Reklama

Marek Krajewski: "Jestem literackim weteranem"

- Każda powieść odbiegająca od schematu, stosowanego od lat, jest wyzwaniem. Ale ja jestem pisarzem zawodowym i w obrębie jednego gatunku, jakim jest powieść sensacyjna, potrafię przemieszczać się w sensie literackim w różne miejsca czasu i przestrzeni. Jestem literackim weteranem i nigdy przy pisaniu nie odczuwam dyskomfortu. To moja praca, którą lubię – mówi Marek Krajewski, pisarz i autor powieści „Ostra”.

 Marek Krajewski zadebiutował w 1999 roku. Przez lata działalności literackiej stał się jednym z najpopularniejszych polskich pisarzy. Jest autorem 29 powieści, a o tym, że każdy fan kryminału powinien po nie sięgnąć, świadczy fakt, że zostały przetłumaczone na 21 języków.  

To cykle o Eberhardzie Mocku pracowniku Prezydium Policji w przedwojennym Wrocławiu i Edwardzie Popelskim komisarzu Policji Państwowej w przedwojennym Lwowie zagwarantowały Markowi Krajewskiemu miano króla kryminału retro.

Od listopada widzowie platformy "Netflix" mogą bliżej przyjrzeć się Edwardowi Popielskiemu w produkcji "Erynie". Dwunastoodcinkowy serial niemal natychmiast trafił do czołówki najchętniej oglądanych pozycji i spotkał się z entuzjazmem ze strony widzów.

Reklama

Pisarz w powieściach nawiązuje przede wszystkim do czasów międzywojennych. Zdecydował się jednak jako współautor wraz z Mariuszem Czubajem rozpocząć cykl o Jarosławie Patrze, którego akcja toczy się we współczesnym Gdańsku. Ponadto pisarz ma na swoim koncie horror "Demonomachia", który ukazał się w 2022 roku.

Powieść "Ostra", która miała premierę jesienią 2023 roku, to jak sam autor wskazuje, jego drugi debiut. Wszystko przez ponowne nawiązanie do współczesności i odejście od stylu retro.

Tym razem czytelnicy mają okazję poznać detektyw Ewę Skoczek i adwokatkę Gośkę Drewnowską - absolwentki prawa i przyjaciółki z jednego roku. To właśnie one mają za zadanie rozwiązać kryminalną zagadkę. Zaczyna się od pożaru, w którym ginie mężczyzna, ale wbrew pozorom jego śmierć nie nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Odpowiedź zna prostytutka Rakieta, a jej odnalezienie wiąże się z otarciem o mafijne porachunki i polityczne zagrywki. Akcja rozgrywa się w uniwersyteckim mieście, które w książce nie zostało zidentyfikowane. Wiadomo, że jest położone nad fikcyjną rzeką Siecznicą, ale mimo to, pozostaje bezimienne. Wraz z rozwojem akcji czytelnik jednak dostrzega, że jest otoczone złem i mrokiem.

"Ostra" to kryminał, który zaciekawia od pierwszych stron, a budowanie napięcia nie pozwala się od niego oderwać. Zawiła akcja wciągnie nawet tych, którzy nieczęsto sięgają po tego typu literaturę. Na czele nowego kryminału Marka Krajewskiego stoją kobiety. O tym, dlaczego autor zdecydował się na kobiecą odsłonę, nieco więcej opowiedział w rozmowie z Interią.   

Dagmara Kotyra, INTERIA: 29 listopada na Netflixie pojawił się serial "Erynie" na podstawie Pana czterech powieści o Edwardzie Popielskim. Obecnie cieszy się on na platformie niemałą popularnością. Spodziewał się Pan takiego odbioru?

Marek Krajewski: - Jedna z moich zasad życiowych mówi, abym nigdy zbyt wiele się nie spodziewał po wydarzeniach, na które nie mam wpływu. A na to, jaki będzie odbiór serialu Erynie nie miałem najmniejszego wpływu, toteż niczego się nie spodziewałem. Jedno jest pewne: do napisania wszystkich moich dwudziestu dziewięciu książek, także tych czterech powieści, które były kanwą filmu, przyłożyłem się, jak tylko mogłem najlepiej. Jestem też pewien, że reżyser Borys Lankosz, scenarzyści (Igor Brejdygant, Magdalena Lankosz, Borys Lankosz), autor zdjęć (Marcin Koszałka) oraz muzyki (Łukasz "L.U.C.“ Rostkowski) to wybitni artyści, którzy dali z siebie wszystko, a Marcin Dorociński jako Popielski oraz Wiktoria Gorodeckaja jako Leokadia (oraz wszyscy inni) wznieśli się na wyżyny aktorstwa. Czasami jednak przypadek sprawia, że mimo wielkiego zaangażowania wszystkich artystów film znika niezauważony i niedoceniony. Bardzo się cieszę, że tutaj tak się nie stało. Uważam, że serial Erynie to serial wybitny i w niejednym momencie lepszy od literackiego pierwowzoru. 

"Ostra" to jednak odejście od stylu retro. Tym razem wszystko dzieje się we współczesności. Skąd pomysł, by akcja toczyła się w 2019 roku?

-Każdy pisarz, a szczególnie autor powieści kryminalnych, który — tak jak ja — pracuje intensywnie, musi bacznie obserwować rzeczywistość, aby znaleźć w niej inspirację do kolejnych powieści. W czasie codziennej lektury wiadomości na różnych portalach nigdy nie pomijam informacji, które mogą być zaliczone do tzw. kroniki policyjnej. W czasie wielu lat nagromadziłem dużo takich informacji, które mogły być impulsem do napisania powieści. I ten impuls stał się już tak silny, że postanowiłem mu ulec. 

Nawiązanie do współczesności było swego rodzaju wyjściem ze strefy komfortu?

-Każda powieść odbiegająca od schematu, stosowanego od lat, jest wyzwaniem. Ale ja jestem pisarzem zawodowym i w obrębie jednego gatunku, jakim jest powieść sensacyjna, potrafię przemieszczać się w sensie literackim w różne miejsca czasu i przestrzeni. Jestem literackim weteranem i nigdy przy pisaniu nie odczuwam dyskomfortu. To moja praca, którą lubię.

Dlaczego "Ostra" dzieje się w fikcyjnym mieście nad nieistniejącą rzeką Siecznicą? W przypadku innych powieści zabiera Pan czytelnika w znane mu miejsca. 

-Nie chciałem, aby moi czytelnicy doszukiwali się w treści "Ostrej" jakichś konkretnych żyjących postaci, aby próbowali bohaterów identyfikować z istniejącymi osobami. Takie poszukiwania zamknęłyby książkę w szufladce "powieść z kluczem“. Chciałbym tego uniknąć. Uważam, że powieść z kluczem, podobnie jak autobiografia, jest najczęściej objawem pisarskiej niemocy (w wypadku autobiografii również narcyzmu). Dlatego stworzyłem nieistniejące miasto nad nieistniejącą rzeką. 

W "Ostrej" prym wiodą kobiety - detektyw Ewa Skoczek i adwokatka Gośka Drewnowska. Co było najtrudniejsze w wykreowaniu tych postaci?

-Nie miałem tutaj większych trudności. Znam życie, znam ludzi i ich historie. Wystarczy wykorzystać to, co nam podsuwa świat. 

Skąd pomysł, by historia była widziana kobiecym okiem?

-Kobiety są w ogromnej mierze czytelniczkami moich powieści. Już od dłuższego czasu otrzymywałem od nich sygnały, iż byłyby rade powitać pierwszoplanową kobiecą bohaterkę. Jako autor wsłuchujący się uważnie w głosy czytelnicze, nie mogłem zlekceważyć tych próśb i sugestii. Trudno byłoby mi stworzyć protagonistkę w kryminale retro i to był również ważny powód, dla którego postanowiłem napisać powieść współczesną.  

Zdecyduje się Pan ponownie obsadzić kobietę w roli głównego bohatera?

-Nie wiem. Na razie koncentruję się na pisaniu nowej powieści z Edwardem Popielskim w roli głównej. Ukaże się ona wiosną. Mogę tyle zdradzić, że akcja będzie biegła dwutorowo — częściowo w roku 1938 we Lwowie, a częściowo w 1956 — we Wrocławiu. Jak się można domyślić, wydarzenia lwowskie będą się odbijały ponurym echem w rzeczywistości gomułkowskiego Wrocławia. 

Dlaczego "Ostra" zyskała miano rollercoastera?

-Takie określenie na pierwszej stronie okładki ma krótko charakteryzować powieść. Wymyśliły tę charakterystykę redaktorki odpowiedzialne w Wydawnictwie Znak za promocję powieści — oczywiście za moją zgodą i akceptacją. Te osoby znacznie kompetentniej niż ja odpowiedziałyby na to pytanie. Nie chciałbym wchodzić w ich rolę.

Czytelnicy mogą się spodziewać trzeciego debiutu, czyli kolejnego wejścia we współczesność, czy woli Pan jednak literacko pozostać w czasach międzywojennych?

-Nie wiem. Na razie ograniczam się w moich planach do najbliższej powieści. Zobaczymy. 

***


Zobacz także: 

Joanna Górska i Robert Szulc: Nie marnujemy czasu

Janek Świtała: "Powikłania mają tylko żywi"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marek Krajewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy