Reklama

Ukrainki są w potrzasku przez polskie prawo aborcyjne. Miażdżący raport

Ostatnio opublikowano druzgocący raport o sytuacji ukraińskich uchodźczyń wojennych w Polsce, Rumunii, na Słowacji i Węgrzech. Powstał on we współpracy międzynarodowej organizacji pozarządowej Center for Reproductive Rights z siedmioma organizacjami działającymi w prześwietlanych krajach. Z Polski udział w badaniach wzięły Federa, Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz Feminoteka. Wyniki badań pokazują, że zgwałcone uchodźczynie wolą wrócić na Ukrainę niż szukać pomocy w Polsce. Wszystko przez prawo aborcyjne obowiązujące w naszym kraju.

Opublikowany przez organizację Center for Reporoductive Rights pokazuje to, o czym początku wojny w Ukrainie alarmowali eksperci pomagający uchodźczyniom. "Dla ukraińskich kobiet Polska jawiła się jako początek Unii Europejskiej i bardzo trudno było im zrozumieć, że tutaj nie nie ma realnego dostępu do aborcji i że inne usługi związane z prawami reprodukcyjnymi, np. awaryjna antykoncepcja, są bardzo ograniczone" - powiedziała we wspomnianym raporcie Krystyna Kacpura z fundacji FEDERA.

Ukrainki nie wiedzą, gdzie szukać pomocy

Wnioski wynikające z raportu okazują się miażdżące dla badanych czterech krajów. Ukrainki mają utrudniony lub zupełnie zablokowany dostęp do usług związanych z prawami reprodukcyjnymi: do aborcji i antykoncepcji, również tej awaryjnej. Okazuje się, że również dostęp do opieki ginekologicznej i okołoporodowej jest w dużej mierze utrudniony. W dużej mierze wynika to z barier językowych oraz z nie dość wyczerpującego informowania uchodźczyń, do czego w danym państwie mają prawo. W trudnych sytuacjach nie wiedzą zatem, gdzie zgłosić się po pomoc. To jednak tylko część gigantycznego problemu. Jeszcze gorzej wypada aspekt aborcji po gwałcie.

Reklama

Aborcja po gwałcie. W praktyce jest to nierealne?

W praktyce w Polsce aborcja jest zakazana prawie we wszystkich okolicznościach. Prawo dopuszcza ją tylko po napaści na tle seksualnym lub gdy życie bądź zdrowie kobiety jest zagrożone. W praktyce, dostęp ten jest utrudniony nawet we wskazanych przypadkach. W rezultacie kobiety i dziewczęta, które uciekają do Polski z Ukrainy, spotykają się ze środowiskiem, w którym legalny jest dostęp do aborcji jest prawie niemożliwy. Polskie prawo wymaga od ofiary gwałtu, aby zgłosiła incydent do prokuratury lub na policę i uzyskała zaświadczenie od prokuratora, zanim zakwalifikuje się do legalnej aborcji. 

Przeczytaj też: Zabieg się pani należy, ale my się boimy. Jak dziś wygląda aborcja w Polsce?

Dane w raporcie pokazały, że każdego roku w Polsce prawie w ogóle nie wykonuje się legalnych aborcji. Może to oznaczać, że procedury są na tyle skomplikowane, że łatwiej jest sięgnąć po pomoc gdzieś indziej. I w istocie ukraińskie uchodźczynie dokonują często trudnego wyboru dotyczącego powrotu do kraju objętego wojną. Wystarczy wspomnieć o sytuacji, w której posłanki Lewicy przekonywały ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, żeby ograniczył do siedmiu dni termin, w jakim prokuratorzy mieliby obowiązek wydać uchodźczyniom z Ukrainy dokument poświadczający, że ciąża jest efektem przestępstwa. W Sejmie poprawka została odrzucona głosami PiS, Konfederacji i części PLS, którego posłowie głosowali przeciw lub wstrzymywali się od głosu. W efekcie mierzymy się z sytuacją, w której nawet zgłoszony do prokuratury gwałt nie jest podstawą do wykonania legalnej aborcji, bo na tę jest już często po prostu za późno.

Błagają, by nikomu o tym nie mówić

Dotknięte wojenną przemocą seksualną Ukrainki znajdują się w naszym kraju w potrzasku, co silnie wyłania się, gdy czytamy raport. Cytuje on m.in. Krystynę Kacpurę, szefową Federy, która wspomina o tym, że do organizacji zgłaszały się kobiety mniej więcej 40-letnie, które uciekając z Ukrainy z dziećmi, były gwałcone przez Rosjan. "Błagały, by nikomu o gwałcie nie mówić, bo nie chciały dodawać traumy swoim dzieciom i walczącym w kraju mężom" - mówi Kacpura. Kobiety, które zgłaszały się do organizacji po pomoc, z reguły odmawiały kontaktu z organami ścigania. Raport podkreśla zatem, że obecne prawo aborcyjne obowiązujące w Polsce krzywdzi ofiary wojennych gwałtów. Ukrainki, które w swoim kraju miały dostęp do aborcji na żądanie, są w szoku, jak skomplikowane są procedury w naszym kraju, nawet w przypadku ciąży z gwałtu.

Najbardziej tragicznym wnioskiem płynącym z opublikowanego raportu jest fakt, że wiele Ukrainek po prostu decyduje się wrócić do ogarniętego wojną kraju w celu wykonania aborcji. Są na tyle zdesperowane i przerażone prawem aborcyjnym w Polsce, że zabierają dzieci i ruszają w drogę powrotną, ryzykując życiem swoim i rodziny.

Ordo Iuris chce prześwietlić aborcje ciąż będących efektem gwałtu

Aspektem dolewającym oliwy do ognia jest sytuacja sprzed kilku dni. Ordo Iuris dążący do całkowitego zakazu aborcji w Polsce postanowił podjąć kroki mające na celu sprawdzenie, czy po rozpoczęciu wojny w Polsce wzrosła liczba aborcji ciąż będących efektem gwałtu. Chce także wiedzieć, czy każdy z zabiegów wykonany został na podstawie wymaganej prawnie opinii prokuratora, która potwierdza uzasadnienie podejrzenia o gwałt jako powód ciąży. Zapytana o cel tych działań dyrektorka Centrum Prawa Medycznego i Bioetyki Ordo Iuris Katarzyna Gęsiak, odpowiada: - Uważam, że taka jest po prostu ludzka natura, że część osób zawsze będzie chciała wykorzystać daną sytuację. 

Przeczytaj też: Winna udzielenia pomocy. Aktywistka skazana za pomoc w aborcji

Jej zdaniem, podobnie jak innych członków Ordo Iuris, aborcja tylko pogłębia traumę zgwałconych kobiet.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojna w Ukrainie | gwałt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy