Na stres najlepszy jest sopran
Bożena notes na autografy ma już przygotowany. Lepiej zaopatrzyć się zawczasu. Przecież nie ma takiej możliwości, żeby po tej akcji nie stali się sławni.

Czy ona ma czas rozmawiać? Ma, oczywiście że ma, tylko muszę poczekać dwie minuty, aż zdejmie kombinezon. W rękawiczce niewygodnie trzymać telefon. Trudno też się skupić, bo ciało całe mokre: szyja, pachy, brzuch, stopy. Kto by pomyślał, że można pocić się na stopach.
***
Stopy aż drżą. Co prawda, tylko w wyobraźni, ale jednak. Wszystko przez ten głos: mezzosopran. Kiedy się go słucha, człowiek ma wrażenie, że jest w wysokich górach, wokół skały, a między skałami ścieżka wąska, stroma. Idzie się tą ścieżką, coraz wyżej, aż brakuje tchu i wreszcie, kiedy już się wydaje, że nie starczy siły: równina, spokój. Mezzosopran - piękny głos. Piękny i dramatyczny.
Najskuteczniejsza w podnoszeniu morale okazuje się opera
***
Bożena nie ukrywa, że sytuacja jest napięta. Od razu jednak zastrzega, że nie było "aż tak", jak w placówkach, które opisują w gazetach. Tak, chodzą w kombinezonach. Tak, część mieszkańców była lub jest na kwarantannie. Tak, spotkania z rodziną tylko przez szklane drzwi.
Nie, personel nie znika na urlopach i L4. To nie jest sklep z warzywami, żeby zamknąć za sobą drzwi i nie myśleć o interesie aż do jutra. Cały czas się myśli. Nie, nie było ataków paniki. Jeśli pojawia się strach, to nie o siebie. Myśli się raczej: Boże spraw, żeby tym razem też się udało, żeby wynik był negatywny, żeby miał kto z tymi ludźmi pracować.
***
Sopran świetnie uspokaja. Po ciele rozchodzi się jakby ciepło, wzruszenie, błogość, aż momentami ściska serce. Tyle emocji, taki talent. Chciałoby się zaśpiewać, albo przynajmniej posłuchać raz jeszcze, i kolejny. Tak, żeby to trwało jak najdłużej.
***
Bożena sama nie wie, jak długo trwa cała ta sytuacja. To znaczy, w teorii wszystko wiadomo: pandemia w Polsce zaczęła się marcu. W praktyce jednak czas jest jak tunel - już dawno zapomniało się, gdzie był początek, a końca nie widać. Nie, nigdy nie ukrywali przed mieszkańcami, że mamy epidemię. Przypominali o myciu rąk i dystansie, cierpliwie tłumaczyli, że na razie nie ma ani odwiedzin, ani spacerów. Zestresowanym widokiem kombinezonów mówili, że to taki projekt "lot na Marsa". Raczej nie wspominali o liczbie zgonów.
Kiedy maszeruje się takim tunelem bez początku i końca, ważna jest rutyna: posiłki, sen, zajęcia: plastyczne, usprawniające pamięć, czytanie książek. Świetnie oddziałują małe radości: filmiki z pozdrowieniami, nagrane przez uczniów pobliskiej szkoły albo upieczone przez nich muffinki. Nie można zapominać również o "wentylach bezpieczeństwa": na frustrację - kisiel na gorąco, na nudę - sudoku, na smutki - kolorowa włóczka. Trzeba też dbać, żeby w każdym pokoju był sprawny telewizor. Jednak najskuteczniejsza w podnoszeniu morale okazuje się opera. Kiedy się w nią wsłuchać, znika i Dom Pomocy Społecznej, i poczucie izolacji, i strach. Znika nawet cała ta pandemia.
Jak się ma opera do pandemii - czytaj na następnej stronie >>>

Bo jak to? Nic nie powiedzieć?
