U nich w domu rządziła teściowa

Ślub wzięli w cerkwi, jak każda porządna rosyjska para. On śpiewał jej operowe arie i zbierał dla niej naręcza polnych kwiatów.

Fatalny styl ubierania się Nadieżdy sprawiał, że własny mąż nazywał ją oberwańcem
Fatalny styl ubierania się Nadieżdy sprawiał, że własny mąż nazywał ją oberwańcemRIA Novosti/SPUTNIK RussiaEast News

"Wystarczy spojrzeć na Krupską i można zrozumieć, do jakiego stopnia Lenin nie interesował się kobietami" - twierdził radziecki pisarz Ilja Erenburg. Ponoć cytował Stalina, który nie lubił małżonki wodza i szydził z niej okrutnie. Nie on jeden. Siostra Lenina, Maria, mawiała o swojej bratowej, że... jest podobna do śledzia. Na dodatek Nadieżda nie lubiła sprzątać, fatalnie gotowała, a ubierała się jeszcze gorzej. Włodzimierz Iljicz jednak wytrwał w małżeństwie ze swą wybranką ponad ćwierć wieku. Łączyło ich prawdziwe uczucie.

Zakochani spiskowcy

Poznali się w 1894 r. w Sankt Petersburgu. Nadieżda Krupska - nieefektowna córka ubogiej wdowy po carskim oficerze - uczyła w szkółce niedzielnej dla robotników. Włodzimierz Iljicz Uljanow - potomek urzędnika nagrodzonego przez cara za pracę dziedzicznym szlachectwem, młody prawnik, który dopiero co przyjechał z prowincji - prowadził w stolicy kółko marksistowskie. Ponoć Leninowi początkowo wpadła w oko inna nauczycielka, koleżanka Nadii, znacznie od niej ładniejsza, dostał jednak kosza. Spotykał się więc z Nadią i tak zawzięcie roztaczał przed nią wizje lepszego świata, że panna stała się żarliwą marksistką.

Wkrótce oboje wylądowali na zesłaniu za działalność wywrotową, tyle że w dwóch odległych zakątkach Rosji. On korespondencyjnie wyznał jej miłość, potem poprosił, by do niego dołączyła i została jego żoną. I Nadia, i carskie władze wyraziły zgodę. Przyszłego wodza rewolucjii dozgonną towarzyszkę jego życia połączył przed ołtarzem pop, a młoda para (on liczył lat 28, ona 29) żegnała się i całowała ikony, jak miliony innych rosyjskich nowożeńców. Ze wspomnień Krupskiej wiemy, że od ślubu Włodzimierz nie śpiewał już romansu "Nie braliśmy ślubu w cerkwi", którym ją raczył w okresie narzeczeństwa. Przerzucił się na arię z "Damy pikowej", zaczynającą się od słów "Ja was lublu, lublu biezmierno". I podczas wspólnych spacerów zrywał dla Nadieńki - jak ją nazywał - naręcza kwiatów.

Po ślubie małżonkowie poświęcili się działalności politycznej, a ich dom przez 17 lat prowadziła matka Krupskiej. Wybuchowa, niespecjalnie poważała zięcia, sprzeciwiając mu się w domowych sprawach. Spokojna Nadia stała się tymczasem jego współpracownicą i sekretarką. Niektórzy twierdzą, że bez jej pomocy nie zdołałby zorganizować partii bolszewickiej i obalić caratu. Przepisywała jego dzieła, szyfrowała listy, redagowała bolszewickie wydawnictwa, organizowała zjazdy i konferencje. Była mistrzynią w pracy dla "sprawy", ale fatalną gospodynią.

O gotowaniu nie miała pojęcia, choć z czasem nauczyła się smażyć kotlety i jajecznicę. O wygląd męża także mało dbała. Lenin sam przyszywał sobie guziki, wywabiał z ubrania plamy benzyną i osobiście sprzątał w gabinecie. Znosił to z humorem, podobnie jak to,że małżonka fatalnie się ubierała,często w ciuchy stare i znoszone. Kiedy natrafił w angielskiej prasie na tekst o Krupskiej, zatytułowany "First lady", śmiał się podobno do rozpuku i stwierdził: "Raczej pierwsza oberwanka". Tak też ją potem w rodzinie nazywano.

Dla niego wszystko

Dbała o niego na swój sposób, w tych sprawach, które uznawała za ważne. Pilnowała więc, by dostawał świeżą prasę, próbowała ulżyć w atakach migreny, towarzyszyła, kiedy rżnął w karty ze znajomymi. I zabierała na wycieczki piesze i rowerowe, kiedy za dużo pracował. On także się o nią troszczył. Gdy zapadła na chorobę Gravesa-Basedowa, która jej odebrała resztki urody, zadbał, by zoperował ją wybitny lekarz, nagrodzony Noblem za postępy w leczeniu tarczycy. A przede wszystkim nie zamęczał żony pretensjami o to, że nie może mieć dzieci. Dziś już wiadomo, że to ona była bezpłodna, bo w Ufie, dokąd ją zesłano, odnaleziono kartotekę jej ginekologa, który zapisał wyraźnie diagnozę - niedorozwój macicy.

Dla szarej myszki Nadii dobro jej wybitnego męża było wartością nadrzędną. Do tego stopnia, że gdy 11 lat po ślubie Lenin zakochał się w innej kobiecie, chciała odejść, by mu otworzyć drogę do szczęścia. On jednak poprosił ją (i to nie raz), by została. Tą trzecią była Inessa Armand - francuska komunistka. Ładna, świadoma tego faktu i obdarzona nie lada temperamentem. Innymi słowy zaprzeczenie Nadii, która w ogóle nie podjęła z nią walki.

Godziła się na obecność konkurentki, a ta jeździła za nimi z miasta do miasta, gdziekolwiek mieszkali. Spędzali we trójkę sporo czasu."Czasami siadaliśmy na słonecznym stoku. Iljicz przygotowywał zarysy przemówień i poprawiał teksty, ja uczyłam się włoskiego, a Inessa szyła i cieszyła się ciepłem jesiennego słońca" - zanotowała kiedyś Krupska, która chyba przywiązała się do kochanki męża, bo gdy tamta zmarła na cholerę, korespondowała z jej córką, zdając jej szczegółowe sprawozdania ze stanu zdrowia małżonka. A to pogorszyło się gwałtownie.

Nadieżda ofiarnie opiekowała się chorym mężem. Zdjęcie zrobiono wczesną jesienią 1922 r., już po pierwszym udarze Włodzimierza Iljicza
Nadieżda ofiarnie opiekowała się chorym mężem. Zdjęcie zrobiono wczesną jesienią 1922 r., już po pierwszym udarze Włodzimierza IljiczaRIA Novosti/SPUTNIK RussiaEast News

Lenin doznał udaru - miał niedowład, z trudem mówił, a wierna Nadia trwała przy nim jak żona, matka, pielęgniarka i tłumaczka tego, co chciał, jej zdaniem, powiedzieć. Dzięki niej wkrótce znowu umiał wymówić słowa "robotnik", i "rewolucja". Uczyła go pisać lewą ręką, czytała teksty, które jej wskazywał w gazecie. A on, słabiutki i naprawdę chory, stawał w jej obronie, gdy naraziła się rosnącemu w siłę Stalinowi. "Co godziw moją żonę, godzi we mnie"- pisał do niego.

Jednak napięcie między żoną wodza a jego następcą narastało. "Stalin nazwał Nadieńkę degeneratką i prostytutką, jak Wam się to podoba?" - pytał Lenin Dzierżyńskiego. I podyktował list do Stalina, w którym żądał przeprosin, grożąc zerwaniem stosunków. Następnego dnia kolejny udar unieruchomił go i ostatecznie odebrał mu mowę. "Trzyma mnie przy życiu tylko fakt, że Wołodia cieszy się, kiedy mnie widzi rano, bierze mnie za rękę i czasami rozmawiamy bez słów, o różnych rzeczach, które i tak nie mają nazw" - pisała potem Nadia. Jej mąż zmarł 21 stycznia 1924 r., w 54. roku życia.

Stalin jej nienawidził

A Stalin nie przestawał jej poniżać. "Spać z Leninem, jeszcze nie znaczy rozumieć leninizm" - mawiał, kiedy próbowała mu się sprzeciwiać. Bardzo szybko zmusił ją do uległości, grożąc: "Jeśli będziecie rozłamywać partię, znajdziemy Leninowi inną wdowę". Do końca więc popierała wszystko, co czynił. Umarła krótko po swoich 70. urodzinach, w lutym 1939 r.

Z okazji jubileuszu wszechwładny Gruzin przysłał jej z Kremla tort. Wkrótce odwieziono ją do szpitala z bólem brzucha, dwie doby później już nie żyła. Kilka miesięcy przed śmiercią odwiedziła mauzoleum swojego męża. Po tej wizycie zwierzyła się bratanicy Lenina: "Jaka to była miłość, jakie szczęście,Lalu! Leży w mauzoleum jak żywy, patrzę i nie mogę powstrzymać łez. Nadal go kocham".

Dorota Miklaszewicz

6/2016 Retro

Lucerna: Zabytkowy drewniany most i wycieczka po jeziorzeStyl.pl
Życie na Gorąco Retro
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas