Im więcej ciebie, tym mniej
Na imprezie u znajomych chcesz się przytulić, a twój partner ucieka, odpycha cię. Mówisz mu, że kochasz – on nerwowo zmienia temat. Wiesz, że mu na tobie zależy, ale dlaczego traktuje cię z dystansem? Terapeutka Sylwia Sitkowska radzi, jak znaleźć wspólny język i równowagę między potrzebą bliskości a pragnieniem wolności w związku.
Joanna była zdenerwowana. Opowiadała o swoim partnerze. Byli razem od trzech lat i Joanna planowała wspólną przyszłość. Ale na wzmiankę o zaręczynach czy obiedzie u jej rodziców Tomasz reagował nerwowo. Zmieniał temat, kłócili się, on wychodził z domu. "Ja biorę go za rękę na ulicy, on wyrywa dłoń i coś burczy. Ja chcę, żeby poszedł ze mną na imieniny przyjaciółki, on woli spotkać się z kumplami, sam. Ja chcę go pogłaskać, on sztywnieje, odsuwa mnie, z bliskości akceptuje tylko tę seksualną. Może on mnie nie kocha?", powiedziała Joanna i się rozpłakała.
Na to pytanie nie umiałam odpowiedzieć. Ale przyszło mi do głowy, że prawdopodobnie Joanna i Tomasz mają odmienne "języki miłości" - reprezentują inne style przywiązania. Często przychodzą do mnie pacjenci z tym problemem.
Miłosny quiz
Chcesz sprawdzić, jaki cy reprezentujesz styl? Oto krótki "quiz".
Styl bezpieczny
Łatwo wchodzę w relacje, ale i nie rozpaczam, gdy jakaś więź zostaje zerwana. Lubię polegać na innych i staram się tak zachowywać, by i oni mogli mi ufać, mieć we mnie oparcie. Czasem lubię samotność. Staram się szczerze i otwarcie mówić o swoich uczuciach w sposób spokojny i rzeczowy. Może dlatego inni czasem żartują, że... bywam nudna.
TAK/NIE
Styl lękowy
Kiedy angażuję się w relację z drugim człowiekiem - wchodzę w nią cała, rzucam się w nią. Bardzo szybko się zakochuję - i wtedy ukochany staje się całym moim światem. Chcę mu o wszystkim opowiadać, każda chwila bez niego jest stracona. Ludzie rzadko kiedy odpowiadają mi takim samym zaangażowaniem, co mnie rozczarowuje. Czuję się wtedy odrzucona, niekochana.
TAK/NIE
Styl unikowy
Lubię niezależność, chcę czuć się samodzielna. Trzymanie się za rączki, spędzanie każdej minuty razem? Duszę się w takim związku. Potrzebuję czasu tylko dla siebie, żeby móc odetchnąć, nabrać sił i ochoty na ponowną bliskość z partnerem. Kieruję się zasadą, by polegać tylko na sobie - moje zaufanie, nawet do najbliższych, jest ograniczone. Bywa, że partner zarzuca mi oziębłość, zbytni dystans. Na myśl o tym, że mielibyśmy stanowić jedność, wpadam w panikę.
TAK/NIE
Poprosiłam Joannę, by zaznaczyła którąś z opcji, i nie zdziwiłam się, gdy zdecydowanym ruchem zakreśliła "TAK" przy stylu lękowym. Po chwili dodała, że Tomasz z całą pewnością reprezentuje styl unikowy. To dwa przeciwieństwa - nic dziwnego, że tak trudno im się porozumieć. Ale osoba o stylu bezpiecznym także będzie wchodziła w spory z kimś, kto reprezentuje jeden z dwóch pozostałych. Co więc można zrobić? Nad tym postanowiłyśmy pracować z Joanną w trakcie terapii.
Jak się wiążesz?
Tomasz z kolei miał bardzo apodyktyczną matkę, był jedynakiem, mama "zalewała go" swoją miłością, ciągle całowała, chciała, by każdą chwilę spędzali wspólnie, gniewała się na syna, jeśli utrzymywał przed nią cokolwiek w sekrecie. Dla niego więc bliskość jest groźna: to ryzyko pochłonięcia, stopienia, zatracenia sfery "ja", "moje".
Pierwszy krok do uzdrowienia relacji to dostrzeżenie, że być może z moim podejściem do związku, z moimi oczekiwaniami coś jest nie w porządku. Pacjenci najczęściej tego nie widzą - uważają, że to, jacy oni są, czego chcą, jest "normalne" - a partner mający odmienne potrzeby jest "dziwny", "chory", "zaburzony". Gdy Joanna zrozumiała, że ona sama nie reprezentuje bezpiecznego stylu przywiązania gwarantującego zdrową relację, harmonię bliskości i wolności w związku, poprosiłam ją o napisanie dwóch listów do rodziców. To ćwiczenie można wykonać samodzielnie. Warto je zrobić - wymaga trochę czasu, ale świetnie porządkuje myśli.
Pierwszy list - terapeuci nazywają go "brudnym" - pozwala na wyrzucenie z siebie wszystkich złych emocji związanych z doświadczeniem bliskości i dystansu w relacji z rodzicami. Joanna pisała: "Jak mogliście zostawić mnie samą w szpitalu! Byłam przekonana, że mnie nie kochacie, że wolicie młodszą siostrę. Co za egoiści z was. Choć jedno mogło zostać przy mnie, żebym nie czuła się porzucona!". W tym liście można kląć, obrzucać wyzwiskami, być niegrzecznym, a nawet niesprawiedliwym. Ważne, by po raz pierwszy nazwać te uczucia, dać im wreszcie upust.
"Brudny" list można poprawiać kilka razy - jego napisanie zazwyczaj zabiera kilka tygodni. Drugi list to wyobrażona odpowiedź rodziców. Przeprosiny. Joanna pisała do siebie w ich imieniu: "Joasiu, najukochańsza córeczko, zawiedliśmy cię. Byliśmy młodzi, nieświadomi. Wybacz nam, kochamy cię jak nikogo na świecie". Jaki jest sens tego ćwiczenia? Zrozumieć, że to nie nasza wina, że boimy się odrzucenia albo lękamy bliskości. A skoro to nie nasza wina, to nie możemy też spowodować powtórki z historii w przyszłości. Nie musimy się bać. Możemy wybaczyć i budować miłość od nowa, bez tych złych fundamentów. To brzmi prosto, ale tak naprawdę ten proces trwa kilka miesięcy. I bardzo wiele zmienia w podejściu do partnera.
Policjant i ścigany
Można też - korzystając z odrobiny czasu - wypisać na kartce obsesyjną myśl, na przykład "Jestem beznadziejna. Nie można mnie kochać". A pod spodem, zaczynając od dzieciństwa, wynotowywać zdarzenia, które podważają prawdziwość tego twierdzenia. "W liceum na dyskotekach to mnie koledzy najczęściej prosili do tańca, na studiach oświadczył mi się najfajniejszy chłopak na roku...". Im więcej, tym lepiej. A
by dojść do konkluzji: "Nie jestem ósmym cudem świata, ale jestem w porządku. Można mnie kochać". To motto wypisać na kartce i codziennie je sobie powtarzać. Działa! "No dobrze. Pracujemy tylko nade mną, a przecież Tomasz też nie ma wcale bezpiecznego stylu przywiązania!", powiedziała w końcu Joanna. Ano nie ma. Ale pracować można tylko z osobą, która tego chce - a Tomasz odmówił przychodzenia na sesje.
Czy to oznacza koniec ich związku? Może tak być. Jeśli terapeuta pracuje nad relacją partnerską tylko z jednym z partnerów, istnieje ryzyko, że miłość się skończy. Bo bywa, że w trakcie terapii wychodzi na jaw, że ona i on dobrali się tylko swoimi wadami - psychologowie nazywają to zjawisko koluzją. Na przykład Joanna odgrywa w związku rolę "policjanta", Tomasz "ściganego". I kiedy ona wychodzi z tej roli, okazuje się, że... jego nie interesuje związek, który nie jest pościgiem.
Ale w tym przypadku było inaczej. Im bezpieczniej czuła się Joanna, im mniej potrzebowała zapewnień o miłości ze strony Tomasza - tym lepiej było i jemu. Bo nie musiał chować się przed "zalewem uczuć". Dostał przestrzeń, której pragnął... i nagle poczuł, że chciałby być z Joanną bliżej, ale coś go powstrzymuje. Co? Postanowił dowiedzieć się tego na terapii. A jednocześnie oświadczył się. Wszystko więc zmierza w dobrym kierunku.
Sylwia Sitkowska, psycholog, terapeuta, szefowa Przystani Psychologicznej. Prowadzi terapię indywidualną i par.
Twój Styl 2/2014