Seksmisja
Rozmawiać z dzieckiem o masturbacji i antykoncepcji? Tłumaczyć, kto to jest gej? Uczyć kochać swoje ciało? Mnóstwo pytań i dużo skrajnych emocji. Seksuolodzy ostrzegają: tak częsta dziś fascynacja pornografią, erotyczne zabawy na młodzieżowych imprezach to wynik braku wiedzy i świadomości dzieci. A edukacja seksualna powinna przecież zaczynać się w domu. Tylko jak się do tego zabrać?
Kochaj i rób, co chcesz
Agata, 39 lat, od 17 lat w związku z mężem Jarkiem, mama 16-letniej Pauliny. O rozmowach z dziećmi o seksie: "W naszym domu panuje swoboda. Nie wstydzimy się nagości, a moja córka w wieku 4 lat wiedziała, co to jest plemnik i jak dociera do komórki jajowej".
Zakupy w galerii handlowej. Paulina przymierza kolejną parę spodni. Tym razem rurki. "Świetnie wyglądasz - mówię. -Nie za obcisłe? - waha się. - Idealne. - A nie widać, że mam duże wargi sromowe?" - wypala nagle i uważnie przygląda się spodniom w kroku. - Co masz? - patrzę zdziwiona. - Bo chłopaki mówią, że w obcisłych dżinsach lub kostiumie łatwo poznać, czy dziewczyna ma ładną cipkę". Stoję oniemiała, gdy córka kontynuuje: "Bo wiesz, nie wiem czy jestem tam idealna. Dziewczyny robią zdjęcia swoich wagin i umieszczają na takiej stronie w internecie. No i chłopaki piszą, że duża nie jest fajna".
Przyznaję, pytanie wytrąca mnie z równowagi. W jej wieku nie miałam podobnych dylematów. Ale zabieram Paulę na sok i ciastko. Tłumaczę: "Wyglądasz zupełnie normalnie. Zresztą każda cipka jest ładna, szczególnie dla faceta, który obdarza cię uczuciem". Następnego dnia wynajduję w internecie warsztaty "Kocham swoją waginę". Są prowadzone przez doświadczone psycholożki. "Jeśli masz ochotę, idź" - mówię. Ona: "Ale sama?". "Weź Dianę i Kryśkę" - proponuję. To przyjaciółki córki. W tym samym momencie gryzę się w język. Już sobie wyobrażam miny ich matek. Diana chodzi do amerykańskiej szkoły. Na zajęciach z edukacji seksualnej uczyli się niedawno, jak zakładać prezerwatywę. Ale Diana nigdy nie rozmawiała ze swoją mamą o tych sprawach. Podobnie Krysia, która jest nieśmiała i wstydzi się nawet zdjąć bluzkę przy koleżance. Gdy dwa lata temu pojechała z nami na wakacje, była w szoku, że się przebieramy bez oporów, nie robiąc wygibasów w ciasnej szatni, żeby tylko nikt nas nie zobaczył.
„Masturbowałaś się kiedyś?”, pyta córka. Mówię: „Tak”. Dobrze robię?
Fakt, że Paula mówi mi o swoim ciele otwarcie, jest dla mnie komplementem. "Będę trzymała się faktów", obiecuję sobie tego samego dnia, kiedy się dowiaduję, że urodzę dziewczynkę. Żadnych historii o kapuście czy "magicznym nasionku", dzięki któremu rodzą się dzieci. Biologia to biologia. Komórka jajowa, macica, jajniki, prącie, jądra - to normalne nazwy. I nie ma powodów, żeby kilkulatek ich nie znał. Paula więc zna je wszystkie, gdy ma cztery lata. Wie, co to miesiączka, dni płodne i którędy wychodzi dziecko. W przedszkolu nie przygląda się z zaciekawieniem, co chłopcy mają w majtkach. Nie pyta, co to siusiak, bo miała niespełna dwa lata, gdy oboje jej to z mężem wytłumaczyliśmy. "Tata, ale masz węża" - śmiała się i łapała Jacka za jądra. "Kochanie, to moja intymna część ciała. Nie dotyka się tam nikogo bez jego zgody" - mówił. Ale potem siedzieliśmy nad atlasem anatomicznym i wyjaśnialiśmy, jak zbudowany jest penis.
Taka scena. W sklepie głośno czyta tytuł na okładce jednej z gazet. "SEKS". Ma wtedy sześć lat. Ekspedientka: "A ty wiesz, co to jest seks?". Paula bez cienia skrępowania: "Oczywiście, a pani nie wie? Seks jest wtedy, gdy ludzie się dotykają i jest im przyjemnie i dobrze. Czasami potem rodzi się dziecko". Inna sytuacja. Jest już w pierwszej klasie. Odbieramy ją ze świetlicy. Pierwsze, co opowiada: "Dzisiaj starsze dziewczyny mówiły, że miłość francuska jest wtedy, kiedy całuje się siurka. Ale to przecież głupie, prawda? Nikt normalny nie całowałby siurka". Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale spokojnie odpowiadam: "Wiesz, córeczko, jak jesteś w kimś bardzo zakochana i on w tobie, to możesz całować go wszędzie. W ten sposób też okazuje się uczucia". Paulina kiwa głową i patrzy badawczo: "Ale ty to chyba tego nigdy tacie nie robiłaś?! - O tym, jak ja się kocham, to porozmawiamy, kiedy już będziesz starsza"- odpowiada.
Nie interesuj się
Moja mama urodziła mnie po czterdziestce. Gdy kiedyś spytałam ją, skąd się biorą dzieci, zdenerwowana powiedziała: "Co za głupie pytania, kiedyś się dowiesz". Gdy miałam 12 lat, znalazłam w domu rysunki Andrzeja Mleczki. Zafascynowana, następnego dnia wzięłam książkę do szkoły. "Co oni dziwnego robią? - spytałam koleżankę, pokazując jeden z obrazków. - Bzykają się, wariatko! - zachichotała ona. - Co to znaczy? - dopytywałam. - No, seks mają - wyjaśniła. - Jaki seks?!" - drążyłam, bo tego też nie wiedziałam. I tak przyjaciółka wtajemniczyła mnie w świat fizyczności.
Ona nauczyła mnie też, czym jest masturbacja. "Siadasz na krześle i tak się na nim wolno poruszasz, ocierając pupę. Potem jest takie miłe uczucie". Nikt dorosły nie uświadomił mnie też w kwestii antykoncepcji, nie wytłumaczył, jak ważny jest pierwszy raz. Dziewictwo straciłam jako piętnastolatka z przypadkowym chłopakiem na wakacjach. Żałuję. Nie chciałam, żeby moja córka tak poznawała seks. Szczególnie że dzisiejsze nastolatki mają nie tylko koleżanki i kolegów, ale też internet.
A gej to...
Pauli zaczynają rosnąć piersi, gdy ma 10 lat. Rozwija się szybciej niż inne dziewczynki. Jacek często jej powtarza: "Wyglądasz super". Gdy na nogach i pod pachami rosną jej włosy, pokazuję, jak ma się golić. Idę z nią do ginekologa na kontrolne badanie i tłumaczę, że każda kobieta powinna to robić co najmniej raz w roku. Mówię też, że najprawdopodobniej niedługo dostanie okres. Daję wkładki higieniczne, które nosi w plecaku. Któregoś dnia dzwoni ze szkolnego gabinetu lekarskiego: "Mamo, już!". Kupuję jej kwiaty, cieszę się razem z nią. Ale też nie robię sprawy. Gdy moja mama oznajmiła całej rodzinie, że oto stałam się kobietą, czułam się skrępowana. Tymczasem Paula sama mówi Jackowi. Potem wiele razy bez oporów prosi go, żeby kupił jej podpaski czy no-spę.
To jest też czas pytań: "A kto to jest gej?", "A czy to prawda, że geje wsadzają sobie siurki do pupy?", "Co to jest zoofilia?", "Czy można zwariować na punkcie czyjejś skóry i stóp?", "To prawda, że niektórzy lubią, jeśli się ich podczas seksu bije?". Pytania "przynosi" ze szkoły. Bo chłopaki się śmiali, szeptali, pokazywali filmy w telefonach. To od niej wiem, że dzieci oglądają pornografię. Odpowiadam, co to jest zoofilia, tłumaczę, jak geje się kochają, i przyznaję, że niektórzy robią w łóżku różne rzeczy, które dla innych mogą być dziwne. Ale też powtarzam: "Nie oglądaj pornografii, dopóki nie będziesz dorosła, proszę. To wypacza podejście do czegoś cudownego, czym jest seks. Poczekaj, aż trochę dorośniesz".
Rozmowę powtarzam co kilka miesięcy. "Mamo! Obiecałam ci, że jak będę miała na to ochotę, to powiem. Możesz mi wreszcie uwierzyć?!" - wkurza się Paula. Wierzę. Czasem słyszę, jak dziewczyny mówią do siebie przez telefon albo komentują na Facebooku: "Zrobię mu loda", "Jest jak miękki ch...". Są wulgarne, popisują się przed chłopakami. Tłumaczę: "Nie musisz używać takich wyrazów, żeby się podobać".
Też to robiłam
"Onanizowałaś się kiedyś?" - wypala któregoś dnia. Próbuję naokoło: "Nie widzę w tym nic złego. Dzięki temu poznaje się swoje ciało". Ona drąży: "Ale ja pytam, czy się kiedyś onanizowałaś?". Spontanicznie mówię: "Tak". Ale potem się zadręczam: nie powinnam opowiadać jej o sobie. Nie ma nic gorszego niż wiedza, że własna matka uprawia seks. Ale kilka dni później Paula podchodzi do mnie i mówi konspiracyjnym szeptem: "Też się onanizowałam. Prysznicem". To chyba jedyny moment, gdy czuję się skrępowana. Z jednej strony cieszę się, że tak mi ufa, że staje się kobietą. Z drugiej nie wiem, czy nie przekraczam granic.
Pół roku temu Paula mówi: "Mamo, będę się kochać z Jarkiem. Zaprowadź mnie do ginekologa, bo chcę spytać, jakich pigułek mam używać". Ostrożnie mówię: "Nie możesz trochę poczekać? Przecież znasz tego Jarka dwa tygodnie". Paula przewraca oczami: "Jezu, a ty ile miałaś lat?! - Byłam za młoda. - No to skoro ty mogłaś jako młoda, to ja też chcę - kwituje. - OK, twoja sprawa" - mówię i zapisuję ją do swojej doktor. Dostaje tabletki antykoncepcyjne. Jest jeszcze zalecenie: ma używać prezerwatywy. Widzę, że to jest jedyny temat, o którym nie ma ochoty z nami rozmawiać. Nie dopytuję. Podrzucam tylko poradnik "100% mnie, czyli książka o miłości, seksie i zagłuszaczach". Zaznaczam rozdział o chorobach wenerycznych, HIV, AIDS. Jackowi mówię: "No cóż, nasza rola się skończyła".
Tego dnia, gdy miała spędzić wieczór z Jarkiem, dzwoni do nas z imprezy. Szlocha w słuchawkę: "Tato, przyjedź po mnie. Ale natyyyychmiast". Później całą noc płacze. Siedzimy obok niej, pocieszamy. "Oni tam wszyscy bawili się w macanki. Zawiązywali dziewczynie oczy i wpuszczali do ciemnego pokoju. Jakiś chłopak zaczynał ją obmacywać, ona miała zgadnąć, kto to jest. - A gdzie był Jarek? - pytamy. - Też się w to bawił".
Zaciskam pięści, widzę, że Jacek czerwienieje. Patrzę na niego uspokajająco i pytam Pauli: "A ty, córeczko, co zrobiłaś? - Zadzwoniłam do was. Przecież zawsze uczyliście mnie, że seks to intymność. I coś pięknego". Oddycham z ulgą. Trudno. Pierwsza poważna miłosna porażka zaliczona. Ale moja córka odrobiła najważniejszą lekcję: nie używa swojego ciała do tego, by inni ją akceptowali.
Maria, 38 lat. Troje dzieci. Ania (11 lat), Janek (6 lat) i Lena (5 tygodni). Mąż Andrzej jest jej pierwszym i jedynym partnerem. O rozmowach z dziećmi o seksie: Nie chcę, żeby dzieci były seksualnie wyzwolone. Wolałabym nauczyć je odpowiedzialności.
Konserwatyzm jest piękny
"Anka, nie paraduj nago" - mówi mój mąż do córki, która wychodzi z łazienki i spokojnym krokiem przechodzi przez salon. "Delikatniej! - strofuję go. Kiwa głową. - Ale krępuje mnie to - wyznaje cicho. - Ona zaczyna dojrzewać, dziwnie się z tym czuję". Cenię go za szczerość. Później mówię córce: "Słuchaj, my nie chodzimy bez ubrań po domu, to może też tego nie rób, co?". Czy uczę ją w ten sposób, że ciało to coś brzydkiego i niefajnego? Nie. Jeszcze dwa lata temu kąpała się z młodszym bratem. Gdy miała osiem lat, powiedziałam: "Może już jesteś za duża?".
To samo na plaży. Nie rozumiem ludzi, którzy pozwalają kilkulatkom taplać się w morzu bez majtek. My mówimy: "To są intymne części ciała, których nie pokazujemy". Uczymy dzieci w ten sposób szacunku do siebie. I chronimy. Mało się nasłuchałam o pedofilach, którzy uwielbiają podglądać maluchy na basenach czy plażach? Daleko mi jednak do moich rodziców i ich konserwatyzmu. Dopóki nie poznałam Andrzeja, nigdy nie widziałam mężczyzny nago, bo tato nawet w łazience kąpał się w slipkach. Gdy wyjechałam z Andrzejem na pierwsze wakacje, usłyszałam: "Tylko nie rób TYCH rzeczy". Wierzę jednak, że jest złoty środek między pruderią a totalną wolnością i brakiem granic. Normy są takie, że ludzie na plaży noszą kostiumy czy majtki. Tego należy uczyć już trzylatki. Jasne, zdarza się, że dzieci wchodzą do łazienki, gdy się kąpię. I nie robię z tego sprawy.
Dzieci biorą się z miłości
Kilka miesięcy temu. Ginekolog sprawdza na USG, czy wszystko w porządku z moją ciążą. "Tu jest serce, tu nóżka, a tu żołądek" - pokazuje na ekran. - No i będzie dziewczynka". Janek dopytuje: "A skąd pan wie? - No, zobacz tutaj - mówi do syna. - Jeśli między nogami na USG widzimy hamburgera, to znaczy, że dziewczyna" - uśmiecha się. Na wizytę przyszliśmy wszyscy. Każdy chce być najbliżej monitora i dokładnie zobaczyć, jak rozwija się dziecko. "Jestem szczęściarą - mówię do męża. - Wielodzietna rodzina to najlepsza edukacja seksualna". Półki w księgarniach zawalone są poradnikami dla rodziców i młodzieży. My nie musimy kupować takich rzeczy. Nasze dzieci nie potrzebują obrazków, bo wszystko mogą obserwować w życiu.
Kiedyś pytali: "A dlaczego ja mam inaczej?". Wystarczyły krótkie komunikaty: "Bo jesteś dziewczynką, jesteś chłopcem". Potem - na USG - mogli obserwować, jak rozwija się dziecko w brzuchu mamy. Ale opowiadając Jankowi i Ani o poczęciu, darowaliśmy sobie intymne szczegóły. "Dzieci biorą się z miłości. Rodzice mocno się przytulają, wtedy komórka taty łączy się z komórką mamy i tak powstaje człowiek". To wystarczy. Gdyby zadawali pytania dodatkowe, na pewno byśmy ich nie zbywali. Nie zadawali.
Dzieci biegające po plaży bez majtek? Nie. U nas to niedopuszczalne.
Kiedyś usłyszałam: "Trzeba podążać za dzieckiem, a nie wyskakiwać przed szereg i opowiadać mu o czymś, na co nie jest gotowe". I to chyba nasza dewiza. W pokoju na moim biurku leży duży kalendarz. Każdy dzień to inna naklejka. Biała oznacza dni płodne, zielona niepłodne, czerwona - miesiączkę. Nie stosujemy z mężem hormonalnej antykoncepcji ani prezerwatyw, tylko naturalne metody. I to nie jest w naszym domu temat tabu. Ania wie, która naklejka co oznacza. Gdy spytała: "Po co ci to?", opowiedziałam, na czym dokładnie polega cykl kobiety i dlaczego niektóre z nich badają, czy mają dni płodne, czy nie.
Co mnie obchodzi prezerwatywa
Syn miał trzy lata, gdy zaczął bawić się siusiakiem. Odwracałam więc jego uwagę, mówiąc: "Chodź, zbudujemy dom z klocków", "A może coś ci porysuję". Działało. Nie mówię o sytuacjach, gdy Janek i Anka w wieku kilku lat z ciekawością przyglądali się swoim częściom ciała, na przykład w łazience. Pozwalaliśmy na to. "Skoro teraz mi ciężko, że on się dotyka, co będzie, gdy zastanę go za kilka lat onanizującego się?" - wyznaję Andrzejowi. On się śmieje: "Podział jest jasny. Ty będziesz uświadamiać dziewczyny, ja Janka". Oddycham z ulgą.
Jak wychowam córki? Będę mówiła, że warto poczekać na właściwego faceta. Pokażę rodziny wokół nas. Duże, szczęśliwe. Jestem tradycjonalistką, nie postąpię wbrew sobie. Opcja, gdy one wybiorą inne życie? Zaboli, ale pogodzę się z tym. Z drugiej strony, czy ktoś wychowany w miłości, w wesołym domu, może chcieć żyć inaczej? Dążyć tylko do przyjemności? Dziś tłumaczę Ani: "Córeczko, przyjemność jest fajna, ale to odpowiedzialność jest najważniejsza". Mam nadzieję, że jako dorosła kobieta będzie myślała tak samo jak ja.
Dom seksem podzielony
Natalia, 34 lata, z mężem Piotrem wychowuje 7-letniego Tymona. O rozmowach z dziećmi o seksie: Nagość, seks, masturbacja, homoseksualizm. Dla mnie to zwykłe rzeczy, o których chciałabym rozmawiać z synem. Niestety, nie zawsze mogę. Mąż i jego rodzina są pruderyjni.
"Wooooon, pedofiluuuu!!!!", krzyczy rozdzierająco mój syn. Wybiegamy przed dom zobaczyć, co się dzieje. Niedaleko rozzłoszczonego Tymka stoi speszony pięćdziesięciolatek. Teściowa rozpromienia się na jego widok. Okazuje się, że to jej znajomy, akurat był w okolicy. Zobaczył Tymka i spytał, czy ktoś jest w domu. A on, zamiast odpowiedzieć, zaczął wrzeszczeć. "Co za wstyd! Przepraszam cię za wnuka", tłumaczy teściowa.
"Nie wolno tak mówić do obcych!", strofuje mojego syna. Z trudem powstrzymuję się od komentarza. Kilka godzin później kolejna rodzinna pogadanka. Mówię: "Tak, powiedziałam mu, że jeśli kiedyś podejdzie do niego obcy mężczyzna, będzie dopytywał, czy ktoś dorosły jest niedaleko, poczęstuje cukierkiem, tak właśnie ma reagować. Lepiej dmuchać na zimne. - Masz paranoję" - stwierdza mąż.
Mój syn ma miesiąc. Trwa rodzinny grill. Oprócz nas i teściowej jest siostra Piotra z dziećmi: czteroletnią Kamilą i trzyletnim Adasiem. Tymon zaczyna płakać, jest głodny. Wyciągam go z wózka i karmię piersią. "Na miłość boską, idź do domu, dzieci patrzą! - poucza teściowa. - Przecież one nie zwracają na to uwagi. Nawet nie przerwały zabawy" - uśmiecham się. Piotr potem po cichu: "Inni byli skrępowani". Nie chcę, żeby Tymon był taki jak mąż. Chcę, żeby lubił w sobie wszystko. A kto ma go tego nauczyć, jeśli nie rodzice?
Nie mam oporu, żeby Tymek biegał po domu czy ogródku bez majtek, wspólnie się kąpiemy. - "Włóż chociaż kostium kąpielowy! - prosi mąż. - Zwariowałeś?!" - złoszczę się. Do tego wszystkiego dochodzi teściowa ze swoją filozofią życia. Skrępowana tradycjonalistka. "Nie dotykaj, bo ci odpadnie" - mówi do dwu-, trzylatka, który odruchowo szuka swojego siusiaka. - "Mamo, nie reaguj, to faza rozwoju - tłumaczę. - Tam są miliony bakterii. To obrzydliwe" - odpowiada mi. "Umyj ręce. Zamykaj drzwi do łazienki. Nie patrz, gdy się przebieram" - słyszę, jak mówi do Tymka. "Naprawdę wstydzisz się małego chłopca?", pytam.
O tym, skąd się syn wziął na świecie, też mówię mu bez oporów. Gdy ma cztery lata, oglądamy jego ulubionego Krecika. W jednym z odcinków wtajemnicza się maluchy w tematykę zakochania i ciąży. W bajce jest też dokładnie pokazany poród. "Rodziłaś mnie pupą?", pyta zaciekawiony Tymek. Miałam cesarskie cięcie, mówię więc: "Akurat ciebie lekarze wyciągnęli z mojego brzucha. Ale większość kobiet rodzi dołem. Dziecko nie jest w pupie tylko w macicy" - rysuję mu dokładny obrazek. Ale gdy następnego dnia wracam do domu, Tymon podbiega podekscytowany: "A babcia powiedziała, że w tym Kreciku pokazywali nieprawdę, bo dzieci przynoszą bociany".
Rozmawiam z teściową, mówię, żeby nie podważała mojego zdania. "Jest za mały - broni się. - O tym, że nie ma Świętego Mikołaja, też mu teraz powiesz?".
On się tam dotyka!
"Proszę bardzo, doigrałaś się!" - mówi mąż, gdy któregoś dnia wracam z pracy. Okazuje się, że oburzona przedszkolanka powiedziała, że Tymek deprawuje inne dzieci, bo się "tam" dotyka. Rano próbuję dowiedzieć się, w jakich okolicznościach to robił i czy zdarzało się to wcześniej. Nauczycielka patrzy na mnie jak na wariatkę: "Raz pani nie wystarczy?!". Teściowa radzi, żebym smarowała ręce Tymona pieprzem, bo wtedy będzie go szczypać, jeśli się dotknie. - "Ja robiłam tak Piotrkowi - mówi. - I czemu ja się dziwię..." - przewracam oczami.
Przyjaciółka ze studiów, która mieszka w Szwecji, rozbawiona radzi, żebym zamówiła w internecie "Wielką księgę siusiaków" i "Wielką księgę cipek" i przede wszystkim wyedukowała Piotra. "To nie jest zabawne. Jeszcze się przez to rozwiedziemy" - odpowiadam. W szkole dzieci poznają literki. Gdy uczą się kolejnej, zawsze muszą narysować kilka rzeczy, które się na nią zaczynają. Uwaga z zeszytu do kontaktów: "Tymon narysował piersi, a zapytany, co to jest, odpowiedział: «No cycki, na c». Gdy mówię, że to jest wulgarne, odpowiada: «ale przecież cycki są fajne»". Wieczorem odpisuję wychowawczyni: "Dziękuję, oczywiście wytłumaczę synowi, że powinien mówić «piersi». Z drugiej strony trudno się z nim nie zgodzić - czyż cycki nie są fajne?".
Następnego dnia Piotr wpada do domu. "Możesz się opamiętać?! - krzyczy. Próbuję żartować: - No trochę mnie poniosło, ale przecież to urocza część ciała. No i dlaczego pani Agnieszka nie ma odrobiny dystansu - uśmiecham się. - Mam tego dość - stwierdza Piotr. - Ja też mam dosyć! - odgryzam się. - Nie widzisz, że to chore? Prawie umierasz na zawał, bo twój siedmiolatek wie, co to cycki. Ale to nie ja tak nazywam biust, usłyszał w szkole. Co powiesz, kiedy przyjdzie i spyta, co to jest prezerwatywa?! Zapadniesz się pod ziemię, chociaż kochając się ze mną, ich używasz?!". Kłócimy się całą noc. Padają słowa: "mamy inne wartości", "rozwód".
Najpierw opamiętał się Piotr: "Zwariowaliśmy. Przecież ja cię pokochałem za otwartość". Od razu się uspokajam: "Masz rację, przesadziłam z tą nauczycielką". Pierwszy raz zastanawiamy się, dlaczego tak bardzo się różnimy. Mówię, że tata kupił mi kwiaty, gdy dostałam pierwszej miesiączki, a mama zawsze uczyła, że jestem piękna. Cała. Opowiadam też o tym, że kiedyś onanizowałam się w łazience. Nie zamknęłam drzwi, wpadł ojciec. Myślałam, że umrę ze wstydu. On potem, widząc, jak przemykam w przedpokoju, powiedział: "Kochanie, takie rzeczy są naturalne". Miałam 15 lat.
Piotr wspomina, że też masturbował się w łazience. Drzwi miał zamknięte na klucz. Ale w przedpokoju stała matka. "Co, tak długo się kąpałeś?", dopytywała się. Przytakiwał. Wąchała mu ręce, sprawdzając, czy nie kłamie. Próbuję zrozumieć Piotra - okej. Za mało pokazuję dziecku, że ciało to też intymność. Przecież nie chcę, by kiedyś paradował nago po szkole. To Piotr uczy go granic. Mąż stara się też zrozumieć mnie. Jeśli teraz będzie udawał, że pewnych tematów nie ma, prędzej czy później obróci się to przeciwko niemu. Tymek nie będzie w nim szukał wsparcia. Nie tylko omijając tematu seksu. Idę na kompromis, nie wychodzę nago z łazienki. Przestaję korzystać z toalety przy Tymonie. I choć kupuję "Wielką księgę cipek" i "Wielką księgę siusiaków" - zgadzam się z mężem, że tę książkę damy mu za dwa lata. Teraz oglądamy rysunki.
Gdy przy kolacji Tymek docieka: "Mamo, a chłopaki to całują się tylko z dziewczynami?", spontanicznie odpowiadam: "Czasem całują się z chłopakami. Zależy, w kim się zakochają". Piotr: "Natalia...". Ale w połowie zdania zatrzymuje się. Kiedyś byłby to powód do kłótni. "Mamo, mogę wziąć do szkoły książkę o siusiakach i cipkach" - pyta niedawno nasz syn. Patrzymy po sobie z Piotrem. "Nie, lepiej nie, oglądajmy ją w domu. A czemu chcesz ją wziąć? - dopytuje Piotrek. - A bo dziś Maciek i Kuba stali po basenie przed szatnią dziewczynek, mówili, że chcą pooglądać cipki. - Słucham?" - upewniam się. A mój syn spokojnie: "Powiedziałem, że to żadna sensacja i ja nie muszę tego robić, bo cipki widziałem w książce. Poprosili, żebym ją jutro przyniósł".
Chłopiec w krainie porno
Alicja, 41 lat. Ma dwoje dzieci - 16-letniego Huberta i Zosię, sześciolatkę. Wychowuje ich samotnie. Trzy lata temu okazało się, że Hubert jest uzależniony od pornografii. Alicja o rozmowach z dziećmi o seksie: Żałuję, że nigdy nie poruszałam tego tematu z Hubertem. Do Zosi mam już zupełnie inne podejście. Człowiek uczy się na błędach.
Oglądamy z Hubertem "Skyfall" o Jamesie Bondzie. Zosia bawi się obok. Gdy na ekranie Bond zaczyna całować jedną z bohaterek, córka odrywa się od zabawy i patrzy w ekran. - "Mamo, zakryj jej oczy!" - denerwuje się Hubert. Uśmiecham się: "Kto by pomyślał, że zrobisz się taki pruderyjny. To tylko całowanie" - mówię. Trzy lata temu. Mój syn chodzi do drugiej klasy gimnazjum. Uczy się dobrze, nie sprawia kłopotów. Któregoś wieczoru odbieram telefon: "Dzwonię na policję! Pani syn napastował seksualnie moją córkę" - nieznajoma kobieta krzyczy do słuchawki. - O czym pani mówi?! Przecież to dziecko" - próbuję tłumaczyć. Ale następnego dnia zostaję wezwana do szkoły. W gabinecie dyrektorki czeka już wychowawczyni i psycholog. Na kanapie siedzi blondynka z córką.
- "Nic jej nie zrobiłem" - płacze Hubert. - Graliśmy tylko w wymiękasz-przegrywasz. - W co?! - patrzymy na siebie zszokowane. Syn czerwienieje: - To taka zabawa, chłopak staje naprzeciwko dziewczyny i zaczyna jej dotykać. Najpierw włosów, twarzy. Po chwili pyta: wymiękasz? Jeśli ona mówi, że tak, gra skończona. Jeśli nie, dotyka innych części jej ciała. Grę w każdym momencie można przerwać. A Anka nawet nie przerwała, gdy dotykałem jej piersi - gorączkuje się. - Inni też w to grali. - Jacy inni?" - pyta dyrektorka. Hubert wbija wzrok w podłogę, mam ochotę zwymiotować. - "Jak mogłeś?! To chore i głupie! - krzyczę wieczorem. - To był pierwszy raz, już nigdy tego nie zrobię" - przeprasza. Wierzę.
Przez kolejne dni toczy się szkolne śledztwo. Kto brał udział w zabawie i gdzie dokładnie "to" się stało. W końcu werdykt: winni są niemal wszyscy, którzy byli na sobotnim spotkaniu u Adama, jednego z chłopców z klasy. "Winni" są też rodzice Adama - byli na dole i nic nie słyszeli. "To tylko jednorazowa, głupia zabawa"- bagatelizują. Chcę myśleć jak oni. Sprawa cichnie. Tylko blondynka przenosi córkę do innej szkoły.
Tajemnice wychodzą na jaw
Kilka miesięcy później. Próbuję włączyć domowy komputer. Nie działa. Proszę o pomoc przyjaciela informatyka. - "Masz zawirusowany komputer - mówi. - Jak to możliwe?! - złoszczę się. - Przecież prawie z niego nie korzystam! - Usiądź" - prosi. Pokazuje mi kilkadziesiąt stron pornograficznych, na które ktoś ostatnio wchodził. Najwięcej jest zdjęć nastolatek. Są nagie, wyginają się wulgarnie, często upokarzane przez partnera. Jest dla mnie jasne, jak te zdjęcia się tu znalazły. - "Tylko nie krzycz na Huberta - radzi kolega. - Wierzysz, że dzieciak sam może ściągnąć takie rzeczy? On gra w sieci z obcymi ludźmi. Pewnie to od nich dostał linki".
Nie chcę tego słuchać. Wpadam do pokoju syna, krzyczę, zaczynam go szarpać: "Czy ty jesteś nienormalny?!". Hubert czerwienieje, znów tłumaczy: to przypadek, ten jeden raz. Ale ja już nie wierzę. Przeszukuję jego pokój: znajduję kilkadziesiąt płyt z filmami zgranymi z internetu. - "Od kiedy to oglądasz?!", próbuję się dowiedzieć. Wyrzucam filmy, zabieram kabel od stacjonarnego komputera. Wydaje mi się, że kiedy wyczyszczę dom z tych świństw, znów będzie jak dawniej. Tylko że jakiś czas później odbieram kolejny telefon od matki kolegi z klasy Huberta. Znalazła w telefonie syna kilka filmów porno. "Powiedział, że ma je od pani syna, chyba powinna pani wiedzieć", słyszę.
Nie mogę udawać, że nic się dzieje. W internetową wyszukiwarkę wpisuję hasło: "pornografia a młodzież". Czytam: aż 66 proc. gimnazjalistów miało z nią do czynienia. Jestem w szoku. Dlaczego się nie domyśliłam? W internecie znajduję telefon do seksuologa, który zajmuje się młodzieżą.
Jesteś za stara na seks!
Seksuolog długo rozmawia z Hubertem, dopiero później zaprasza mnie do gabinetu. Pyta, co robię, jak spędzam dzień, jak długo pracuję. - "Rozumiem, że to moja wina, tak?!" - irytuję się. Terapeuta uspokaja - po prostu chciałby poznać nasz tryb życia. Mówię więc szczerze: w biurze siedzę długo, Hubert często jest sam. Wieczorem odbieram córkę od niani. Robię kolację, próbuję bawić się z Zosią, rozmawiać z synem. W weekendy zawsze jesteśmy razem. Kino, teatr, obiady u przyjaciół. Do tej pory wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, mamy szczęśliwy dom. - "Rozmawiała pani z synem kiedykolwiek na temat seksu? - Nie - przyznaję. I od razu się tłumaczę: - Nie wiedziałam, jak to zrobić".
Słyszę w szkole, że syn molestował koleżankę. Niemożliwe, to wciąż dziecko.
Huberta wychowuję samotnie. Tatę Zosi, byłego partnera, poprosiłam tylko raz, żeby porozmawiał z dorastającym chłopakiem o męskich sprawach. To było zaraz po tym, jak Hubert się dowiedział, że będę miała dziecko. - "Chyba żartujesz, mamo?! - krzyczał. - Żeby zajść w ciążę, trzeba uprawiać seks, a przecież ty jesteś za stara!". Patrzyłam oniemiała. A mój partner stwierdził: "O czym mam gadać? Widzisz, że on już wie". A potem tata Zosi odszedł i już nie było okazji, żeby rozmawiać. - "A nagość? - pyta terapeuta. - Hubert miał cztery lata, gdy przestałam się z nim kąpać. I tylko dlatego, że nagle spojrzał na mnie i powiedział: Mamo, dziwne jest to, co masz na dole".
Zawstydził mnie. Tamtego dnia nie zbyłam go, otworzyłam atlas anatomiczny i wytłumaczyłam, jak zbudowana jest kobieta, a jak mężczyzna. Ale z czasem przestałam poruszać te tematy, przestałam się przy nim rozbierać. Przeczytałam artykuł o samotnych matkach wychowujących synów. Często przelewają miłość na małego chłopca, on zaspokaja potrzebę bliskości. Nie chciałam, żeby tak było ze mną.
Wolę już gołą modelkę
Codziennie sprawdzam synowi telefon, przeszukuję szafki. Jestem zdruzgotana, gdy terapeuta po kilku spotkaniach z Hubertem i długich rozmowach diagnozuje: "Pani syn oglądał filmy porno na przerwach w szkole albo w nocy. Nie spał". Próbuje mnie wesprzeć. Mam pogodzić się z tym, co się stało. On już nie jest małym chłopcem. Prosi, żebym przypomniała sobie, kiedy zauważyłam, że syn dorasta. Opowiadam o tym, jak Hubert miał 10 lat. Przypadkowo weszłam do łazienki i widziałam, że się onanizował. Szybko zamknęłam drzwi. Innym razem robił to w wannie, jeszcze innym w dużym pokoju.
Najbardziej dziwiło mnie, że nie reagował, gdy mnie widział. Ale ja też nigdy nie powiedziałam "przestań". Zresztą pytałam wtedy przyjaciółkę, która ma syna w podobnym wieku. Zbagatelizowała, mówiła, żeby nie zwracać uwagi. - "Nie nauczyła pani Huberta, że to są rzeczy intymne. Poza tym być może masturbując się przy przy pani, chciał zwrócić na siebie uwagę". Potakuję. Może to prawda? Akurat wtedy poznałam tatę Zosi. Wprowadziliśmy się do domu kogoś obcego. Szczerze przyznaję: "Myślałam, że chłopcy zaczynają dojrzewać później. Wolałam nie zauważać, niż z tym się zmierzyć".
Dostaję zadanie. Pierwsze: spędzać z Hubertem więcej czasu. Pomóc mu znaleźć pasję, która pozwoli rozładować napięcie. Drugie: nie robić z pornografii tematu tabu. Pierwsze zadanie jest łatwiejsze - idę z Hubertem zagrać w tenisa. Namawiam go na lekcje karate i tai-chi. W końcu uczciwie mówię: "OK, to dla mnie trudne, że oglądałeś te filmy. Wiesz, że nastolatki, które w nich występowały, najprawdopodobniej były do tego zmuszane? Już wolę, żebyś sobie powiesił w pokoju zdjęcie modelki z gołymi piersiami". Hubert czerwienieje, ale pierwsza nić porozumienia nawiązana. Oddaję mu kabel do komputera, choć instaluję program Obserwuj, dzięki któremu wiem, czy wchodzi na strony pornograficzne.
Nie wchodzi. Może ogląda u kolegów, może coś daje mu kilkumiesięczna terapia. Kupuję mu książki o seksie i antykoncepcji. Pewnie robię to nieporadnie, bo on i tak już wszystko wie, ale chociaż próbuję. Docenia to. Śmieje się: "Przygotowanie do życia w rodzinie, co mamo?". Odgryzam się: "Nie chcę być jeszcze babcią". Kilka tygodni temu Hubert oznajmił: "Zakochałem się". Nie pytam, czy sypia ze swoją dziewczyną. Są granice, których nie przekraczam. Ale z tej historii wyciągnęłam lekcję. Z dorastającą Zosią wszystko wydaje się prostsze. Jestem wobec niej otwarta, bez oporów mówię: "to pochwa, to penis". Gdy ostatnio wyciągnęłam atlas, żeby pokazać jej na obrazku, jak zbudowana jest kobieta i mężczyzna, Hubert powiedział: "Już wystarczy, dziecko powinno być niewinne". Kiedyś zapytałam syna wprost: "W którym momencie powinnam była z tobą porozmawiać o seksie?". Odpowiedział: "Gdy miałem 10 lat i zacząłem dorastać".
Katarzyna Troszczyńska
TWÓJ STYL 7/2013