Jeszcze nie bezdomni

Eksperci szacują, że do 2035 roku w drodze może żyć nawet miliard osób. Nomadami zostają jednak nie tylko przedstawiciele branż kreatywnych i IT, ale również ci, dla których kamper albo przyczepa kempingowa są ratunkiem przed bezdomnością. Wywołany pandemią kryzys może sprawić, że druga z tych grup wkrótce stanie się szczególnie liczna.

Życie w drodze nie zawsze jest tak beztroskie, jak mogłoby się wydawać
Życie w drodze nie zawsze jest tak beztroskie, jak mogłoby się wydawaćGeorge Rose/Getty ImagesGetty Images

Trzeba przyznać, że ten rok był dla nich całkiem niezły. Liczba zamówień i rezerwacji wzrosła dwukrotnie, a klientów zdawała się nie zrażać ani cena (wahająca się zwykle od 100 do 300 tys. dolarów), ani czas oczekiwania na realizację zamówienia (około roku). Popytu nie zmniejszył nawet fakt, że na rynku co i rusz pojawiała się kolejna firma o podobnym profilu. Pół żartem, pół serio można by powiedzieć, że w Stanach w czasie pandemii, domy na kółkach sprzedają się niemal tak dobrze, jak maseczki i papier toaletowy.

Trudno się dziwić - jeśli szef wysłał cię na pracę zdalną, służby sanitarne zaleciły pozostanie w czterech ścianach, a liczba rozrywek spadła do minimum, przeprowadzka do domu na kółkach wydaje się być idealną opcją. Z jednej strony zapewnia konieczną dla zachowania bezpieczeństwa izolację, z drugiej -  daje wolność i, ekskluzywną w czasie pandemii, możliwość podróżowania. Zaiste, jak piszą dziennikarze "New York Timesa": "gdy mkniesz przed siebie vanem, wartym kilkaset tysięcy dolarów, koronawirus jest tylko drobną plamką na błękitnym niebie".

Ta urocza, dziennikarska wizja wymaga jednak pewnego uzupełnienia: gdy mkniesz przed siebie vanem, wartym kilkaset tysięcy dolarów, drobnymi plamkami są również ci, których mijasz po drodze. Część z nich, tak samo jak ty, żyje w domu na kółkach. Jednak, w przeciwieństwie do ciebie, nie ma na to specjalnej ochoty.

Weź karton i mieszkaj

Bob Wells, guru nomadów, na swoim blogu Cheap RV Leaving radzi, by przygodę z życiem na kółkach zacząć w sypialni. Po prostu przenieś do niej najpotrzebniejsze rzeczy i przez jakiś czas staraj się nie korzystać z innych części mieszkania. Jeśli ci się uda, możesz przystąpić do dalszego ograniczania przestrzeni życiowej. Weź karton, na przykład taki po lodówce, wydziel w sypialni powierzchnię mniej więcej sześciu metrów kwadratowych i spróbuj trochę w niej pomieszkać. Trudne? Może i tak, ale przecież twój dom na kołkach wcale nie będzie obszerniejszy.

Zanim wyjedziesz (to już rada ze strony Money Crashers) pozbądź się większości rzeczy, rozdaj je albo zorganizuj garażową wyprzedaż. Ze sobą zabierz tylko trochę kuchennych akcesoriów, torbę ubrań (pięć t-shirtów, dwie pary jeansów, bluzę, sweter, kurtkę przeciwdeszczową, kurtkę jeansową, kilka zmian bielizny i piżamę - powinno wystarczyć) i coś do udekorowania samochodu (w społeczności nomadów auta często maja bardzo indywidualny charakter, nadaje im się nawet poetycko brzmiące imiona).

Jeśli zastanawiasz się, jak będą wyglądały twoje finanse, znów możesz zerknąć na bloga Boba, który, obok pomysłu na ograniczoną przestrzeń, podaje również sposoby na dysponowanie ograniczonym budżetem. Ujmuje go w przejrzystą tabelę. Załóżmy, że miesięcznie dysponujesz kwotą 500 dolarów, wtedy twoje wydatki przedstawiają się następująco: 150 dolarów na jedzenie, drugie 150 na benzynę, po 50 na ubezpieczenie, telefon i fundusz rezerwowy oraz 25 na inne wydatki. Uwzględniono nawet rozrywkę, również za 25 dolarów.

Jak nietrudno się domyślić, powyższy budżet nie powstał z myślą o tych, którzy przemierzają Stany kamperami wartymi setki tysięcy dolarów. Docelowymi czytelnikami bloga Boba Wellesa nie są bowiem dobrze zarabiający, "cyfrowi nomadzi" dla których życie w drodze jest beztroską przygodą, ale ci, którzy do domów na kółkach przeprowadzają się z powodów ekonomicznych. Nie bez przyczyny wchodzących na bloga wita zdanie: "Pytasz, czy stać cię na życie w drodze? Ja pytam, czy stać cię na jakiekolwiek inne".

Dla wielu rodzin dom na kółkach jest ratunkiem przed bezdomnością
Dla wielu rodzin dom na kółkach jest ratunkiem przed bezdomnościąJohn Moore/Getty ImagesGetty Images

Na drodze tłok

Trudno odpowiedzieć, ilu Amerykanów każdego roku decyduje się na życie w drodze - statystyk nikt nie prowadzi, a wielu nomadów jest na stałe zameldowanych np. u krewnych czy przyjaciół. Bliska prawdy byłaby jednak odpowiedź "z każdym rokiem coraz więcej".

Podobnie ogólnikowej odpowiedzi należałoby udzielić na pytanie: "co powoduje, że ludzie wprowadzają się do domów na kółkach?".

- Na widok starszego człowieka, który mieszka w samochodzie i przemierza kraj w poszukiwaniu pracy, większość z nas myśli: nieudacznik. Co on robił całe życie, że tak skończył? Tymczasem życie tych ludzi obróciło się do góry nogami na tysiące rozmaitych sposobów - mówi Jessica Bruder, która nomadom poświęciła reporterską książkę "Nomadland. W drodze za pracą" (wyd. Czarne). - Znam byłych właścicieli sklepów, dyrektorów działów sprzedaży, księgowych, emerytów o świadczeniach w wysokości kilkuset dolarów, wreszcie tych, których oszczędności i stabilne życie klasy średniej pękło wraz z bańką mieszkaniową w 2008 roku. W Ameryce upadek może przytrafić się każdemu, a kiedy już się przydarza, nie ma zbyt wielu opcji na bezpieczne lądowanie .

Większość bohaterów reportażu Bruder to emeryci, którym przysługują świadczenia zbyt niskie, by mogli pozwolić sobie na spłatę hipoteki lub wynajem mieszkania. Nie chcieli stanowić obciążenia dla swoich dzieci, ruszyli więc w drogę. I choć starają się zachowywać optymizm, ich codzienność daleka jest od towarzyszącego nowoczesnym wędrowcom stereotypu "nieustających wakacji". Wells na swoim blogu podaje listę przykładowych prac, które mogą wykonywać analogowi nomadzi. Wachlarz jest szeroki: od pilnowania campingów począwszy, przez tworzenie rękodzieła, strzyżenie psów i fotografię, na projektowaniu stron internetowych skończywszy.

Bruder w "Nomadland" opisuje zaś dwa inne, popularne wśród nomadów zajęcia: przedświąteczną pracę w magazynach Amazona oraz zbiory buraków cukrowych. Reporterka postanowiła na własnej skórze sprawdzić, na czym owe zajęcia polegają i, jak przyznaje, obydwa nawet dla niej, młodej i zdrowej, stanowiły wyzwanie.

- Zbiory buraków fascynowały mnie od dawna, bo dla 60-, 70-letnich nomadów, wydawały się zadaniem ponad siły. Nie cieszyły się również zbyt dobrą opinią: ludzie opowiadali o mrozie, wilgoci i warzywach wielkości piłki od koszykówki, które trzeba podnosić, ładować, a które nierzadko, wyrzucane z różnorakich maszyn, uderzały w pracowników ze sporą siłą - opowiada. - Czy przesadzali? Raczej nie. Mnie przydzielono dwunastogodzinne zmiany na wielkiej hali, przypominającej hangar z betonową podłogą i pryzmą buraków niemal sięgającą sufitu. Do moich zadań należały porządki: przerzucanie widłami, łopatami i rękami rozsypanych buraków, czasem również czyszczenie maszynerii - ładowaliśmy się do środka i łopatami oskrobywaliśmy błoto z głównego podajnika. Nad tempem naszej pracy czuwała surowa kierowniczka. Fizycznie to był koszmar - zrezygnowałam przed końcem zbiorów i cieszyłam się, że nie odniosłam żadnej, poważnej kontuzji.

Reporterka dodaje, że zarobki nie są proporcjonalne do wysiłku. W większości miejsc nomadzi otrzymują minimalną stawkę godzinową, wynoszącą 7,25 dolara. Zdarza się, że pracują wyłącznie w zamian za wyżywienie, dostęp do mediów, darmowe miejsce parkingowe i niewielkie kieszonkowe. Co więcej, skromna wypłata często musi wystarczyć nie tylko na codziennie życie, ale i na przyszłość. Siwowłosi nomadzi doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że nie będą w stanie pracować w ten sposób do końca życia. Ciułają więc cent do centa w nadziei, że może za kilka lat uda im się znaleźć spokój na maleńkim, własnym kawałku ziemi.

Wśród nomadów jest wielu emerytów o bardzo niskich świadczeniach
Wśród nomadów jest wielu emerytów o bardzo niskich świadczeniachLinda Davidson/The Washington Post via Getty ImagesGetty Images

Coraz nas więcej i więcej

Zdaniem ekspertów z Narodowej Ligi Miast (organizacji o prawie stuletniej tradycji, zrzeszającej przedstawicieli amerykańskich metropolii), liczba tych, dla których kamper, przyczepa kempingowa czy nawet zwykły samochód osobowy są ratunkiem przed bezdomnością, w najbliższych miesiącach może znacząco się zwiększyć. Wszystko przez pandemię i towarzyszący jej kryzys ekonomiczny.

Media za oceanem donoszą, że w wyniku utraty lub zmniejszenia dochodów, eksmisją zagrożonych może być nawet kilkadziesiąt milionów Amerykanów.

- Stany Zjednoczone stoją w obliczu kryzysu o wręcz biblijnych rozmiarach - mówi w rozmowie z amerykańskim portalem Vox Aaron Carr, założyciel Housing Rights Initiative, organizacji non-profit zajmującej się ochroną mieszkańców. - Brak zasiłków i zezwolenie na swobodne eksmisje, wywołają istny tajfun niepewności, bezdomności i ludzkiego cierpienia.

Problem prawdopodobnie będą mieć nie tylko najemcy, ale i wynajmujący - wielu z nich kredyt, zaciągnięty na zakup nieruchomości, spłacało dotąd z pieniędzy otrzymywanych od lokatorów. Teraz, gdy źródełko wyschło, bank może zająć ich nieruchomości.

- Jeszcze kilka miesięcy, a dojdziemy do absurdalnej sytuacji: Ameryka stanie się krajem tysięcy pustych mieszkań, pod którymi koczować będą tysiące bezdomnych - mówi Bruder.

Mieszkaniowy tajfun trudno jednak nazwać niespodzianką: pandemia, tak jak w wielu przypadkach, jest jedynie czynnikiem, pod wpływem którego chwiejący się od lat system wreszcie się załamał. Jak podaje działające przy Uniwersytecie Harvarda Joint Center for Housing Studies, jeszcze przed wybuchem pandemii ponad połowa amerykańskich najemców wydawała na czynsz 1/3 zarobków. W przypadku najbiedniejszych, wydatek ten stanowił ponad połowę budżetu.

Część miast w USA próbuje przygotować się na nadejście mieszkaniowej katastrofy - w Denver teren wokół jednego z kościołów zamieniono w pole campingowe - na asfalcie rozłożono ośmiokątne płyty ze sklejki, które posłużą jako podkłady pod namioty. Niektóre miasta (np. Oakland i Sacramento) otwierają też darmowe, bezpieczne parkingi, dedykowane nomadom. To inicjatywy warte odnotowania, zwłaszcza że dotychczas władze nie robiły wiele, by ułatwić życie mieszkańcom domów na kółkach. Wręcz przeciwnie - liczba miejsc, w których można było zaparkować za darmo, legalnie i bezpiecznie, topniała z roku na rok.

Choć chciałoby się mieć nadzieję, że większa liczebność nomadów przełoży się na poprawę ich sytuacji, racjonalnie byłoby pohamować optymizm. W amerykańskich mediach ubodzy mieszkańcy domów na kółkach wciąż stanowią tylko przyczynek do opowieści o luksusowym i pełnym przygód życiu w drodze. Należałoby się raczej spodziewać, że, jak zwykle w obliczu kryzysu bywa ,przepaść miedzy światem biednych i bogatych, będzie się tylko pogłębiać.

Już wkrótce w Polsce?

Na koniec warto skierować wzrok na własne podwórko. Z polskiej perspektywy  opowieść o przemierzających amerykańskie autostrady nomadach może wydawać się ciekawostką. Z drugiej jednak strony szacuje się, że nawet 2 mln rodaków z powodu pandemii może stracić całość lub część dochodów. Dla wielu z nich oznaczać to będzie problemy ze spłatą hipoteki lub wynajmem mieszkania. I choć trudno wyobrazić sobie, żeby i na nasze autostrady miały wyjechać domki na kółkach, doświadczający kryzysu mieszkaniowego prawdopodobnie będą musieli wymyślić własne, nie mniej kreatywne niż amerykańskie, rozwiązania.

***
Ten artykuł powstał w ramach naszej najnowszej kampanii pod hasłem "Interia - portal, który towarzyszy mi każdego dnia". Więcej ciekawych treści znajdziesz tutaj.

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas