Polskie wyspy wstydu. Dlaczego w tych miejscach jest tak brzydko?
Powoli, ale systematycznie, poprawia się estetyka polskiej przestrzeni. Dotacje i samorządowe regulacje, w połączeniu z rosnąca świadomością mieszkańców, okazują się być skutecznymi narzędziami w walce z przestrzennym chaosem. Istnieją jednak miejsca, wyjątkowo odporne na wprowadzanie ładu. Oto ich subiektywny wybór.

Andrzej Banas/Polska Press/East NewsEast News
Polskie wyspy wstydu. Dlaczego w tych miejscach jest tak brzydko?
Powoli, ale systematycznie, poprawia się estetyka polskiej przestrzeni. Dotacje i samorządowe regulacje, w połączeniu z rosnąca świadomością mieszkańców, okazują się być skutecznymi narzędziami w walce z przestrzennym chaosem. Istnieją jednak miejsca, wyjątkowo odporne na wprowadzanie ładu. Oto ich subiektywny wybór.

Wybrane obiekty sakralne i ich otoczenie Czas gdy kościelne inwestycje były kolebką nowych architektonicznych stylów, minął bezpowrotnie. Dziś wiele sakralnych budowli nie tylko nie zachwyca, ale również budzi niesmak nieuzasadnionym rozmachem, ekstrawagancką formą i iście bizantyńskim wykończeniem. Do tworzonych co jakiś czas na portalach architektonicznych rankingów „najbrzydszych kościołów w Polsce”, regularnie trafiają świątynie takie jak: kościół opatrzności Bożej we Wrocławiu, kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Grajewie, czy kościół św. Urszuli Ledóchowskiej w Lublinie. Agencja WschódAgencja FORUM

Termomodernizowane osiedla Brak odpowiedniej izolacji był jednym z wielu mankamentów, budowanych w PRL bloków. Sposobem na walkę z nim stała się termomonedrnizacja, polegająca na okładaniu zewnętrznych ścian materiałem izolacyjnym, a następnie pokrywaniu całości tynkiem. Ten ostatni zabieg, w zamyśle inwestorów, miał również przyczynić się do poprawy estetyki osiedla i pomóc zerwać z wizerunkiem szarego blokowiska. Niestety, efekty często pozostawały dalekie od zamierzonych: bloki owszem, nie były już szare, ale do miana pereł architektury nadal było im daleko. Barwne tynki, niejednokrotnie nakładające się w wymyślne fale, pasy, okręgi i półokręgi, nadawały budynkom dość psychodeliczny charakter. W przypadku niektórych osiedli można też mówić o poważnych, architektonicznych szkodach. Dochodzi do nich, gdy pod warstwą styropianu nikną oryginalne detale i zdobienia (taka sytuacja miała miejsce m.in. w Nowej Hucie). Zdjęcie ilustracyjne123RF/PICSEL

Okolice parków rozrywki Lunapark to miejsce, które rządzi się swoimi prawami. Ma bawić, a nie zachwycać, pozwalać zapomnieć o świecie, a nie dostarczać wysmakowanych, estetycznych wrażeń. Nikogo więc nie dziwią gigantyczne, ruchome zabawki, przesłodzone zamki na wodzie, jaskrawe karuzele, czy kiczowate pałace strachu. Kto przekracza bramę lunaparku, jest na nie przygotowany. Gorzej jednak, że czasem owe atrakcje zmuszeni są podziwiać również ci, którzy do parku rozrywki nie mają najmniejszego zamiaru wchodzić… Gigantyczne witacze, umajone ozdobami bramy i wystające znad płotu głowy dinozaurów, potrafią być widoczne z odległości kilkuset metrów.

Niedokończone budowy „Szkieletory”, „Budynki widma”, „Domy duchy”, tak zwykle mówi się na budynki, które nigdy nie uzyskały swojej ostatecznej formy. Takie pustostany znajdziemy niemal w każdym mieście, nieraz w ścisłym jego centrum (przykładem niech będzie nieistniejący już krakowski szkieletor, który przez dekady straszył przy jednym z największych skrzyżowań miasta). Przyczyny ich powstawania są najróżniejsze: od finansowych kłopotów inwestora, przez problemy administracyjne, po zdarzenia losowe, takie jak pożar czy powódź. Niezależnie jednak od powodu, wszystkie okazują się zaskakująco trwałe i przez długie lata kłują w oczy sąsiadów. INTERIA.PL

Osobną sakralną kategorią są pomniki, stawiane w bezpośrednim otoczeniu kościołów, na miejskich placach, a nawet w parkach miniatur. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują rzeźbiarskie podobizny ojca świętego, których w Polsce znajdziemy grubo ponad 500. W katalogu tym są oczywiście dzieła sztuki, ale są też wytwory budzące, delikatnie mówiąc – mieszane uczucia. LUKASZ OSTALSKI/REPORTERReporter

Śmieci, dzikie wysypiska Nie ulega wątpliwości, że idea segregacji odpadów jest godna pochwały. Nikt też nie wątpi, że im więcej koszy w mieście, tym mniej porozrzucanych na ulicach odpadów. Jednak nawet najbardziej szczytne inicjatywy miewają skutki uboczne. W tym przypadku przybierają one formę monstrualnych, malowanych na krzykliwe kolory kubłów do segregacji, umieszczanych w miejscach, które trudno uznać za ustronne. Sytuację pogorszają jeszcze sami mieszkańcy, którzy nie zawsze zadają sobie trud, by worek z odpadami wrzucić do kubła, a zamiast tego tworzą wokół koszy dzikie miniwysypiska. Adam Wojnar/Polska Press/East NewsEast News

Dworce Od dobrej dekady trwa w Polsce akcja modernizowania dworców kolejowych. Inicjatywa – choć chwalebna, odnosi rozmaite skutki. Jedne dworce zmieniają się w perełki: jak np. wiele stacji na Dolnym Śląsku takich jak Wałbrzych Szczawienko, czy Świebodzice. Inne zaś, przestają być dworcami w tradycyjnym znaczeniu tego słowa i zostają wchłonięte przez galerie handlowe (Kraków, Poznań). Wydaje się, że w jeszcze gorszej estetycznej sytuacji są dworce autobusowe. W wielu miastach na autobus oczekuje się pod przeciekającym daszkiem, na odrapanej ławce, ze wzrokiem wbitym w budkę z kebabami i budyneczek nieczynnej toalety. Problemom wizualnym w wielu miejscach towarzyszą też te organizacyjne: słabe oznakowanie stanowisk, pozrywane rozkłady jazdy, brak dźwiękowych komunikatów, sprawiają, że podróż autobusem po kraju nierzadko staje się prawdziwym wyzwaniem. Na zdjęciu: Dworzec w Gdańsku w 2019 roku Lukasz Dejnarowicz Agencja FORUM

Pewną nadzieję przynosi też zmiana nawyków konsumentów: gdy kupowanie od lokalnych dostawców i żywność „eko” stają się coraz bardziej popularne, klientów targowisk przybywa. Z nimi jednak przychodzą nie tylko wyższe dochody, ale i wyższe, również estetyczne, wymagania. Adam Chelstowski Agencja FORUM

Targowiska Choć w ferworze codziennych zakupów mało kto zwraca uwagę na estetykę otoczenia, wystarczy na chwilę oderwać wzrok od straganu z warzywami, żeby zauważyć, że większość polskich targowisk to budowlany i reklamowy mix, którego nie powstydziłyby się brazylijskie fawele. Na polskich targowiskach drewniane stoiska sąsiadują z budkami z blachy falistej, blacha z konstrukcjami z pustaków, a pustaki z oszklonymi wiatami. Między tą „małą architekturą” są i stanowiska efemeryczne, z towarami rozłożonymi na kartonach oraz handel prowadzony wprost z bagażnika. Całości obrazka dopełniają bary, piekarnie i toalety. Czy tę przestrzeń da się jakoś uładzić? Patrząc na pejzaż polskich miast, chciałoby się powiedzieć: tak, ale potrzeba na to czasu. Za przykład może posłużyć krakowskie targowisko „Tandeta”: w miejscu straganów na początku lat 2000. stanęła tam nowoczesna hala i choć jej bryła pozostawia wiele do życzenia, przestrzenny chaos udało się opanować. KONRAD KOZŁOWSKI/POLSKAPRESS/Polska Press/East NewsEast News

To już prawie pół miesiąca odkąd w Krakowie nie wolno grodzić nowych osiedli. Nie można też zasłaniać całych budynków siatkami reklamowymi, ani "tapetować" elewacji krzykliwymi bannerami. Reklamy, które już istnieją, w ciągu dwóch lat muszą zostać dostosowane do nowych wymogów. Wszystko to skutek uchwały krajobrazowej, która weszła w życie 1 lipca. I choć poprzedziło ją ponad pięć lat gorących dyskusji, mieszkańcy - co rzadko się w tym mieście zdarza – są zaskakująco zgodni: dobrze, że wokół będzie ładniej. Kraków nie jest jedynym miastem w Polsce, w którym wprowadzono tego rodzaju regulacje. Wcześniej podobne uchwały przyjęto m.in. w Łodzi, Tarnowie i Nowym Sączu, a lista miast, które pracują nad własnymi przepisami, jest jeszcze dłuższa. Uchwały to tylko jedno z narzędzi, dzięki którym powoli udaje się opanować chaos przestrzenny polskich miast. Dużą rolę odgrywają unijne dotacje, pomagające przywrócić świetność publicznym placom i zabytkom oraz rosnąca świadomość mieszkańców. W niemal każdym mieście działają dziś organizacje, nie tylko monitorujące działania urzędników, ale i podejmujące samodzielne inicjatywy: dla przykładu Stowarzyszenie Traffic Design odnawia stare szyldy w Warszawie. Wciąż jednak są w Polsce miejsca, które uparcie opierają się estetycznym zabiegom. Co ciekawe, występowanie tych obszarów nie jest zawiązane ani z wielkością, ani budżetem, ani z położeniem miasta. Oto kilka takich „niereformowalnych” obszarów, które zaobserwować można w niemal każdym mieście naszego kraju. Andrzej Banas/Polska Press/East NewsEast News