W krakowskim Domu Pomocy Społecznej (to właśnie tam jako terapeutka zajęciowa, pracuje Bożena Sośnicka) na os. Sportowym w Nowej Hucie, w klasyczne utwory można wsłuchiwać się za sprawą Fundacji Jutropera. Organizacja ta od ponad dekady zajmuje się m.in. edukacją muzyczną oraz realizacją spektakli z udziałem osób niepełnosprawnych, mieszkańców DPS i placówek opiekuńczych dla dzieci i młodzieży. Praktykę ma więc sporą, jednak pandemia nie takie doświadczenia wywracała do góry nogami.
- Wszystko miało iść jak od linijki. Tytuł projektu: "Opera trzeciego wieku", czas trwania: od maja do sierpnia, uczestnicy: sześć Domów Pomocy Społecznej, dwa z Krakowa, cztery z Wrocławia. Z każdym łączę się na Skype raz w tygodniu i robię krótki wstęp. Potem mieszkańcy oglądają operowe nagrania, a następnie nagrywają komentarze do nich. Wszystko montujemy w zgrabną całość i tak powstaje dwunastoodcinkowy przewodnik operowy dla seniorów, prezentujący różne głosy i style operowe od baroku do współczesności - tłumaczy Magdalena Sowińska, prezeska zarządu Fundacji Jutropera. - To był dobry plan. Tyle, że w tej pandemii nawet najlepszy plan może się posypać.
Jeden z wrocławskich DPS-ów wycofał się od razu, bo - jak powiedział dyrektor, "szły zgony". Potem zrezygnowały dwa kolejne. W tych, które zostały w projekcie, skład zespołu komentatorów też zmieniał się dynamicznie: ktoś szedł na kwarantannę, ktoś z niej wracał. A jak już wrócił, to koniecznie chciał dograć wypowiedź - bo jak to tak: taka piękna muzyka i nic nie powiedzieć?
- U mnie też nie wszystko szło gładko. Myślałam, że ponagrywam sobie eleganckie wstępy: "Dzień dobry, witam w kolejnej odsłonie 'Opery trzeciego wieku', przed państwem wystąpi ten i ten, zapraszam serdecznie" - mówi Magdalena. - Tymczasem, oni potrzebowali czegoś zupełnie innego: kontaktu z drugim człowiekiem, a nie gadającej głowy. Łączyłam się więc na żywo i nie raz w tygodniu, tylko codziennie. A bywało, że i kilka razy. I zawsze wybierałam ładny plener: ogród albo łąkę - jeśli oni nie mogli wyjść na spacer, to ja szłam za nich.

O czym rozmawia się na takim łączeniu? O zdrowiu - co zrozumiałe, o nastrojach - zwykle nadspodziewanie dobrych, o plenerze - skoro taki ładny, i o operze. Przede wszystkim rozmawia się o operze.
Mimo pandemicznego chaosu, pewien plan jednak obowiązywał. Ten w nowohuckim DPS wyglądał następująco: najpierw śniadanie, potem o 9:30 oglądanie w świetlicy, z zachowaniem reżimu sanitarnego - krzesełka rozstawione co dwa metry, grupy szczególnego ryzyka w jeszcze większym oddaleniu. Po pierwszym obejrzeniu, pytanie: "Chcecie jeszcze raz?".
- Zawsze chcieli. Za pierwszym razem była ciekawość: "Co tym razem? Jaki utwór? Kto zaśpiewa?". A za drugim myślenie: "Co ja czuję? Jak to skomentuję?". Część słuchała w niezwykłym skupieniu, jakby wszystko to przeżywali w sobie, w środku - opowiada Bożena.
Jak wyglądały nagrania przewodnika operowego - czytaj na następnej stronie >>>

Tereska, coś ty tam nagadała?
Na początku komentowanie szło opornie. - Nie wiedziałam, czy potrafię dokładnie wyrazić to, co mam w głowie, ubrać emocje w słowa, znaleźć fachowe określenia. Przecież to jest kawał nauki, ogromna dziedzina wiedzy i sztuki, a my tacy... My to tylko przeżywamy - mówi Maria (ta, której mezzosopran przywodzi na myśl górską wędrówkę).
Problemem było też miejsce: świetlica połączona z jadalnią nie zapewniała intymności, niezbędnej do snucia refleksji nad sztuką operową. - Tu jest przecież jak w domu: ktoś przejdzie, stuknie szklanką o spodeczek, zagada, zaczepi. Jeden z pokoi mieszkalnych zamieniliśmy więc na coś w rodzaju studia, żeby było więcej prywatności - opowiada Bożena.
- Czy sypały się duble? I to jak. Nie mamy profesjonalnego sprzętu, pozwalającego na montaż, zatrzymywanie, przewijanie. Mamy zwykłą komórkę, więc wszystko musi lecieć ciągiem. Coś się nie uda? Dubel. Ktoś się przejęzyczył, podrapał w nos, popatrzył w bok? Dubel. Nie podoba mu się jak wypadł? Dubel. Jednak z każdym nagraniem było coraz lepiej, nabrali swobody, prawie jak profesjonaliści.
Stres czasem przychodził i po nagraniu. - Najpierw miałam tremę przed nagraniem, bo przecież to prawie jak występ publiczny - mówi Teresa (ta, która zachwyciła się głosem sopranistki). - A kiedy już nagrałam, miałam tremę przed obejrzeniem samej siebie. Myślałam: "Boże, Tereska, coś ty tam nabajdurzyła? Ale jakoś to poszło. Nawet dobrze poszło".

Może być też tak, że w słowach o tremie i nieznajomości operowej tematyki, jest nutka kokieterii. Bo przecież niektórym mieszkańcom DPS do profesjonalizmu jest bliżej niż mogłoby się wydawać - i jako odbiorcom, i jako wykonawcom. Jedna z mieszkanek wspomina, jak w Krynicy Bogusław Kaczyński opowiadał o operze. Inna, jak po szkolnych korytarzach niósł się sopran Violetty Villas - jej rówieśniczki. Zerka też na zdjęcie Pavarottiego, zawieszone na ścianie: nikt nie śpiewał jak Pavarotti. Jeszcze inna sama śpiewała w chórze wrocławskiej opery. Jej głos rozbrzmiewa w jednym z nagrań, przygotowanych w ramach "Opery trzeciego wieku". Posługując się słowami jednego z mieszkańców DPS: "Kiedy człowiek słucha, to jakby się rozpływał".
Lucyna, ty znowu w tej samej sukience?!
- Gdyby się dało, to postawiłabym tym ludziom pomnik - mówi Magda. - Ani razu, przez cały czas trwania projektu, nie usłyszałam "nie da się". Nie ma kamery? Co z tego, jest komórka. Ktoś jest na kwarantannie? Nie ma sprawy, obejrzy operę w swoim pokoju, na tablecie. Nie działa Skype? Nic strasznego, jest Messenger. Zaradności można by się od nich uczyć.
Test z zaradności musiała zdać i druga część zespołu - ta spoza DPS. Montażysta i lektor - Mirosław Riedel, z uwagi na pandemię zmuszony zamienić studio na duży pokój we własnym mieszkaniu, przy nagrywaniu offów narzucał koc na głowę i monitor - żeby nie było pogłosu.
Utwory przygotowywano partiami: najpierw pianistka Natalia Gaponenko nagrywała podkład, który przesyłała śpiewakom (wśród nich byli m.in. Marcelina Beucher, Renata Dobosz, Irina Zhytynska i Bartłomiej Misiuda). Ci, z słuchawką w uchu, wykonywali swoje partie. Żeby zminimalizować ryzyko zakażenia, nawet duety nagrywano osobno. Potem montaż dźwięku, a na końcu łączenie dźwięku z obrazem. Czasem trwający kilka dni, bo nowe komentarze z DPS-ów wciąż spływały. Każdy chciał brać udział.
Muzyka ma niezwykłą moc oddziaływania na emocje, a w połączeniu z ludzkim głosem potrafi zdziałać prawdziwe cuda
- Dlaczego to działa? Magia ludzkiego głosu - mówi Magdalena. - Muzyka ma niezwykłą moc oddziaływania na emocje, a w połączeniu z ludzkim głosem potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Nawet sceptycy, po dłuższym posłuchaniu, poddają się jej czarowi.
Coś chyba w tym jest, bo, jak w jednym z nagrań mówi Czesława, mieszkanka wrocławskiego DPS: "Kiedy słucham, to jakbym wracała do przeszłości i robiła rachunek sumienia, patrzyła na życie, które uleciało. Chciałoby się jeszcze raz być młodym, ale to niestety niemożliwe. Chyba, że w operze. Tam, wszystko jest możliwe".
Opera zdaje się mieć działanie nie tylko uspokajające, ale i wręcz odwrotnie: pobudzające. W nagrywanych przez mieszkańców komentarzach powtarzają się słowa o muzyce "nakłaniającej do działania", "dodającej energii" oraz "sprawiającej, że chce się myśleć o wielkich rzeczach".
"Wielkie rzeczy" czasem realizują się w sposób pozornie błahy: wstać rano, ubrać się, uczesać.
- I to staranniej niż zwykle. U nas mieszkają starsi ludzie, wielu z nich ma wpojone, że do kontaktu ze sztuką trzeba odpowiednio się przygotować, również w kwestii wyglądu. Dres? Przecież w dresie do opery nie wypada - tłumaczy Bożena. - Nieraz słyszałam uwagi rodzaju: "Lucyna, przecież ty masz tą samą sukienkę, co wczoraj! Rysiu, a co to za pomięta koszula?! Daj, to ci wyprasuję. I kołnierzyk popraw". Opera stawia do pionu.
Prace nad "Operą trzeciego wieku" zakończyły się w październiku. Dwanaście odcinków, na które oprócz komentarzy mieszkańców DPS, złożyły się utwory operowe i wypowiedzi cenionego reżysera, Michała Znanieckiego, udostępniono innym placówkom o tym samym profilu. Można je też obejrzeć na You Tubie, na kanale fundacji Jutropera. - Ja już naszykowałam notesik na autografy. Kto wie, może z naszych mieszkańców zrobią się takie gwiazdy, że później nie będzie można doprosić się o podpis? - śmieje się Bożena.
Na razie gwiazdy efektów swojej pracy jeszcze nie widziały. Bożena mówi, że szykują się na uroczystą premierę. - Zrobimy sobie święto. Znowu będzie okazja do zrobienia ładnej fryzury i założenia ładnego ubrania. Obejrzymy nasze dzieło w świetlicy, na dużym ekranie - mówi. - Tylko jeszcze nie teraz. Poczekamy, aż to wszystko wreszcie się skończy.
***
Jak mogli Państwo przeczytać w powyższym artykule, mieszkańcy DPS bardzo cieszą się z każdego, okazywanego wyrazu pamięci i troski. Kierownictwo placówki, dokłada wszelkich starań, by złagodzić negatywne skutki pandemii, pomoc z zewnątrz jest jednak bardzo pożądana. Nowohucki DPS można wesprzeć przekazując placówce różnego rodzaju przedmioty, pomagające umilić czas. Są to na przykład: krzyżówki, zbiory sudoku, kolorowanki dla dorosłych, akcesoria do robotek ręcznych, książki. Szczegóły można uzyskać pod adresem: bsosnicka@tlen.pl.
***
Ten artykuł powstał w ramach naszej najnowszej kampanii pod hasłem "Interia - portal, który towarzyszy mi każdego dnia". Więcej ciekawych treści znajdziesz tutaj.