Nie muszę być "super"
Wielka entuzjastka aktywnego trybu życia. Propagatorka biegania. Opowiada, co skłania ją do zwolnienia tempa i zdradza najbliższe zawodowe plany.
Życiowo na którym biegu właśnie jesteś? Spokojnie jedziesz na "trójce", czy stale masz wrzucony piąty bieg?
Beata Sadowska: -Marzy mi się jedynka, dwójka - słowo! Bo luz potrafię już wrzucić. Już się nie ścigam, nie porównuję, nie muszę być "super" na każdym froncie. Wyrosłam i dorosłam. Natomiast życiowo pędzę, choć chciałabym zwolnić. I mimo że od września rezygnuję z Polsat Cafe i Zet Chilli, gdzie pracowałam od kilku lat, wciąż mam dużo zawodowych zobowiązań. Na szczęście teraz jestem przez 2 i pół miesiąca non stop z moim synkiem Tysiem i nie mogę się nacieszyć tym "razem". Popatrz, nawet ten nasz wywiad. Obiecałam spotkanie dwa dni temu, wczoraj, a gadamy dopiero dzisiaj. A przecież mam wakacje! No, ale Tytus koniecznie chce przez 3 godziny bawić się z małymi kociakami, potem ja muszę przejechać 40 km na rowerze, bo za chwilę mam pierwszy w moim życiu triathlon. I dzień mija.
Dla mnie jesteś synonimem aktywności! Zawsze byłaś pro-sportowym typem?
- Oj, tak! W podstawówce biegałam, a nie chodziłam. Pamiętam, jak na koloniach moje koleżanki jęczały, że musimy iść pod górę, a ja pytałam, czy mogę tam pobiec i zaczekać na szczycie. W Tatry zabierał mnie mój starszy brat i z dumą zbierałam kolejne pieczątki w schroniskach. Nigdy nie przyniosłam zwolnienia na WF. Byłam w sekcji sportowej, potem trenowałam lekkoatletykę na Legii. W wolnych chwilach grałam w tenisa, squasha, jeździłam konno, na rolkach, nartach albo ćwiczyłam jogę. Ktoś lubi dżem, ja lubię sport.
Policzyłaś kilometry przebiegnięte w maratonach?
- Piętnaście maratonów razy 42 km, 195 m, czyli ile to będzie? Kilkaset. Do tego treningi, półmaratony, krótsze biegi. Nie liczę, no chyba że poziom endorfin - hormonów szczęścia, które buzują po każdym biegu.
Twój najbardziej spektakularny wyczyn sportowy to?
- Maraton w Nowym Jorku, ale nie ten, gdzie złamałam cztery godziny, czyli zameldowałam się na mecie w czasie, o którym marzy każdy początkujący biegacz maratonów. Mój drugi start w Wielkim Jabłku. Bieg, gdzie przez 30 km walczyłam z bólem kręgosłupa.
"Bieg po zdrowie" - podpisujesz się pod tym?
- No pewnie, pod warunkiem, że nie przesadzimy. Żadne ekstremum nie jest dobre. Bieganie trzeba wpasować w nasz rytm: mamy pracę, dzieci, musimy regularnie spać. Jeśli robimy to z głową, to oczywiście, że wyjdzie nam to na zdrowie. Tak jak regularne jedzenie, wysypianie się i przemyślana kuchnia bez tablicy Mendelejewa w składzie.
Udało ci się zarazić pasją twoich najbliższych?
- Udało mi się pokazać ponad 20 osobom, że bieganie nie gryzie i można je polubić. Wszystkie biegają do dziś i to dla mnie największa nagroda.
Kiedy żyje się w ciągłym pędzie, los nas czasem przymusowo zatrzymuje... Ciebie kiedyś zatrzymał?
- No pewnie! Mój kręgosłup powiedział mi: "Stop, zapomniałaś o mnie". Zapomniałam. Wzięłam na ręce mojego synka, chciałam zrobić krok i tak już zostałam. Unieruchomiona. A potem przypomniałam sobie, że tak jak odpoczynek jest elementem treningu, tak są nim ćwiczenia na kręgosłup. Wzmacnianie mięśni wokół niego to obowiązek długodystansowego biegacza.
Jesteś niesamowicie aktywna zawodowo!
- Mam ten problem i to szczęście, że praca to moja pasja. W radiu prowadzę audycję "Aktywnie bardzo", która zachęca ludzi do ruszenia się z kanapy. Jestem też redaktor naczelną magazynu, który pokazuje, że można i warto się zatrzymać. Prowadzę blog beatasadowska.com, gdzie piszę o tym, co jest mi bliskie: ekologia, sport, wychowanie dzieci, podróże. W ciągu ostatnich dwóch lat wydałam dwie książki i zaraz siadam do następnej. Mam to, co moja mama: nie potrafię usiedzieć na tyłku (śmiech). Zwalniam, kiedy idę na masaż: wtedy zasypiam w ciągu 2 minut i wyłączam mózg. Stuprocentowy reset. Zwalniam, kiedy biegam i kiedy lepię baby z piachu z moim synem. Zwalniam, kiedy ruszam z całą rodziną w świat. Mamy taką ukochaną wyspę w Brazylii. Tam jesteśmy, ale nas nie ma.
32/2015 Tele Tydzień