To był horror, ale Wrocław przetrwał epidemię
Szczepionkę na czarną ospę wynalazł w 1796 roku Anglik Edward Jenner. Jednak okrutna zabójczyni nie dawała za wygraną. Latem 1963 roku pojawiła się we Wrocławiu. Dzięki niezwykłej ofiarności lekarzy dwa miesiące później zagrożenie minęło.
Epidemia ospy po raz pierwszy wybuchła w Indiach w 400 roku. Do Europy dotarła w 581 roku. Na obu kontynentach uznano ją za karę boską.
Gdy w 1963 roku rozszalała się we Wrocławiu, nie zwalano już winy na istoty nadprzyrodzone.
Okazało się, że pierwszym zakażonym był polski oficer SB, który w maju przywiózł ją z wczasów gdzieś w Azji.
Esbek wyzdrowiał, ale zaraził salową. Kobieta przekazała zaś wirusa córce, która zmarła 8 lipca 1963 roku.
Zajrzeli śmierci w oczy
Nad Odrą rozpętało się piekło. O przenoszenie ospy oskarżano taksówkarzy, motorniczych, czarnoskórych, tancerki cyrkowe, a nawet gołębie i koty. Miasto zamknięto i odizolowano.
Kordony sanitarne oplotły ulice. Uruchomiono sieć tzw. izolatorów, a ludzie przestali podawać sobie ręce i zaszyli się w domach. Sztab lekarzy nazywanych "Judymami epidemii" działał bez wytchnienia, zarywając noce i zaniedbując posiłki.
Nie chcąc siać paniki wśród społeczeństwa, odkładano decyzję o ogłoszeniu epidemii. Stało się to 47 dni po pierwszym zachorowaniu.
Oczywiście w innych zakątkach Polski pojawiły się makabryczne plotki, jakoby w zamkniętym mieście na chodnikach leżały trupy.
Zwrotem w tym horrorze było zarządzenie obowiązkowych szczepień, którymi błyskawicznie objęto aż 98% wrocławian.
Dzięki wzorowo przeprowadzonej akcji epidemia zaczęła się cofać już 1 sierpnia, a o jej wygaśnięciu poinformowano 19 września. Czarna zabójczyni nigdy więcej nie zawitała do Polski.
Zobacz także: