Kocha, lubi, pracuje...

Jeśli źle się czujesz w pracy, znaczy, że przez połowę życia robisz coś wbrew sobie. - Można to zmienić i to bez awansu i podwyżki - mówi Sylwia Sitkowska, psycholog.

Przypomnij sobie, z jakim nastawieniem szłaś do pracy pierwszego dnia
Przypomnij sobie, z jakim nastawieniem szłaś do pracy pierwszego dnia123RF/PICSEL

- Chcę dostać premię - oświadczyła Jola, siadając w moim gabinecie. Zapytała, czy mogę nauczyć ją psychologicznych trików, które sprawią, że szef da jej awans.

Delikatnie odmówiłam, ale chciałam się dowiedzieć, skąd taki pomysł. Jola się rozgadała: "Nie cierpię swojej pracy. Jest nudna, nie lubię kolegów, szefa. Pomyślałam, że gdybym zarabiała więcej, chodziłabym do biura z przyjemnością".

Przyznałam jej rację częściowo. Tak, chodziłaby do biura z przyjemnością, ale tylko przez jakiś czas. Potem wszystko wróciłoby do normy. Wiem, że mało kto w to uwierzy, ale to nie wysokość pensji jest najważniejsza. Można zarabiać mało i lubić swoje zajęcie.

"Jeśli pani chce, mogę panią tego właśnie nauczyć, jak polubić swoją pracę". Jola przyjęła moją propozycję z niedowierzaniem, ale uznała, że warto spróbować.

Krok 1: Nie jesteś skazańcem

Na pierwszym spotkaniu zapytałam Jolę, dlaczego pracuje w dziale obsługi klienta. "Bo muszę", odparła ponuro. Niestety, wielu z nas ma takie właśnie nastawienie. Z badań wynika, że jedynie co dziesiąty Polak pracuje z pasją, reszta robi to... dla pieniędzy.

W ciekawym eksperymencie dwóm grupom studentów dano do zjedzenia smażone koniki polne. Studentów z pierwszej grupy poprosił o udział w eksperymencie lubiany wykładowca, tych z drugiej - nielubiany. I okazało się, że właśnie oni pałaszowali pasikoniki z większą ochotą! Paradoks? Nie do końca.

W ten sposób redukujemy dysonans poznawczy, szukamy wewnętrznego uzasadnienia dla własnego postępowania: "Ten smażony pasikonik jest całkiem niezły", zamiast: "Co za ohyda, ale robię to dla profesora, którego lubię".

Dla profesora, dla pieniędzy, dla sławy - to wszystko są uzasadnienia zewnętrzne. Dzięki nim smażony konik polny nie zacznie nam smakować, a nielubiana praca cieszyć. Opowiedziałam o tym Joli i poprosiłam ją, by przypomniała sobie, z jakim nastawieniem szła do pracy w swoim dziale pierwszego dnia, tuż po zatrudnieniu.

"Byłam podekscytowana. Cieszyłam się, że będę pracowała z ludźmi, w dużej firmie", wspominała. Razem wypisałyśmy na tablicy pozytywy jej pracy, to, co w niej lubi. Potem zaczęłyśmy się zastanawiać, czy Jola rzeczywiście "musi" pracować w dziale obsługi klienta. No nie. Tak naprawdę mogłaby pracować w firmie teścia, za którym nie przepada.

"Właściwie wolę mój dział", zaczęła mnie sama przekonywać. Potem zajęłyśmy się finansami. Na co Jola wydaje pensję? Na ratę kredytu za samochód, prywatne lekcje angielskiego dla synka, na rachunki... Czy wszystko to jest niezbędne?

"Ja na przykład nie jeżdżę samochodem, wybieram komunikację miejską. Bo taniej", powiedziałam. "Ale ja chcę mieć samochód i żeby mój syn uczył się języków!", ucięła moje rozważania Jola. Właśnie.

"Chcę", ważne słówko. Czyli już nie "muszę", tylko raczej "tak wybieram". O wiele łatwiej jest znosić humory przełożonych, nudę rutynowych rozmów z klientami przez telefon, gdy wiemy, po co to robimy. Taka nasza wola!

Krok 2: Buduj mosty

Na kolejnym spotkaniu zapytałam Jolę, jak wyobraża sobie siebie za dziesięć, dwadzieścia lat. "Pracuję jako trener w firmie doradczej. Urządzam szkolenia i warsztaty. Może prowadzę blog o coachingu?", fantazjowała. Piękne marzenia! Dobrze jest wiedzieć, co chcemy osiągnąć jako rodzic, partner, pracownik...

A jak te marzenia są powiązane z aktualnym zajęciem Joli? Pytanie ją zaskoczyło. Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Poprosiłam ją więc o wykonanie ćwiczenia, które w książce "Wskazówki na dobre i złe czasy" poleca psycholog biznesu Jacek Santorski. Trzeba wziąć kartkę, położyć na biurku, narysować dwa koła, po lewej i prawej stronie. W lewym kole piszemy słowa, zwroty, które kojarzą nam się z naszą aktualną pracą. Na czym polegają nasze obowiązki? Jakie w nas budzą emocje?

Koło po prawej to przyszłość. Co robimy, czym się zajmujemy zawodowo. I teraz najtrudniejsza część: trzeba zbudować most pomiędzy "dziś" a "jutro". Co je łączy? Zastanowienie się nad tą kwestią było dla Joli pracą domową. Dopiero na kolejnym spotkaniu mogła udzielić mi odpowiedzi.

"Most" to kontakt z człowiekiem. Jola już teraz zainteresuje się coachingiem, zacznie czytać książki o tematyce psychologicznej, dowie się, jak skutecznie komunikować się z innymi, jak wpływać na ludzi. I będzie "testowała" nabytą wiedzę podczas rozmów z klientami. Wszystkie zaś spostrzeżenia zanotuje w zeszycie (albo pliku na komputerze). To przyda jej się na przyszłość, gdy zacznie prowadzić blog.

Już teraz mogła przyznać, że obecna funkcja i wypełniane obowiązki zaczynają nabierać zupełnie innego sensu. To już nie jest jakaś tam przypadkowa praca, to szczebelek na drabinie, którą Jola wspina się po swój sukces, czyli po realizację marzeń. Aby dodatkowo wzmocnić pozytywny efekt tego ćwiczenia, można zamontować koło stanowiska pracy tzw. vision board, czyli tablicę marzeń.

I od lewej do prawej strony dokumentować swoją drogę po sukces. Przypinać do tablicy zdjęcia, wydrukowane z internetu memy, plany działań, które przybliżają nas do wymarzonego sukcesu.

Krok 3: Zaprzyjaźnij się z biurem

Jola robiła wszystko, co mogła, by jakoś "oswoić" swoje biuro. Postawiła na blacie biurka zdjęcie swoje i męża z wakacji, poukładała kamyki znad Bałtyku. Na komputerowym pulpicie jako tapetę zainstalowała fotografię synka.

"Nic to nie daje. Nadal nie cierpię tego miejsca, moich kolegów i koleżanek", zwierzyła się. No cóż, nie tędy droga! Pamiątki z urlopu budzą nostalgię, zdjęcia najbliższych powodują tęsknotę. Tak nie polubimy naszego miejsca pracy. Będzie tylko "tymczasowym zesłaniem", do którego przychodzić będziemy z rosnącą niechęcią.

Jaka rada? Trzeba dać coś od siebie firmie, kolegom. "Jak to? Przecież ich nie znoszę? Po co mam coś dla nich robić?", zaperzyła się Jola. No właśnie: im bardziej nie lubimy naszego biura, współpracowników, tym bardziej warto... coś zrobić.

Choćby raz w tygodniu kupić pół kilo krówek, położyć na blacie. Zgodnie z psychologiczną zasadą uzasadniania i konsekwencji zaczniesz czuć rosnącą sympatię do kolegów i miejsca pracy. Będziesz musiała sama sobie wytłumaczyć, dlaczego wydajesz co tydzień 10 zł, i odpowiedź nasunie się sama: "Bo lubię moich współpracowników. Trochę".

Jola postanowiła zrobić coś innego: napisała do dyrektora podanie, a on dał pieniądze na zakup ekspresu do kawy, malutkiego stolika i dwóch krzesełek. Zorganizowała też biurowe rozgrywki w bilardzie, "mecze" odbywały się w piątkowe wieczory. Jola nie tylko "przetestowała na sobie" zasadę zaangażowania i konsekwencji, ale i stworzyła pierwszą od lat okazję, by poznać ludzi, z którymi pracuje.

Podziałało: nagle okazało się, że współpracownicy to grupa sympatycznych osób, z którymi przyjemnie jest usiąść i wypić kawę w trakcie przerwy na lunch.

Krok 4: Mów dobrze

"Jak ja nie cierpię tej fuchy", "No nie, znów poniedziałek, muszę iść do roboty!", "Mój szef to idiota" - znasz to skądś? No jasne, ze słyszenia.

Można, oczywiście, zmienić pracę, ale czy to coś da? Chyba lepiej jest popracować nad własnym do niej nastawieniem. Bo szefa, współpracowników nie zmienisz. A siebie możesz. Warto choćby spróbować.

O ile bowiem w twojej firmie nie panuje mobbing i nie są naruszane prawa pracowników (tu nie ma mowy o pracy nad wewnętrzną motywacją, trzeba szukać jak najszybciej pomocy), wiele zależy od twojego punktu widzenia. Milczący przełożony może być "gburem" lub "introwertykiem".

Język, którego używamy do opisania rzeczywistości, tworzy tę rzeczywistość w naszych oczach. Dlatego warto zrobić wszystko, żeby sobie "nie wykrakać" okropnej roboty, fatalnego przełożonego i beznadziejnych współpracowników. Mówisz i masz. Dobrze jest szukać w swojej pracy pozytywów.

Nie chodzi o to, by wmawiać sobie, że to super, że niewiele zarabiamy i wykonujemy powtarzalne, niezbyt ciekawe zadania. "Moja praca jest rutynowa i dość banalna, zgoda. Ale przynajmniej wychodzę o 17, nie muszę siedzieć do nocy jak dziewczyny z marketingu", "To prawda, że zarabiam poniżej średniej, ale za to mam w biurze miłą atmosferę", "Wprawdzie mój szef jest bardzo trudny, ale za to wszystko, co robię, naprawdę ma sens. Mam do wykonania misję, jestem dumna ze swojej pracy".

No i przede wszystkim warto pamiętać o proporcjach. To prawda, w pracy spędzamy jedną czwartą życia, jednak pozostałe trzy czwarte to rodzina, dom, znajomi, hobby. Trzeba nauczyć się zostawiać sprawy służbowe za drzwiami biura. Ale to już inny temat. A co z Jolą? Napisała ostatnio e-mail. Podobno naprawdę zaangażowała się w swoją pracę, a szef to zauważył i... nawet dostała podwyżkę. Tego się nie spodziewałam!

Sylwia Sitkowska

Sylwia Sitkowska jest psychologiem, założycielką Przystani Psychologicznej w Warszawie. Specjalizuje się w terapii behawioralnej.

Twój STYL 5/2015

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas