I żyli w długach i szczęśliwie
Nie zawsze kłopoty finansowe oznaczają kryzys w związku i nie zawsze materialny komfort pomaga osiągnąć szczęście w miłości. Często bywa dokładnie na odwrót.
Młodzi berlińczycy, Raphael i Alma Fellmerowie, od czterech lat nie płacą za nic. Nie mają pieniędzy i twierdzą, że nie są im potrzebne. Na czynsz "zarabiają", pomagając właścicielom kamienicy w pracach domowych i ogrodniczych. Pracą zapłacili także lekarzowi za poród ich dziecka. Noszą ubrania oddane przez innych, a jedzenie dostają za darmo z supermarketów z produktami ekologicznymi tuż przed upływem ich terminu przydatności do spożycia. Mówią, że są szczęśliwi, a pieniądze to "wrzód na tyłku społeczeństwa".
Sam pieniądz rzadko jest rzeczywistą przyczyną kryzysu w małżeństwie - zazwyczaj służy jako zasłona, by nie widzieć i nie powiedzieć tego, co między kobietą a mężczyzną nie działa.
O ich stylu życia zrobiło się głośno pod koniec ubiegłego roku - w listopadzie ukazała się książka "Glücklich ohne Geld!..." (Szczęśliwy bez pieniędzy!...), w której Raphael Fellmer opisuje rozkosze życia rodzinnego bez centa przy duszy. Na życzenie autora połowę nakładu rozdano.
Berlińskie małżeństwo może być wolne od "haruj, zarabiaj i wydawaj", ale czy chodzi do kina? Nie dla nich weekendy w spa, wakacje w luksusowych hotelach, szaleństwa na wyprzedażach. Dla milionów Europejczyków rezygnacja z tych możliwości wydaje się biedowaniem. Właśnie - wydaje się.
Jak mówi psycholog ekonomiczny dr hab. Dominika Maison z Uniwersytetu Warszawskiego, kluczowa jest tu nasza subiektywna ocena sytuacji. - Wiele badań pokazuje - relacjonuje badaczka - że dla poczucia szczęścia ważniejsze od tego, ile mamy, jest to, ilenam się wydaje, że mamy. Niektórzy ludzie obiektywnie notują duże dochody, a są przekonani, że na nic ich nie stać. Z kolei inni, zarabiający o wiele mniej, są w stanie odłożyć znaczne sumy na wakacyjny wyjazd, lepsze ubrania czy samochód. Wszystko zależy od sposobu postrzegania własnej sytuacji materialnej.
Raphael Fellmer, który nie ma grosza przy duszy, twierdzi z zadowoleniem: "Jadamy ekologiczne produkty z najlepszych supermarketów, jesteśmy niezależni, wolni od kredytów, kont oraz odsetek". Może więc to nie bieda studzi miłość, lecz poczucie biedy? Nieumiejętność zgrania marzeń z dochodami?
Dr Dominika Maison opowiada, że w badaniach zauważono grupę par, które mieszkając kątem u rodziców, ciągle się kłóciły, tłumacząc to kiepskimi warunkami lokalowymi. Jednak po przeprowadzce do własnego mieszkania dość szybko się rozwodziły! Okazywało się, że problem leży gdzie indziej. - O pieniądze łatwo się spierać, bo są czymś uchwytnym, materialnym - mówi psycholog i psychoanalityk Alina Henzel-Korzeniowska. - Ale takie kłótnie to tylko pretekst do wyładowania negatywnych emocji w stosunku do partnera, które zwykle wcale nie są związane z finansami. Sam pieniądz rzadko jest rzeczywistą przyczyną kryzysu w małżeństwie - zazwyczaj służy jako zasłona, by nie widzieć i nie powiedzieć tego, co między kobietą a mężczyzną nie działa.
Paradoks ten próbował wyjaśniać nieżyjący już badacz szczęścia Tibor Scitovsky. Zauważył, że ludziom, którzy poświęcają wiele czasu na powiększanie swojego stanu posiadania (lub na utrzymywanie go na stałym poziomie), nie starcza energii na korzystanie z niego. Skoncentrowani na zarabianiu, nie mają już siły na pielęgnowanie życia rodzinnego oraz dobrych relacji z przyjaciółmi.
- Pieniądz nie jest jedynie środkiem płatniczym - dodaje Alina Henzel-Korzeniowska. - "Przykleja się" do niego mnóstwo funkcji i znaczeń. Jest na przykład wyznacznikiem naszej pozycji społecznej, sposobem dowartościowania się. Jeśli aspirujemy do wysokiego statusu społecznego, punktem, wokół którego koncentruje się nasze życie, stają się sposób ubierania, urządzenia domu, odpowiedni urlop, tak by świadczyły o naszej pozycji.
Konsumowanie w celach prestiżowych tworzy sieć konieczności, presję sprostania standardom wyznaczanym przez innych, tych, którym chcemy dorównać. Kiedy skarżymy się, że jesteśmy zestresowani z powodu sytuacji finansowej, często to właśnie mamy na myśli: nie możemy podołać aspiracjom, a nie rzeczywistym potrzebom.
Czy wszyscy ci, którzy spędzają wakacje na skandynawskim klifie albo afrykańskim safari, rzeczywiście mają taką potrzebę? W pewnych środowiskach jest to raczej cichy nakaz, nie wypada pojechać na mazowiecką wieś. W ten sposób z czasem ludzie tracą kontakt z własnymi upodobaniami, bardziej cenią wizerunek niż pragnienia partnera, a to rodzi konflikty.
- Tajemnica ich udanego związku polega na wspólnym systemie wartości - mówi Henzel-Korzeniowska. - Mają podobny stosunek do pieniędzy, te same oczekiwania wobec życia. Ich eksperyment jest tu sprawą drugorzędną, gdyby wybrali np. model życia ekologicznego za płacę minimalną albo powrót do natury i wiejską chatę, również byliby szczęśliwi. Pieniądze łączą ludzi, gdy ci podejmują wspólne działania, mają podobne cele - wtedy są sprzymierzeńcami w ich realizacji.
Związki połączone wspólnym kredytem szybciej i łatwiej godzą się po kłótniach niż pary nieuwikłane w zobowiązania finansowe
Problemy wynikają z asymetrii. Systemy wartości rozchodzą się, gdy każde z partnerów ma inne priorytety, odmienny stosunek do pieniędzy. Ona chce więcej odkładać, on więcej wydawać. Jedno chce się dorobić, drugie cieszyć się życiem. Ona marzy o wielkomiejskiej karierze, on jest idealistą-minimalistą i zarzuca jej materializm. - I znowu nie wysokość dochodów jest tu sprawą kluczową. Rozdźwięk może pojawić się przy średniej krajowej i przy jej wielokrotności - dodaje psycholog.
- Finanse zaczynają dzielić, gdy ujawnia się poczucie nierówności, niesprawiedliwości. Na przykład jeśli jedno zarabia więcej i używa tego jako argumentu dla zademonstrowania swojej przewagi, żeby przeforsować własne zdanie, daje odczuć partnerowi swoją "wyższość". Konflikt mógłby w ogóle się nie pojawić, gdyby lepiej zarabiający partner dla dobra związku się nie odzywał.
Paradoksalnie umiemy milczeć w sprawie pieniędzy wówczas, gdy właśnie należałoby o nich pomówić. Nie rozmawiamy o nich na początku związku, kiedy jesteśmy zakochani i taka konwersacja wydaje się dowodzić naszej małostkowości, budzić podejrzenie o interesowność i odzierać wspólne chwile z romantyczności. Stan delikatnego sondowania, takiego okrężnego badania partnera trwa w niektórych relacjach latami, choć na chłodno każda z nas wie, że trudno o gorszy fundament niż tematy tabu, brak szczerości i domysły.
Jednak według najnowszych badań firmy Tarsago, aż 52 proc. Polaków nie mówi o wysokości swoich zarobków nawet małżonkowi! Alina Henzel-Korzeniowska uważa, że choćbyśmy nie znały dokładnie sytuacji majątkowej partnera, powinnyśmy uzgodnić finansowy model związku: - Nie ma sensu liczyć, że to się stanie samo, że się jakoś ułoży, a tak często optymistycznie zakładają szczególnie ludzie młodzi.
Stosunek do pieniędzy jest częścią życiowych priorytetów i powinniśmy traktować go poważnie. Dzięki temu pieniądz nie będzie udawał ważnej wartości w związku, będzie bardziej tym, czym powinien być, czyli środkiem płatniczym.
Alina Henzel-Korzeniowska zauważa, że do decyzji o wspólnym zadłużeniu na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat pary podchodzą z większą rozwagą niż do postanowienia o ślubie. Jej zdaniem związki połączone wspólnym kredytem szybciej i łatwiej godzą się po kłótniach niż pary nieuwikłane w zobowiązania finansowe.
- Kredyt codziennie przypomina im, że muszą być razem. Ma więc funkcję dyscyplinującą. Wizja tego, co będzie, jeśli postanowią się rozejść, często ich przeraża. Kto wtedy będzie spłacał kredyt? Korzystne w tej sytuacji jest to, że para, która została zmuszona do podejmowania racjonalnych rozmów, nieświadomie dąży do kompromisów, pogodzenia się mimo urazów i żalów - tłumaczy Henzel-Korzeniowska. Czy to źle, gdy długi scalają związek? Tylko jeśli patrzymy na niego bardzo romantycznie, jak na emocjonalną więź. Jednak związek to także wspólne życie, wspólne cele, jak również wspólne pieniądze.
Magdalena Jankowska
Pani 3/2014