Reklama

Nie dręcz mnie

Przemoc nie zawsze ma twarz brutala wykrzywioną grymasem wściekłości. Czasem ma piękne rysy i nosi świetnie skrojone ubrania. Ale krzywdzi zawsze tak samo.

Celeste i Perry zamieszkali w kalifornijskim miasteczku Monterey, w przeszklonym domu przy plaży, równie wyrafinowanym i eleganckim jak oni sami. Wieczorem pili wino na tarasie lub siedzieli na szerokich sofach, patrząc na ocean. Rozmawiali, żartowali, śmiali się. A potem on ją bił. "Oczywiście nie w twarz, miał na to za dużo klasy", powie później Celeste z gorzką ironią. Szarpał, popychał, wciskał w jedwabne poduszki, aż traciła oddech. Bo czuł się odepchnięty, upokorzony. Bo chciał, żeby kochała go bardziej.

"Brudny sekret" - tak aktorka Nicole Kidman, która gra Celeste w produkcji HBO "Wielkie kłamstewka", nazwie to, co działo się w pięknym domu, gdy nikt nie patrzył. Serial powstał na podstawie książki Liane Moriarty o tym samym tytule - ona też przypomina nam, że ani społeczny status, ani wykształcenie, ani miejsce zamieszkania nie chronią przed przemocą. To może spotkać każdego.

Reklama

Badania pokazują, że w szczególnych warunkach prawie każdy z nas może zmienić się w agresora. Udowodnił to tzw. eksperyment więzienny prof. Philipa Zimbardo, w którym inteligentni i kulturalni studenci, otrzymujący nagle władzę nad innymi, w ciągu 36 godzin przeistoczyli się w okrutnych strażników i zaczęli zachowywać jak sadyści wobec swoich kolegów - mimo że podczas wstępnych testów nie wykryto u nich takich skłonności. Po eksperymencie powrócili do wcześniejszego stanu emocjonalnego. "Jednakże pamięć o tym, że wczułem się w swoją rolę tak głęboko, iż stałem się ślepy na cierpienie innych, służy mi dziś jako przestroga i skrupulatnie zastanawiam się nad tym, jak traktuję ludzi", napisał dziesięć lat później jeden z jego uczestników.

Może właśnie dlatego, że incydentalnie wszyscy jesteśmy zdolni do przemocy, nie umiemy zauważyć u innych tego groźnego potencjału: ani w wyglądzie, ani w sposobie bycia czy mówienia?

- Widoczną przesłanką może być nadużywanie alkoholu - jego związek z przemocą polega na osłabieniu samokontroli. Badania potwierdzają, że ponad połowa aktów agresji dotyczy rodzin, w których występuje ten problem - mówi dr Agnieszka Mościcka-Teske, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. Jednak w pozostałych przypadkach za przemoc odpowiadają cechy indywidualne. Wrodzone lub nabyte w dzieciństwie.

Dr. Jekyll i mr. Hyde

- Obserwacje brytyjskiego psychologa, dr. Petera Smitha dowodzą, że nie istnieje typ osobowości, który przesądzałby o tym, czy ktoś stanie się sprawcą przemocy. Ale najwięcej aktów agresji mają na koncie ludzie o osobowości psychopatycznej - zaznacza dr Mościcka-Teske.

Naukowcy sprzeczają się, na ile to zaburzenie jest uwarunkowane genetycznie, a na ile jest pochodną traumatycznego dzieciństwa. W ostatnich latach udowodniono jednak, że psychopatyczne cechy, jak brak empatii, niski poziom lęku i emocjonalny defekt polegający na problemach w przyswajaniu odruchów moralnych, są dziedziczne.

- Tacy ludzie mają tendencję do łamania prawa. Przekraczając ustalane wcześniej granice, ryzykują, narażając siebie i innych. Większość z nich żyje podwójnym życiem Dr. Jekylla i Mr. Hyde’a: z jednej strony wykorzystują i krzywdzą, a z drugiej są towarzyscy, uroczy i manipulują swoim wizerunkiem, kłamiąc bez zahamowań, by osiągnąć swój cel - wyjaśnia dr Mościcka-Teske.

W rozdwojonym świecie żyją również ludzie o osobowości chwiejnej emocjonalnie, nazywanej przez specjalistów borderline. Impulsywni, z ciągłą huśtawką nastrojów, mają okresy, gdy czują się dobrze, wtedy świat jest dla nich piękny, a ludzie wspaniali. Ale Mr. Hyde nie śpi - wystarczy krytyczna uwaga, sprzeciw, niechętny ton i piękny świat się rozpada. Wtedy ludzie borderline czują się osaczeni, ci, których kochali, okazują się wrogami, miłość zmienia się w nienawiść, zachwyt w erupcję gwałtownego gniewu. W tej fazie mogą stosować przemoc - po pierwsze dlatego, że mają poważny problem z samokontrolą, a po drugie, bo partner zmienia się nagle w ich oczach z przyjaciela w przeciwnika, który coś knuje. Jest jeszcze inny powód.

- Paradoksalnie te impulsywne, agresywne działania to rozpaczliwe wysiłki, by uniknąć porzucenia, którego boją się najbardziej - mówi Izabela Włodarczyk, psychoterapeutka ze Stowarzyszenia OPTA zajmującego się pomocą ofiarom przemocy w rodzinie. Wyzwiska, awantury, rękoczyny, szantaż - wszystko to służy jedynie zatrzymaniu ukochanej osoby, chociaż komuś bez zaburzeń takie zachowanie może wydawać się nielogiczne.

- To tak jak z dzieckiem, które przeżyło porzucenie - po powrocie rodzica przez pewien czas obsesyjnie go kontroluje, o wszystko wypytuje, płacze, chwyta za nogę i nie chce puścić - tłumaczy Izabela Włodarczyk. - Ze sprawcami przemocy, o których mówimy, jest podobnie. Obniżona samoocena, lęk i brak poczucia bezpieczeństwa powodują, że wpadają w panikę, czują, że tracą kontrolę nad sytuacją, bo partner jest zbyt niezależny, za mało oddany, zbyt zainteresowany zewnętrznym światem. Przemoc daje poczucie siły i kontroli, przez to mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, jak bardzo są zależni od swojej ofiary, jak jej potrzebują.

Piękniejsze ja

W gabinecie psychoterapeuty Perry uśmiecha się nieśmiało: "Czasem mi odbija. Boję się ją stracić. Od samego początku martwiłem się, że mnie odhaczy, że ze mnie wyrośnie. Że odkryje moje prawdziwe ja i w końcu przestanie mnie kochać".

- Niskie poczucie wartości może być przyczyną stosowania przemocy. Oczywiście nie jako pojedyncza, wyodrębniona cecha, ale u osób z silnym narcystycznym rysem osobowości zaniżona samoocena jest motorem nieustannej walki o lepszą wersję tego, kim są - mówi dr Mościcka-Teske. - Muszą pokazywać się światu od najlepszej strony, udowadniać innym, że są ważni, godni podziwu. Mają piękniejszy dom, ciekawsze wakacje, bardziej udane dzieci i oczywiście atrakcyjniejszą żonę. Dlatego myśl o odejściu partnera ich przeraża, bo ono będzie oznaczało, że się jest mniej wartościowym człowiekiem. Tak jak innym zaburzeniom osobowości, tak i narcyzmowi często towarzyszy łatwość utraty kontroli nad reakcjami.

Choć większość psychologów uważa, że takie osoby są raczej skłonne do przemocy słownej, manipulacji, emocjonalnej presji niż aktów ostrej agresji, to zaskakująco dużo ludzi z tym zaburzeniem pojawia się wśród sprawców przemocy seksualnej. Również dlatego, że, jak uważa dr Mościcka- Teske, zaawansowany narcyz dowartościowuje się, poniżając innych, zdobywając nad nimi przewagę. Gardzi tymi, których uważa za gorszych, słabszych, mniej bystrych od siebie. Z tymi, których traktuje jak partnerów, prowadzi grę.

Gra miłosna sprawców przemocy zaczyna się od długiego miodowego miesiąca, w którym kobieta ma wrażenie, że znalazła mężczyznę życia. Nikt dotąd tak jej nie adorował. Albo przy nikim nie czuła się tak kobieco. Nikt się tak nie opiekował, nikogo tak nie podziwiała.

- Tak jak nie istnieje jeden typ sprawcy przemocy, tak nie istnieje osobowość ofiary - opowiada dr Agnieszka Mościcka-Teske. - Wiemy natomiast, że przy dobieraniu się ludzi w pary występuje zjawisko nazywane przez psychologów koluzją. To nieświadome przyciąganie osób, które będą współbrzmieć z naszym wewnętrznym problemem i z którymi będziemy mogli próbować go rozwiązać. Człowiek o narcystycznym rysie osobowości może szukać partnera idealnego, osoby, która byłaby perfekcyjnym dopełnieniem jego wyidealizowanego ja. Pragnie miłości doskonałej, romantycznej jedności z człowiekiem, z którym wszyscy chcieliby być. Szuka więc osoby urodziwej, wykształconej, wzbudzającej powszechne zainteresowanie.

"Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy Perry i Celeste zjawili się na wieczorku integracyjnym. Wszystkich jakby prąd przeszedł. Stali i się gapili", opowiada ich sąsiadka z Monterey. "Widziałam, jak szczęśliwi i roześmiani pomagali dzieciom budować okazały zamek z piasku. W sumie to przykre. Nawet ich zamek był lepszy od naszego", dodaje inna.

Gra w tym "doskonałym" związku toczy się tak: ja jestem wspaniały, ty jesteś wspaniała, wszyscy nam zazdroszczą, ale jeśli pojawia się pęknięcie, jeśli coś się psuje, to twoja wina. I zapłacisz za to. Przemoc przebiega prawie zawsze według trójfazowego cyklu: narastające napięcie, gwałtowny wybuch i powrót miodowego miesiąca, gdy agresor wie, że "przesadził". Tłumaczy, że nie ma pojęcia, co się z nim stało, że mu odbiło, że niczego nie pamięta. Czasem błaga na kolanach o wybaczenie i przysięga, że to już nigdy więcej się nie powtórzy. A potem zaczyna zachowywać się tak, jakby przemoc w ogóle się nie zdarzyła. Do następnego razu.

Domek z kart

W przeciwieństwie do narcyzów czujących pociąg do osób wyrazistych i ekspresyjnych, ludzie z psychopatycznymi cechami osobowości szukają partnera, który będzie uległy. Takiego, który się podporządkuje, bo będzie odczuwać podziw, widząc siłę, władzę.

- Koluzyjna gra w takim związku rozpoczyna się od tego, że jedna strona ulega, a druga dominuje. Jedna rezygnuje z odpowiedzialności, druga chętnie ją przyjmuje. Może się nawet wydawać, że się wspaniale dobrali - twierdzi Izabela Włodarczyk i dodaje, że ten typ koluzji przypomina jej relację, jaką stworzyli Underwoodowie z serialu "House of Cards". On dąży do swoich celów, ona go podziwia i wspiera, wzmacnia jego siłę ("Mój mąż nie przeprasza nawet mnie") i świeci odbitym światłem.

Są sobie potrzebni. Problem w tym, że aby taki układ trwał, obydwoje zaprzeczają ważnym elementom swoich osobowości - z powodu wewnętrznych problemów przerzucają je na partnera. Francis Underwood nie widzi swojej słabości, Claire zaś nie dostrzega własnej siły. W takim związku każde naruszenie układu (na przykład przez okazanie niezależności, próbę wyjścia z cienia, "zagrania na siebie") będzie prowadziło do narastania napięcia, którego kulminacją jest akt przemocy.

W związku Underwoodów jest to głównie wyrafinowana przemoc psychiczna, branie subtelnego odwetu przez niezaspokajanie potrzeb partnera, zdradę, trzymanie w szachu, pacyfikowanie jego planów. W innym związku, w którym mechanizmy samokontroli u dominującego partnera są słabsze, może być to przemoc fizyczna: cykliczna, brutalna, pokazująca "słabszemu", gdzie jego miejsce.

Ludzi przyglądających się takim związkom z zewnątrz zawsze dziwi, że ofiara nie odchodzi. Jednak "to nie dla mnie", "dość", "żegnaj" potrafią powiedzieć tylko ci, którzy nie są związani z partnerem koluzyjnym węzłem. Brutalna siła ich nie pociąga, problemy emocjonalne narcyzów i borderline niepokoją. Boją się, bo tego nie znają, chyba że z telewizji. Oni nie wybaczają i odchodzą. Ale wystarczy spojrzeć na Claire - jest zafascynowana Underwoodem i ta fascynacja nie mija, choć jest zabójcą.

Z kolei Celeste mówi o Perrym do psychoterapeutki: "Demonizujesz go. Jest cudownym ojcem, najlepszym. Uwielbia mnie. Traktuje jak boginię. Mamy wspaniały seks. Rozśmieszamy się. Jest człowiekiem, który czyta dzieciom bajki na dobranoc z podziałem na role. Agresja to tylko jeden z jego aspektów, nie on cały. Przecież nie ma prostych małżeństw...".

Domki z kart okazują się trwałe również dlatego, że ofiara długo się nią nie czuje. Po pierwsze, ona też ma kontrolę nad tym, co dzieje się w związku przez zachowania bierno-agresywne. Może partnera frustrować - czegoś nie załatwi, o czymś zapomni powiedzieć. Może wydawać jego pieniądze, żeby go ukarać. Jest przecież inteligentna, wie, że jej wsparcie jest dla niego ważne - może więc czasem mu go odmówić. Może wreszcie przyspieszać lub opóźniać wybuchy szału.

"Nasz związek jest jak huśtawka. Raz jedna osoba ma władzę, raz druga. Kiedy dochodzi do rękoczynów, jestem górą. Teraz w zasadzie mogłabym zrobić wszystko, bo gryzie go sumienie. Potem mijają tygodnie i wyczuwam zmianę, on przestaje się kajać. Znowu zaczyna się złościć o drobiazgi, robi się drażliwy. Zaczynam chodzić na palcach, ale mnie to wkurza, więc rozmyślnie doprowadzam go do szału", mówi Celeste w "Wielkich kłamstewkach".

Prawie w każdym związku pojawia się element walki o władzę. Ale nie w każdym przejmuje się ją siłą, nie w każdym pojawia się strach o własne życie. - Wszyscy przeżywamy złość, wrogość, nawet nienawiść. I każdy z nas sam podejmuje decyzje, co zrobi i powie drugiej osobie - mówi dr Agnieszka Mościcka-Teske. - Jeśli ktoś zdecydował się uderzyć, to jest to jego decyzja, jego odpowiedzialność. Sprawca jest jeden. Ofiara tylko reaguje, tylko się broni, tylko nie chce ulec.

- Trzeba pamiętać, że doświadczanie przemocy stopniowo zmienia funkcjonowanie psychiczne, a nawet osobowość. Długotrwałe maltretowanie prowadzi do wyuczonej bezradności, czyli przekonania, że "zawsze już będę tego doznawała". Pojawia się poczucie bezsilności, zamkniętej przyszłości, fatalistyczne przekonanie, że "taki już mój los" - tłumaczy Izabela Włodarczyk. - Ofiara przestaje bronić się przed atakami, wreszcie zaczyna wierzyć, że jest odpowiedzialna za to, co partner jej robi, i coraz bardziej ogranicza kontakty z ludźmi, bo czuje wstyd i strach, że prawda wyjdzie na jaw.

Tymczasem niczego bardziej nie potrzebuje jak pomocy z zewnątrz. Taki układ się rozpada, gdy wkracza trzecia osoba. Może to być przyjaciel albo, jak w przypadku Claire Underwood, po prostu człowiek, który zadaje właściwe pytania. Jednak najlepiej, kiedy jest to specjalista od przemocy domowej. Placówki takie jak Stowarzyszenie OPTA, w którym terapię prowadzi Izabela Włodarczyk, oferują specjalne programy dla osób zagrożonych agresją lub jej doświadczających. - To nie tylko spotkania z terapeutą, ale i edukacja, a często także pomoc prawna - dodaje Włodarczyk. Karty się rozsypują i gra się kończy, gdy brudny sekret wychodzi na jaw.

Magdalena Jankowska

PANI 5/2017


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy