Grzesznice czy buntowniczki?
Przed laty jej rodzina uciekła z Iranu w obawie przed prześladowaniami. Teraz ona wróciła tam, by opisać zadziwiające życie kobiet pod rządami islamistów. Czemu zażywają rekordowe ilości narkotyków, występują w filmach erotycznych, choć grozi za to kara śmierci, i nawet najbliższym krewnym nie mówią prawdy o sobie, tłumaczy Ramita Navai, autorka głośnej książki "Miasto kłamstw".
Czy przeciętna mieszkanka Teheranu, która nie narusza obowiązujących zakazów, może liczyć na to, że policja moralna zostawi ją w spokoju?
Ramita Navai: - Obecnie w Iranie obowiązuje tyle zakazów, że naprawdę trudno któregoś nie naruszyć. W książce opisałam historię kobiety, która trafiła do aresztu za to, że pocałowała na ulicy w policzek swojego męża. On zresztą również został zatrzymany, choć zapewniał członków policji obyczajowej, że oboje od dawna są legalnym małżeństwem. Wypuszczono ich dopiero, gdy rodzina dostarczyła dokumenty zaświadczające o tym, że naprawdę są małżeństwem. Dla obojga był to koszmar, bo w Iranie już sam fakt, że ktoś trafia do więzienia z podejrzeniem o niemoralność, stygmatyzuje. Co jest o tyle absurdalne, że naprawdę trudno znaleźć tam kogoś, kto nie naruszałby obowiązujących reguł. Ale ludzi przyłapanych na złamaniu jakiegoś zakazu potępiają nawet ci, którzy mają na sumieniu dokładnie te same grzechy.
Kobietę można aresztować za cokolwiek, na przykład za udział w lekcji rysunku?
- Tak. Opisałam taki nalot "strażników moralności" na zajęcia plastyczne grupy dziewczyn zainteresowanych sztuką. Na szczęście wtedy skończyło się "tylko" na tym, że zakazano im dalszych spotkań. Ale przy okazji postraszono je, że jeśli nie okażą pokory, ich skonfiskowane rysunki z kobiecymi aktami będą mogły zostać uznane za pornografię. Były przerażone! Innym razem podobny nalot zdarzył się na kursie tańca. Choć grupa była w stu procentach żeńska - koedukacyjne zajęcia tego typu są w Teheranie zakazane - zajęcia również zostały uznane za niemoralne. Tym razem uczestniczki oskarżono o... propagowanie związków lesbijskich. Takie akcje rodzą strach i poczucie, że normalne życie może się toczyć wyłącznie w ukryciu.
Zdarza się, że mimo ostrych zakazów i kar Iranki prowadzą życie seksualne przed ślubem?
- W Teheranie robi to sporo dziewczyn. Zazwyczaj ukrywają swoją inicjację przed przyjaciółkami czy siostrami, nawet jeśli się domyślają, że i one prowadzą już życie seksualne. Wiele dziewic uprawia przed ślubem seks analny, żeby zachować "czystość" dla przyszłego męża. Bogatsze korzystają z usług chirurgicznego "przywracania dziewictwa". W irańskiej stolicy są już lekarze specjalizujący się w odtwarzaniu błony dziewiczej. Dziewczyny, których nie stać na taki zabieg, mogą kupić kapsułki dopochwowe z czerwoną cieczą, które dają pożądany efekt w noc poślubną.
Pieniądze mogą pomóc w "zachowaniu moralności" jeszcze w jakichś innych dziedzinach?
- Bez wątpienia. Na przykład zgodnie z obowiązującym prawem Iranki powinny ubierać się w czadory zakrywające ich ciała od stóp do głów. Najlepiej czarne. Ale w północnej, bardziej liberalnej części Teheranu, gdzie mieszkają najbogatsi ludzie w kraju, rzadko która kobieta zmuszana jest przez rodzinę do noszenia takiego stroju. Młode dziewczyny z tej dzielnicy testują wręcz granice tolerancji stróżów moralności i wkładają na głowy chustki, które tylko teoretycznie zakrywają im włosy. A płaszcze, które zamiast czadorów mają zakrywać ich ciała, są czasem tak skrojone, że raczej prowokacyjnie podkreślają kobiece kształty, niż je kamuflują.
Mimo to rzadko dochodzi tam do aresztowań?
- Aktywiści z policji moralnej niechętnie wchodzą w konflikt z wpływowymi ludźmi z bogatych dzielnic. Choć są wyjątki, jak opisane przeze mnie wesele syna pewnego milionera. Przyjęcie przygotowane było w zachodnim stylu, odpowiedni ludzie zostali opłaceni, by nic nie zakłóciło gościom z wyższych sfer zabawy. A mimo to na imprezę wtargnęła policja obyczajowa i aresztowała wielu uczestników. Potem okazało się, że była to sprawa polityczna. Ktoś chciał przejąć zagraniczny kontrakt, który zapewniał temu milionerowi wielkie zyski. I w ten sposób usunięto go z gry.
Czy surowe normy moralne w równym stopniu obowiązują kobiety i mężczyzn?
- Z całą pewnością nie. Zakazów kontrolujących życie kobiet jest dużo więcej. Poza tym mężczyźni sprawują w Iranie władzę, a przewinienia ludzi władzy bywają tu tuszowane. Opisałam historię mułły, który gwałcił nastoletnie córki zatrudnionego w jego meczecie pracownika. Gdy jedna z nich zaszła w ciążę, ojciec zgłosił sprawę na policję, gdzie usłyszał, że... nic się nie da zrobić. Pojawiły się nawet sugestie, że winne zgorszenia duchownego były same dziewczynki. W końcu sprawę zatuszowano. Podwójna moralność jest dziś podstawą życia w Teheranie. Wszystko opiera się tam na kłamstwie, nikt więc nie upomina się o sprawiedliwość. Choćby dlatego, że każdy obywatel ma tu coś na sumieniu i nikt nie chce zwracać na siebie uwagi.
Dla mnie najbardziej zaskakująca była informacja, że w Iranie prostytucja - oficjalnie zakazana - może być "moralna". Tyle że przy spełnieniu kilku formalnych warunków.
- Tak, wystarczy, że klient i prostytutka zawrą tzw. sigheh, czyli tymczasowe małżeństwo, uznawane przez państwo i mułłów. Co ciekawe, mogą je zawierać nawet żonaci mężczyźni np. na... kilka minut, godzinę czy dwie. Dlatego większość dziewczyn świadczących usługi seksualne, a nie brakuje ich w Teheranie, zazwyczaj ma przy sobie sigheh in blanco. Jeśli dochodzi do nalotu policji, wpisują tam nazwisko klienta, z którym akurat są, i w ten sposób oboje są chronieni. Oficjalnie taki papier uwalnia obie strony od kłopotu. Gorzej, jeśli któraś nie zdąży wpisać nazwiska - wtedy grozi jej i klientowi proces, chłosta, a w skrajnych przypadkach śmierć. Jak widać linia między tym, co moralne i niemoralne, bywa cienka.
Wśród twoich reportaży o życiu kobiet w dzisiejszym Teheranie szczególnie wstrząsająca wydała mi się historia Lejli, irańskiej dziewczyny, która została gwiazdą porno. Trochę przez przypadek.
- Tak, była zwykłą dziewczyną, która źle wyszła za mąż. Po rozwodzie nie miała środków do życia. Koleżanka wciągnęła ją w prostytucję. Lejla, jak wiele podobnych do niej młodych dziewczyn, miała nadzieję, że skończy z tym, gdy tylko stanie na nogi. Jej "kariera" w pornobiznesie zaczęła się od tego, że pozwoliła swojemu chłopakowi nakręcić komórką erotyczny filmik, który on potem rozpowszechnił na płytach DVD. Amatorskie nagranie stało się przebojem na lokalnym rynku.
Dziewczyny takie jak ona sporo ryzykują. Lejlę skazano na śmierć. Gdy została aresztowana, nie wierzyła, że naprawdę zapadnie wyrok. Czemu, skoro w Iranie oficjalną karą za rozpowszechnianie pornografii jest śmierć?
- Może być, to różnica. W praktyce stosowanie prawa jest tam bardzo uznaniowe. Za to samo przewinienie rozpiętość kar bywa niewyobrażalna - od nagany czy kilku batów po wyrok śmierci. Ostatnie słowo zawsze zależy od interpretacji sędziego. Historia Lejli pokazuje wiele patologii związanych z życiem kobiet w Teheranie. Również i tę, jak względne jest tam poczucie sprawiedliwości. Ta dziewczyna przez pewien czas była kochanką ważnego sędziego, który wydawał wyroki na kobiety oskarżane o niemoralność. Bywało, że kazał je chłostać z błahych przyczyn za "niewłaściwy" hidżab (obowiązkowe dla Iranek nakrycie głowy, które odsłania jedynie twarz - red.) czy spacer po parku z chłopakiem. Lejla, która prowadziła dość liberalne życie, była dwukrotnie sądzona przez tego mężczyznę. Za pierwszym razem zasądził jej kilkadziesiąt batów. Za drugim zaproponował, że zniszczy wszystkie jej akta w zamian za seks. Ich związek trwał dość długo. Gdy ją aresztowano, wierzyła, że jej ważny "przyjaciel" wyciągnie ją z więzienia. Ale nie wzięła pod uwagę, że Teheranem rządzi podwójna moralność.
Co innego grzeszyć w ukryciu, co innego dać się złapać?
- No, właśnie. A ona dała się złapać w głupi sposób. W filmach, w których występowała, nie pokazywała twarzy, wierząc, że to zapewni jej bezpieczeństwo. Ale kręcono je w jej mieszkaniu. I nie zwróciła uwagi, że na jednym z nich w kadrze znalazł się licznik prądu. Fanatyczni funkcjonariusze policji moralnej bez trudu odczytali z ekranu numer licznika. A potem zrobili z jej procesu pokazówkę. Została powieszona.
W książce znalazłam zdanie: "W Teheranie kłamie się, żeby przetrwać. Szczerość jest aktem najwyższego zaufania albo bezgranicznej desperacji". Jak to wygląda w życiu codziennym?
- Ograniczani absurdalnymi zakazami moralnymi teherańczycy chcą jednocześnie toczyć dość swobodne życie na zachodnią modłę. Efekt jest taki, że alkohol - oficjalnie zakazany - można kupić dziś na każdym rogu. Niewierność w związkach, jak wszędzie na świecie, i tu nie należy do rzadkości. Ale mało kto jest za nią karany, bo zgodnie z prawem zdradę musi potwierdzić... czterech świadków. Za posiadanie narkotyków wciąż grozi tu kara śmierci, a mimo to Iran jest dziś na piątym miejscu w świecie, jeśli chodzi o konsumpcję krystalicznej metamfetaminy.
- Zażywają ją i mężczyźni, i kobiety. Raczej młodzi i z bardziej zasobnych domów, bo starsi i biedniejsi wolą palić opium. Niektóre dziewczyny zaczęły traktować metamfetaminę jako środek na odchudzanie. Ale najczęściej zażywa się ją na przyjęciach, które niewiele różnią się od podobnych imprez na Zachodzie. Bywa się na nich w markowych ciuchach. I nikogo nie dziwi, że dziewczyny nie zakrywają tam twarzy, bawią się przy płytach Beyoncé i całują z chłopakami. Dopiero gdy wychodzą na ulicę, wkładają hidżaby albo nawet czadory, jeśli ich rodzinie bardziej zależy na zachowaniu pozorów.
Jak jako korespondentka magazynu "The Times" zdobyłaś tak intymne relacje bohaterów swojej książki?
- Pochodzę z Iranu, ale choć mieszkam w Londynie, uważam Teheran za swoje miasto. Mam tam przyjaciół. To oni pomogli mi dotrzeć do ludzi, którym przydarzyły się opisane historie. Czemu ci ludzie otworzyli się właśnie przede mną? Może dlatego, że choć jestem Iranką, jedną z nich, dzięki zachodniemu paszportowi nie jestem skazana na ich świat, a tym samym nie jestem dla nich zagrożeniem. Zadbałam o to, by żaden z moich rozmówców nie miał przez książkę problemów. Zmieniłam ich nazwiska i szczegóły, które pomogłyby ich zidentyfikować. Ale poza tym wszystko, co napisałam, jest prawdą.
Anna Jasińska
TWÓJ STYL 2/2015