Natalia Niemen: nie mam czasu bać się starości, bo pochłania mnie teraźniejszość
- Dopiero przed 50. odkrywam pełnię swojej kobiecości. Zaczynam żyć swoim życiem. Poznaję siebie i spełniam marzenia. I chciałabym jeszcze długo pobyć supermłodą - wyznaje Natalia Niemen w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowską dla Interia.pl

Patrząc na ciebie widzę ogromne podobieństwo do twego ojca. Fizyczne podobieństwo, ale odziedziczyłaś po nim również niezwykłą autentyczność, bycie artystką idącą pod prąd, wygłaszającą swoje przekonania śmiało i bezkompromisowo, wyprzedzającą swoje czasy. Zgodzisz się z takim opisem?
Natalia Niemen: Zgodzę. Z jedną wszakże różnicą, podkreślanie na każdym kroku mojego fizycznego podobieństwa do ojca uważam za mało zasadne i niepotrzebne. Po pierwsze, wiadomo, że dziecko jest podobne do ojca i matki. Pochodzę od dwójki rodziców. Po drugie, bardziej podobna jestem do mamy, jeśli już poruszamy ten temat. Po trzecie, nie czuję się komfortowo z wiecznym porównywaniem mnie do taty. Jestem odrębnym bytem, nie jestem Czesławem Niemenem. Mam po nim dużo, ale drażni mnie ciągłe odnoszenie mojej osoby do niego. Zostawmy zmarłego. Ja mam bardzo dużo mądrych, ciekawych i wartościowych rzeczy do dania światu. Ja - Natalia.
Niemen to wielkie nazwisko, przepustka, ale chyba też ciężki bagaż do udźwignięcia?
Natalia Niemen: Nazwisko jak każde inne. Z tą różnicą, że należało do geniusza, wielkiego interdyscyplinarnego artysty. Przepustka? Ależ skąd! Raczej przekleństwo. Większość drzwi zamykało się przede mną i nadal zamyka. Wystarczy, że ktoś nie cierpi Niemena, wtedy przedłuża owo uczucie na mnie. W Polsce jest tak, że potomkom kontynuującym drogę zawodową rodzica - artysty, decydujące gremia raczej drogę artystyczną utrudniają. Moi rodzice i ich nazwisko, nigdy nie byli dla mnie bagażem. Bagażem jest to, co uczynili z tym nieznani mi i mojemu tacie ludzie. Bardzo często jego fani. Zawiść, zazdrość, złośliwość, zła ludzka wola - to jest ten bagaż.
Pozwolisz, że wkurzę cię jeszcze trochę i pobrnę, w temacie ojca. Znając jego biografię, można odnieść wrażenie, że mimo uwielbienia fanów, pomnikowego szacunku słuchaczy, był w czasach PRL hejtowany z różnych stron. Oczywiście był to hejt sprzed mediów elektronicznych, ale był. Ty również stykasz się z falą hejtu, jak sobie z tym radzisz?
Natalia Niemen: Nadal nie bardzo rozumiem, dlaczego nawiązujesz w pytaniach do mojego taty. Hejt, nienawiść i podkładanie pod moje nogi kłód, ma oczywiście jakiś związek z moim tatą. Lecz ja otrzymuję swój hejt i dotyczy on mojej osobistej drogi.
Jak sobie z tym radzę? Dziś radzę sobie kapitalnie. Dlaczego? Zaimpregnowały mnie trzy dekady dowalania mi, podcinania skrzydeł i prób publicznego i niepublicznego deprecjonowania mojej osoby. Podważania mojej pracy, talentu oraz częstego zamykania drzwi przed nosem.
Polska to mały kraj i mały rynek muzyczny. Nie od dziś wiadomo, że my Polacy jesteśmy bardzo zakompleksieni. Niewielu z nas podjęło z tym świadomą walkę. Ludzie w naszym pięknym kraju są po dziś dzień bardzo spięci, przyzwyczajeni do porównywania, niezadowoleni z siebie. Zatem swoje niechęci projektują na innych. Chcą, by inni poczuli się z siebie niezadowoleni tak, jak oni są niezadowoleni z siebie. Ludzi hejtujących trzeba pociągać do odpowiedzialności, najlepiej prawnej - przedefiniowanie znaczenia słowa "hejt" i wprowadzenie wysokich kar grzywny wydaje się najbardziej pilną sprawą.
A hejtowani? No, cóż… Niestety, ale to oni muszą wykonać największą osobistą pracę, aby zaczęło to po nich spływać jak po kaczce. Mówię "niestety", gdyż bardzo mnie smuci niesprawiedliwość tego świata, gdzie więcej forów mają sprawcy, a problemów, ich ofiary. Między innymi śpiewam o tym w moim najnowszym singlu "Przełknij to": "Jak świat stary, tak odpowiedzialność biorą ofiary". Żyjemy w kulturze "victim blaming". Tak nie może być! To jest złe i role muszą się odwrócić.

Wracając do moich doświadczeń z radzeniem sobie z hejtem oraz wynikających z tego, wniosków: nie zlikwidujemy hejtu i przemocy, reagując na nie obojętnością. Rozumiem, że jedną z chorób trawiącą społeczeństwo jest znieczulica. Dlatego, gdy ktoś reaguje na zło w sposób szybki, jaskrawy i adekwatny do stylu przemocy, natychmiast chcemy go zgasić i uspokoić. Z takim podejściem, zło będzie zabijało coraz więcej naszych bliźnich. Bo hejt zabija. Hejt to przemoc i zło wcielone. Niszczy układ nerwowy ofiary, niszczy życie i nierzadko doprowadza do samobójstwa. Dlatego ja reaguję, często bardzo ostro i kontrowersyjnie. Nie tak, jak inni.
Z pisarzem Bartkiem Fetyszem śmiejemy się, że to, jak reagujemy na złych ludzi w cyberprzestrzeni, to trollobranie. Faktycznie, Bartek zainspirował mnie do nieprzebierania w środkach wyrazu w odpowiedzi przemocowcom. Oni zasługują na wzajemność. Jestem zwolennikiem odpyskiwania. Bartek już nie raz pozywał takich "bohaterów" i wygrywał. Delikwent musiał zapłacić wysoką karę pieniężną i przekazać ją na cele charytatywne. Reasumując: reagować, potrząsać tym bagnem, zachęcać innych do reagowania, zgłaszać na policję. Hejt/przemoc/niszczenie ludzi - musi się w tym kraju wreszcie skończyć.
Jesteś bezkompromisowa i nie bierzesz jeńców (śmiech). Podjęłaś się trudnego zadania, otwartej i odważnej walki z hejtem z nieuzasadnioną nienawiścią. Skąd u ciebie bierze się siła do tych działań?
Natalia Niemen: Z siebie. Z mojej wewnętrznej mocy. Z Boga, który jest we mnie, bo się w końcu do Niego w sobie dokopałam. Wytrwałam i przetrwałam. Lata dociskania, rozmaitej przemocy, wykorzystywania mojej wrażliwości i dobrego, delikatnego serca, zrobiły swoje. Czas, w którym pozwalałam na deptanie po sobie, dobiegł końca. Niestety, z wysoko wrażliwych empatów, jeżeli przetrwają, wyrastają potwory w spiżowych zbrojach. Są nie do złamania, za dużo oberwali, zbyt wiele łez wylali. Latami zadawali sobie pytanie, czy warto zatem żyć, skoro tyle cierpienia spotyka ich ze strony bliźnich.
Tę moc ma w sobie każdy. Tylko trzeba być cierpliwym. Mnie, owo odradzanie się, zajęło 30 lat. W bólu, depresji, częstych myślach samobójczych, niezliczonej ilości momentów, gdy mówiłam sobie, że już naprawdę nie dam rady. Jestem z siebie ogromnie dumna. Nie wiedziałam, że jestem aż tak silna. Uważam się za wspaniałą, dzielną, dobrą, mądrą kobietę z bogactwem doświadczeń, który ukształtowały mnie właśnie na tak zajebistą babkę. Dziś chce mi się po prostu żyć. Polecam wszystkim uwierzenie w tę wewnętrzną moc. Każdy ją ma!
Czy cała ta sytuacja z walką i stawianiem czoła złym ludziom, nie przeszkadza ci w pracy artystycznej, nie odciąga od tworzenia muzyki, czegoś, co jest ci najbliższe?
Natalia Niemen: Nie. Kiedy miałam fazy odpisywania hejterom, robiłam to w pociągu, metrze, tramwaju, przy posiłku. Nie poświęcam specjalnie czasu na odpowiadanie złym ludziom. Przyznam też, że często mnie to bawi i dostarcza rozrywki. Wiem, brzmi to średnio zdrowo, lecz przyznaję się do tego, jakem mistrz autentyzmu (śmiech). Mówisz o muzyce, ale muzyka nie jest moim jedynym medium wyrazu artystycznego. Nie jest mi najbliższa. Są nimi też słowo oraz sztuki piękne.
Oprócz śpiewania, komponowania, grania na altówce, maluję, rysuję, rzeźbię, robię kolaże. Piszę wiersze i teksty do moich utworów (oprócz głównego, ogólnego konta IG, posiadam też dwa inne profile: jeden poświęcony moim pracom plastycznym "natalia_niemen_sztuki_piekne", drugi z moją poezją "natalianiemenpoetry"). Być może jeszcze nawet w tym roku światło dzienne ujrzy pierwszy tomik moich wierszy. W najbliższych miesiącach odbędą się wystawy mojego malarstwa.
Mnie jedynie, co może odciągać od tworzenia, to codzienne obowiązki: gary, porządkowanie, pranie, prasowanie, szorowanie, odkurzanie itd. Lubię mieć ład wokół siebie. Z natłoku obowiązków robię wszystko na raty: sprzątanie, komponowanie piosenek, malowanie, pisanie, etc. Dlatego ze wszystkim mam reisefieber (śmiech). Tylko córką się nie opiekuję na raty. Danusia urodziła się z wadą genetyczną i potrzebuje nieco innej opieki, niż jej 7-letni, zdrowi rówieśnicy. A dla mnie dzieci, rodzina zawsze były priorytetem. Myślę, że jestem taka "za dużo". Za dużo chcę i za dużo umiem. Czasem sama za sobą nie nadążam. Pyskówki z hejterami, to przy tym zabawny dodatek do codzienności (śmiech).
Najbliższe plany artystyczne, pracujesz nad nowym projektem? Jaka będzie ta nowa płyta?
Natalia Niemen: Pracuję nad moją pierwszą płytą, pierwszą autorską. Robię ją od ponad 30-stu lat (śmiech). Ale dobrze, że po latach bycia częścią różnych zespołów, odtwórcą, pracy dla innych, dopiero teraz mogę dokończyć mój wymarzony, osobisty album. Po tylu latach doświadczeń, jej przekaz będzie miał dużą siłę rażenia. Param się piosenką psychologiczną, tak bym to ujęła. Konikiem tematycznym w moich piosenkach jest przemoc narcystyczna, wspomniany victim blaming, problem alkoholizmu, nieobecnego ojca, przekazywania z pokolenia na pokolenie traum i skryptów rodowych. Będą też songi o tematyce zabawnej, np. o jodze twarzy i rzeźbieniu linii żuchwy przy pomocy płytki Gua Sha. Muzycznie jest to ubrane w dynamiczne brzmienia, raczej elektroniczne, w nieoczywistych aranżacjach. Moje kompozycje są trudne, jestem niestety perfekcjonistką. Pewnie dlatego wszystko mam w życiu pozaczynane, bo podskórnie cały czas chcę mieć wszystko zrobione idealnie tak, jak ja tego chcę (śmiech). O! To w tym jestem podobna do ojca. Jestem od dzieciństwa chowana w kulcie sztuki. Dla mnie było normalne, że ktoś może robić płytę 10 lat. Przecież Michał Anioł malował Kaplicę Sykstyńską 5 lat. Jeśli już coś chcesz stworzyć, zrób to jak najbliżej ideału.
Co cię inspiruje w życiu i twórczości?
Natalia Niemen: Smutek i wk*rw. Tak mi się układało życie, że więcej było w nim trudnych i bolesnych okoliczności. W życiu smutek raczej dołuje, ale wk*rw potrafi porwać do działania, rozwoju. Chociaż, bywało, że smutek czynił to samo. W sztuce? Tylko i wyłącznie smutek i wk*rw. Powstają wtedy najlepsze dzieła. Najlepsze dzieła to te, które poruszają najgłębiej usadowione struny u odbiorcy. Sztuka jest dla mnie też autoterapią. Emocji nie wolno kisić w sobie. Należy je wyrzucać z siebie.
Myślisz o upływie czasu, starości?
Natalia Niemen: O upływie czasu myślę jedynie wtedy, gdy widzę swoją twarz w lustrze (śmiech). Mam fajne geny, wiem, że wyglądam młodo jak na swój wiek, ale i tak widzę na niej upływ czasu. Na szyi, skórze, dłoniach. Mam trochę na tym punkcie paranoję. Dopiero przed 50-tką odkrywam pełnię swojej kobiecości. Zaczynam żyć swoim życiem. Poznaję siebie i spełniam marzenia. I chciałabym jeszcze długo pobyć supermłodą. Wszak mój zawód jest sceniczno - estradowy. A tak, to skupiam się na "tu i teraz". Zajmuję się codziennością. To wielki progres, przez większość życia, zamartwiałam się wszystkim potwornie. Nawet Jezus zachęcał do zajmowania się tym dniem, nie martwić się, zaufać… wewnętrznej mocy. Tam jest właśnie Bóg. To Źródło. Życie.