Samotna Polka w Arabii Saudyjskiej. "Krzywo patrzą, trzeba być niewidzialną"
Egzotyczne podróże to coś, co niezwykle mnie inspiruje. Pozwala spojrzeć na ludzi z zupełnie innej, kulturowo odmiennej, perspektywy. Tym razem padło na podróż do Arabii Saudyjskiej. Kraj ten, w trakcie trwania Ramadanu (a właśnie w tym czasie tam pojechałam), to świat, który nie robi zbyt dużo miejsca dla turystów. Albo się dostosujesz, albo cię nie ma. I ja – sama, kobieta z Europy, innowierczyni– musiałam się nauczyć być przezroczysta.

Spis treści:
Bez jedzenia i picia od wschodu do zachodu słońca
W czasie Ramadanu nie wolno pić, jeść, ani chociażby palić papierosów. Nawet butelka wody w ręce mogłaby zostać odebrana jako brak szacunku względem lokalnych mieszkańców. Dla nich to święty czas - miesiąc wyciszenia, duchowego oczyszczenia, bliskości z Bogiem. A dla mnie? Dla mnie to było po prostu coś uciążliwego. Nie jestem religijna. Nie medytuję. Nie poszczę. I nagle wylądowałam w miejscu, w którym muszę przestrzegać zasad religijnych, bo właśnie na nich opiera się polityka Arabii Saudyjskiej.
W ciągu dnia miasto (a mieszkałam w Riadzie - stolicy) było jak wymarłe. Sklepy zamknięte albo czynne w dziwnych, "pofragmentowanych" godzinach, dostosowanych do rytmu postu i modlitw. Ulice opustoszałe, kawiarnie nieczynne, ot prawdziwe miasto duchów. Większość mieszkańców w ciągu dnia… po prostu spała. Kto mógł, ten unikał słońca, pracy, ruchu. Czas dzienny był zatrzymany - zawieszony gdzieś między jednym a drugim wezwaniem do modlitwy. Ale nocą… nocą wszystko się zmieniało. Gdy słońce zachodziło, miasto ożywało. Zapełniały się ulice, otwierały restauracje, słychać było śmiech dzieci i stukot filiżanek z herbatą. Sklepy czynne do drugiej, trzeciej w nocy, a po nich jeszcze sahur - ostatni posiłek przed świtem.
Ten kontrast - między pełnią życia nocą a bezruchem za dnia - był fascynujący i męczący jednocześnie. Nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Patrzyłam na ich dyscyplinę i skupienie z szacunkiem, ale też ze szczerym zdziwieniem. Wiedziałam, że to, co dla nich jest świętością, dla mnie było ograniczeniem.
Tradycyjne stroje wszędzie - i dla wszystkich

To, co od razu rzucało się w oczy, to charakterystyczne, saudyjskie stroje. Mężczyźni w nieskazitelnie białych thawbach, kobiety ubrane w czarne abaje, najczęściej z zakrytą twarzą. Nawet w najnowocześniejszych dzielnicach Rijadu czy Dżuddy, gdzie błyszczą wieżowce i butiki luksusowych marek, nikt nie rezygnuje z tradycyjnego ubioru. Mimo że sklepy oferują wszystko - od najnowszych kolekcji światowych projektantów po lokalne rękodzieło - mieszkańcy pozostają wierni swojemu stylowi. Stylowi, który jak sami podkreślają, ma "być skromny i podobać się Bogu".
Miałam wrażenie, że to ich sposób na zachowanie tożsamości w świecie, który bardzo szybko się zmienia. Jeśli chodzi o mnie, to ubierałam się w to, co zwykle, jednak starając się zasłonić ramiona oraz kolana.
Bezpieczeństwo na najwyższym poziomie. W Arabii nikt cię nie zaczepi, ale i nie odpowie na pytanie
Jedno trzeba przyznać - Arabia Saudyjska jest bardzo bezpieczna. Ani przez chwilę nie czułam zagrożenia, nawet chodząc samodzielnie po zmroku. Kamery, strażnicy, porządek - wszystko działało jak w zegarku.
A jednak to nie był kraj, w którym czułam się mile widziana. Ludzie nie nawiązywali kontaktu, nie odpowiadali uśmiechem, nie rozmawiali. Ba, zdarzało się, że kiedy pytałam przechodnia (który był mężczyzną) o drogę, ten spuszczał wzrok i mnie ignorował. To bardzo dziwne doświadczenie, ale wiem, że takie zachowanie nie wynika z braku szacunku, lecz z podążania za wiarą. Czułam się raczej jak obserwatorka niż uczestniczka życia. Nie wyobrażam sobie "wtopienia się" w to społeczeństwo. Uprzejmość? Tak, ale na zimno i z dystansem. Żadnej bliskości, żadnej ciekawości.

Jedzenie z najwyższej półki
Choć w ciągu dnia jedzenie było niedostępne, wieczorami miasto budziło się do życia. Wtedy zaczynało się iftar - wieczorne łamanie postu. I tu muszę przyznać: jedzenie w Arabii Saudyjskiej to prawdziwy majstersztyk. A po wizytach w innych krajach arabskich w ogóle się tego nie spodziewałam. Daktyle (nie bez powodu mówi się, że to właśnie w Arabii Saudyjskiej są najlepsze na świecie), jagnięcina (której normalnie nie lubię, ale tutaj smakowała doskonale), słodycze, kawa z kardamonem - wszystko podane z ogromną dbałością o szczegóły. Nawet koktajle owocowe smakowały wyjątkowo.

Kraj kontrastów i… samotności
Arabia Saudyjska zaskakuje - nowoczesna i ultrakonserwatywna jednocześnie. Pełna sprzeczności, które funkcjonują obok siebie bez zgrzytów. Dla mnie, samotnej kobiety z Europy, był to świat obcy, chłodny, ale intrygujący. Miejsce, które każe się dostosować, nie oferując w zamian wiele emocjonalnej przestrzeni. Czas Ramadanu tylko pogłębił tę różnicę - wszystko było jeszcze bardziej "zamknięte".
To nie była podróż lekka ani rozrywkowa. To było doświadczenie - czasem trudne, często niezrozumiałe, ale autentyczne. I choć nie wiem, czy wrócę tam ponownie, cieszę się, że mogłam to zobaczyć z bliska. Nawet jeśli czułam się w Arabii bardziej jak cień niż jak gość.