Wkurzona

Polki klną, wrzeszczą i wybuchają gniewem częściej niż mężczyźni. Czy to skutek wychowania na grzeczne dziewczynki, które nie radzą sobie ze stresem w pracy, brakiem pieniędzy lub nadmiarem obowiązków domowych i macierzyńskich? O powszechnej kobiecej irytacji rozmawiamy z psycholog, dr Ewą Jarczewską-Gerc z SWPS.

Polki klną, wrzeszczą i wybuchają gniewem częściej niż mężczyźni.
Polki klną, wrzeszczą i wybuchają gniewem częściej niż mężczyźni.123RF/PICSEL

Niedawno przez media przemknęła bulwersująca informacja: feministyczna psycholog z Nowego Jorku napisała w swojej książce, że Polki są najbardziej agresywnymi kobietami na świecie. Emerytowana psycholożka, prof. Phyllis Chesler stwierdziła, że nasza agresja to spadek po społeczeństwie patriarchalnym. Ta spuścizna ma powodować, że każda z nas z chęcią utopiłaby swoje koleżanki w łyżce wody i zepchnęła rywalki do narożnika. Czy to prawda? Czy naprawdę wyssałyśmy z mlekiem matki agresję wobec własnej płci?

Ostatnie badania CBOS wydają się potwierdzać, że złość i poirytowanie towarzyszą nam w codziennym życiu częściej niż mężczyznom. Ponad 56 proc. Polek (i tylko 43 proc. mężczyzn) mówi, że stale odczuwa rozdrażnienie i irytację. Ale gdyby ich powodem była patriarchalna przeszłość, czy nie należałoby się spodziewać w badaniach tendencji spadkowej?

Władza mężczyzn ma się dobrze w życiu publicznym, lecz skruszała w rodzinach - młode kobiety dorastają w domach silnych i wspierających je matek. Nawet gdyby założyć, że patriarchat wciąż trwa, to nie jest przecież bardziej wszechobecny niż dawniej. Tymczasem poziom złości nie spada, wręcz przeciwnie. Agresja wśród dziewcząt do 16. roku życia wzrosła w ostatniej dekadzie o 169 proc. (!), a u dorosłych młodych kobiet o ponad jedną trzecią (według badań Diagnozy Społecznej).

Jeżeli w złości potrafimy nad sobą zapanować, nasze poczucie wartości rośnie.

- Polki za kierownicą klną, krzyczą, wyzywają bardziej niż kierujący samochodami mężczyźni - mówi socjolog Karolina Konieczna z SWPS. Wg niej, w agresji językowej kobiety nie ustępują mężczyznom, a nawet ich przewyższają, i wcale nie obracają jej wyłącznie przeciw własnej płci. Z badań przeprowadzonych na grupie dwóch tysięcy kobiet (na zlecenie marki Kalms) wynika, że prawie dwie na trzy badane panie (a dokładnie 67 proc.) doświadczają silnego stresu każdym tygodniu, reagując bezsennością i kłótniami z bliskimi. Powód? Rachunki, kredyty oraz godzenie obowiązków zawodowych i domowych. Może więc bardziej niż patriarchalna przeszłość za nasze powszednie wkurzenie odpowiada trudna codzienność?

Na co dzień problemem jest nie tylko stres w pracy, brak pieniędzy czy nadmiar obowiązków domowych i macierzyńskich. Prawie każda z nas zmuszona jest dziś stanąć w rozkroku pomiędzy dwiema postawami, które są niemożliwe do pogodzenia. Z jednej strony od ponad dekady trwa akcja uświadamiania, że nie możemy dłużej być grzecznymi dziewczynkami. Na bezsenność wypijmy ziołową herbatkę, a co do kłótni, nie rwijmy szat - radzą psychoterapeuci i naukowcy. Złość to zdrowie. Kto ukrywa gniew, naraża się na zawał i migreny (badania uniwersytetu w Sztokholmie), frustrację trzeba wyładować.

