Eliza Rycembel: Mniej znaczy więcej
W aktorstwie maksymalnie: występ w nominowanym do Oscara Bożym Ciele, rola Osieckiej w serialu, opinia wschodzącej gwiazdy. W życiu minimalizm: 20-metrowa kawalerka, przygarnięty kundelek, niezapłacone rachunki. Eliza Rycembel skądś wie, że realne życie zaczyna się, gdy gasną światła na planie. I tu jest szansa na sukces.
Twój STYL: Na gali rozdania Oscarów miałaś szpilki, które przykuwały uwagę. Pojawiła się plotka, że masz słabość do butów, a ty podobno jesteś minimalistką.
Eliza Rycembel: - Te szpilki wypożyczyła dla mnie stylistka. Mam w domu siedem par butów. Wynajmuję kawalerkę o powierzchni 20 metrów. Nawet gdybym chciała, nie miałabym gdzie pomieścić wielu ubrań. Nie narzekam jednak na ciasnotę. Łatwo jest gromadzić rzeczy, ale z ich nadmiarem do życia wdziera się chaos. Zauważyłam, że gdy mam w głowie galimatias, w mieszkaniu też od razu panuje bałagan. I na odwrót. Jakiś czas temu postanowiłam zrobić selekcję rzeczy. Spakowałam niepotrzebne do worków. Stwierdziłam, że jeśli przez rok nie zatęsknię za niczym, to znak, że te rzeczy nie są mi potrzebne. Nie zatęskniłam, ale i nie miałam czasu, żeby całe to "dobro" przekazać dalej. A wyrzucać żal... Moje dążenie do minimalizmu to, jak widać, dłuższy proces.
Oglądałam dokument Minimalism. Podobno do życia wystarczą nam 33 przedmioty. Udowodniła to dziewczyna z agencji reklamowej. Prowadziła negocjacje z wymagającymi klientami i przez trzy miesiące nikt się nie zorientował, że chodzi w kilku ubraniach na zmianę.
- Słyszałam o tym! Podziwiam ludzi, którzy potrafią tak ograniczyć konsumpcję. Sama też nie szaleję z zakupami, raczej się wyzbywam, niż nabywam. Sprzedałam samochód. Mieszkam w centrum Warszawy, mam więc wszędzie blisko - chodzę albo korzystam z metra, tramwaju. Kiedy chcę się wybrać z psem do lasu, pożyczam samochód od znajomych.
Pies w kawalerce?
- To kompaktowy kundelek Benek. Przybłąkał się na plan podczas kręcenia Niewinnych. Postanowiłam, że jeśli nie znajdzie się właściciel, to go przygarnę. Skończyłam zdjęcia, wróciłam do domu, a tu telefon: "Benek na ciebie czeka". Jaki Benek - nerwowo szukałam w pamięci. "Pies z planu, pamiętasz". Nie było to rozsądne, bo akurat studiowałam na pierwszym roku, siedziałam w szkole do wieczora, a przecież pies prócz regularnych spacerów potrzebuje uwagi, obecności. Zaopiekowałam się nim najlepiej, jak umiałam. Nauczyliśmy się razem chodzić po schodach. Ta miłość bywała trudna, a jednocześnie najwspanialsza na świecie, bo bezwarunkowa. Benek nieustająco przypomina mi, że najważniejsze jest życie, relacje, a praca to peryferie. Dlatego za niczym nie gonię, wolę mniej mieć, a bardziej być.
Wielu młodych to deklaruje. Różnią się od pokolenia rodziców, dla których celem było dorobić się domu, samochodu...
- W dzieciństwie rodzice dawali mi do zrozumienia, że nie pieniądze decydują o jakości życia, poczuciu szczęścia. Miałam dzięki temu beztroskie dzieciństwo niczym z powieści Astrid Lindgren. Zaakceptowałam, że jeśli czegoś chcę, muszę sama się postarać. Zaraz po Obietnicy chciałam przekonać się, czy aktorstwo jest naprawdę tym, co mnie kręci. Poszłam wtedy do LartStudio, studium aktorskiego w Krakowie. I uświadomiłam sobie, że mogę być niezależna i samowystarczalna. Zadeklarowałam, że sama tę szkołę opłacę i się utrzymam.
Dałaś radę?
- Sporo musiałam się nauczyć. Zagrałam w Obietnicy Anny Kazejak, dostałam pierwszą gażę i te pieniądze wydały mi się ogromne. Byłam pewna, że na wszystko mi starczą, a skończyły się szybciej, niż zakładałam. Zgubiłam też wtedy kartę i długo żyłam bez niej. Ciekawa lekcja. Uświadomiłam sobie, ile wydawałam na rzeczy, których nie potrzebowałam. Bez karty mogłam wydać tylko to, co fizycznie miałam w portfelu.
Opowiadasz o tym z rozsądkiem, a przecież byłaś taka młoda! Gdy dostałaś gażę za pierwszą rolę, nie zaszalałaś?
- Szalałam. Zapraszałam przyjaciół na kolacje w restauracjach i z przyjemnością za wszystkich płaciłam. Wreszcie kupiłam sobie porządną kurtkę. Wolę jakościowo dobre rzeczy, choć czasami są droższe, ale wiem, że na dłużej starczą. Jestem zwolenniczką świadomego kupowania. Nie idę za impulsem. Czasem, gdy coś mi się spodoba, a bardzo tego nie potrzebuję, mówię sobie: jeżeli po tygodniu będę jeszcze pamiętać o tej rzeczy, zastanowię się nad zakupem. Ale takie impulsy to w większości zachcianki. Niedawno zafascynowałam się fotografią, zamarzył mi się dobry aparat. I zaraz w głowie włączyło mi się światełko alarmowe: a po co? Czy na etapie początkującego nie wystarczy telefon, który już mam, a który robi niezłe zdjęcia? Poza tym jeśli ktoś czerpie przyjemność z wydawania pieniędzy, to aktorstwo może nie do końca okazać się najlepszym wyborem.
Żartujesz? Wszyscy marzą o gwiazdorskich honorariach!
- Zdemitologizujmy zarobki aktorów. Potrafią być stałe i wysokie, ale mogą też być małe i raz na jakiś czas. Jeśli nie masz odłożonych pieniędzy na przeżycie przez pół roku, możesz się ocknąć bez grosza i żadnej propozycji. Przeżyłam to. Skończyłam zdjęcia do Bożego Ciała, Ciemno, prawie noc, Odwróconych. Nie żyłam ponad stan, ale i nie oszczędzałam. I nagle szok: mało środków na koncie, a muszę opłacić czynsz i inne zobowiązania. Zaliczyłam wtedy lekcję pokory.
Aktorce, która grała w filmie nominowanym do Oscara, o której pisały światowe gazety, nie starcza do pierwszego?
- Różnie bywa. Jestem na początku drogi zawodowej. Oczywiście, że czuję się bezpieczniej, gdy mam pieniądze na koncie. Ale największą przyjemnością jest dla mnie to, że mogę zrobić coś dla bliskich. Chciałabym odwdzięczyć się mojej mamie za wszystkie lata inwestowania we mnie i zrobić jej niespodziankę. Może zabrać ją na piękną wycieczkę w świat? Marzę, by zobaczyć wyraz zaskoczenia i szczęścia na jej twarzy.
Na oscarowej gali wyglądałaś jak wschodząca gwiazda, a nie skromna aktorka na początku drogi.
- To w końcu taka impreza. Razem z projektantką Gosią Baczyńską i stylistką Olgą Mikołajewską stworzyłyśmy suknię, która łączyła w sobie wygodę i piękną elegancję. Ale gdy zobaczyłam szpilki na 12-centymetrowym obcasie, spięłam się. Nie chodzę w takich butach. Jednak w chwili, w której weszłam na czerwony dywan, wszystko przestało mieć znaczenie. Liczyło się tylko, że przeżywam kosmiczną przygodę.
Dała ci poczucie, że świat jest w zasięgu ręki?
- ...raczej że świat nie ma dzisiaj granic. W tym sensie wszystko jest możliwe.
Wielu polskich aktorów pokazało się w Hollywood, niektórzy występowali w filmach nominowanych do Oscarów i nie poszła za tym żadna propozycja otwierająca drzwi do światowej kariery. Może za mało pomogli szczęściu. Ty pomagasz?
- Nie będę się krygować, byłabym kłamczuchą, gdybym powiedziała, że nie interesuje mnie praca w Hollywood. Ale jestem realistką i mam świadomość, że aktorce z Polski nie będzie łatwo się tam przebić. Interesuje mnie też kino europejskie. Byłoby wspaniale móc zagrać we Francji czy w Niemczech. Jest jeden problem, nie znam francuskiego, ale już po niemiecku mówię dobrze.
Rozdzwoniły się telefony po Bożym Ciele?
- Nie. Oczywiście będzie mi smutno, gdy miną miesiące, a ja nie dostanę interesującej propozycji. Ale taki jest mój zawód i mam tego świadomość. Nie chciałabym tylko jednego: brania byle jakich ról, żeby zarobić na czynsz. Bo jeśli poważnie myślisz o aktorstwie, to ta strategia szybko zaprowadzi cię na manowce.
Ale chyba jesteś z siebie dumna? Sporo osiągnięć jak na tak młodą osobę.
- Moje najnowsze osiągnięcie to skreślenie z listy studentów. Widzisz, życie dba, żeby nas sprowadzać na ziemię! Jeszcze niedawno na stronie internetowej Akademii Teatralnej w Warszawie, do której dostałam się po skończeniu studium w Krakowie, była informacja o nominacji CD do Oscara i mojej roli. A tydzień później dostałam list. Zawaliłam drugi termin oddania pracy magisterskiej i mnie wyrzucili. No i z jednej strony Hollywood, Oscary, a z drugiej całkiem przyziemne sprawy, z którymi się zmagam. Woda sodowa do głowy mi nie uderzy, nawet na ulicy rozpoznają mnie wcale nie tak często. Dosłownie kilka razy poproszono mnie o autograf i było to... szalenie krępujące.
Myślę, że po roli w serialu o Agnieszce Osieckiej to się może zmienić. Polacy ją kochali. Wiesz, jak ją pokażesz?
- Nie chcę się starać być Agnieszką Osiecką na planie. Ta rola to raczej moja interpretacja jej osoby. Poza tym gram młodą Agnieszkę, a niewiele jest źródeł, z których mogłam czerpać, by budować tę postać. Opierałam się jedynie na jej dziennikach. Starałam się wyobrazić sobie emocje, które jej towarzyszyły. Próbowałam odszukać ją w gestach, w sposobie obserwowania świata. Co czuła, gdy rozpadał się jej dom rodzinny, ojciec zmieniał kochanki, a matka wiecznie na niego czekała? Poznawałam moją bohaterkę z odcinka na odcinek. A przy okazji także siebie. Odkryłam, że Agnieszka Osiecka jest mi bliższa, niż sądziłam.
W czym?
- Jestem ciekawska, myślę, że ona też taka była. To trochę więcej niż zwyczajna ciekawość świata, ale mniej niż wścibstwo. Cenię podobnie jak ona wolność i niezależność. I jeszcze coś: Agnieszka od dziecka pisała pamiętniki i ja też prowadzę coś w rodzaju dziennika. Niedawno mama robiła porządki i znalazła pudła ze starymi zeszytami. Pierwsze notatki robiłam, mając osiem czy dziewięć lat!
To wcześniej niż ona. Osiecka zaczęła pisać dziennik jako dwunastolatka.
- Ale ja jestem niestety mniej od niej systematyczna. Piszę falami i głównie wtedy, kiedy mi ciężko. Pamiętnik jest moim powiernikiem. A Osiecka traktowała pisanie inaczej. Zauważyłam, że często nie pisała konkretnej daty, tylko określała przedział czasowy - od dnia do dnia - i opisywała w całości jakąś historię, która się wtedy wydarzyła. Spodobało mi się to i pożyczyłam od niej ten sposób notowania. Prowadzę też wiele zeszytów "do pracy", w których zapisuję inspiracje, pomysły do roli, obserwacje. Aktor czerpie z codziennych sytuacji, które podpatruje. Z pamiętnikiem wiąże się jeszcze jedna sprawa: mama nauczyła mnie wyznaczania sobie celów i zapisywania ich. Dlatego kiedy mam zdjęcia próbne i bardzo zależy mi na wygranej, wpisuję do zeszytu daty zdjęć do filmu, jakbym już wiedziała, że wezmę w nich udział. I to czasem działa! W styczniu 2019 wpisałam też, że dostanę nagrodę za CDi... udało się! Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni dostałam nagrodę za drugoplanową rolę kobiecą, a potem jeszcze film zdobył nominację do Oscarów. Marzenie się spełniło.
Rozumiem, że w twoim notesie nie ma miejsca na zawodowy plan B?
- Nie ma. I nie musi być, wierzę, że sobie poradzę jako aktorka. Czasem pojawia się myśl, żeby rzucić ten zawód, ale wiem, że długo bym bez niego nie wytrzymała. Uwielbiam grać. Oczywiście w tym wszystkim ważna jest równowaga z życiem prywatnym. Bez niej można łatwo się zgubić. Na szczęście rodzina i przyjaciele zawsze są ze mną i gdy trzeba, sprowadzają na ziemię.
W jednym z wywiadów powiedziałaś: "Mam nadzieję, że jak najdłużej będę się wydawała ludziom ciekawa zawodowo, a nieciekawa prywatnie".
- Chciałabym moją prywatność uchronić. Widzisz, mówiłam, że piszę pamiętniki, ale nie powiedziałam jeszcze, że nigdy, choćby nie wiem co, ich nie wydam. U mnie nie wszystko na sprzedaż. I niech tak zostanie.
Tekst: Beata Biały
Twój STYL 4/2020