Bez seksu humor zanika
Oni z Marsa, my z Wenus? Możliwe. Ale mamy więcej wspólnego, niż można sądzić. Pewnie dlatego łączymy się w pary. Nie zawsze szczęśliwie – wiadomo. Jak znaleźć i pokochać właściwego mężczyznę? Jak stworzyć z nim udany związek, utrzymać namiętność i przetrwać kryzys? Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog i psychoterapeuta par, stara się odpowiedzieć.
Twój STYL: "Lew-Starowicz o kobiecie" – taki tytuł nosi pańska nowa książka. Brzmi odważnie. Wszystko pan o nas wie?
Zbigniew Lew-Starowicz: - Nie, nie sposób wszystkiego wiedzieć. Ale wiem dość dużo, bo w końcu zajmuję się wami całe życie (śmiech).
Zmieniłyśmy się przez ten czas?
- Bardzo. Kobiety wyemancypowały się, wyzwoliły z mnóstwa ograniczeń...
Czyli jesteśmy szczęśliwsze?
- Niestety, jednocześnie wzrosły oczekiwania kobiet, a to wydłużyło drogę do szczęścia. Kiedyś kobiety miały znacznie mniejsze wymagania. Mąż był jedynym partnerem seksualnym, zarabiał na życie, ona zajmowała się domem, nic jej nie obchodziło, żyła w bezpiecznym świecie. Małe oczekiwania to większe możliwości odczucia szczęścia. Gdy rosną, trudniej je zrealizować.
Model platoński, który polega na tym, że znaleźli się jak dwie połówki jabłka i teraz tworzą doskonałą całość, jest nieprawdziwy i tak naprawdę kiepsko rokuje. Te dwie połówki to utopia, bo wtedy zanika namiętność.
Ale i mężczyźni jakby trochę zmarnieli...
- To prawda. Kiedyś też żyli w świecie dla siebie bezpiecznym. Teraz są zagrożeni, bo zostali zmuszeni do relacji partnerskich. Nie było to ich marzeniem. Psychika męska tego nie wytrzymuje, zwłaszcza w sferze seksu. Zaspokojenie oczekiwań seksualnych partnerki, która często jest bardziej doświadczona, bywa obciążeniem nie do zniesienia. Już sama świadomość, że byli inni, to zmora dla męskiej psychiki.
Czyli co mamy mówić? „Kochanie, jestem dziewicą” albo „Miałam jednego, ale był beznadziejny”?
- Nie, wystarczy powiedzieć: „Było, minęło. To nie było nic ważnego”. A kobiety robią błąd i mówią za dużo. „Kiedy pojechaliśmy do Zakopanego, trzy dni nie wychodziliśmy z łóżka, było fantastycznie, potrafił...” – taka szczerość to cios w ego mężczyzny. Jego fiksacja na punkcie penisa jest niesamowita. Tego nie wolno mówić. Facet to nie przyjaciółka, której będziemy się zwierzać, jak było nam z kimś fantastycznie w łóżku.
Wracając do poczucia szczęścia – możemy je sobie jakoś zagwarantować?
- Jeśli kobiety chcą być szczęśliwe w związku, muszą skrócić listę oczekiwań. Polecam "Ewolucję pożądania" Dawida M. Bussa. Są w niej opisane wymagania mężczyzn i kobiet. Okazuje się, że oczekiwania kobiet wobec mężczyzn są dłuższe od Litanii loretańskiej. „Mężczyzna powinien być wykształcony, interesujący, dobrze zarabiający, czuły, delikatny, świetny kochanek, niestarzejący się, zawsze ładnie wyglądający, dbający o kobietę, dobry ojciec itd.”. Nie ma możliwości, żeby jakikolwiek mężczyzna na świecie zaspokoił tak długą listę oczekiwań.
A lista mężczyzn jest krótsza?
- O wiele krótsza.
Co na niej jest?
- Znany czeski psychoterapeuta, prof. Stanislav Kratochvil, opisując oczekiwania mężczyzn wobec kobiet, skwitował to czterema punktami, które u moich studentek wywołują zgrzytanie zębów. Te cztery główne oczekiwania są następujące: kobieta musi być atrakcyjna, gwarantować seks, kiedy on ma na to ochotę, nie może obarczać go kłopotami i jeszcze ma stworzyć dom, w którym on się dobrze czuje.
Czy w takim układzie da się stworzyć szczęśliwy związek?
- Oczywiście, bo szczęśliwy związek opiera się na czterech fundamentach.
Ale nie na tych wymienionych przez Kratochvila?
- Nie. Pierwszym fundamentem jest miłość, drugim – przyjaźń, trzecim – udany seks, a czwartym – poczucie humoru, bo ułatwia rozwiązywanie konfliktów.
I wszystkie te cztery warunki muszą być spełnione, żeby związek był szczęśliwy?
- W zasadzie tak. Kiedy nie ma seksu, to i humor zanika...
Cztery główne oczekiwania mężczyzny wobec kobiety: musi być atrakcyjna, gwarantować seks, kiedy on ma na to ochotę, nie może obarczać go kłopotami i jeszcze ma stworzyć dom, w którym on się dobrze czuje.
Co sprzyja trwałości związku?
- Dużo podobieństw. Jeśli jedno lubi samotność i łowienie ryb, a drugie jest duszą towarzystwa i życie mogłoby spędzić na imprezach, nie sprzyja to szczególnie związkowi. A jeśli obydwoje fascynuje film czy taniec, to związek ma znacznie większe szanse na przetrwanie. Oczywiście, partnerzy nie mogą być tożsami. Model platoński, który polega na tym, że znaleźli się jak dwie połówki jabłka i teraz tworzą doskonałą całość, jest nieprawdziwy i tak naprawdę kiepsko rokuje. Te dwie połówki to utopia, bo wtedy zanika namiętność.
Lepiej, żeby połówka jabłka dobrała się z połówką gruszki?
- Tak, takie połączenie jest pociągające i intrygujące. A w idealnym związku musi być inność i pewna tajemniczość. Poza tym trwałości związku sprzyja barwność osobowości. Z barwnym partnerem nigdy się nie nudzisz.
Wiele kobiet wybiera barwnych drani, a potem się dziwi...
- Nie daj Boże, jeżeli kobieta ma tylko takie alternatywy. To straszna wizja, taki zespół rycerza i rozpustnika. Bo jeżeli kobietę pociąga drań, nieobliczalny, namiętny, zmysłowy samiec, to jest fatalnie. Bo to nie jest kandydat na partnera. To mężczyzna na jedną noc, ale nie na życie.
- A jeżeli ideałem męża i ojca jest dla niej rycerz – dobry, moralny, odpowiedzialny, monogamiczny, spokojny, zrównoważony, pracowity, to wpada w pułapkę. Bo cnoty moralne nie są afrodyzjakiem. Idealny partner to taki, który łączy te cechy w sobie. Jest zarazem zaskakującym kochankiem i odpowiedzialnym mężem i ojcem. Na tym polega barwna osobowość.
Czy skreślić kogoś, kto miał sto partnerek, ale deklaruje, że się wyszumiał i chce już tylko zacisznego portu?
- Jest wielu mężczyzn, którzy się wyszumieli i teraz chcą stabilnego związku. Ważne tylko, czy wybrał ciebie w opozycji do tamtych – czyli, że tamte kobiety traktował jak kochanki, a w tobie widzi dobrą żonę i matkę? Inaczej mówiąc, czy jesteś innym typem kobiety? Jeżeli tak, to będzie źle. Bo stworzycie dom, ale pozbawiony wielkiej namiętności. Jeżeli mężczyzna miał wiele partnerek, warto sprawdzić, czy coś miały wspólnego ze sobą, czy były zbiorem przypadkowych elementów. Jeśli nie, taki facet to marna inwestycja uczuć. Traktuje kobiety jak przemijające przyjemności.
- Ktoś, kto wciąż potrzebuje nowych doznań, jest słabym gwarantem stałości. Natomiast jeśli miał dużo partnerek, ale wszystkie miały ze sobą coś wspólnego, to może oznaczać, że pociąga go pewien typ kobiety, ale dotąd nie spotkał kobiety doskonalej. Zawsze czegoś w tamtych mu brakowało i znalazł to w tobie.
Co sprawia, że ludzi ciągnie do siebie?
- Chemia – to oczywiste. Ewolucja jest „zainteresowana” rozrodem, jej nie obchodzi nasza duchowość. Macie rozmnażać się i to w sposób optymalny. Chemia, która sprawia, że czuję bardzo silny pociąg do tej kobiety właśnie, oznacza, że tu są szanse na udane dzieci. Ale poza tym ciągnie nas odmienność. Fascynacja odmiennością płci jest wielka i dotyczy nie tylko budowy, ale też wszystkich cech psychicznych. Później jest iskrzenie, czyli tzw. psychologia spojrzenia.
- Większość związków powstaje z iskrzenia, choć część par odkrywa atrakcyjność drugiej osoby w miarę jej poznawania. Bywa, że pracują razem w tej samej firmie, nawet codziennie się widują, ale w ogóle nie zwracają na siebie uwagi. Podczas wspólnej pracy, rozmów dostrzegają, że ta osoba ma ciekawe wnętrze. Z czasem stają się parą.
Jak dobrze wybrać partnera? Co powinno być drogowskazem?
- Zawsze trzeba zadać sobie pytanie: „Jak będzie wyglądało moje życie z tą osobą za kilkadziesiąt lat?”. I nie jest to wróżenie z fusów. Bo wprawdzie ludzie się zmieniają, ale większość ma stałe cechy charakteru. Wbrew pozorom jest to przewidywalne. Szybko widzimy, czy on jest ciepły, czuły, opiekuńczy, czy jest kimś, z kim będzie fajnie w życiu codziennym. Tylko uwaga, w tej analizie trzeba zapomnieć o łóżku.
A jeśli na początku on jest opiekuńczy, skoncentrowany na mnie, a potem to się zmienia?
- Nie ma gwarancji powodzenia. Niektórzy uważają, że jest nią religia. Ale tak naprawdę może ona być jedynie gwarancją trwałości związku. On nie uznaje rozwodów, więc nie porzuci, może nawet nie zdradzi, bo nie cudzołoży, ale czy to będzie dobry związek?
Trudno uzyskać sukces w życiu osobistym kobiecie, która łączy trzy cechy – jest bardzo atrakcyjna, bardzo inteligentna i bardzo zmysłowa. Bo to jest dla mężczyzny mieszanka piorunująca.
A różnica wieku między partnerami? Jaki ma wpływ na trwałość związku?
- Nie ma żadnego znaczenia. Znam udane związki z dużą różnicą wieku, i to zarówno, gdy on jest sporo starszy od niej, jak i takie, w których ona jest znacznie starsza od niego. Czasem trwają bardzo długo, aż do śmierci.
Co młodego chłopaka pociąga w starszej, dojrzałej kobiecie?
- Może to być fascynująca kobieta. Czasem słyszę: „W gronie rówieśniczek nie spotkałem takiej”. Może pociągać jej opiekuńczość, której potrzebuje? Może stracił za wcześnie matkę i ona ma być jej substytutem? I może czuje się bezpieczniej w ramionach starszej kobiety?
I może go pociągać fizycznie?
- Może.
Ale perspektywy są chyba mizerne. Po 20 latach ona może już nie mieć ochoty na seks...
- Wiek nie ma znaczenia. Kobieta 60-letnia, która ma 40-letniego partnera, i stała się aseksualna, musi być świadoma ryzyka. Ale takie samo ryzyko istnieje, gdy seksem nie jest zainteresowana 20- latka.
Czyli seks jest najważniejszy. Inteligencja, sukces odbierają kobiecie seksapil?
- Trudno uzyskać sukces w życiu osobistym kobiecie, która łączy trzy cechy – jest bardzo atrakcyjna, bardzo inteligentna i bardzo zmysłowa. Bo to jest dla mężczyzny mieszanka piorunująca. Taka kobieta zwyczajnie mu zagraża. Jeśli jest bardzo atrakcyjna, to znaczy, że zawsze będzie miała sporo adoratorów, potencjalnych rywali, a to nie daje poczucia bezpieczeństwa. Poza tym ta jej atrakcyjność zapewne wiąże się z kosztami, co niejednego mężczyznę może wystraszyć. Przy bardzo inteligentnej kobiecie musi być zawsze czujny, nie może sobie pozwolić na intelektualne lenistwo, wypoczynek. Wciąż musi być partnerem intelektualnym. Gdy zaś jest bardzo zmysłowa, dla mężczyzny to oznacza, że będzie musiał zaspokajać jej potrzeby seksualne.
Co robić? Czy taka kobieta nie ma szans?
- Zawsze mówię pacjentkom tak: „Moja droga, jeśli jesteś bardziej inteligentna od swego pantera, ale zależy ci na tym, by ten związek przetrwał, to nie popisuj się przed nim tą swoją inteligencją. Albo gdy ona znacznie więcej od niego zarabia.
- Facet nie lubi być gorszy od kobiety, ale czasem tak się składa. Wtedy trzeba go dowartościować inaczej.
Jeśli dobrze zrozumiałam: ona więcej zarabia, pewnie w domu też wszystko jest na jej głowie. Poza tym ma być dla niego piękna i atrakcyjna, mieć ochotę na seks i jeszcze „dowartościowywać mężczyznę inaczej”?
- Tylko tak uniknie kryzysu. Bo on pozostając w tyle, w sposób naturalny czuje się zagrożony. Zdaje sobie sprawę z tego, że przestał być dla niej partnerem. Jej doktorat lub większe zarobki odbierają mu ochotę na seks. Chyba że ma wysokie poczucie własnej wartości, a jego praca daje mu mnóstwo satysfakcji.
Czyli – znowu – seks jest najważniejszy...
- To zależy, jak się dobrali w zakresie potrzeb seksualnych. Badania pokazują, że dla kobiet seks jest średnio ważny, a dla mężczyzn ważny, ale jednak nie najważniejszy. Z badań statystycznych wynika, że seksu codziennie potrzebuje – po równo – sześć procent mężczyzn i sześć procent kobiet.
- Wszystko byłoby dobrze, gdyby właśnie te grupy się spotkały. Ale gdy mężczyzna z tej grupy zwiąże się z kobietą, która potrzebuje seksu raz na tydzień lub na miesiąc, to jest problem. Jednak znowu mam optymistyczną wiadomość: większość partnerów wiąże się na podobnym poziomie libido. Związki z wyraźnie skrajną rozbieżnością są rzadkie.
To skąd tylu facetów, którzy wciąż narzekają: „Moja żona nie ma ochoty na seks”?
- Bo on pamięta ją z okresu godowego. A taniec godowy jest iluzją i nie można na jego podstawie wyciągać wniosków na całe życie. W czasie okresu godowego staramy się wypaść jak najlepiej. Jest pełna mobilizacja.
- Jeśli kobieta wie, że dla niego seks jest bardzo ważny, to ona będzie seksowna. Kiedy mija okres mobilizacji, kiedy on „jest już mój”, powraca u niej prawdziwy poziom ochoty na seks. Podobnie zresztą u niego.
Ochota na seks mija nam tylko dlatego, że kończy się okres godowy?
- Może kobieta miałaby większą ochotę na seks, gdyby on ją adorował jak dawniej. Bo kiedyś prawił komplementy, przynosił kwiaty, widział w niej kobietę, lubił długą grę wstępną, fantazję w łóżku, a dziś przestał zabiegać, a zamiast tego domaga się szybkiego seksu po kolacji, gdy ona zabiera się do zmywania naczyń.
Co jest spoiwem w związku, gdy mija euforia zakochania?
- Poza przyjaźnią? Kiedy dobrze jest im razem ze sobą. Gdy on z chęcią wraca z pracy do domu. I cieszy się, że zbliża się weekend i może pobyć dłużej. Poza tym namiętność to nie perpetuum mobile. Trzeba do kominka dorzucać polana, a nie liczyć, że samo będzie płonąć.
- Namiętność podsyca obejrzenie filmu erotycznego, uruchomienie wyobraźni, nowość w ubiorze czy zachowaniu, wyjazd tylko we dwójkę w romantyczne miejsce. Banalna rzecz – przefarbowanie włosów. Trzeba dorzucać te polana, by pożądanie nie umarło.
Bo gdy umiera, to raz na zawsze?
-Tak. Małe są szanse, by znów się pojawiło, więc jeśli jeszcze istnieje knotek, trzeba szybko go rozpalić.
W swojej książce wspomina pan o tym, że kobieta, wedle specjalistycznych wyliczeń, ma aż 235 motywacji do romansu. Sporo. Jak nie ulec pokusie? I czy nie ulec?
- Warto w każdym razie pamiętać, że poczytalność mamy zawsze do pewnego momentu. Weźmy taki przykład: wsiada pani do samolotu i co się okazuje? Obok pani siedzi mężczyzna, przy którym dostaje pani dreszczy. On zresztą też. Czyli zadziałała chemia. On panią delikatnie, niby niechcący, dotyka, czujecie tę chemię coraz bardziej. I teraz ma pani do momentu wylądowania czas na podjęcie decyzji. W tym czasie musi pani ocenić – czy w to brnąć, czy nie. Bo jeżeli ma pani udane życie rodzinne, nawet jeśli seks z mężem to już nie Himalaje, to czy ryzykować? Trzeba uruchomić wyobraźnię – wylądujemy w łóżku, przeżyję seks życia i co dalej? To ma być wielka przygoda czy nowy związek?
Dlaczego muszę zdecydować, zanim pójdę do łóżka?
- Kiedy wyląduje pani w łóżku, zwykle jest już za późno. Włączą się emocje. Chce pani wiedzieć, co jest charakterystyczne, gdy się rozmawia z uwodzicielami? Oni dobrze wiedzą, że mają szansę tylko przy tej pierwszej reakcji kobiet. Bo jeżeli ona powie: „Może zatelefonujemy do siebie”, to po zastanowieniu nie wejdzie w taką relację. Przemyśli, rozważy za i przeciw i nie zadzwoni.
Kobieta często chętnie by zdradziła, ale z różnych powodów tego nie robi. Boi się konsekwencji, boi się, że ktoś się dowie, albo boi się, że się zakocha i rozpadnie się jej dotychczasowe, uporządkowane, choć może nieco nudne życie.
To dlaczego zdradzamy?
- Kobieta zdradza dla seksu, dla romantycznych uniesień, bo pociąga ją atrakcyjny kochanek, bo chce się dowartościować albo zemścić na niewiernym mężu, dla awansu, pieniędzy, z powodu wspólnej fascynacji literaturą rosyjską lub operą. Długo można by wymieniać, w końcu jest tych motywacji aż 235.
U mężczyzn jest ich zaledwie 40. A przecież to oni częściej zdradzają. Wytłumaczy pan to?
- To nie ma znaczenia. Mówimy o faktach, a nie o chęci zdrady. To dwie różne rzeczy. Kobieta często chętnie by zdradziła, ale z różnych powodów tego nie robi. Boi się konsekwencji, boi się, że ktoś się dowie, albo boi się, że się zakocha i rozpadnie się jej dotychczasowe, uporządkowane, choć może nieco nudne życie. Ma więcej zahamowań przed zdradą.
Dlaczego mężczyźni nas zdradzają?
- Żeby się dowartościować, sprawdzić. Albo dlatego, że mają za mało seksu w domu, albo chcą takiego seksu, jakiego nie akceptuje partnerka. Często powodem jest to, że spotyka kobietę, która go chce, bo żona dawno już go nie ceni ani jako mężczyzny, ani jako kochanka. Dowartościowuje się. Może on jest nieśmiały i nagle znajduje się taka, która go uwodzi, ośmiela? Wielbi go, podziwia, jakim jest wspaniałym mężczyzną i świetnym kochankiem. A on tego od żony już dawno nie słyszał.
Można wybaczyć zdradę?
- Można, jeśli się ją potraktuje jako objaw kryzysu. Zawsze jednak najpierw warto poznać przyczynę zdrady. Trudniej wybaczyć romans, ale ludzie wybaczają. Większość wszystkich ujawnionych zdrad i romansów kończy się przecież powrotem do starego związku, a nie rozpoczęciem nowego życia.
Naprawdę można takie małżeństwo uratować?
- Większość tak. Trwają. Blizna jednak pozostaje. Czasem rana jątrzy się jeszcze całe lata, ale związek może być udany. Są ludzie, którzy potrafią zapomnieć, a są tacy, którzy nie potrafią wybaczyć i noszą tę ranę do końca życia.
„Jak zdradził raz, zrobi to znowu. Kwestia czasu” – takie jest powszechne przekonanie. Co Pan o tym myśli?
- Nie jest to regułą. Jeśli wyszła pani za babiarza, to rzeczywiście pewnie dalej będzie panią zdradzał. Bo ma taką naturę, po prostu lubi kobiety. Ale jeśli jakaś pani koleżanka sprytnie uwiodła pani męża, omotała go, a on to potem zrozumie, jestem przekonany, że nie powtórzy więcej podobnego błędu.
A kiedy trzeba się rozstać?
- Wtedy, kiedy związek działa destrukcyjnie na wszystkich.
Rozmawiała Beata Biały
Twój Styl 4/2011