Wanda Romanowska: kocham siebie za tę radość, za ten smutek, za śmiech, za łzy

- Cóż mogę o sobie powiedzieć? Kocham siebie za tę radość, za ten smutek, za śmiech, za łzy. Daję sobie życie proste i dobre, przez które prowadzą mnie ciekawość i wrażliwość, też mnie inspirują, każą doświadczać, poznawać, akceptować i nie dawać przyzwolenia na zło - mówi Wanda Romanowska, czyli instgramowa bearomanov_silver_blaze.

Wanda Romanowska
Wanda Romanowskaarchiwum prywatne

Agnieszka Grün-Kierzkowska: Może zacznijmy od otwartości na doświadczenie. Z czego to wynika, jakie doświadczenia są najbardziej przez ciebie oczekiwane?

Wanda Romanowska: To wynika z ciekawości. Jestem osobą bardzo lubiącą poznawać ludzi i nowe miejsca. Z naciskiem na nowe miejsca. Uwielbiam podróżować i jestem otwarta na najdalsze podróże. Ale oczywiście oczekuję też na nowe doświadczenia typu modeling, taniec. Te pragnienia dopadły mnie w późnym wieku, zainteresowałam się tańcem przed sześćdziesiątką i jest to taniec brzucha...

Cudownie, ale bez przesady z tym wiekiem, proszę nie epatować nim tutaj (śmiech).

Nie uważam się za osobę wiekową, nie posiadam do tego prawa, nie jestem przecież najstarsza w rodzinie, najstarsza jest moja mama.

Umówmy się, że nie rozmawiamy o starości tylko o dojrzałości.

Przygoda z tańcem brzucha, skąd pomysł i jak wygląda to w praktyce?

Zawsze pociągał mnie Orient. Pamiętam, gdy miałam 10 lat i dorwałam jakąś książkę, bo w domu takie różne ciekawe książki były, np. o haremie, to czytałam ją z płonącymi uszami.

Bardzo mnie to inspirowało. Interesowałam się arabską kulturą, czy szerzej orientalną, czekałam na moment, gdy będę mogła uczyć się tańczyć. Gdy pewne obowiązki się oddaliły, praca, dzieci, to zaczęłam mieć więcej czasu dla siebie. Wtedy zapisałam się do szkoły tańca w Warszawie. Potem znowu miałam długą przerwę, teraz zapisałam się z powrotem na lekcje online. I tak tańczę sobie i zamieszczam filmiki, choćby na Instagramie, to taka moja "estrada". Cudowne przeżycia, móc występować znowu na scenie, bo jako dziecko tańczyłam w zespole pieśni i tańca Warmia. Także tę scenę już miałam, mówiąc kolokwialnie, obcykaną.

Rozumiem otwartość na doświadczenie, ale czy w arabskim anturażu nie byłoby to niebezpieczne np. podczas podróży?

Nie, gdybym pojechała do arabskiego kraju i w klubie miałabym okazję zatańczyć na scenie, wskoczyłabym pierwsza. Tak zresztą było w Turcji, gdzie bardzo komplementowały mnie prawdziwe tancerki z prawdziwego zdarzenia, bo ja się nie chcę nazywać zawodową tancerką. Po prostu uwielbiam tańczyć.

Wanda Romanowska
Wanda Romanowskaarchiwum prywatne

Możemy o tym porozmawiać, jak doszło do tego występu na tureckiej scenie?

Gdy byłam w hotelu, zorganizowano jakiś wieczór taneczny, dziewczyny tańczyły, no i spostrzegły, że ja tańczę gdzieś z boku, więc mnie zaprosiły do siebie na scenę. Tańczyłam potem z nimi, naprawdę było super. Oczywiście to tylko dla zabawy, to nie był jakiś tam występ komercyjny.

Mam koleżankę, która pojechała do Egiptu, poszła do klubu, gdzie tańczyła i jej chłopak włożył jej za biustonosz 50 dolarów... A potem właściciel tego klubu zabrał jej te pieniądze. Ja na szczęście nie miałam takiej sytuacji (śmiech).

