Kotlet z probówki. Zapraszamy do stołu
Eksperci szacują, że do 2050 roku podwoi się światowe zapotrzebowanie na mięso. Zmiany klimatyczne mogą jednak spowodować, że jego produkcja będzie coraz trudniejsza i coraz bardziej kosztowna. Czy rozwiązaniem problemu okaże się mięso z probówki?
Kiedy w 2013 roku holenderski naukowiec Mark Post serwował swojego burgera, nikt nie poprosił o dokładkę. Mięso było suche, kęsy trudne do pogryzienia, a blady kolor odbierał apetyt. Niektórzy twierdzili też, że w potrawie zabrakło soli i pieprzu. Choć akurat za ten mankament winić należy raczej kucharza, a nie Posta - twórcę pierwszego na świecie mięsa z probówki.
Kurczak z probówki
Mimo, że efekt pionierskiego eksperymentu Posta nie był spektakularny, zainteresowanie ideą mięsa tworzonego in vitro rośnie z roku na rok. Nic dziwnego, bo systematycznie zwiększa się też popyt na żywność, przy produkcji której nie zabija się i nie krzywdzi zwierząt - w tej chwili już co dziesiąty produkt wprowadzany na europejski rynek jest określany jako wege. Sięgają po nie tylko zdeklarowani weganie, ale również ci, których rozczarowuje jakość sprzedawanego w sklepach mięsa, osoby dbające o środowisko, albo tacy, którym smak "bezmięsnego mięsa" po prostu odpowiada.
Wszystkie te grupy prawdopodobnie już za kilka lat do swojego menu oprócz popularnego dziś roślinnego mięsa, będą mogły włączyć również i takie z probówki. W czołówce naukowego wyścigu po jadalne i pożywne mięso in vitro jest m.in. firma Future Meat Technologies. Na swoim Facebooku regularnie publikuje ona zdjęcia z hal produkcyjnych, na których widać błyszczące, srebrne cysterny. Dyrektor generalny firmy Rom Kshuk deklaruje, że powstające w nich mięso do konsumentów może trafić już w 2022 roku. I to w całkiem przystępnej cenie: 20 dolarów za kilogram. Motywacja jest spora, bo po piętach izraelskiemu startupowi depczą firmy ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Holandii (założona przez Posta Mosa Meat), Japonii i wielu innych krajów.
Eksperymenty nad mięsem nowej generacji prowadzone są też w Polsce. Szef laboratorium biologicznego Centrum Nauki Kopernik Stanisław Łoboziak wyhodował komórkowo "liść szpinaku z mięsem kurczaka". Zaprezentowany podczas Festiwalu Przemiany produkt, wyglądał dość surrealistycznie: jak roślina, zrobiona z cieniutkiej warstwy mięsa.
Zrób sobie mięso
W jaki sposób powstają takie cuda? Naukowcy do ich stworzenia potrzebują komórek macierzystych - struktur, posiadających zdolność do przekształcania w dowolne komórki budulcowe ciała. W tym przypadku hodowane są z nich mięśnie i tłuszcz, które później łączy się ze sobą. Potem wystarczy dodać barwnik i... można siadać do stołu. Oczywiście w dużym uproszczeniu.
Niestety, tych którzy oczekują, że wyhodowane w laboratorium mięso w smaku przypominać będzie grillowane skrzydełka, czy krwiste steki, czeka rozczarowanie. Mięso stworzone przez Łobziaka, po degustacji zostało ocenione jako delikatne, o konsystencji zbliżonej do wodorostów, a jego smak nie przypominał ani warzyw, ani mięsa. Jak jest w przypadku innych eksperymentatorów? Nie wiadomo. Producenci chórem deklarują jednak, że będą pracować nad tym, by laboratoryjne mięso smakowało tak samo jak to z tradycyjnej hodowli.
Dyskusyjny smak równoważą jednak odżywcze zalety mięsa in vitro. Fakt, że proces jego powstawanie jest całkowicie kontrolowany, sprawia, że naukowcy mogą wzbogacać produkt np. o kwasy omega 3, witaminy i inne niezbędne dla zdrowia składniki.
Co więcej - mięso z probówki prawdopodobnie będzie też o wiele tańsze od tradycyjnego - eksperymentująca z jego produkcją firma SuperMeat szacuje, że po upowszechnieniu produktu, cena będzie wahać się od jednego do pięciu dolarów za kilogram. O ile w ogóle trzeba będzie je kupować: nie brakuje optymistów, twierdzących, że mięso in vitro każdy zdoła wytworzyć we własnym domu. A są i tacy zapaleńcy, którzy twierdzą, produkt ten zakończy problem głodu na świecie.
Wielka zrzutka na mięso
Kiedy mięso nowej generacji trafi na stoły? Z raportu przygotowanego przez firmę konsultingową AT Kearney wynika, że do 2040 roku aż 35 proc. spożywanego mięsa ma pochodzić z laboratorium. Liczba wydaje się spora, jednak już teraz widać, że entuzjazmu wśród konsumentów nie brakuje. Dowodem na to są kwoty, jakie podczas internetowych zbiórek otrzymują, pracujące nad mięsem in vitro startupy: SuperMeat zebrał na badania 3 miliony dolarów, Future Meat - 14 milionów, a Memphis Meat - 17. Wśród darczyńców tej ostatniej firmy znaleźli się m.in. Bill Gates i Richard Branson. Działania Posta wspierał zaś Sergey Brin - jeden z twórców Google.
Można oczywiście zastanawiać się nad tym, czy produkowane w laboratorium mięso, to ciągle mięso. Gdyby trzymać się słownikowej definicji, zgodnie z którą mięso to: "mięśnie szkieletowe uznane za zdatne do spożycia wraz z przylegającymi tkankami", sprawa wydaje się prosta: produkt wykonany w laboratorium i mięso z uboju to to samo. Czy konsumenci również postawią między nimi znak równości? Czas pokaże.