"Putin nie pytał nikogo o wiek". Pomoc dzieciom, które uciekły przed wojną
- Putin nie pytał nikogo o wiek. Nie zwraca uwagi na to, ile jego ofiary mają lat. Po prostu wdarł się do Ukrainy i rozpoczął wojnę bez żadnego zająknięcia - mówi Yana Dzhadan, psychoterapeutka, która od początku prowadzi terapię z dziećmi, które uciekły do Polski przed wojną w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii na Psychiatrycznym Rehabilitacyjnym Oddziale dla Dzieci i Młodzieży w Warszawie. Okazuje się, że mierzymy się zupełnie nowym rodzajem traumy - z traumą wojenną, która zwłaszcza u dzieci może odcisnąć ogromne piętno i objawiać się na mnóstwo sposobów.
Katarzyna Drelich, INTERIA.PL: - Na początku wojny przedmiotem naszych zmartwień było m.in. to, jak rozmawiać z dziećmi o wojnie. Teraz w polskich szkołach nieodłączną częścią są dzieci z Ukrainy, które uciekły przed rosyjską inwazją, przez co musimy zatroszczyć się również o nie. Jak dużo dzieci zgłasza się do was po pomoc?
Yana Dzhadan, psychoterapeutka dzieci Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii: - Od początku dużo dzieci zgłaszało się do nas po pomoc. Dzisiaj przyjmuję około 5-6 dzieci dziennie. Nie powiedziałabym, że problemy się zmieniają, są wciąż te same tematy. Dzieci, które do mnie przychodzą, przybywają jak fale. Jednego dnia jest "zalew" wizyt, innego jest spokój. Sytuacja w Ukrainie jest dynamiczna. Kiedy konkretny rejon jest atakowany, przybywają kolejne fale uchodźców z dziećmi. W innych jest jeszcze spokojnie. Kiedy sytuacja jest gorsza, ludzie przybywają do Polski i wówczas mam kolejnych pacjentów. Moi najmłodsi pacjenci mają trzy lata. Większość z nich jest jednak w wieku szkolnym, choć są też nastolatkowie.
Jak wygląda taka terapia? To jest jedno spotkanie czy dzieci przychodzą cyklicznie?
- Są dzieci, które mają naprawdę poważne problemy, wynikające z ucieczki przed wojną. Potrzebują wówczas terapii nawet trzy lub cztery razy w tygodniu. Będą tu przychodzić przez dłuższy czas. Ale wbrew pozorom - choć zabrzmi to dziwnie - mogłoby być gorzej. Około 50 proc. dzieci potrzebuje regularnej terapii, drugiej połowie, póki co wystarczy jedno spotkanie z psychologiem.
Czego dzieci boją się najbardziej?
- Najbardziej boją się o swoje rodziny. Bo pamiętajmy, że praktycznie wszyscy ojcowie zostali w Ukrainie, a niektórzy z nich są wcielani do wojska, jeśli mają doświadczenie militarne. Podobnie jest z ich braćmi, którzy skończyli 18. rok życia. Dzieci boją się nawet o to, czy ich ojcowie bezpiecznie wrócą do domu, jeśli wyszli po zakupy. Nie wiedzą, kiedy znów się z nimi spotkają. Nawet jeśli moi mali pacjenci są już bezpieczni w Polsce, to w ich głowach toczą się scenariusze dotyczące tego, co jutro stanie się z ich rodzinami, które tam zostały. W Ukrainie zostało też wielu starszych ludzi, którzy nie chcieli opuszczać swoich domów - w dużej mierze są to dziadkowie tych dzieci, które do nas przychodzą.
W przypadku ucieczki przed wojną mamy do czynienia z rodzajem traumy, która nie jest nam znana. Jakie są jej objawy?
- Rzeczywiście, to coś zupełnie innego, niż np. lęk, który miał miejsce podczas pandemii COVID-19, który też nie był nam dotąd znany. Dzieci, które uciekają przed wojną, w dużej mierze na pierwszy rzut oka zachowują się normalnie, ponieważ szybko dostosowują się do nowych okoliczności. Bardzo często nie jesteśmy w stanie określić, czy ta ucieczka jakkolwiek wpłynęła na dziecko, dopóki z nim szczegółowo nie porozmawiamy. One nie płaczą, nie kładą się na podłodze i nie wpadają w rozpacz. Ale w momencie rozmowy można wyczuć, że coś jest nie tak. Takie dziecko jest zazwyczaj po prostu wystraszone, nie ma poczucia bezpieczeństwa. Starsze dzieci wręcz nałogowo sprawdzają informacje dotyczące tego, co dzieje się w ich kraju. Wizualnie nie widzimy tych symptomów, dopiero po głębszym zbadaniu sprawy widać, że ten lęk wynikający z ucieczki jest na wysokim poziomie. Niektóre dzieci chcą rozmawiać na temat tego, co czują, np. na temat strachu o ojców, którzy zostali w Ukrainie. Inne w ogóle nie chcą na ten temat rozmawiać. Nie ma jednego, typowego obrazu.
O czym zazwyczaj dzieci chcą z panią rozmawiać w gabinecie?
- To dość interesujące, ale wiele z nich mówi o Putinie i ma bardzo jasno określone stanowisko polityczne. To dotyczy nawet młodszych dzieci, które przynajmniej wiedzą, kto jest dobry, a kto zły. Nawet pięciolatkowie wiedzą, kto rozpoczął tę wojnę. Choć zdążyłam się zorientować, że rodzice starają się nie rozmawiać o tych tematach przy dzieciach, ale one i tak swoje wiedzą. Wiele dzieci wie bardzo dużo o aktualnej sytuacji politycznej i chce o tym rozmawiać. Ale zadaniem psychologa, poza znalezieniem ujścia dla emocji, jest próba przywrócenia im normalności. Dlatego młodsze dzieci staram się zachęcać do zabawy, do rozwoju. Nie ciągnę z nimi tematu traumy i strachu. Trzeba starać się stworzyć im nową normalność, nową rzeczywistość, w której mogłyby dorastać.
Tym właśnie różni się terapia dzieci od terapii dorosłych?
- Między innymi. Dzieciom nie można sugerować konkretnych emocji. Nie mogę się zapytać dziecka, które uciekło przed wojną o to, czy boi się, że jego tata umrze. Ale prawda jest taka, że się tego boją, nawet jeśli są tak małe, że nie do końca rozumieją, co dokładnie oznacza słowo "śmierć".
- Co ważne, wiek dziecka nie ma znaczenia przed przyjściem po pomoc do nas. Putin nie pytał nikogo o wiek. Nie zwraca uwagi na to, ile jego ofiary mają lat. Po prostu wdarł się do Ukrainy i rozpoczął wojnę bez żadnego zająknięcia.
Co jest najważniejsze w tego typu terapii?
- Psycholog pracujący z dzieckiem, które uciekło przed wojną, powinien działać na nie terapeutyzująco. Powinniśmy być takim filarem, na którym dziecko może się oprzeć, aby się rozwijać. Co ważne - każdy, kto chce pomóc komukolwiek z Ukrainy, powinien w pierwszej kolejności zadbać o siebie. Jeśli zadbamy o siebie, będziemy w stanie lepiej dbać o innych, w tym o dzieci z Ukrainy. Moja osoba dla dziecka, które zgłasza się tutaj po pomoc, powinna być poniekąd substytutem matki, czyli kimś, kto daje temu dziecku poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza w momencie, gdy matki również są straumatyzowane i same są zestresowane odnajdywaniem się w zupełnie nowym kraju. Psycholog powinien wówczas wesprzeć matkę we wspieraniu dziecka. Bo w tym momencie one nie są w stanie w stu procentach skupić się wyłącznie na zapewnianiu poczucia bezpieczeństwa swoim dzieciom.
- Zegar tyka, dzieci będą coraz starsze. A gdy przeżywają ciężką traumę, ich psychika staje w miejscu i nie są one w stanie wraz z upływającym czasem się rozwijać, iść do przodu. Potrzebujemy czegoś, co pomoże popchnąć je do przodu, wzrastać. Bez pomocy psychologicznej mogą po prostu pozostać w traumie. Zadbanie o kondycję psychiczną dzieci powinno być zatem tak samo ważne, jak znalezienie mieszkania, pracy, jedzenia.
A jak wygląda sytuacja w szkołach?
- To jest dla nich większe wyzwanie, niż nam się wydaje. Być może jest to jedna z najbardziej stresujących sytuacji w życiu tych dzieci, bo znajdują się w zupełnie nowym kraju, nie znają języka i na początku nie wiedzą, jak komunikować się z rówieśnikami z klasy. I to jest taki czas, w którym wszystkie zasoby osób, które pracują i opiekują się takimi dziećmi, muszą być im dane, by poradziły sobie z tym wyzwaniem. Są zestresowane i mogą nie radzić sobie z materiałem szkolnym nie tylko dlatego, że nie znają języka, ale również dlatego, że przez stres mogą mieć problemy ze skupieniem.
- Dużym wsparciem są jednak zarówno polscy nauczyciele, którzy mają ogromne serca i dzieci, które są otwarte na swoich rówieśników z Ukrainy. Myślę, że w bezpiecznym otoczeniu dużo łatwiej im będzie nauczyć się polskiego. I co ważne - o ile dorośli rzeczywiście bardzo stresują się nieznajomością języka i jest to przeszkoda chociażby w znalezieniu pracy, to u dzieci ten aspekt stosunkowo szybko się rozwiązuje. I szkoła dla tych dzieci jest bezpiecznym miejscem.
Czy to prawda, że np. dźwięki syren wozów strażackich działają na dzieci z Ukrainy paraliżująco?
- Nie ma zasady. Nie mogę powiedzieć, że każde dziecko, które uciekło przed wojną w Ukrainie, reaguje panicznie na takie dźwięki. Szacunkowo jest to ok. 40 proc. moich pacjentów. Są też dzieci, które uciekły stamtąd, zanim cokolwiek się wydarzyło, więc logiczne jest, że w Polsce na dźwięk syreny wozu strażackiego nie będą reagować stresem. Są też dzieci, które widziały na własne oczy śmierć ludzi. To jest ogromna tragedia. Ale jedno dziecko będzie pamiętało tę sytuację do końca życia, a inne - żeby poradzić sobie z tą traumą - zapomni o tym. I to też jest dobre, każda reakcja jest właściwa. W końcu ludzie mogą zupełnie inaczej reagować na dokładnie takie same sytuacje.
Czy dzieci, które widziały takie tragedie, mówią o nich?
- Często ich cisza mówi więcej. Nie chcą opowiadać o tym, co widziały. Myślę, że ta dramatyczna cisza najdokładniej opisuje to, co widziały.
Jakie mogą być długoterminowe skutki ucieczki przed wojną?
- Z pewnością może wystąpić zespół stresu pourazowego (PTSD), zaburzenia lękowe. Wiele dzieci będzie miało też potraumatyczny wzrost, czyli paradoksalnie występowanie pozytywnych zmian po traumie. Niektórzy ludzie uruchamiają wówczas swoje dodatkowe zasoby. Widzą traumatyczną sytuację, ale mają również szansę, żeby w miejsce tej pustki spowodowanej dramatem "włożyć" coś pozytywnego - chęć rozwoju, większą siłę. Powinniśmy starać się przede wszystkim pomagać tym dzieciom wzrastać w tym ciężkim okresie i - jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi - pokazywać im dobre strony nawet najtrudniejszej sytuacji. Zachęcać je do uczenia się nowych rzeczy, bo gdy nie uczymy się niczego nowego, zwłaszcza w trudnych momentach, zostajemy w miejscu, skupiając się tylko na traumie. A skupiając się na tym, czego pozytywnego możemy dokonać w przyszłości, zwiększamy szansę na to, że ciężka sytuacja nie wywoła PTSD, a potraumatyczny wzrost. Ludzie, którzy nie robią nic po stresującej sytuacji, zostają z niczym.
Jak my, zwykli ludzie możemy pomóc tym dzieciom?
- Po prostu być z nimi, być dla nich. Wielu ludzi uważa, że "być z kimś" musi oznaczać automatycznie robienie czegoś. Niekoniecznie musimy robić konkretne rzeczy, ale warto obserwować, czego te dzieci potrzebują. Możemy po prostu starać się zrozumieć, jakie są ich potrzeby, a dopiero później działać. Dowiedzieć się, jakich chcą zabawek, jakiego wsparcia potrzebują, jakich ubrań im brakuje.
- Powinniśmy również rozeznać "triggery" i tematy, na które nie powinniśmy rozmawiać z tymi dziećmi. Nie jest dobrym pomysłem pytać dziecko z naszego otoczenia, które uciekło przed wojną o to, jak ta wojna wygląda. Pytać, jak się z tym czują. Bo wiele z tych dzieci czuje się po prostu dobrze, a takie pytania mogą zasiać w nich wątpliwości, których nie potrzebują. I pod żadnym pozorem nie możemy ich obwiniać ani oceniać tego, jak przeżywają wojnę. Każdy przeżywa ją na swój sposób.
- I pamiętajmy, nasze zasoby są również zasobami dzieci. Jeśli nie mamy siły pomagać, to nie róbmy tego wbrew sobie. W pierwszej kolejności zadbajmy o swoje zdrowie psychiczne, odpowiednią ilość snu i o swoją siłę, żeby móc ją dawać innym.
***
Zobacz również: