Ona myśli, on mówi
Poznali się jeszcze w liceum. Od tamtej pory są nierozłączni. Poznajcie historię miłości Lidii i Jerzego Owsiaków.
Nie ma chyba w Polsce osoby, która nie wiedziałaby, kim jest Jerzy Owsiak (59). To przecież on od prawie 20 lat dyryguje Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. A we wszystkich jego działaniach zawsze wspiera go żona, Lidia Niedźwiedzka- Owsiak (58), którą on nazywa Dzidzią.
Poznali się w połowie lat 70. On miał wtedy odrobinę więcej włosów, jak na hippisa przystało. Chodzili wtedy do liceum ekonomicznego w Warszawie. Z tą różnicą, że pan Jerzy chodził tam znacznie rzadziej niż jego przyszła żona. Na szczęście w nieszczęściu - ponieważ dzięki większemu zaangażowaniu w życie, niż w szkołę, musiał powtarzać rok. Tak trafił do klasy, w której uczyła się pani Lidia.
Nie było dnia, żeby o niej nie myślał. I nie było przedmiotu, na którym by od niej nie ściągał, ani korepetycji, których by u niej nie pobierał. Jednak gdy już oboje podjęli decyzję o ślubie, nie było siły, która mogłaby odwieść narzeczonego od zamiaru ubrania się na tę uroczystość w... koszulę w kwiaty. Na domiar złego - uszytą przez niego samego! Dlatego ślub został odwołany, a niedoszły pan młody prowadził ze swoimi niedoszłymi teściami wojnę koszulową jeszcze przez pół roku.
Ostatecznie oblężony przez uczucie do ich córki, podjął jedną z najtrudniejszych decyzji w swoim życiu, wypowiadając kwestię: Dobra, szyjemy garnitur! Dzięki temu ślub odbył się 12 lutego 1976 roku. - Wzięliśmy go głównie z powodu seksu, bo po prostu wreszcie chcieliśmy być ze sobą formalnie, a nie gdzieś po jakichś prywatkach się obmacywać, gdzieś po jakichś krzakach - wspominał Jerzy Owsiak.
Miłość rzadko trwa czterdzieści lat non stop, ale zawsze pozostaje przyjaźń, codzienne bycie ze sobą.
W 1979 roku zostali rodzicami Oli. - Życie tak intensywnie się wtedy toczyło - opowiadał po latach. - Wiedziałem, że w domu jest wszystko dobrze! Że Dzidzia zajmuje się Olą. I nie ma bólu. Wtedy chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę, że kobieta po porodzie potrzebuje psychicznego wsparcia. Nie szalałem, ale wydawało mi się, że jeśli przy dziecku jest mama i babcia, to znaczy: wszystko załatwione. Dziesięć lat później przyszła na świat nasza druga córka. Wtedy już wiedziałem, o co w ojcostwie chodzi. Ochłonąłem - przyznaje.
Pewnie od lat wiele osób zastawia się, kto tak naprawdę dyryguje w domu dyrygenta największej orkiestry świata... - Oboje mamy mnóstwo zajęć, a w naszym małżeństwie nie ma czasu na nudę, sztampę, a przede wszystkim na szukanie dziury w całym - mówi pan Jerzy, by zaraz dodać: - Miłość rzadko trwa czterdzieści lat non stop, ale zawsze pozostaje przyjaźń, codzienne bycie ze sobą. My umiemy być ze sobą. Bardzo dobrze się nawzajem dopełniamy. Cenię rozwagę i trzeźwość u Dzidzi, która wie, kiedy powiedzieć: stop, tu się zatrzymajmy, pomyślmy. Wtedy się nad tą sprawą pochylam i mówię: a masz rację, istotnie. Albo staję okoniem: nie, po moim trupie, absolutnie nie!
U państwa Owsiaków obowiązuje podział ról: ona myśli, a on mówi. Pani Lidia nie udziela wywiadów i nie wypowiada się publicznie, chyba że w sprawach medycznych, którymi zajmuje się w fundacji WOŚP. - Mamy to szczęście, że razem pracujemy - ocenia pan Jerzy.
- Kilka lat temu zarząd naszej fundacji postanowił ulokować na stałe w biurze WOŚP kogoś, kto by pilnował, żeby wszystko się tu odbywało jak należy. Ja powiedziałem: nigdy w życiu, mam swoją firmę telewizyjną i nie jestem w stanie być w fundacji przez cały dzień. Dwóch lekarzy z zarządu naszej fundacji też odmówiło ze względu na swoje obowiązki zawodowe. No i padło na Dzidzię, która zajmuje się w fundacji sprawami medycznymi, w tym również całym specjalistycznym sprzętem, który kupujemy.
Nie lubię chodzić z nią po sklepach i jak już jesteśmy na zakupach, to często słyszę: tylko mnie nie popędzaj!
Ich przyjaźń jest tak mocna, ponieważ wiedzą, jak dużo wspólnie zbudowali wokół siebie. - Ciężko byłoby teraz powiedzieć: zmieniam swój kierunek, idę dalej bez ciebie - mówi Jerzy Owsiak. - Żona tworzy klimat naszego mieszkania, naszej codzienności, naszych podróży, toleruje moje nawyki. Nie pali. Sam kiedyś paliłem, ale ona tak długo wyrywała mi papierosy z ręki, że rzuciłem. Myli wszystkie zespoły, których muzyki słucham. Postrzega mnie jako faceta momentami nieznośnego. Wie, że nie lubię chodzić z nią po sklepach i jak już jesteśmy na zakupach, to często słyszę: tylko mnie nie popędzaj!
Mimo niespokojnego trybu pracy i częstych wyjazdów, lubią chwile, które mogą spędzić razem w swoim mieszkaniu na Kabatach w Warszawie. - Dzidzia jest dobrą organizatorką wszystkiego - ocenia jej mąż. - Jak zmieniamy wystrój mieszkania, malujemy ściany, to ja oczywiście wyruszam w jakąś podróż. Jak wracam, wszystko jest gotowe. Bardzo to doceniam. O wielu rzeczach nie muszę myśleć, ponieważ wiem, że to ona zawsze myśli o całej naszej rodzinie - twierdzi z przekonaniem Jerzy Owsiak.
PG