Pomocy, tracę włosy!
My, kobiety jesteśmy bardzo wrażliwe na punkcie swoich włosów. Gdy zaczynają wypadać, odruchowo sięgamy po odżywki, maski i suplementy diety. Tymczasem powinnyśmy pójść do dermatologa. - Bo kluczem do rozwiązania problemu jest odnalezienie jego przyczyny - tłumaczy dermatolog, dr n. med. Marta Kurzeja.
PANI: Jesienią w gabinetach dermatologów przybywa osób narzekających na wzmożone wypadanie włosów. Dlaczego właśnie teraz?
Dr Marta Kurzeja: - Badania naukowe tego nie potwierdzają, ale pacjentek zgłaszających się z tym problemem faktycznie o tej porze roku jest więcej. Nie do końca wiadomo, czemu tak się dzieje, być może przyczyną wzmożonej utraty włosów jest niedobór witaminy D, która ma wpływ na kondycję skóry i jej przydatków, czyli także włosów. Ta witamina jest syntetyzowana w skórze pod wpływem światła słonecznego. Uważa się, że aby organizm miał jej pod dostatkiem, powinniśmy codziennie spędzić przynajmniej kwadrans na słońcu z odsłoniętymi rękami, nogami oraz twarzą.
- Niestety, jesienią słonecznych dni mamy coraz mniej, a ponieważ temperatury są dużo niższe, wychodzimy na dwór ubrani. Dlatego w miesiącach jesienno-zimowych synteza witaminy D3 jest niewystarczająca.
Może warto sięgnąć po preparaty z witaminami i mikroelementami?
- Jestem zwolenniczką suplementacji, ale tylko wtedy, kiedy badania diagnostyczne potwierdzą niedobory konkretnych witamin, mikro- czy makroelementów. Wówczas prawdopodobieństwo, że preparat nam pomoże, jest znacznie większe, niż gdy będziemy zażywać go w ciemno. Dość często przyczyną nadmiernego wypadania włosów - szczególnie u kobiet - jest niedobór żelaza. Wtedy przyjmowanie zawierających go preparatów staje się jak najbardziej wskazane.
- Aby sprawdzić, czy nasz organizm ma go pod dostatkiem, wystarczy oznaczyć poziom ferrytyny we krwi. Zwracam uwagę, że nie chodzi o morfologię czy poziom żelaza, ale właśnie ferrytyny.
- Bywa tak, że stężenie żelaza we krwi ma wartości prawidłowe, natomiast ferrytyny znajduje się poniżej normy, i to jest już wskazanie do suplementacji. Warto wiedzieć, że ten pierwiastek najlepiej wchłania się w środowisku kwaśnym, dlatego preparaty żelaza najlepiej przyjmować razem z tabletką witaminy C lub popijać szklanką soku pomarańczowego albo wodą z cytryną.
Istnieje szansa, że włosy przestaną wypadać, jeżeli będziemy sumiennie nakładać maski i odżywki?
- Preparaty kosmetyczne działają wyłącznie na tę część, która już wyrosła. Mogą poprawić nawilżenie, połysk, sprawić, że włosy nie będą się łamać i zyskają objętość, ale nie powstrzymają wypadania.
Czy zabiegi fryzjerskie, jak farbowanie - szczególnie przeprowadzone nieumiejętnie - mogą przyczynić się do nadmiernej utraty włosów?
- Mogą doprowadzić do ich przesuszenia, łamliwości i kruszenia, ale nie wypadania. Wiele pacjentek, którym włosy się przerzedziły, rezygnuje z ich farbowania w obawie, że stracą je całkowicie. Zdarza się, że namawiam je do zmiany koloru, aby poczuły się zadbane. Jedynym przeciwwskazaniem jest alergia na farbę, która może być powodem silnego kontaktowego zapalenia skóry.
Obiegowa opinia głosi, że kondycja włosów idzie w parze z kondycją paznokci. Jeśli jedno nam się "sypie", to musimy spodziewać się za chwilę problemu z drugim.
- Nie zawsze tak jest, choć zarówno włosy, jak i paznokcie są przydatkami skóry. Niedobór żelaza, witaminy D czy aminokwasów siarkowych może odbić się na kondycji i włosów i paznokci, ale jeśli chodzi o nadmiar androgenów, to ucierpią raczej tylko włosy. Kluczowa jest tu przyczyna.
Niektóre kobiety niepokoją się na widok kilku włosów na ubraniu. Jak ocenić, czy faktycznie mamy problem, czy tylko jesteśmy przewrażliwione?
- Powinnyśmy się zaniepokoić, jeśli odpływ w wannie zatyka się po kąpieli i widzimy, że włosy są wszędzie. Można je też policzyć. Większość z nas traci codziennie 20-40 włosów, a okresowo więcej. Ale nawet utrata 100 dziennie ciągle mieści się w granicach normy. Tylko jeśli są one długie, to nawet gdy wypadnie kilkanaście, mamy wrażenie, że straciłyśmy ich znacznie więcej. Jeśli policzymy utracone włosy i okaże się, że jest ich faktycznie dużo, to radziłabym pójść do dermatologa. Może nie od razu, warto poczekać kilkanaście dni, bo być może problem rozwiąże się samoistnie.
Czy włosy mają prawo przerzedzać się nam w związku z wiekiem?
- Niestety, tak. Przełomem jest menopauza, kiedy w organizmie zaczyna brakować estrogenów odpowiedzialnych między innymi za kondycję skóry. Wówczas do głosu dochodzą androgeny, które produkujemy także przed menopauzą, ale teraz ich pozycja staje się dominująca, a to z kolei wpływa niekorzystnie na włosy.
Można zaryzykować stwierdzenie, że w pewnych sytuacjach życiowych ma prawo wypadać nam więcej włosów niż zwykle?
- Tak, na przykład po zabiegu przeprowadzanym w narkozie. To uboczny skutek działania substancji znieczulających oraz stresu, jakim dla organizmu jest operacja. Niestety, nie jesteśmy w stanie się przed tym zabezpieczyć. Innym typowym momentem, kiedy włosy wypadają nam intensywniej, jest okres około trzech miesięcy po porodzie.
Czytałam, że wzmożone wypadanie włosów mogą powodować leki na nadciśnienie. To prawda?
- To rzadkie przypadki. Trzeba wówczas poprosić lekarza o zamianę specyfiku na inny. Wiele leków może powodować wzmożone wypadanie włosów, jest to jednak bardzo rzadkie działanie niepożądane.
- Oprócz preparatów na nadciśnienie wymieniłabym jeszcze izotretynoinę używaną w leczeniu trądziku. W tym przypadku pomaga suplementacja biotyną, czyli witaminą H.
Kto częściej szuka pomocy u dermatologa w związku z traceniem włosów: kobiety czy mężczyźni?
- Kobiety zgłaszają się zdecydowanie częściej, zwłaszcza 30-45-latki. Panowie przychodzą rzadziej, myślę, że oni uznają przerzedzenie włosów za coś naturalnego. Ojciec i dziadek łysieli, więc ja także. Większość strzyże włosy bardzo krótko i przechodzi nad tym do porządku dziennego. Ale niektórzy z tym walczą.
A jak wygląda to u kobiet? Jeśli mama i babcia w pewnym wieku straciły część włosów, to córkę też to czeka?
- Odpowiedź jest, niestety, twierdząca. Co więcej, kobieta może odziedziczyć też skłonność do łysienia po męskich przodkach. Na szczęście geny miksują się w sposób nieprzewidywalny i czasem udaje się zachować bujną czuprynę do późnej starości.
Co czeka pacjentkę, która z problemem nadmiernej utraty włosów trafia do dermatologa?
- Wizytę zawsze rozpoczynamy od wywiadu lekarskiego. Lekarz zapyta, ile włosów nam wypada, w jakich okolicznościach jest to widoczne, od jak dawna obserwujemy ten problem, czy włosów ubywa nam w jakiejś konkretnej okolicy, np. nad czołem lub na czubku głowy.
- Zapewne padnie też pytanie o to, czy pacjentka regularnie miesiączkuje. Nieregularne miesiączki i plamienia w trakcie cyklu mogą wskazywać na zaburzenia hormonalne będące przyczyną utraty włosów. Najczęściej chodzi o nadczynność lub niedoczynność tarczycy, hiperprolaktynemię, czyli nadmiar prolaktyny, rzadziej zaburzenia pracy kory nadnerczy.
- Można spodziewać się także pytania o to, czy ostatnio w naszym życiu miały miejsce jakieś wyjątkowo stresujące wydarzenia. Inne niż zwykle, na przykład związane z długotrwałym nawałem pracy, problemami rodzinnymi, utratą bliskiej osoby. W oparciu o wywiad dermatolog wybiera panel badań laboratoryjnych odpowiedni dla danej osoby.
Na czym polega badanie?
- Na oglądaniu skóry głowy w powiększeniu. Lekarz zwraca uwagę na to, czy włosy są przerzedzone równomiernie, czy punktowo. Często wykorzystuje w tym celu dermoskop i wideodermoskop, który powiększa obraz nawet 70 razy. To badanie, nazywane trichoskopią, pozwala określić wiele ważnych parametrów, takich jak liczba włosów, grubość i obecność rozmaitych nieprawidłowości, które przybliżają nas do uchwycenia rodzaju łysienia. Nierzadko wykonuje się w trakcie wizyty tzw. pull test, który polega na uchwyceniu kilku włosów, ich pociągnięciu i sprawdzeniu, czy zostały w ręku.
Nigdy nie zetknęłam się z przypadkiem całkowitej utraty włosów w ciągu jednej nocy z powodu silnego stresu, ale leczyłam pacjentów z łysieniem plackowatym, którzy wcześniej doznali traumy. Chodzi nie tylko o wydarzenia takie jak utrata bliskiej osoby, ale też o trwającą przez dłuższy czas pracę na maksymalnych obrotach.
- Czasem przydatny bywa także trichogram, ale tego pacjentki nie lubią. Przez trzy dni przed badaniem nie wolno bowiem myć włosów, by "nie zmyć" tych znajdujących się w fazie telogenu (spoczynku). Pobiera się 25 włosów z czterech różnych okolic i ocenia pod mikroskopem, w której fazie wzrostu się znajdują. To badanie potwierdza łysienie telogenowe. W przypadku podejrzenia łysienia bliznowaciejącego robimy biopsję skóry głowy. Ustalenie, z jakim typem łysienia mamy do czynienia, to klucz do właściwego leczenia.
Jakie są typy łysienia?
- Jeżeli włosy przerzedzają się na skroniach i szczycie głowy oraz tworzą się zakola, chodzi prawdopodobnie o tzw. łysienie typu męskiego związane z wysokimi stężeniami androgenów lub nadwrażliwością na nie mieszków włosowych. Gdy włosów ubywa nam równomiernie, ale wszystkie są w tzw. fazie spoczynku, mamy do czynienia z łysieniem telogenowym. Rzadziej spotykamy w codziennej praktyce łysienie plackowate spowodowane nadaktywnością układu odpornościowego, który z niewiadomych przyczyn atakuje i niszczy własne tkanki, w tym przypadku włosy. W ostatnich latach natomiast coraz częściej diagnozujemy łysienie bliznowaciejące, które jest rodzajem liszaja płaskiego albo skórną postacią choroby o podłożu autoimmunologicznym - tocznia rumieniowatego układowego.
Podobno nadmierne wypadanie włosów jest jednym z najczęstszych objawów psychosomatycznych. Czy pani praktyka to potwierdza?
- Stres ma wpływ na kondycję włosów. Jeśli pacjent traci je bez żadnej uchwytnej przyczyny, zastanawiam się, czy problem nie tkwi w jego psychice. W takich sytuacjach usiłuję się dowiedzieć, czy w życiu chorego dzieje się coś dla niego trudnego. Jednak nie wszyscy chcą o tym mówić. Zdarza się, że delikatnie sugeruję wizytę u psychologa lub psychiatry, ale reakcje są różne, bo wielu pacjentów zaprzecza, jakoby potrzebowali takiej pomocy. Chcą rozmawiać wyłącznie o włosach. Szkoda, bo efekty takiej interdyscyplinarnej terapii bywają bardzo dobre.
W literaturze opisuje się przypadki utraty wszystkich lub dużej części włosów na skutek dramatycznych przeżyć. To się naprawdę zdarza?
- Nigdy nie zetknęłam się z przypadkiem całkowitej utraty włosów w ciągu jednej nocy z powodu silnego stresu, ale leczyłam pacjentów z łysieniem plackowatym, którzy wcześniej doznali traumy. Chodzi nie tylko o wydarzenia takie jak utrata bliskiej osoby, ale też o trwającą przez dłuższy czas pracę na maksymalnych obrotach. U dzieci przyczyną łysienia plackowatego bywa przyjście na świat rodzeństwa, pójście do przedszkola, zmiana szkoły, rozwód rodziców.
Pomówmy teraz o możliwościach leczenia łysienia. Czy zawsze jest pani w stanie pomóc swoim pacjentom?
- Prawie zawsze. Zaznaczam jednak, że trzeba uzbroić się w cierpliwość. Leczenie - w zależności od przyczyny - trwa od kilku miesięcy do kilku lat. W niektórych przypadkach trzeba prowadzić je do końca życia. Stosunkowo najprościej uporać się z wyrównaniem niedoborów żelaza.
- Gdy w grę wchodzi łysienie telogenowe, często zaczynamy od kilkutygodniowej terapii miejscowej preparatami, które mają zahamować nadmierne wypadanie włosów. Następnie włączamy środek pobudzający porost włosów, który ma odbudować ich gęstość, na przykład minoksydyl.
- Pobudzająco działa także ostrzykiwanie skóry głowy bogatopłytkowym osoczem. W przypadku łysienia plackowatego terapię rozpoczynamy od miejscowego zastosowania sterydów. Jeśli i to nie pomaga, dodajemy sterydy doustne oraz leki immunosupresyjne obniżające odporność, takie jak przyjmują chorzy po przeszczepieniu narządów. W łysieniu plackowatym można także zastosować leczenie preparatem DCP - to środek drażniący, który powoduje alergię kontaktową na skórze głowy i angażuje układ immunologiczny, odwracając jego uwagę od autoagresji skierowanej na włosy. Czasem, aby "uśpić" układ odpornościowy, podajemy pacjentom tabletki powodujące uczulenie na światło, a następnie poddajemy ich fototerapii.
Na czym dokładnie polega zabieg ostrzykiwania skóry głowy osoczem? Czy są jakieś przeciwwskazania?
- Używamy własnego osocza odwirowanego z pobranej wcześniej niewielkiej ilości krwi. Po oddzieleniu osocza od innych jej elementów mamy gotowy preparat, który wstrzykujemy w skórę głowy pacjenta, mniej więcej jedno wkłucie na centymetr kwadratowy. Zabieg jest nieprzyjemny oraz, niestety, dość kosztowny - cena waha się od 1000 do 1500 zł. Najlepiej powtórzyć go kilka razy w kilkutygodniowych odstępach. Przeciwwskazaniem są ostre infekcje, choroby krwi, nowotwory oraz stosowanie leków obniżających krzepliwość krwi. Także kobiety w ciąży nie powinny poddawać się temu zabiegowi.
A jakie są możliwości leczenia łysienia androgenowego?
- Stosujemy leki obniżające poziom męskich hormonów - androgenów. Jednym z nich jest finasteryd.
- Lek ten hamuje enzym odpowiadający za przekształcanie testosteronu w dihydrotestosteron, co powoduje obniżenie jego poziomu i hamuje łysienie androgenowe. Ze względu na to, że finasteryd może uszkodzić płód, przepisuje się go głównie mężczyznom, a spośród kobiet tylko tym, które mają już za sobą wiek rozrodczy. Taka terapia działa tylko w momencie stosowania, dlatego dawki podtrzymujące trzeba przyjmować latami.
A łysienie bliznowaciejące? Czy w tym przypadku można jakoś pomóc?
- Tak, jeśli zareaguje się odpowiednio wcześnie. Dlatego nie zwlekajmy z wizytą u dermatologa, gdy zauważymy, że oprócz włosów tracimy także brwi i rzęsy, oraz gdy zaobserwujemy, że linia włosów nad czołem wyraźnie przesuwa się nam w kierunku czubka głowy, odsłaniając biały pas skóry, wcześniej zasłonięty przez włosy. Łysienie tego typu leczy się preparatami sterydowymi aplikowanymi na skórę, ale najczęściej to nie wystarcza. Nierzadko musimy stosować doustnie sterydy i pochodne witaminy A. Walczymy o zahamowanie postępu choroby, bo w miejscu powstania blizny włosy już raczej nie odrosną. Dlatego tak ważne jest, żeby do lekarza zgłosić się jak najszybciej. Najlepiej, by był to dermatolog specjalizujący się w leczeniu chorób włosów.
Rozmawia Katarzyna Koper
PANI 11/2014