A jakieś inne rodzaje tańca też praktykujesz, czy tylko ten egzotyczny?

Bardzo chcę się nauczyć tanga. Nawet chodziłam na takie zajęcia, niestety solo, ponieważ ja nie lubię tańczyć w parze. A do tanga, jak wiesz, trzeba dwojga (śmiech). Lubię tańczyć solo, jestem jedynką numerologiczną i tak przez to życie idę.

Co to oznacza, jeżeli chodzi o życie, jeżeli się jest numerologiczną jedynką?

Właściwie samemu kroczy się przez życie, własnymi ścieżkami, często pod prąd. Ma się przywódcze zdolności i pewne niedopasowanie do innych. Rzeczywiście ocieram się o taką samotność z wyboru, tak bym to ujęła.

Czyli singielka z wyboru, ceniąca niezależność, tak?

Hmm... Singielka nie, mam rodzinę, dzieci... Właściwie trudno powiedzieć, postrzegam siebie i tak mnie postrzegają ludzie, jako trochę inną, nieidącą w grupie, realizującą jakiś swój własny cel... Mającą swój niepowtarzalny i własny rytm. Nie, to nie jest tak, że niepotrzebny jest mi partner do życia. Właściwie chodzi o taką życiową samotność. Nie lubię powtarzalności, naśladownictwa, dopasowywania się do ogółu. Lubię mieć własne zdanie.

Wanda Romanowska
Wanda Romanowskaarchiwum prywatne

Niezależna, wyznaczająca szlaki przewodniczka?

I bardzo dobrze czująca się na szlakach! Uwielbiam się włóczyć po miejscach nieznanych, nawet gdy idę do lasu, to nie idę ścieżką, którą chodzą wszyscy, tylko gdzieś tam się przemieszczam bokiem, wspinam się po drzewach, przechodzę przez jakieś wąwozy. Potrzebne mi są przeszkody do pokonywania.

Wtedy czuję się zrealizowana. Kiedy podróżowałam po Australii- z moim niestety nieżyjącym już przyjacielem- to spędzaliśmy w podróży czas z dala od ludzi. Maszerowaliśmy sami, przez jakieś wąwozy, tak lubię, ja tak właśnie lubię! Nie lubię tłumu.

A powroty też są miłe? Rozumiem, że podróże to trochę takie ucieczki...

Powroty są też miłe, jak najbardziej. Gdy jestem długo w podróży, mam wtedy wystarczająco dużo czasu, aby zatęsknić za rodziną. Rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Cenię sobie życie rodzinne, wartości z nią związane. Jest dla mnie ostoją i wsparciem.

Przeczytałam u ciebie na Instagramie zdanie dotyczące dachu nad głową, tego rzeczywistego i tego symbolicznego. Chciałam zapytać, jak dbasz i jak można dobrze dbać o ten dach nad głową?

No właśnie, ten dach nad głową w takim szerszym pojęciu to rodzina. Ona daje schronienie, tu każdy może liczyć na wzajemną pomoc, rodzina jest na dobre i na złe, wiąże się to z miłością, obowiązkami, powinnościami, a także z radościami. Każdy ma prawo żądać pomocy, każdy ma obowiązek i powinność tej pomocy udzielić.

Opiekuję się wnukami, dla mnie to żaden problem. Opiekuję się mamą, która ma 90 lat. Czynię to z siostrą na zmianę. Także ten dach, to jest symbol rodziny. Gdy wypowiadałam te słowa, miałam na uwadze, ludzi pozbawianych tego dachu, choćby obecnie w wyniku wojny na Ukrainie. Odkąd pamiętam, odkąd jestem na świecie, wojny trwały. Niestety.

Nie każdy ma dach nad głową, wielu jest go pozbawionych. Chciałabym, żeby był pokój na świecie i aby każdy ten dom miał, już nie symboliczny, ale taki rzeczywisty, dający poczucie bezpieczeństwa-dach. To jest bardzo ważne.

Wanda Romanowska
Wanda Romanowskaarchiwum prywatne

Poruszyłyśmy już temat wzajemnej troski, relacji. Chciałam zapytać o przyjaźnie. Wspomniałaś przyjaciela, który odszedł, a jak wygląda twoja przyjaźń z kobietami?

Nie powiem, że mam dużo przyjaciółek. Mam trzy przyjaciółki, które są mi bardzo bliskie, z którymi mogę porozmawiać o wszystkim. Dwie, z moich przyjaciółek, mieszkają w Olsztynie a trzecia za granicą. Także możemy się wspierać jedynie słowem. Nie ma natomiast tej pomocy namacalnej, że wpadnę do ciebie, pomogę ci, gdy jesteś chora, zrobię ci zakupy.

Miałam kiedyś w Warszawie taką przyjaciółkę, od której doświadczałam pomocy realnej...

Okres koleżeński też przeminął, kiedyś razem robiło się wypady na kawę, dyskotekę czy gdziekolwiek. To było, minęło. Teraz są przyjaciółki, do których się dzwoni, którym się pomaga mentalnie, wspiera słowem i które tym samym się odwdzięczają.

Wiadomo, ludzie w moim wieku mają różne problemy. Chorują im dzieci, wnuki, opiekują się rodzicami. Nie ma zbyt dużo czasu na wszystko, czuć ograniczenie, gdy miało się 50 lat, to wydawało się, że wszystko jest takie fajne i do ogarnięcia. Pięćdziesiątka była takim magicznym punktem, wiele kobiet po 50. pisze, ach, nareszcie odnalazłam siebie. I tak też było ze mną. Ja też tak myślałam, przyszedł nareszcie mój czas. Wyglądałam wtedy atrakcyjnie. Dzieci odchowane, rodzice jeszcze samodzielnie sobie żyli.

Natomiast teraz, kiedy mam 66 lat, nadal uważam, że to ciekawy czas, jedynie częściej miewam problemy zdrowotne, szczególnie po erze covidowej. Dlatego staram się dbać o zdrowie, odpoczywać i żyć w spokoju. Mama na szczęście odzyskała siły i zdrowie, choć bywało dramatycznie. Jest samodzielna, po śmierci Taty bywała samotna, więc widujemy się często. Lubimy spędzać razem czas, na rozmowie i czynnościach domowych.

Babcią jestem od 50. roku życia. Uwielbiam swoje wnuki, są moją radością. Szczególnie chłopcy zawsze lubili się ze mną bawić, nawet mówili, że jestem magiczną osobą, która potrafi bawić się z dziećmi. Ze starszym wnukiem, nastolatkiem, chodzimy wspólnie do kina i dyskutujemy potem o filmach. Młodszy wnuczek wpada do mnie z krzykiem: Zabawa! Która trwa potem godzinami. Z kolei wnuczka jest ze mnie dumna, bo jak mówi, jestem modelką (śmiech).

Kilka dni temu skarżyłam się córce - że znowu przeżywam tzw. opuszczenie gniazda, tym razem przez wnuki - bo dzieci są już odchowane, chodzą do szkoły, najstarszy od września idzie do liceum. Ubywa czynności opiekuńczych w moim życiu, choć nigdy nie traktowałam ich jak przykrego obowiązku.

Coś dostajemy, a potem to zwracamy. I to jest normalny i naturalny stan rzeczy.

Pozostają podróże, tam nabieram sił, poznaję nowe miejsca, przebywam w otoczeniu, gdzie szybciej bije tętno. Jest las, do którego uwielbiam pobiec, gdzie chłonę zachwyty z otaczającej przyrody. Boże, jak pięknie jest, gdy chodzę ze swoim kolegą-przyjacielem a zarazem sąsiadem po tym lesie. Dostrzegam piękno tuż za miedzą, uwrażliwiam się światłem pomiędzy konarami drzew, przycupniętym w kępie traw kwiatuszkiem. Zachwyt biorę także z dalszych wojaży, choćby po Ameryce Południowej i Australii.

Wrażliwość, która mieszka w sercu jest cudownym narzędziem.

Wanda Romanowska
Wanda Romanowskaarchiwum prywatne

Darem dla szczęśliwych.

Tak, cudownym darem dostrzegania piękna, szczęścia.

Jaki rodzaj fotografii jest twoim ulubionym? Albo może jakie obiekty i jakie sytuacje fotograficzne cię poruszają?

Głównie natura. Uwielbiam makrofotografię, pasjami fotografuję kwiaty. Jakieś takie drobne, maleńkie cząstki przyrody. Lubię też fotografię podróżniczą. Kiedyś chętnie zapuszczałam się do miasta z aparatem. Teraz już nie mam na to czasu, żeby podglądać ludzi i łapać ich w kadr.

Czy to odbywało się na własny użytek, a może była w tym jakaś część życia zawodowego?

Zawodowego nie. Kiedyś wystawiałam zdjęcia na różnych forach fotograficznych. Ale teraz już nie.

Chciałam zapytać o twoje inspiracje. Gdzie odbywają się poszukiwania? Kto albo co jest punktem odniesienia, pobudza ciekawość?

Właściwie to znajduję te inspiracje w sobie. Miałam przyjaciela w Australii, który mnie inspirował. Z nim podróżowałam, doświadczałam i razem fotografowaliśmy.

On był moją inspiracją. Rzeczywiście rozbudził we mnie miłość do podróży. Takich samodzielnych, trudnych i nieoczywistych. Potrafiliśmy jechać tysiąc, dwa tysiące kilometrów i zatrzymywać się gdzieś na pustkowiu. Rozbijać namiot w ciemności a rano podziwiać spektakularny wschód słońca. Wszystko było na wyciągnięcie ręki...

Pierwszy raz pojechaliśmy do Birmy. On nauczył mnie takiego prawdziwego podróżowania...Trudnego, ale samodzielnego, poza utartymi szlakami. Szukam też inspiracji w książkach. Interesują mnie sprawy dotyczące historii, geopolityki. Mam kilka ulubionych podcastów.

Wanda Romanowska
Wanda Romanowskaarchiwum prywatne

Czym jest dla ciebie duchowość?

Duchowość wynika właśnie ze wrażliwości. Z świadomości, że obcuje się z czymś niezwykłym, z czymś wielkim. Posiada się wyjątkową intuicję, która ma często sprawczy charakter. Mam świadomość obcowania z czymś niezwykłym. Może nie jestem religijna w sensie chodzenia do kościoła i nie postrzegam Boga, takiego, jakiego próbowano nam wykreować i wtłoczyć do głów na lekcjach religii w szkole.

Nie, ale mam tę świadomość, że ocieram się o coś wielkiego, mądrego, dobrego, nieokreślonego a wielkiego zarazem. To jest cudowne uczucie.

Żałujesz czegoś w życiu?

Myślę, że kiedyś, były takie myśli, teraz absolutnie nie chcę niczego żałować, bo to, co postrzegałam w pewnym momencie swojego życia za jakieś niedobre, to jednak zaowocowało czymś pozytywnym.

Nie, nie żałuję. Im jestem starsza, tym mniej żałuję. Jestem wdzięczna wszystkim swoim wyborom, nawet tym, które wydawały się kiedyś nietrafione. Dziękuję sobie za wszystko, co mi się przytrafiło, bo dzięki temu jestem tym, kim jestem. Postrzegam siebie jako osobę spełnioną, mimo że nie dążyłam do jakichś wielkich sukcesów, ale jestem pełna miłości.

Ta miłość jest we mnie i wokół mnie krąży.  Są ludzie, którzy chcą mi pomagać, interesują się mną, zabiegają o przybywanie ze mną, to wspaniałe uczucie.

À propos sukcesów, jeżeli codziennie 36 tysięcy obserwatorów jest ciekawych twoich wpisów na Instagramie, to raczej inaczej niż sukcesem nie można tego nazwać. Jak myślisz, co ich przyciąga do ciebie?

Zaczęłam traktować Instagram bardzo rozrywkowo. Bawię się, wygłupiam na nim. Kiedyś bardzo poważnie to traktowałam i wydawało mi się, że będę mogła tam dyskutować na wiele tematów. Pisałam długie teksty, próbowałam zachęcić do dyskusji, ale to się nie sprawdziło.  Teraz się po prostu dobrze bawię. Głównie obserwują mnie mężczyźni (śmiech).

Ostatnio widzę, że mało mam polubień, często jestem blokowana przez Instagram za poruszanie różnych trudnych, niedozwolonych tematów. I mam takiego bana nałożonego. Nie przywiązuję do tego wielkiej wagi, mi na tych serduszkach niespecjalnie zależy. Naprawdę się wygłupiam, żartuję, ale może akurat moje poczucie humoru nie trafia do wszystkich? Mimo wszystko bardzo lubię ten swój kolorowy Instagram.

Za co lubisz siebie?

Siebie lubię właśnie za to, że potrafię zadbać o szczęście, o tę radość wypracowywaną każdego dnia.

Wstaję wcześnie rano, bo od lat cierpię na bezsenność. Wstaję trochę rozbita, ale ruszam się, biegnę przed siebie, na spacer wychodzę. Kocham siebie za to, że dbam o swój dobrostan. Pewnie, że dopadają mnie trudne chwile, kogo nie dopadają? Doświadczyłam depresji z powodu tej bezsenności.

Odkąd przeszłam na emeryturę, jest mi o wiele lepiej. Lubię siebie też za to, że potrafię zachwycać się wszystkim. Czymś maleńkim, że potrafię się z tego cieszyć, podskakiwać do góry. Za to też, że jestem niepoważna...

Dlaczego? Raczej spontaniczna.

No, jestem taka trochę zwariowana.

Chciałam zapytać na koniec o zanurzanie się w przeciwstawnych stanach, piszesz o ciszy i odosobnieniu, a zarazem lgniesz do ziemskich rozkoszy. Podążasz za głosem wewnętrznym, wiesz, kiedy zmienić bieg?

Tak, wiem, kiedy jestem słabsza, kiedy jest deficyt energii. Wtedy skupiam się na sobie, na medytacjach, na samotności, żeby tej energii nie dzielić z nikim, zachować ją tylko dla siebie.

Kiedyś pewien bioenergoterapeuta powiedział mi, że jestem dawcą energii. Gdy czuję deficyt siły, staram się to zachować tylko dla siebie. Dzielę go jedynie z rodziną. Wtedy zaszywam się w kołdrze samotności.

Słucham muzyki, tańczę, czytam, chodzę na samotne spacery. Potem energia wraca i ja wracam do ludzi, śmiechu, dzielenia się wspólnymi chwilami.

Gdybym poprosiła cię, żebyś podzieliła się słowem z czytelnikami samotnymi, zamkniętymi w sobie i w czterech ścianach, to co byś im powiedziała?

Powiedziałabym, że nie jesteście sami. Że gdzieś tam, niekoniecznie za siedmioma górami, gdzieś w sąsiednim domu, w sąsiedniej klatce, na tej samej ulicy, może w innym mieście, są też tacy ludzie, którym mogę powiedzieć, nie jesteście sami. Nie jesteście osamotnieni, bo wielu dzieli z wami te same troski, te same obawy, te same lęki.

Także nie czujcie się inni, nie czujcie się gorsi, bo nie jesteście sami na tym świecie...

Dziękuję za piękną i szczerą rozmowę.

Zdanowicz pomiędzy wersami. Odc. 67: Majka JeżowskaINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas