wypalenia zawodowego oraz z przedstawiania metod konwencjonalnej prewencji stresu, takich jak uprawianie sportu, zdrowy sen, odżywianie i relaksacja mięśni.
Bardziej zależy mi na wyjaśnieniu, w jaki sposób współczesny tryb życia i pracy oraz przeładowanie informacyjne i konsumpcja mediów wpływają na nasze myślenie, naszą wydajność, nasze kontakty społeczne i nasze samopoczucie. Chciałbym przede wszystkim skupić uwagę na tych problemach, których moi klienci doświadczają w cyfrowej codzienności, oraz podkreślić możliwości mądrego samozarządzania, dzięki któremu zachowamy zdrowie i wydajność naszego mózgu oraz nas samych.
Wątpliwe pragnienie optymalizacji pracy mózgu
Nadmierna liczba zadań do wykonania i robienie wszystkiego naraz nie tylko są przyczynami stresu, lecz w perspektywie średnio- i długoterminowej powodują nieraz poważny spadek wydajności. Dlatego też metody na uwolnienie głowy i na zachowanie dobrej kondycji psychicznej cieszą się rosnącą popularnością.
Klienci coraz częściej pytają mnie, czy mógłbym im przepisać leki nootropowe (to substancje zwiększające wydajność mózgu). Jeszcze kilka lat temu pytali o to wstydliwie, zasłaniając usta dłonią, lecz z czasem przestali się krępować. Pragną mieć więcej energii, wydajniejszą koncentrację, lepszą pamięć i w miarę możliwości niezmiennie dobry nastrój.
Psycholożka Larissa Maier z Uniwersytetu Kalifornijskiego przeprowadziła niedawno badania na temat przyjmowania psychostymulantów w grupie ponad stu tysięcy osób z piętnastu krajów. Regularny doping mózgu występował w danych regionach w różnym stopniu, lecz wszędzie był naprawdę popularny. Jak wynikało z badań, w Szwajcarii substancje podkręcające efektywność systematycznie zażywało 2 procent społeczeństwa, natomiast we Francji i w Anglii było to 4-6 procent, 12 procent w Belgii i Kanadzie oraz prawie 30 procent w Stanach Zjednoczonych.
Największy wzrost w ciągu ostatnich lat zanotowano w Europie. Najczęściej stosowanymi substancjami były modafinil i metylofenidat, które od wielu lat wykorzystuje się w klinicznym leczeniu zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD). Statystyki nie uwzględniają miękkich środków dopingujących, jak tabletki z kofeiną, energetyki, orzechy i tran. W Niemczech odsetek osób, które stosują nootropy, aby zwiększyć swoją efektywność, wynosi obecnie 3 procent. W grupie studentów jest to 5 procent lub może nawet więcej.
Inwestowanie w chemiczny doping mózgu nie jest pozbawione ryzyka - i na dłuższą metę się nie opłaca. Bezkrytyczne przyjmowanie metylofenidatu przez zdrowe osoby może mianowicie w odczuwalny sposób wpłynąć na zaburzenia rozwoju mózgu, ponieważ obniża jego neuroplastyczność, czyli strukturalną zdolność mózgu do tworzenia nowych połączeń i sieci neuronowych wskutek uczenia się.
Psychostymulanty stanowią cenne farmakologiczne wsparcie w klinicznym leczeniu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi; u osób, których mózg funkcjonuje prawidłowo, a spadek wydajności jest przeważnie skutkiem złego samozarządzania, ich stosowanie nie ma sensu. Prawdopodobieństwo wystąpienia skutków ubocznych przewyższa korzyści z ich zażywania i zdejmuje z takich osób odpowiedzialność za zdrowy tryb życia.
Celem, do którego warto dążyć, nie jest optymalizacja pracy mózgu za pomocą środków zwiększających efektywność, lecz kształtowanie precyzyjnej percepcji, pogłębianie myślenia i osiągnięcie duchowego spokoju w inny sposób, aby bez zakłóceń przetworzyć wrażenia, które do nas dotarły. W cyfrowych czasach nasz mózg nie potrzebuje chemicznej ani technologicznej aktualizacji, lecz naturalnego wsparcia z naszej strony.
Fragment pochodzi z książki Volkera Buscha "Wolna głowa. Jak zadbać o swoją koncentrację i kreatywność".
Czytaj też: