Wszystkie arrasy króla – niezwykła ekspozycja na Wawelu

Z czym kojarzy ci się Zamek na Wawelu? Na takie pytanie większość osób odpowie: z kaplicą Zygmuntowską, kasetonami w Sali Poselskiej, arrasami. Ostatni z tych symboli artystycznego bogactwa Wawelu wkrótce, po raz pierwszy w historii, będzie można obejrzeć w pełnej krasie.

Beata Zawrzel/REPORTERReporter

Wszystkie arrasy króla – niezwykła ekspozycja na Wawelu

Przemierzając kolejne, przeznaczone na ekspozycję w komnaty, coraz bardziej zanurzamy się w historię. Kolejno mijamy: arrasy herbowe, werdiury z przedstawieniami zwierząt i wielkoformatowe tkaniny, ilustrujące opowieści z Księgi Rodzaju. – Taka okazja zdarza się raz na sto lat – mówi Magdalena Ozga, kuratorka wystawy.  – Po raz pierwszy od roku 1921 roku, kiedy tkaniny zaczęły wracać do Polski,  pokazujemy cały zasób najważniejszej kolekcji tapiserii w Polsce i jednej z najważniejszych w Europie.
Ekspozycja, zaaranżowana na dwóch piętrach wawelskiego zamku, zaczyna się dość nietypowo, bo od współczesnych prac, autorstwa Mirosława Bałki i Łukasza Maciejowskiego.  - Chcemy pokazać, że zygmuntowskie tapiserie inspirują współczesnych twórców. Pierwszy obraz Marcina Maciejowskiego odnoszący się do arrasów powstał jeszcze w trakcie jego studiów na ASP. Teraz podarował nam kolejne dzieło „Wizyta na Wawelu”. A Mirosław Bałka przygotował – z myślą o naszej wystawie – dwie instalacje – opowiada Dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu, dr hab. Andrzej Betlej.
To materiał na książkę albo -  sięgając po nieco modniejsze formy - sensacyjny serial. Gdyby ktoś zdecydował się takie dzieło nakręcić, jego akcja zaczęłaby się w XVI wieku, na dworze Zygmunta Augusta. Ten rozmiłowany w sztuce i kolekcjonerstwie władca, by uczynić za dość swemu artystycznemu smakowi, zamawia w brukselskiej pracowni cykl arrasów do swoich komnat. Zamówienie jest dość ekscentryczne: zleceń o podobnej skali nikt wówczas nie wydaje.

Forma jednak, jak najbardziej wpisuje się w ówczesne trendy: klasycznie portretowane ciała, dbałość o anatomię, umiejętność obserwacji przyrody, perspektywa, zdolność uchwycenia ruchu, wszystko to sprawia, że arrasy, umieszczone w wawelskich komnatach, stawiają te wnętrza w jednym rzędzie z wystrojem wysmakowanych, włoskich rezydencji. Polska, choć geograficznie tak odległa od kolebki nowożytności, po raz kolejny pokazuje, że gdy chodzi o sztuke,   znajduje się w centrum Europy.
Te niezwykłe tapiserie zachwycają nie tylko kunsztem kompozycji, ale również feerią kolorów i blaskiem złotych nici.  Bezcenne tkaniny zostały bowiem starannie odnowione, co w przypadku wielu z nich trwało kilka lat.  – Konserwacja tkanin, w przeciwieństwie do konserwacji malarstwa, jest procesem bardzo żmudnym i czasochłonnym, wymaga nie tylko technicznych umiejętności, ale również wczucia się w atmosferę pracy tkacza w XVI wieku – tłumaczy Jerzy Holc, kierownik pracowni konserwatorskiej Zamku Królewskiego na Wawelu.  

Jednymi z najbardziej zniszczonych arrasów były te, które w tzw. skrzyni nr sześć, w 1939 roku wywieziono do Rumunii. Kryjące się w skrzyni dziewięć tkanin zostało zalanych wodą deszczową i w takim zawilgoconym środowisku przebywało przez kilka miesięcy, aż do stycznia 1940 roku. 

 – Arrasy trzeba było odkazić, usunąć zniszczenia, podszyć płótnem. Jeden z nich, konserwowano aż dziesięć lat – tłumaczy Jerzy Holc.
+3
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas