Odeta Moro: Zaczyna życie od nowa
Dlaczego rozwód wyszedł jej na dobre? Czy wciąż wierzy w miłość? O jakim mężczyźnie dziś marzy? Jak wychowuje dorastającą córkę? Odeta w ogniu pytań SHOW.
Jak wygląda twój dzień?
Odeta Moro: - W roku szkolnym zaczyna się około siódmej rano. Biorę za stopy córkę i siłą wyciągam ją z łóżka, bo jest niezłym śpiochem. Kiedy nocują u niej koleżanki, to samo robię z nimi, bo siedzą do północy, a potem nie chcą wstawać. Potem jemy szybkie śniadanie i zbieramy się. Nie potrzebuję półtorej godziny na poranne szykowanie. Podczas drogi do szkoły, w samochodzie, mogę spokojnie pogadać z córką. Omawiamy różne sprawy, śmiejemy się, żartujemy.
Sonia ma już 12 lat. Nie chce sama jeździć do szkoły?
- Rozmawiamy o tym. Pewnie niebawem zacznie chodzić sama. Na razie ją odwożę, bo rano trudno ze wszystkim zdążyć i zawsze jest niedoczas, a Sonia wie, że ze mną będzie punktualna. Coraz częściej jednak pozwalam jej, żeby po szkole poszła z koleżankami na lody, pizzę albo do kina. Widzę, że córka zaczyna żyć swoim małym, indywidualnym życiem. Ciężko mi będzie, gdy zacznie na dobre "wyfruwać" z domu. To będzie okropne. Ale na razie o tym nie myślę. Całe jej nastoletnie życie jest dopiero przede mną. Pewnie matki nastolatek mogłyby mi sporo poopowiadać (śmiech).
Boisz się okresu buntu?
- Pewnie! Sama nie byłam bardzo grzecznym dzieckiem, tata Soni tym bardziej, więc jeżeli ona skumuluje nasze możliwości, to, nie ukrywam, że mamy przechlapane (śmiech). To będzie kara za te wszystkie grzeszki, które popełniliśmy, będąc nastolatkami. Poczujemy to, co kiedyś nasi rodzice.
Do kogo Sonia jest bardziej podobna?
- Urodę ma taką, że czasem, kiedy na nią patrzę, widzę Michała, a czasem aż nie mogę uwierzyć, że to nie ja (śmiech). Udała nam się córka. Jest fajnym dzieckiem i naszym szczęściem. Z charakteru nie jest do żadnego z nas jakoś szczególnie podobna. Potrafi być tzw. bystrym cwaniakiem. Jest pracowita i ma poczucie obowiązku, ale kocha odkładać wszystko na ostatnią chwilę z założeniem, że jakoś to będzie i ona to ogarnie. I faktycznie zawsze jakoś jej się udaje. Myślę, że będzie z niej niezły zawodnik (śmiech). Najlepsze dopiero nadciąga.
Jesteś ostatnio bardzo zapracowana.
- To prawda. Prowadzę aż dwa programy w TVN Meteo Active. Jeden z nich, "Apetyt na życie", wymaga ode mnie, żeby jeździć po Polsce, być w ciągłym ruchu. Nie mam 5-dniowego cyklu pracy, nie mam też weekendów. Czasem weekend robię sobie np. w środę, bo w sobotę i niedzielę pracuję. W ciągu ostatniego pół roku tylko w jedną niedzielę zostałam w domu. Przyjechała przyjaciółka, w końcu mogłam posprzątać na tarasie i skosić trawę w ogródku, bo miałam tam już prawdziwą łąkę (śmiech). Ale nie narzekam. Bo moje weekendowe środy też są fajne. Jadę na bazarek, coś fajnego gotuję, ucinam sobie drzemkę na tarasie, oglądam film, jadę po córkę do szkoły, a potem wybieramy się do parku. To dla mnie chwile wytchnienia, bo żyję ostatnio bardzo intensywnie. Mam mnóstwo pracy w mojej fundacji, dużo spotkań. Do tego dochodzą planowanie programów i ich promocja, prezentacje. W międzyczasie program na żywo, wywiady, zdjęcia. Naprawdę nie wiem, kiedy robi się siedemnasta.
Powiedziałaś, że twoje życie diametralnie się zmieniło.
- To prawda. Przez lata prowadziłam życie osoby związanej z domem i funkcjonującej w zamkniętej grupie przyjaciół. Prowadziłam dom otwarty. Co chwila ktoś wpadał - były kolacje, imprezy, grille. Zawsze była okazja, żeby się spotkać i w moim domu zawsze były tłumy. Sonia codziennie pytała: "Mamo, a kto do nas dziś przyjdzie?". Teraz wszystko się zmieniło. Wyszłam na zewnątrz. Poznałam nowych ludzi, otworzyłam się na nich. Czas spędzam teraz głównie poza domem. Mamy z Michałem dobrze wypracowany system opieki nad Sonią, dzięki czemu możemy planować swoje aktywności zawodowe tak, że nie musimy niczego odkładać na później. Nie muszę już na kolejne propozycje odpowiadać "nie". Jakieś dwa lata temu postanowiłam coś zmienić w swoim życiu. Zazwyczaj gdy kobieta chce coś zmienić, najpierw idzie do fryzjera (śmiech).
Zmieniłaś fryzurę, a potem schudłaś 12 kilogramów.
- W pewnym momencie zaczęłam myśleć o tym, jak wyglądam i jak się czuję ze swoim ciałem. Postanowiłam coś zmienić, a te zmiany wyglądu zapoczątkowały kolejne ważne zmiany w moim życiu. Bo kiedy już uda ci się zmienić wygląd, kiedy widzisz efekty, dostajesz nowej energii, nowej pewności siebie. Pojawia się nowa ty. Gdy rano patrzysz w lustro, nagle widzisz inną osobę. Masz więcej odwagi świat staje się przyjaźniejszym miejscem, bo zyskujesz też większą chęć pokonywania przeszkód. Gdy już zmieniłam swoje ciało, sporo zaczęło się zmieniać także w mojej głowie.
Co masz na myśli?
- Zaczęłam zupełnie inaczej myśleć o sobie. Może to kwestia wieku, bo podobno kobieta dopiero po 35. roku życia zaczyna być świadoma siebie, swojej kobiecości, własnych potrzeb i pragnień, inaczej wszystko widzi. Otworzyły mi się oczy i nagle zobaczyłam, że świat jest inny i dużo ciekawszy, niż sądziłam. Kiedyś brakowało mi odwagi, żeby stawiać krok dalej. Myślałam, że jestem odważna, a okazywało się, że wcale nie jestem. Gdy więc pojawiła się propozycja udziału w programie "Celebrity Splash", zgodziłam się. Mimo że nienawidzę wody, nie umiem pływać, skakać do wody. Powiedziałam producentom, że będzie ciężko. Bo boję się wsadzić głowę pod wodę. Nie lubię wody, nie umiem pod nią oddychać. Zdecydowałam się jednak na ten program, bo to było przełamanie wszystkich moich lęków. Chciałam sprawdzić, czy jestem w stanie przekroczyć tę własną barierę. Udało się. Nagle się okazało, że już niczego się nie boję. Zrozumiałam, że wszystko można zrobić, jeśli sobie to odpowiednio wytłumaczymy. Naprawdę! Można pokonać wszystkie przeciwności.
Dziś jesteś szczęśliwa?
- Chyba tak. Słyszę więcej komplementów niż przez całe życie (śmiech). To przyjemne, choć jako osoba dość nieśmiała jestem tym skrępowana. Nie potrafię przyjmować komplementów. To trudne i krępujące. A teraz gdzie nie pójdę, znajomi wykrzykują: "Ale ty wyglądasz!". Aż sama w to nie wierzę. Różne rzeczy o sobie myślę, ale nie jestem aż tak zachwycona sobą, jak chyba mogłabym być. Ale wszyscy wokół to widzą.
Uważasz, że "Celebrity Splash" to był dobry wybór zawodowy? Przyniósł ci jakieś propozycje? Pytam, bo program był kontrowersyjny. Budził skrajne emocje.
- Krytykowano go, nawet zanim się pojawił na antenie. Ja jednak nie dostałam żadnej złej notki prasowej, złego komentarza. Wręcz przeciwnie. Spotykałam się z opinią, że zostałam Gretą Garbo polskich basenów (śmiech). Podobno na tle tego programu wypadłam szlachetnie i stylowo. Bo on był dość kiczowaty, nie ma co ukrywać. Sama go nie oglądałam, bo nie miałam odwagi na siebie patrzeć. Wiem, że skoczyłam świetnie. Zrobiłam, co w mojej mocy i dostałam maksymalną liczbę punktów. Ze wszystkiego można wyciągnąć pozytywy. Ja wyciągnęłam z tego programu wszystko, co mogłam.
Nie chcę promować rozwodów. Ale właśnie minął rok od mojego rozstania z mężem. I dziś jestem w najlepszym momencie życia.
Córka nie odradzała ci udziału w show?
- Była przeciwna mojemu udziałowi w tym show. Korzysta z internetu, więc wiedziała, że PR "Celebrity Splash" jest gorszy, niż mogłoby się wydawać. Rozpatrywała mój udział w programie w kategoriach wstydu i obciachu. Słyszałam: "Mamo, daj spokój. Co ty robisz?". Ale prawda jest taka, że po emisji zostałam bohaterką, bo show oglądali jej przyjaciele, a nawet osoby, które obserwują ją na Instagramie. Sonia dostała mnóstwo SMS-ów i komentarzy, że wspierają mnie i głosują na mnie. Otworzyły jej się oczy i poczuła dumę. Pamiętam, jak któregoś dnia zabrałam ją do aquaparku. Bawiłyśmy się razem na zjeżdżalniach. Po raz pierwszy w życiu, bo nigdy wcześniej nie zdecydowałabym się na coś takiego. Sonia była przeszczęśliwa! W jej oczach byłam bohaterką. To jest chyba największa wartość, którą wyniosłam z tego programu.
Jak wychowujesz córkę?
- Staram się jak najlepiej (śmiech). Ludzie myślą, że jestem matką idealną. To nieprawda. Nie jestem supermamą, bo nie ma supermam. Staram się być słowna. Jeśli się na coś z Sonią umawiam, to staram się dotrzymać słowa. Jestem mamą, która, niestety, rozpieszcza swoją córeczkę. Wiem, że to jest złe, ale nie mogę się opanować. Ona dużo ode mnie wymaga, ma bardzo silny charakter. Wydaje mi się, że silniejszy ode mnie. Często jej się podporządkowuję. Dużo rzeczy z nią konsultuję. Są decyzje, które podejmujemy wspólnie. Oczywiście nie mówię tu o ważnych dorosłych sprawach. Ale jeśli myślimy o przyjemnościach, to jest zawsze wspólna decyzja. Traktuję Sonię jak partnerkę.
- Dużo wyjeżdżam, więc mam ciągle niedosyt spędzania razem czasu. Nigdy nie miałam niani i nie chcę jej mieć. Nie wychodzę więc na bankiety, chyba że ona nocuje u taty. To zdarza się jednak raz na milion lat (śmiech). Ale nie przeszkadza mi to, bo uwielbiam spędzać z córką czas. Jest bardzo fajnym człowiekiem. Nie wiem, czy jestem fajną mamą, mam nadzieję, że tak. Tylko w jednej kwestii nie możemy się porozumieć - nie znoszę chodzić po galeriach handlowych i robić zakupów, a ona to kocha! Jest małą kobietką - uwielbia przymierzać, kupować. Marzy, żeby w weekend pojechać do centrum handlowego, a ja marzę, żeby pójść na rowery. Na tym polu zdarzają się więc mikrospięcia.
Na jaką kobietę chciałabyś ją wychować?
- Chciałabym, żeby była silna, ale też wrażliwa, żeby nie była gruboskórna. Chciałabym jej przekazać radość życia. Żeby umiała cieszyć się z małych rzeczy. Bo z pozytywnym nastawieniem żyje się lepiej. I nie chcę, żeby czekała na księcia z bajki na białym koniu, bo z nimi jest coraz gorzej (śmiech).
Jak nie wychować jedynaczki na egoistkę?
- Rodzeństwo byłoby idealnym rozwiązaniem...
Myślisz o drugim dziecku?
- Niedawno obchodziłam 37. urodziny. Mam więc już swoje lata (śmiech). Zawsze chciałam więcej dzieci, więc nie mówię nie. Jeśli się wydarzy, to się wydarzy.
Jesteś zakochana.
- Hmmm... A mogę nie odpowiadać na to pytanie? Chciałabym to zostawić tylko dla siebie (śmiech). Zakochana to jestem w życiu.
Wciąż wierzysz w miłość?
- Wierzę, bardzo! I bardzo bym chciała, żeby Sonia też w nią wierzyła. Wydaje mi się, że z wiekiem nasze postrzeganie miłości się zmienia. Jesteśmy coraz bardziej wymagające, a mężczyźni coraz mniej... fantazyjni.
Ładnie powiedziane.
- Szukałam odpowiedniego słowa (śmiech). Wydaje mi się, że już nie ma mężczyzn odważnych. Takich, którzy potrafią fantazyjnie, po rycersku i romantycznie porwać kobietę. Znam naprawdę niewielu, którzy potrafią pojechać w smokingu do supermarketu, kupić koc, radio i butelkę Prosecco, a potem wejść na wieżę po to, żeby pooglądać z ukochaną gwiazdy. Chciałabym, żeby takich mężczyzn było więcej. Bardzo lubię patrzeć na zakochanych w każdym wieku. Ula Dudziak ogłosiła ostatnio, że zakochała się po 70. Szacun! Też tak chcę! Bo miłość jest cudowna. A dzisiejsi mężczyźni jacyś tacy przestraszeni. Nie wiem, może się stałyśmy takie silne i wyzwolone, że boją się nas? Mnie się czasem boją, widzę to! Może to ten wzrost? Ja naprawdę nie gryzę! Jestem małą dziewczynką, choć w dużym opakowaniu (śmiech).
Rozwód z Michałem uważasz za porażkę?
- Oczywiście. I ogromny stres. Po 12 latach w małżeństwie bardzo się bałam tej zmiany. Przez te wszystkie lata funkcjonowałam w znanej mi codzienności i schemacie. Potwornie się bałam, czy sobie poradzę, czy opłacę rachunki, czy będę umiała mieszkać sama. Bo do rozstania dochodzi zawsze samotność. Dziecko idzie spać i zostajesz w mieszkaniu pełnym ciszy. Rano się budzisz i też jesteś tylko z dzieckiem. Byłam przyzwyczajona do tego poczucia bezpieczeństwa, które dawał mi Michał - że pewne sprawy są załatwione, że nie muszę się martwić. Potem okazało się, że tych spraw jest mnóstwo i wszystkie na mojej głowie. Musiałam zacząć funkcjonować sama, a do ciszy przywyknąć.
- Trzeba przyjąć, że kiedy wraca się do domu, nie ma z kim obgadać dnia. Mimo to dziś już wiem, że jeśli związek sprawia, że stoimy w miejscu, jeśli jesteśmy nieszczęśliwi, warto zastanowić się nad rozstaniem. Nie chcę wyjść na osobę, która promuje rozstania, ale życie mamy tylko jedno i jest bardzo krótkie. Ostatnio przeczytałam, że jeśli masz 45 lat, a liczysz na to, że dożyjesz do 75, to zostało ci już tylko 1500 sobót. Szokujące. Warto więc walczyć o siebie i swoje szczęście, bo życie umyka błyskawicznie.
To nie jest jednak łatwa decyzja...
- Byłam pierwszą osobą w mojej rodzinie, która postanowiła się rozwieść. To był trudny czas dla wszystkich. Zupełnie nowa, nieznana sytuacja! Wiele kobiet tkwi w jakiejś niekoniecznie właściwej rzeczywistości i brakuje im odwagi. Na takie decyzje nigdy nie jest właściwy czas, odkładamy je, dając sobie chwile, czasem oszukując siebie! Wierzę, że my kobiety jesteśmy silniejsze, że mamy w sobie magiczną moc. Zawsze w trudnych chwilach, gdy nie wiem, czy pokonam kolejną przeszkodę powtarzam sobie "kto jak nie ja". To działa!
Po rozwodzie trudno ci znów budować zaufanie, wchodzić w relację, znów się zakochać?
- To coraz trudniejsze. Im jesteśmy starsi, tym trudniej jest się zakochać. Młodość nas usprawiedliwia, jesteśmy dość naiwni, idealizujemy naszego partnera. Potem jest trudniej, ale też mamy większą świadomość tego, z kim się wiążemy. Widzimy wyraźniej jego wady i zalety, więc potem możemy zbudować tylko mądre związki. I one mają większą szansę na to, żeby jednej i drugiej stronie dać dużo, ale też żeby jak najwięcej razem zrobić i iść przez życie.
Dziś 40-tka to nowa 30-tka.
- Chyba tak jest (śmiech). Mam poczucie, że czas jest dla mnie łaskawy. Tam na górze mam Anioła Stróża, który pilnuje, żebym miała satysfakcję zawodową, osobistą, żebym szła do przodu. Smakuję dziś życie małymi łyżeczkami, nie potrzebuję wielkiej chochli. 11 czerwca minął rok od mojego rozwodu. Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Nie mówię, że to był najlepszy rok w moim życiu. Ale dziś mam wrażenie, że umiem cieszyć się z małych rzeczy.
O czym marzysz?
- Mam apetyt na życie. Chcę jeszcze bardzo dużo zrobić. Wierzę, że przede mną mnóstwo wyzwań, że dopiero zaczynam wszystko od początku. Bo dziś jestem innym człowiekiem - z nowym startem, ale też z bagażem doświadczeń, inną sytuacją prywatną. Wszystko przede mną. Mam mnóstwo pomysłów, projektów, rzeczy, które chcę zrobić. Nawet jeżeli spełni mi się tylko 20 procent z tego, co wymyśliłam, będę zadowolona. "Sky is the limit" (z ang. nie ma ograniczeń - przyp. red.). Nie jestem Steve’em Jobsem, ale mam dużą wyobraźnię. Czuję, że nie ma barier.
Jesteś chyba w dobrym momencie życia.
- Najfajniejszym. Oby trwał jak najdłużej!
Justyna Kasprzak
SHOW 17/2015