Retro powrót, którego nikt się nie spodziewał. Kultowe karteczki do segregatora, które miał każdy milenials
"Jak chcesz, to mogę ci dać jedną małą unikatową za dwie duże. Ale brokatowe!" - ten tekst zrozumie tylko milenials i natychmiast będzie wiedział, o co chodzi. Szaleństwo kolekcjonowania i wymieniania się karteczkami wpinanymi do segregatora zostało oficjalnie wskrzeszone, bo twórcy internetowi i serwisy sprzedażowe pełne są disneyowskich kolorowych kart i notesików. Kto z nas dwie, trzy dekady temu przewidziałby, że dziś mogą być warte nawet kilka tysięcy złotych?

Spis treści:
- Powrót do przeszłości
- Sklepy papiernicze niczym mekki
- Negocjacje, wymiany, spotkania parabiznesowe
- Instagramerka idealnie oddała klimat "karteczkowy"
- Segregatory warte fortunę
Powrót do przeszłości
Powrót kultowych już gier, zabawek, a nawet ubrań z lat 90. i wczesnych lat dwutysięcznych nikogo już nie zaskakuje. Trendy utrzymują się już dłuższy czas, a millenialsi przecierają oczy ze zdumienia, bo współczesne nastolatki wyglądają jak 20-30 lat temu: obcisłe bluzki z motywem tribali, szerokie spodnie lub dzwony, asymetryczne sukienki i malutkie okulary przeciwsłoneczne. Do tego buty w stylu nieśmiertelnych "halówek" i każdy tuż przed 40. czuje się, jakby przeniósł się w czasie. Na grach typu Mario czy Pac-Man oraz konsolach do gier można zarobić niezłe sumki, podobnie jak na kolekcjach zabawek z jajek-niespodzianek. Zaskakujące? Zachwyt nad czasami, w których dorastało ostatnie "bezsmartfonowe" pokolenie idzie dalej. Internetowe serwisy sprzedażowe zaczęły wypełniać się ostatnio ofertami sprzedaży czegoś, co nawet zatwardziałemu postępowcowi roztopi serduszko: karteczkami do segregatora.
Sklepy papiernicze niczym mekki

O kolorowych karteczkach, które pieczołowicie układało się w przezroczystych koszulkach, a potem wpinało do segregatorów, pamięta każdy millenials. Na samo wspomnienie papierniczej obsesji otacza ich poświata magii, znajome zapachy szkolnego korytarza i pierwsze kroki w świecie twardych negocjacji, które czasem przypominały rozmowy biznesowe na najwyższym szczeblu. Tak, piszę także o sobie. Miałam segregator z karteczkami, całą kolekcję. Na osiedlu sklep papierniczy po świeżej dostawie karteczek potrafił być oblężony. Najpierw trzeba było kupować całą ryzę (100 sztuk?), potem sprzedawcy zlitowali się, ryzy były otwierane, a cena odpowiednio niesprawiedliwa, ale jednak bardziej możliwa do przełknięcia zarówno dla dzieci, jak i rodziców. Gdy tylko wpadło do ręki kilka złotych, biegło się do papierniczego, by kupić choć jedną nową karteczkę z postacią z Disneya, uroczym zdjęciem niezdarnego szczeniaka leżącego w trawie, albo z Jackiem z Titanica.
Ale to nie w tym miejscu były największe emocje, a na przerwach w szkole, szatni i na ławkach pod blokiem. Wymiana "dwie małe za jedną dużą karteczkę" to był standard, trudniej było wytargować unikatową karteczkę (zapachową, z brokatem, albo zza granicy). Zatwardziali właściciele tych "rzadkich" tanio skóry nie sprzedawali i tak oto mieliśmy zupełnie darmowe lekcje przedsiębiorczości. Kolekcje się powiększały, emocje buzowały, a my z wyżutą gumą Turbo w buzi czuliśmy się jak władcy świata.
Negocjacje, wymiany, spotkania parabiznesowe

Katarzyna miała segregator biurowy od mamy, bo ta nie zgodziła się na drogi, kolorowy na licencji Disneya, więc Kasia powycinała postacie z filmu Mulan i przykleiła je na okładkę. Niepozorna okładka kryła w sobie jedną z lepszych kolekcji karteczek na osiedlu.
- Mój tata dużo wyjeżdżał, a wiedział, że ja uwielbiam te karteczki, więc przywoził mi różne z różnych miast. Najbardziej lubiłam Herculesa i Króla Lwa. Pamiętam, że miałam unikat z Nalą - lwicą i każdy chciał się ze mną na nią wymienić. Miałam też pachnące karteczki, dzieliłam się nimi tylko z najbliższymi koleżankami. Bywało tak, że przychodziły na nasze osiedle ekipy z innych ulic na wymianę. Potrafiło nas siedzieć na trzepaku po kilkanaście osób, żeby się powymieniać. Świetne czasy - wspomina 38-latka.
Jak o tym myślę, to od razu czuję zapachy tych karteczek, widzę to ślinienie palców przy przekładaniu folii. Swoją drogą, byliśmy sprytni z tymi koszulkami - gdyby nie one, to te kartki byłyby czarne w kilka chwil. Lubiłam się wymieniać, ale też się bałam, bo u nas było kilka osób znanych z tego, że potrafiły ukraść fajniejsze egzemplarze. Kiedyś zostawiłam swój segregator na podwórku na noc, padał deszcz. Płacz był rano niesamowity, bo cały zamókł. Suszyłam wszystko z mamą na kaloryferze - wspomina Anna, która w tym roku skończy 40 lat.

Wspomnień związanych z karteczkowym szaleństwem jest wiele, niektóre naprawdę chwytają za serce, ukazując z całą mocą siłę powiedzenia - "jak masz segregator, to jesteś kimś".
- U nas w klasie był taki Jarek, ani on, ani jego mama chyba do końca nie rozumieli fenomenu zbierania karteczek. Biedny chłopak chciał należeć do grup notesikowych, ale pozbawiony komercyjnych karteczek powycinał sobie różne obrazki z gazet i sam ponaklejał na takie zwykłe wkłady do segregatora - wspomina Aleksandra.
Instagramerka idealnie oddała klimat "karteczkowy"
Pod nostalgicznym filmikiem Agnes Ratajczak, która w przezabawny, ale bardzo realistyczny sposób przedstawiła, jak dokładnie wyglądał proces wymiany karteczkami, zaroiło się od komentarzy Internautów. Wymieniają swoje ulubione postacie, wspominają zapachy i przyjaźnie zawierane podczas transakcji karteczkowych.
Cała sekcja komentarzy pod tym filmikiem to ogromne morze wspomnień. "Ja chciałem mieć tylko karteczki ze Spice Girls i Sailor Moon" - pisze @KamilKrupicz. Wiele osób przyznaje się, że nadal na swoich strychach i głęboko w szafkach mają pochowane swoje ukochane segregatory.
Mi dziadek kupował specjalnie pakiety karteczek z Witch w sklepie papierniczym. Teraz dopiero doceniam, jaka to była miłość, bo przecież nie znał się na tym, a mimo to się starał
Segregatory warte fortunę
Po ponad dwóch dekadach uzbierane kolekcje wystawiane są na sprzedaż. Serwisy aukcyjne i sprzedażowe pełne są ofert zawierających karteczki z ukochanymi przez millenialsów wokalistami, aktorami, zwierzakami i postaciami z bajek. Ceny wahają się od 50 aż do 10 tys. zł. W zależności od wielkości kolekcji, przez stan, w jakim się znajdują aż po ilość unikatowych, rzadkich okazów, nabyć można prawdziwe skarby sprzed lat. Ilu jest chętnych na millenialsowe karteczki - trudno ocenić. Zaskakujące jest to, jak szybko zakończyła się moda na noszenie pod pachą segregatora i wymianę karteczkami. Trafnie podsumowała to jedna z użytkowniczek Instagrama @pamietnik.polki.nowojorki: "I tak o, jednego dnia przestaliśmy przynosić segregatory z karteczkami..."