Marek Maruszczak: Myślenie o sobie, to też myślenie o zwierzętach
Jest autorem cieszącego się ogromną popularnością, pełnego humoru profilu w mediach społecznościowych o intrygującej nazwie "Zwierzęta są głupie i rośliny też". W 2024 roku ukazała się jego książka "Głupie ptaki Polski. Przewodnik świadomego obserwatora", a w tym roku - "Głupie zwierzęta Polski i jak je znaleźć. Przewodnik świadomego obserwatora". Marek Maruszczak nie powiedział jednak jeszcze ostatniego słowa. Wciąż jest przecież wiele powodów do śmiechu i stworzeń, które wyśmiać warto.

Gabriela Kurcz: Gdy "zwierzolubni" dyskutują nad wyższością kotów nad psami lub zastanawiają się nad inteligencją delfinów, Ty stwierdzasz, że zwierzęta są głupie. Nie za odważnie?
Marek Maruszczak: Gdyby do nazywania kogokolwiek głupim potrzebna była odwaga, to podczas każdej emisji rozgrywek naszej reprezentacji piłkarskiej naród osiągałby dzielność na poziomie husarii. Lubię nazywać zwierzęta głupimi z przekory. Tak jak łysego nazywało się kudłatym albo Polską Rzeczpospolitą - Ludową. Takie mam po prostu poczucie humoru i lubię zwracać uwagę na to, że śpiew słowika, którym się zachwycamy to albo namawianie pani słowik do nieprzyzwoitości, albo groźby karalne wykrzykiwane pod adresem ewentualnych konkurentów.
Co więc, obok poczucia humoru, zainspirowało cię do stworzenia konta w mediach społecznościowych o "głupich zwierzakach"? Może właśnie chęć pokazania nam, jak niewiele o nich wiemy i jak często błędnie czytamy sygnały, które wysyłają?
- Muszę cię rozczarować. Moje pobudki są znacznie bardziej egoistyczne. Piszę, bo sprawia mi to przyjemność - dla rozrywki. Lubię to robić, a że interesują mnie przy okazji zwierzęta, to piszę o nich. Świat jest jednak tak skonstruowany, że za każdym mężczyzną, który pisze głupoty, stoi kobieta. W moim przypadku była to moja partnerka i ilustratorka książek - Nastia Juriewicz (pseudonim artystyczny). Nastia jest tatuatorką, ale kiedy nie zajmuje się krzywdzeniem ludzi, to bywa wolontariuszką fundacji Albatros i biega za bezdomnymi gołębiami z pudełkiem. Chyba że akurat obdarowuje mnie mewimi podarkami, bo wie, że uważam je za dwunastą plagę egipską. Jedenasta to pizza z ananasem i jak teraz sobie o tym myślę, to również jest ona obecna w moim życiu wyłącznie z powodu Nastii. Całe szczęście, że nie jestem religijny.
- Pierwsze ptaki obraziłem właśnie z myślą o stworzeniu adekwatnej prezentowej odpowiedzi na te mewie represje. Chciałem zrobić fotoksiążkę z ilustracjami z AI, ale na tyle się rozkręciłem, że pod groźbą rozruchów musiałem wytłumaczyć, dlaczego od dwóch miesięcy zostaję dwie godziny po pracy przed komputerem. Skończyło się na tym, że Nastia dołączyła jako ilustratorka i choć nadal używamy AI to już tylko jako jednego z narzędzi przy photobashingu, co znacząco wpłynęło na poprawę jakości grafik.
No dobrze, to jak ten obdarzony poczuciem humoru egoista odkrył w sobie zamiłowanie do świata zwierząt? Patrząc na ogrom wiedzy, którą dzielisz się z nami w internecie, trudno uwierzyć, że nie stoi za tym długoletnia pasja.
- Jestem dzieckiem lat 90. To znaczy formalnie końcówki 80., ale z tych dwóch lat przełomu dziesięcioleci pamiętam tylko jazdę maluchem przez pole truskawek i dużo koloru szarego. W związku z okresem, w którym dorastałem, nie miałem dostępu ani do internetu, ani nawet do telewizji poza paroma kanałami. Traf chciał, że w wieku trzech lat zamieszkałem jednak dwa domy od lasu, więc miałem pokemony na wyciągniecie ręki, łącznie z bocianem na dachu sąsiada, który "obsrywał" nam regularnie aronię. Mam tu na myśli bociana, przynajmniej odkąd podwyższyliśmy ogrodzenie. Programy telewizyjne o zwierzętach również nie miały za bardzo konkurencji, więc byłem atakowany przyrodą na dwa fronty. W tej sytuacji musiałem skapitulować i zacząć interesować się tym, co mi skrzeczy za oknem albo łypie na mnie zza krzaka.
Przeczytaj także: Wyłudzenia, kradzieże i kolaboracje. Czyli jak oszukują nas zwierzęta?
No właśnie, a propos "skrzeku" i ptaków, od których się zaczęło. W 2024 roku ukazała się twoja książka "Głupie ptaki Polski. Przewodnik świadomego obserwatora", w której poużywałeś sobie na ponad setce gatunków. Którym dostało się najmocniej?
- Ludziom.
- Zasłużyliśmy. Zawsze mówię, że jesteśmy gorsi nawet od gołębi, które zapracowały sobie w moim rodzinnym Krakowie na miano wroga numer jeden.
- No tak. Szanuję gołębie za to, że udało im się wkurzyć Krakowian bardziej niż inni Krakowianie.
Dorzuć mi więc trochę argumentów. Nie taki gołąb głupi i szkodliwy, jak go malują?
- Dawka czyni truciznę, więc w nadmiarze gołębie faktycznie stanowią problem. Trzeba jednak pamiętać, że to my stworzyliśmy im idealne warunki do życia. Gołębie miejskie wyewoluowały z dzikich gołębi, które gnieździły się na skałach. Kiedy ludzie zaczęli budować coraz większe i coraz bardziej murowane konstrukcje gołębie uznały, że całkiem pasują im te nowe lokale mieszkalne z wyszynkiem pod dziobem. Gdybyśmy tylko nie śmiecili i nie truli drapieżników, czy to intencjonalnie, czy poprzez wykorzystanie pestycydów to gołębi byłoby mniej.
To chyba zaledwie czubek góry lodowej naszych grzechów przeciw ptakom? Dokarmianie łabędzi chlebem, instalowanie raniących je kolców... Nie mają z nami lekko.
- Tak, dokarmianie ptaków chlebem to nasz sport narodowy, zaraz obok nawożenia trawy puszkami po harnasiach. Na szczęście nie wszędzie i nie zawsze i chyba jednak coraz rzadziej. Czasami problemem jest coś, co wydawałoby się pozbawione aspektów negatywnych. Na przykład termoizolacja budynków, przez którą wróble tracą miejsca do gniazdowania. Innym razem problemy są bardziej oczywiste, ale trudne do zmiany. Np. dominacja monokultur rolniczych, która pozbawia miejsc żerowania na przykład chomiki europejskie, zające i wiele ptaków. Dokarmianie zwierząt też bywa problematyczne jak w przypadku dzików, które na naszych trawników i niestety własną zgubę chętnie zaglądają do miasta. Problemów jest wiele, ale pierwszym krokiem do ich rozwiązania jest w ogóle myślenie również o zwierzętach, a nie tylko o sobie. Chociaż myślenie o sobie to też myślenie o zwierzętach.
Faktycznie, można odnieść wrażenie, że to życie, bycie obok nich przychodzi nam z coraz większym trudem. A jest nieuniknione, o czym świadczą choćby dziki w piaskownicach, lisy przy śmietnikach, a nawet wilki pod kurnikami. Niektórzy straszą konsekwencjami tego sąsiedztwa. Mamy się czego bać, a może starczy miejsca dla wszystkich?
- Przede wszystkim nie powinniśmy dokarmiać dzikich zwierząt w mieście ani do nich podchodzić. Kiedy dzikie zwierzę przestaje się bać człowieka to oznacza problemy, zwłaszcza dla tego zwierzęcia, ale dla ludzi również.
Przeczytaj także: Ptaki wracają na wiosnę do Polski. Ornitolog: "W trakcie podróży czyha na nie wiele niebezpieczeństw"
W tym roku ukazała się twoja kolejna książka "Głupie zwierzęta Polski i jak je znaleźć. Przewodnik świadomego obserwatora". Obserwujmy więc, byle z głową i dystansem, tak?
- Tak, im mniej zwierzęta wiedzą, że są obserwowane, tym łatwiej jest je obserwować. Nie ryzykujemy też wtedy, że będziemy im się śnić po nocach. Obserwować warto też dlatego, żeby dowiedzieć się o zwierzętach czegoś więcej, bo od wiedzy jest już tylko krok do zrozumienia.
I dokładnie dlatego nie warto oglądać obrad sejmu.
Wróćmy jeszcze na chwilę do humoru, bo przecież od tego wszystko się zaczęło. Który z opisanych zwierzaków bawi cię najbardziej, a z którym lepiej nie żartować, gdy już na niego "wpadniemy"?
- Z żartowaniem na żywo lepiej uważać. Jasne, można sobie powytykać palcem kormorana, zakładając, że człowiek pod nim nie stoi, ale żarty ze zwierząt lepiej ograniczyć do płaszczyzny teoretycznej. Bardzo śmieszą i denerwują mnie natomiast polskie nazwy owadów. Szczególnie pająków, bo mam problem z wymyśleniem czegoś zabawniejszego. Na przykład taki zyzuś tłuścioch, nasosznik trzęś, złodziejaszek rypidełko, rozciągnik mchuś. Przezabawne. Gdyby jeszcze nie wyglądały jak muchożerny koszmar na chudych łapach.
Ale planujesz jeszcze w przyszłości pośmiać się z kogoś? Jako dumna opiekunka żółwia, polecam gady.
- Gadom, przynajmniej tym dostępnym w Polsce oberwało się trochę w najnowszej książce o zwierzętach, bo żeby opisać sto polskich ssaków, musiałbym zgłębić świat ryjówek znacznie bardziej niż miałem na to ochotę. Opisałem między innymi naszego żółwia błotnego i inwazyjnego żółwia czerwonolicego, ale również kilka węży i jaszczurek.
Kolejny przewodnik świadomego obserwatora będzie dotyczył owadów, pajęczaków, robaków i innych stworów, które czają się pod kamieniami lub u kogoś w nosie. Później będą polskie krzuny, czyli rośliny. Siódmego maja z kolei premierę będzie miała moja pierwsza powieść "Sally. Trudno być wiedźmą". To comic/cozy fantasy, inspirowana Światem Dysku, filmami Studia Ghibli, Muminkami i przedawkowaniem spacerów po lesie. W tej chwili pracuję już nad drugą częścią osadzoną w tym samym autorskim uniwersum - Kronik Atlasu.
Powodzenia i na koniec muszę się przyznać: Mieszkam w domu z kotką bengalską i notorycznie przekonuję ją, że jest tygryskiem...
- Dziękuję, ja wolę swoim takich rzeczy nie mówić, bo jeszcze kiedyś uwierzą.