Reklama

Dziewczyny mafiosów. Zbrodnia złego przykładu

Kiedy kobiety mogły wybierać między tradycyjną rolą żony i matki, a pracą w fabryce, one zdecydowały się złamać wszystkie zasady i żyć według własnego upodobania. Kim były kochanki i żony legendarnych mafiosów z czasów prohibicji: zdemoralizowanymi demonami, wyzwolonymi buntowniczkami czy ofiarami ciężkich czasów? O kobietach mafii opowiada Diane Ducret.

Izabela Grelowska, Styl.pl: Napisałaś książkę o kobietach mafii, ale zacznijmy od J. Edgara Hoovera. Jak, według ciebie, jego osobiste cechy wpłynęły na postrzeganie kobiet mafii?

Diane Ducret: - W tamtych czasach w Stanach Zjednoczonych i w ogóle w świecie pogląd, że kobiety mogą być przestępcami lub zakochiwać się w przestępcach, był nowy i szokujący.  Dla Hoovera wydanie wojny kobietom mafii  było sprawą priorytetową, ponieważ uważał, że mogą one być przyczyną moralnego upadku kraju. Szczerze ich nienawidził.

Reklama

Był to człowiek, który nie ufał kobietom, był wobec nich podejrzliwy i z całą pewnością ich nie rozumiał. Wiemy, że młodości przeżył rozczarowanie, kiedy dziewczyna, której chciał się oświadczyć nie zjawiła się na kolacji. To głęboko go zraniło. Nie chcę jednak mówić o jego seksualności ponieważ myślę, że to nie miało wpływu na wojnę, jaką wytoczył kobietom mafii.

Demonizował dziewczyny gangsterów?

- Zdecydowanie tak. J.  Edgar Hoover wypowiadał się jako dyrektor FBI, ale jego osobiste przekonania były w tych wypowiedziach cały czas obecne. Rozpoczął narodową kampanię wymierzoną w kobiety mafii, ale też inne kobiety, które starały się prowadzić wolne życie, w tym swobodne życie seksualne.

  Jak w rezultacie postrzegało je społeczeństwo. Jako przestępczynie czy celebrytki?

 - Kobiety związane z mafią były postrzegane jako bardzo poważni przestępcy. W  stosunku do kobiet były znacznie wyższe oczekiwania moralne, nawet nieznaczne naruszenie norm skutkowało gwałtownym potępieniem.

Ale ze względu na swój styl życia: były modnie ubrane, obwieszone drogą biżuterią, otoczone luksusem, odbierano je też podobnie jak hollywoodzkie gwiazdy filmowe. Nakłady gazet gwałtownie rosły, kiedy pojawiała się wzmianka, o którejś z nich, w związku np. z procesem. Były też kobiety, które wysyłały do nich do więzień listy z wyrazami podziwu.

  Oprócz kilku wyjątków twoje bohaterki nie popełniały poważniejszych przestępstw. Nie dziwi cię dysproporcja między skalą potępienia, a wagą przestępstw?

  - W porównaniu do mężczyzn, członków Syndykatu, te dziewczyny faktycznie nie popełniały przestępstw dużego kalibru. Ukrywały mężczyzn, pomagały im w ucieczce, zapewniały alibi. Były to rzeczy, które robiły z miłości. Mae Capone w ogóle nie popełniła żadnego przestępstwa.

Ale dla rządu i opinii publicznej ich zachowanie było jeszcze gorsze niż zbrodnie popełniane przez mężczyzn. Dawały zły przykład jako kobiety. Były winne przede wszystkim pragnienia wolności, swobody seksualnej. Paliły, piły, prowadziły samochody, tańczyły, wychodziły nocą do klubów, nie chciały zajmować się dziećmi, nie gotowały, niektóre dokonywały aborcji.

Chciały być równe mężczyznom. Prowadzić takie życie, jak oni. Popełniały wiec poważne przestępstwo przeciw moralności. Naruszały stabilność społeczeństwa, nie spełniały oczekiwań.

  Ale na dorównanie mężczyznom nie miały raczej szans. Możesz opisać pozycję kobiet w mafii tamtych czasów?

- W tamtych czasach kobiety miały do wyboru dwie opcje: zostać żoną i matką lub iść pracować do fabryki.  "Wybuchowe narzeczone" próbowały znaleźć nowy sposób życia. Jeśli spojrzeć z dzisiejszej perspektywy, nie wydaje się to bardzo feministyczne: były uzależnione od mężczyzn i ich pragnień, od ich pozycji w grupie. Nie były szanowane za to, kim są one same. 

Były postrzegane jako własność mężczyzn - coś pięknego i w gruncie rzeczy materialnego. Ale trzeba powiedzieć, że prawdziwa miłość też pojawiała się w tym świecie. Ci ludzie wybierali się wzajemnie. Kobieta wiązała się z takim mężczyzną, bo tego chciała.

  W twojej książce pojawia się słowo "feministki". Czy naprawdę sądzisz, że można tak określić dziewczyny gangsterów?

- Z pewnością same siebie by tak nie określiły. Ale starały się znaleźć nowy sposób na życie. Decydowały same za siebie. Odrzuciły oczekiwania, jakie stawiały przed nimi rodzina i społeczeństwo. Pochodziły z bardzo różnych środowisk, miały różny stopień wykształcenia, ale wszystkie złamały niepisane prawo. Chciały być sobą.

Z dzisiejszego punktu widzenia ich postępowanie nie ma za wiele wspólnego z feminizmem. Ich pozycja kojarzy się raczej z uprzedmiotowieniem, wykorzystywaniem, materializmem, byciem seksualną własnością. Ale w tamtych czasach był to jakiś krok w stronę feminizmu. Kobiety nie mogły głosować, nie mogły decydować o swoim życiu. Te decydowały.   

  Używasz też innego słowa: "buntowniczki". Były bardziej buntowniczkami czy ofiarami okoliczności?

- Bez wątpienia były buntowniczkami, miały silne charaktery, kierowało nimi pragnienie wolności, gotowe były podejmować ryzyko, nieustannie zmieniać mieszkania, ukrywać się. Mae Capone była Irlandką z katolickiej rodziny, a poślubienie Włocha Ala Capone było sprzeciwieniem się wszystkiemu, czego życzyła sobie jej rodzina. Edna Murray zastała pewnego dnia swoje mieszkanie całe we krwi, Kathryn Kelly uczyła swojego mężczyznę  strzelać. To nie jest życie, które wybiera się przypadkowo, przez pomyłkę. Trzeba mieć naturę buntownika.

Ale są też ofiarami własnych wyborów. Wiązały się z mężczyznami, którzy stosowali przemoc. Była to przemoc skierowana przeciw społeczeństwu, ale obracała się też przeciwko tym kobietom. Gangsterzy kochają swoje dziewczyny, ale narażają je na niebezpieczeństwo, więzienie, a nawet śmierć.

Są one niewątpliwie buntowniczkami, ale są też ofiarami zarówno społeczeństwa, swoich partnerów jak i siebie samych.

W czasie przesłuchań większość z nich zaprzeczała, że cokolwiek wie o sprawach mafii. Myślisz, że były dobrze poinformowane? W jakim   stopniu zdawały sobie sprawę w czym biorą udział?

- Co mogła wiedzieć Mae Capone? Z pewnością więcej niż przyznawał jej adwokat. Ostatecznie jej syn napisał list, w którym zaznacza, że matka i on nie chcą być pochowani razem z ojcem.  Myślę, że wiedziała o wielu ważnych rzeczach.

Ale gangsterzy wyraźnie rozdzielali pewne sfery życia. Chcieli widzieć nienaruszoną niewinność, patrząc na swoje kobiety. One sporo wiedziały, ale na wiele rzeczy przymykały oczy, bo chciały widzieć co innego:  ochronę, szaloną przygodę, ukochanego mężczyznę. Kochały ich takimi, jacy byli i nie zadawały pytań - to  zresztą jedna z podstawowych zasad, jakie obowiązują kobiety gangsterów.  A jeśli nie zadajesz pytań, to wielu rzeczy nie wiesz. Żyjesz jak w bajce.

  Kobiety, które przedstawiasz w książce, mają bardzo różne osobowości.  Czy jest coś, co je łączy?

- Rzeczywiście miały różne osobowości, pochodzenie i wykształcenie. Margaret Collins była naprawdę szalona, prowokująca, zazdrosna, histeryczna, o zmiennych nastrojach i dużych skłonnościach do przemocy.  Mae Capone to nieśmiała introwertyczka, dobra matka, Dorothy di Frasso to ekscentryczna hrabina. Jedne wywodziły się z nędzy inne  dobrych domów, ale to nie warunki ekonomiczne czy polityczne uczyniły z nich dziewczyny mafii.

To co je łączy, to poszukiwanie miłości. I to miłości czystej, wyidealizowanej. Dlatego były gotowe na wszystko dla swoich mężczyzn, bez względu na koszty, bez względu na ryzyko. 

Ich największym przestępstwem było zakochanie się w niewłaściwych mężczyznach?

- Tak i FBI wytoczyło im wojnę, za to, że dawały zły przykład.

  Hrabina Dorothy di Frasso wyróżnia się na tle pozostałych bohaterek. Myślisz że jej motywacja była inna?

- Myślę, że wszystkimi nimi kierowała miłość. Chciały czuć, że żyją. Dorothy wybrała "Bugsy" Siegela pięknego, złego chłopca, bo był kimś, kogo nie mogła kupić, choć pozwalała sobie na różne ekstrawagancje. To kobieta, która próbowała sprzedać materiały wybuchowe Mussoliniemu! Uwielbiała przygody, miała mnóstwo możliwości, ale kierowała nią przede wszystkim miłość.

W kulturze popularnej spotykamy romantyczną wizję związku Bonnie i Clyde’a, Jak wyglądało to naprawdę?

- O wiele mniej romantycznie. Bonnie była bardzo młoda, naprawdę szukała prawdziwej miłości, chciała założyć rodzinę i mieć dzieci. Ale zakochiwała się w niewłaściwych mężczyznach. Ich ucieczka była niezwykle trudna, nigdy nie mieli domu, Bonnie nie mogła spotkać się z matką, wiele godzin spędzała w ukryciu, bez jedzenia, w samotności. Wypadek samochodowy przekreślił jej szanse na macierzyństwo. W pewnym momencie Clyde porwał dziecko na kilka godzin, bo chciał jej dać namiastkę rodziny. Listy, które pisała do matki są poruszające. Wiedziała, że ostatecznie zostaną zabici, ale nie chciała, by zostali rozdzieleni. 

Mae Capone zajmuje w twojej książce wyjątkowe miejsce. W oryginalnym wydaniu jest postacią tytułową.

Al Capone jest w kulturze popularnej wrogiem publicznym nr jeden. Ona również jest wyjątkowa, bo jest jedyną z moich bohaterek, która potrafiła sobie stworzyć życie "po" mafii.

  Na początku jest cicha i nieśmiała, całkowicie zdominowana przez męża i jego rodzinę, ale kiedy Al jest chory, to ona przejmuje stery rodziny, to ona decyduje za niego. Chociaż mogła się wydawać delikatna, w rzeczywistości możliwe, że była najtwardsza z nich wszystkich.

Pozostałe znikają z radarów, niektóre kończą w przytułkach. Wyjątkiem mogą tu być Ada i Minna, które dorobiły się na prowadzeniu luksusowego domu publicznego w Chicago i jako milionerki osiadły w Nowym Jorku, gdzie prowadziły... klub czytelnika.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy