Choć wydał dopiero dwa tytuły, Max Czornyj już znalazł się w czołówce najlepszych polskich twórców kryminałów dzięki mrocznej serii z lubelskim komisarzem Erykiem Deryło. Katarzyna Bonda pisze, że "Ofiara" "zatrzyma ci akcję serca, wywoła dreszcze", a Katarzyna Puzyńska zapewnia, że "Grzech" to "pozycja obowiązkowa dla wielbicieli gatunku". Kim jest autor, który szturmem wdarł się na półki bestsellerów?
Max Czornyj z zawodu jest adwokatem. Od roku autorem kryminałów. Mówi, że dla niego kryminały są źródłem wakacyjnej rozrywki, czegoś, co świetnie odrywa nas od codzienności. Dlatego pomyślał, że fajnie byłoby stworzyć coś, co takiej rozrywki przysporzy innym. Pytany o drogę "od adwokata do pisarza" mówi, że tak naprawdę to było odwrotnie, że to pisarz został prawnikiem. Zawód adwokata wybrał między innymi ze względu na to, że jego sednem jest pisanie. W ten sposób zamiłowanie do pisania, które zawsze w nim tkwiło, stało się źródłem kariery adwokackiej. Ale przyznać trzeba, że na wybór zawodu pewien wpływ miała też historia rodzinna.
Max Czornyj pochodzi z Lublina, gdzie cały czas mieszka. Ale rodzina Czornyj wywodzi się jeszcze z czasów Rusi, a ugruntowała się w erze Kozaków i Siczy Zaporoskiej. Nazwisko jest jednym z najstarszych w Polsce, sięgających genezą wikińskich najazdów. Pradziadek ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza, po czym został urzędnikiem państwowym w środkowej Polsce. Na początku lat czterdziestych przeprowadził się do Lublina i od tego czasu rodzina pozostaje ściśle związana z tym miastem.
Z ciekawostek rodzinnych wspomina pradziadka, który jako pierwszy sprowadził do Polski szarotkę alpejską. Zresztą nie tylko. Jako wykształcony na uniwersytecie wiedeńskim agronom interesował się rozmaitymi endemicznymi gatunkami. Ponoć odwzajemniały jego pasję poddając się szczepieniom i hodowli.
Swoją bogatą historię rodzinną Max Czornyj podsumowuje tak: "Mam wśród przodków, oprócz Polaków, również Niemców, Ukraińców, Tatarów... Mam pradziadka, który był oficerem w służbie cesarsko-królewskiej, mam też ofiary rzezi wołyńskiej wymordowane na drutach kolczastych przez UPA i niewinne ofiary AK. Mam von Wichów (precyzyjnie Wich von Glassenów), a prócz tego więźniów i cudem ocalałych od niemieckich obozów koncentracyjnych, szlachtę, mieszczan i włościan. Jakby było mało wśród nich duchownych trzech wyznań. Właściwie prawie każdy z moich pradziadków wyniósł z domu inny język, a jednak wszystko to spięło się, wymieszało i finalnie ucieleśniło się we mnie".
Sam Max Czornyj mocno związany jest również z Włochami. Tam pracował w kancelarii adwokackiej i skutecznie zaszczepił się w tamtejszym klimacie.
Północną Italię pokochał za sposób życia, architekturę, a przede wszystkim zachowanego ducha monarchii austro-węgierskiej. Ceni również przywiązanie do jakości produktów. Bo włoskie, zazwyczaj naprawdę znaczy porządne - zarówno w kontekście gastronomicznym, galanteryjnym czy motoryzacyjnym. To na Półwyspie Apeninskim zrozumiał, że jeśli jeździć samochodem, to tylko kabrioletem.
Pasjonuje go broń czarnoprochowa - rewolwery Colta i Remingtona. Kolekcjonuje antyki, przede wszystkim sztychy, zegary, zegarki, również zabytkowe meble. Lubi otaczać się zabytkowymi przedmiotami, a do gabinetu poza niezbędnym sprzętem nie dopuszcza żadnych wytworów współczesności. Pracuje przy niemal stuletnim biurku pradziadka, a jego uporządkowany rytm dnia odmierzają między innymi zegar zamkowy z XVII wieku oraz 365-dniowy z czasów Habsburgów.
Jako pisarz, Max Czornyj nie daje się zaszufladkować. Już we wrześniu poznacie jego kolejne oblicze. Tym razem nie przeczytacie o makabrycznych morderstwach, ale przekonacie się jak misternie skonstruowana manipulacja może zniszczyć życie człowieka.
W księgarniach pojawi się thriller psychologiczny "Najszczęśliwsza", jego trzecia powieść. I znowu mamy prawdziwie czytelniczą ucztę, która nie tylko wciąga, ale i przeraża, gdy uświadomimy sobie, że taka historia mogłaby się zdarzyć naprawdę. I jak niewiele dzieli idealne życie od przerażającego kłamstwa... A do tego miażdżące zakończenie. Prowokuje ono do bardzo ważnych dyskusji o manipulacji, niesłusznie skazanych, molestowaniu, traumach i ich wpływie na dalsze życie.
W "Posłowiu" autor pisze: "Podobno pisarze mają bogatą wyobraźnię. Jednak sądzę, że to nie ze mną jest coś nie w porządku, skoro nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co czuje niewinny człowiek skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Proszę pomyśleć: niewinny - odsiadka w więzieniu do końca życia. To może spotkać każdego z nas. Środowisko, w którym przebywamy, ludzie, z którymi się zadajemy, wszystkie te elementy mają znaczenie tylko statystyczne. Wcale nie jest tak, że jedynie przysłowiowy łobuz może być zamieszany w przestępstwo. Czasem wystarczy jedynie okropny zbieg okoliczności".