"Buntuj się i przestań uśmiechać jak idiotka" - zachęca Ute Ehrhardt (autorka poradników o niegrzecznych dziewczynkach). Jeśli na bieżąco nie będziesz się złościć, grozi ci utrata energii życiowej, wybuchy furii lub depresja - ostrzega psychoterapeutka i autorka poradników Marcia Cannon. Spójrz na dzieci, jak one się otwarcie złoszczą, ucz się od nich - podkreśla.

Ba, ale jest druga strona medalu. Uczmy się wyrażać złość bez zahamowań, jak dzieci, ale nie przy dzieciach. Zdenerwowanie matki ma na nie zgubny wpływ. "Naucz się zarządzać swoimi emocjami", "Wszystko, co czuje matka, odczuwa dziecko", "Masz prawo być zmęczona, ale pamiętaj, że nie ma nic lepszego dla malucha niż zadowolona mama" - radzi psycholog w fachowej prasie.

"Stres doświadczany przez kobietę w ciąży może wpłynąć na mózg nienarodzonego dziecka już w 17. tygodniu od poczęcia i zaszkodzić jego rozwojowi..." - informują nas portale internetowe (cytując publikacje z brytyjskiego pisma "Clinical Endocrinology"). Dorzućmy do tego badania Uniwersytetu Yale, gdzie dr Victoria Brescoll szukała odpowiedzi na pytanie: czy kobieta, która pozwala sobie na okazywanie złości, może odnieść sukces zawodowy? Osoby skłonne do gniewu otrzymywały niższe pensje i były oceniane jako mniej profesjonalne...

Jak czujecie się w tym podwójnym nelsonie sprzecznych badań, opinii i rad? Nie jesteście wkurzone jak diabli?

Dałyśmy więc sobie prawo do zachowywania się jak mężczyźni: skoro oni mogą wrzeszczeć, kląć i bić się, to możemy i my.
Dałyśmy więc sobie prawo do zachowywania się jak mężczyźni: skoro oni mogą wrzeszczeć, kląć i bić się, to możemy i my.123RF/PICSEL

Czy są nam jeszcze potrzebne poradniki w rodzaju "Jak być niegrzeczną dziewczynką"? Zwykle zawierają one tezę, że tłumimy złość, bo zostałyśmy wychowane tak, by jej nie wyrażać. Czy to nadal prawda o kobietach?

Dr Ewa Jarczewska-Gerc: - Już nie. To prawda o pokoleniu naszych matek, babek. One rzeczywiście były wychowywane na miłe i posłuszne osoby. Bardziej niż w Polsce dało się to zauważyć w innych częściach świata, mniej dotkniętych wojną, komunizmem.

Także polskie dziewczynki musiały kiedyś sobie radzić, a nie być miłe i słodkie?

- Tak, choć i je uczono posłuszeństwa, ustępliwości wobec mężczyzn. Poza tym, niezależnie od sposobu wychowania, kobietom zawsze bardziej niż mężczyznom zależy na opinii otoczenia, chcą być lubiane, ponieważ są zorientowane na relacje z innymi.

Słyszała pani, co przydarzyło się ostatnio aktorce Edycie Olszówce? Na spacerze z psem została pobita smyczą i obrzucona obelgami przez właścicielkę suczki, do której zalecał się jej pies. Pani ze smyczą raczej nie była zorientowana na miłe relacje z otoczeniem.

- Dziesięć lat temu przebywałam na stażu w USA i tam po raz pierwszy zobaczyłam, jak biją się kobiety. Dwie dorosłe dziewczyny szarpały się i policzkowały. Poszło o mężczyznę. Dla mnie to był szok, ale tam nikt nie był specjalnie przerażony.

- Przyczyna tej otwartej agresji jest taka, że ruch feministyczny uwrażliwił kobiety na objawy nierównego traktowania płci. Dałyśmy więc sobie prawo do zachowywania się jak mężczyźni: skoro oni mogą wrzeszczeć, kląć i bić się, to możemy i my. Dziś w Polsce dużo się mówi o agresywnych gimnazjalistkach. One po prostu przejmują chłopięce zachowania. Pokazują, że też tak umieją.

Z gorliwością neofity, bo bywają agresywniejsze od chłopców - równolatków.

- W końcu my też jesteśmy ludźmi. Przychodzi frustracja i jak mężczyźni mamy rzut adrenaliny, kortyzolu i noradrenaliny do krwi. Możemy więc kląć, wrzeszczeć i bić jak mężczyźni. Pytanie, czy to się nam opłaca.

Chyba tak, bo mówi się, że publiczne okazywanie złości jest potwierdzeniem wysokiego statusu. Gniewa się tylko ten, kto może sobie na to pozwolić.

- Męski autorytet rzeczywiście rzadko traci na ujawnianiu gniewu, ale kobiecy jednak tak. W sytuacjach zawodowych, gdy mamy rywali, zawsze można kobiecy gniew zlekceważyć, nazwać skutkiem PMS-u, zarzucić brak samokontroli emocjonalnej. Trzeba o tym pamiętać. Chociaż mamy równe prawa, bywamy oceniane inaczej. Okazywanie złości przez kobiety często kojarzy się ze słabością, nie z siłą.

Wielu psychologów przekonuje, że musimy nauczyć się uwalniać złość, bo inaczej grozi nam depresja. Często stawiają nam za przykład dzieci, które (cytuję amerykańską psychoterapeutkę Marcię Cannon) "kiedy się złoszczą, robią to totalnie, często wręcz sięgają po nienawiść, gdy na przykład bronią swojej zabawki. Tego powinnyśmy się od nich uczyć".

- To nieprawda. Dzieci mają oczywiście prawo okazywać złość. Natomiast pomysł, że dorośli powinni je naśladować, to kompletna pomyłka! Ludzki mózg jest wyposażony, mówiąc w skrócie, w dwa systemy: gorący i chłodny. System gorący to przede wszystkim ciało migdałowate, które jest przygotowane do działania już w momencie narodzin. Dzieci posługują się nim od początku, komunikując emocje i pokazując nam, czy są zadowolone, czy im czegoś brak.

- Natomiast ten drugi, chłodzący (płaty czołowe, hipokamp) jest związany z wiedzą i dojrzewa w trakcie naszego rozwoju. Dziecko nim nie dysponuje, on rozwija się z wiekiem, podczas gromadzenia doświadczeń. Dzięki temu systemowi potrafimy ocenić sytuację na chłodno, odwołać się do pamięci, podjąć właściwą decyzję. Słowem, jako dorośli korzystamy z obu tych układów i jest nieporozumieniem namawianie nas, byśmy zrezygnowały z wiedzy, dojrzałości i zachowywały się tak, jakbyśmy nie miały systemu chłodzenia.

Czyli dzieci mają prawo okazywać złość, bo dopiero się rozwijają, a my, dorośli, nie powinniśmy? Niektórzy psychologowie twierdzą, że jeśli nie będziemy jej na bieżąco uwalniać, doprowadzi nas to do niekontrolowanego wybuchu.

- Autorzy tej psychopapki poradniczej, której pełno w księgarniach, często nawiązują do freudowskiej koncepcji zwanej hydrauliczną. Zgodnie z nią, jeśli jakiejś emocji się nie ujawnia, to ona się kumuluje w postaci energii i w pewnym momencie wybucha jak z zaczopowanego hydrantu. Ale to nie jest teoria naukowa. Z badań jednoznacznie wynika coś wręcz przeciwnego. Ekspresja negatywnych emocji nie powoduje żadnego katharsis. Nie jest tak, że jeśli na kogoś nawrzeszczymy, to się wyciszymy, opróżnimy jak czajnik, z którego wylała się woda. Im silniej uwalniamy gniew dzisiaj, tym mocniej zrobimy to w przyszłości.

Dlaczego?

- Kiedy folgujemy emocjom, nie czujemy się lepiej, lecz gorzej: mamy wyrzuty sumienia, jesteśmy z siebie niezadowolone. Czasem mówimy rzeczy, których nie da się odwołać, wymazać. I co dalej? Żeby tego nie czuć, przekonujemy same siebie, że racja była po naszej stronie. Usprawiedliwiamy się przed sobą. To powoduje, że następnym razem zachowamy się tak samo: wybuchniemy jeszcze mocniej. A to znowu obniży naszą samoocenę.

- Wnioski są tu jednoznaczne: ekspresja gniewu niczego dobrego nam nie przynosi, tylko wyrzuty sumienia, obniżoną samoocenę i zwiększoną irytację. Badania pokazują, że jeżeli umiemy zapanować nad swoją złością, nasze poczucie wartości rośnie. Lepiej oceniamy osoby, które potrafią się kontrolować, uznajemy to za dowód dojrzałości. I gdy nam się udaje, jesteśmy z siebie dumne.

Złości nie trzeba wyładować?

- Gniew to rzeczywiście jest energia, z którą coś trzeba zrobić, nie zniknie sama. Trzeba nauczyć się ją wyrzucać inaczej, ale nie kierując w innych ludzi. Jest wiele badań pokazujących, że mówienie i pisanie o tym, co czujemy, uwalnia trudne emocje. Piszmy pamiętnik, mówmy o swojej złości koleżance, mamie.

Bić poduszkę, iść do lasu i tam się wykrzyczeć - to dobre sposoby?

- To nie pomaga. Złość ujawniona czynnie narasta. Lepiej wyjdźmy pobiegać, popływać, idźmy do siłowni, zapiszmy się na boks. Sport bardzo dobrze rozładowuje emocje.

Stara dobra metoda: złość wisi w powietrzu, wychodzimy na spacer?

- Trzy okrążenia wokół domu i okaże się, że dziecko nie jest takie irytujące. Złe emocje są i będą. Są wdrukowane w kontakt z drugim człowiekiem. Nie sposób nie czuć złości w stosunku do dzieci, partnera, rodziców. Nie jest tak, że dobra matka ma tylko dobre emocje, nikt taki nie istnieje. Mamy prawo czuć złość, agresję, wściekłość, ale nie mamy prawa ujawniać ich, bijąc, obrażając, klnąc i obrzucając wyzwiskami. Gdy się zdarzy, trudno, przeprośmy, powiedzmy: "Uniosłam się, to było złe, przepraszam", i koniec. Nie usprawiedliwiajmy się przed sobą, nie utwierdzajmy w prawie do wrzasku, bo to się kompletnie nie opłaca.

Czy da się obronić tezę, że ponieważ w Polsce społeczeństwo było patriarchalne, to jesteśmy agresywniejsze wobec siebie? Tak twierdzi feministyczna psycholożka, prof. Phyllis Chesler, która nazywa nas najagresywniejszymi kobietami świata.

- Nie słyszałam o żadnych rzetelnych badaniach na ten temat. Zresztą co to za argumenty? Kiedyś wszystkie społeczeństwa były patriarchalne, a ludzie w ogóle są agresywni wobec siebie. Każdy, kto podróżuje po świecie, wie, że teza o szczególnej agresji Polek jest niezasadna. Co z bijącymi się o mężczyzn Amerykankami, co z otwartą ekspresją złości Włoszek, Hiszpanek? A Brazylijki?

- Mamy agresywne nastolatki, ale to nie jest żadna polska specyfika, przeciwnie, w krajach nieposądzanych o patriarchalne stosunki jest ich jeszcze więcej. Jeśli ktoś chciałby głosić podobną teorię, powinien przeprowadzić badania w wielu państwach świata i porównać wyniki. Na razie nikt tego nie zrobił. Wiemy jedno: tam, gdzie jest społeczne przyzwolenie na agresję kobiet, tam ona jest.

Magdalena Janowska

PANI 7/2014

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas