Reklama
Od komunizmu do szariatu

Dr Ludwika Włodek. Życie w krajach Azji Środkowej

Postkomunistyczne blokowiska i barwne stroje kobiet, wieżowce ze stali i szkła i stare rozklekotane marszrutki, sowieckie dziedzictwo i odrodzenie islamu - o tym, jak naprawdę wygląda życie w państwach Azji Środkowej opowiada dr Ludwika Włodek.

Izabela Grelowska, Styl.pl: Zajęła się Pani miejscem, które jest rodzajem białej plamy. Azja Środkowa rzadko pojawia się w telewizji, niewielu reporterów pisze o niej książki. Dlaczego świat zapomniał o tym regionie?

dr Ludwika Włodek: - To biedny region, ale nie najbiedniejszy na świecie. Zdarzały się tam wojny i krwawe konflikty, ale widać za mało spektakularne, by przykuć uwagę światowych mediów. Na dodatek, przez długi czas był traktowany jako część Rosji, bo znajdował się w jej strefie wpływów. Przypominamy sobie o państwach Azji Środkowej tylko wtedy, kiedy mogą się nam do czegoś przydać. Ostatnio miały swoje 5 minut podczas wojny w Afganistanie, kiedy okazało się, że nie bardzo jest którędy dowozić zaopatrzenie dla zachodnich żołnierzy. Amerykanie i ich koalicjanci zabiegali o względy miejscowych przywódców, żeby ci zgodzili się na wykorzystanie lotnisk czy otwarcie baz wojskowych.

Reklama

Na co dzień tym regionem zajmują się przede wszystkim spece od bezpieczeństwa, co prowadzi do wielu przekłamań, ponieważ jedyne co do nas dociera, to raporty napisane przez analityków od terroryzmu islamskiego. W ten sposób uzyskuje się jednostronny obraz świata, z którego wynika, że Azja Środkowa jest o krok od kalifatu.

Natomiast codzienność ludzi, którzy tam żyją, mało kogo interesuje, choć jest bardzo ciekawa. To z jednej strony radzenie sobie z sowieckim dziedzictwem, z drugiej powrót do świata islamu.

O tym, jak mało interesujemy się regionem, może świadczyć przytaczana przez Panią historia Borysa Szichmuradowa. Był turkmeńskim ministrem spraw zagranicznych, drugą osobą w państwie i partnerem do rozmów dla zachodnich dyplomatów. Dziś świat o nim zupełnie zapomniał.

- Tak. Po dziesięciu latach bardzo ścisłej współpracy Borys Szichmuradow pokłócił się z prezydentem Turkmenistanu i przeszedł do opozycji. Został oskarżony o zamach na prezydenta. Takiego zamachu najprawdopodobniej w ogóle nie było, ale odkąd 10 lat temu za Borysem Szichmuradowem zamknęły się drzwi więzienia, nie ma o nim żadnych wieści, nie wiadomo nawet, czy żyje. Dopóki był urzędnikiem na świeczniku, z którym wiele można było załatwić, miał mnóstwo przyjaciół w krajach demokratycznych. Ale jak zniknął, Zachód upominał się o niego bardzo nieśmiało, prawie wcale.

Skoro taki los spotyka wysokiego urzędnika państwowego, to kto wstawi się za szarymi obrońcami praw człowieka, drobnymi działaczami lokalnymi? Często stawiane są im najrozmaitsze zarzuty: od pospolitych przestępstw po poważne naruszenia porządku państwowego. W ten sposób eliminuje się w państwach Azji Środkowej przeciwników politycznych, często takich, którzy razem z władzą uczestniczyli w machlojkach, a później się jej przeciwstawili. Ale równie często takich, którzy nigdy nie piastowali wysokich stanowisk, a próbowali, chociaż na małą, lokalną skalę, dokonać jakichś zmian na lepsze we własnych krajach.

Po upadku Związku Radzieckiego kraje Europy Wschodniej zaczęły się demokratyzować. A jak jest w krajach Azji Środkowej, czy tam są szanse na demokratyczne rządy?

- W krajach, gdzie nigdy nie było tradycji demokratycznych, a przez 70 lat panował Związek Radziecki, który modernizował je w bardzo specyficzny sposób, trudniej jest zbudować demokrację, niż w np. w Czechach czy Polsce.

Nie oznacza to, że nie można próbować. Wszędzie w Azji Środkowej odbywają się wybory, ale tylko w Kirgistanie i dopiero od 2010 roku nie można z góry przewidzieć ich wyników. W tamtejszym parlamencie, jako jedynym, toczą się zażarte spory. To nie wszystkim się podoba, ale to jest część demokracji - lepiej jeśli spory rozgrywają się w parlamencie, a nie na ulicach.

Ale i w Kirgistanie pojawiają się niepokojące tendencje. Demokratycznie wybrani posłowie uchwalili taką ustawę o mediach, że w porównaniu z nią analogiczna rosyjska ustawa wydaje się bardzo liberalna. Są zakusy na zlikwidowanie zagranicznego finansowania organizacji pozarządowych, albo przynajmniej znaczne jego ograniczenie i poddanie kontroli politycznej. To zabiłoby wszystkie programy pomocowe, które tam funkcjonują i w wielu wypadkach są dla miejscowej ludności jedynym sposobem uzyskania takich dóbr, zdatna do picia woda, lokalna gazeta, czy mikrokredyty dla samotnych matek.

Wprowadzanie demokracji idzie ciężko, za to odradza się tradycja islamska. Czy to jest kierunek w jakim pójdzie Azja Środkowa?

- To w sposób naturalny dość atrakcyjna propozycja kulturowa. Kiedyś cały ten region należał do cywilizacji islamu, a we wczesnym średniowieczu był wręcz centrum muzułmańskiego świata. Stamtąd pochodzili tacy uczeni i poeci, jak Awicenna, który urodził się na terenie dzisiejszego Uzbekistanu, czy Rudaki, który pochodzi z terenów dzisiejszego Tadżykistanu. Kiedy ustał handel na Jedwabnym Szlaku, a szyicki Iran nieco odseparował sunnicką Azję Środkową od nowych centrów myśli muzułmańskiej, region ten zaczął podupadać i popadł w zacofanie na setki lat.

Dopiero kiedy podbiła go Rosja, za pośrednictwem Tatarów zaczęły tam docierać prądy ważne dla świata, również świata muzułmańskiego. Później, przez 70 lat Związku Radzieckiego, wprowadzano modernizację na wzór sowiecki, a kontakty z krajami takimi, jak Iran czy Afganistan były ograniczone.

Zwiększyły się one w okresie radzieckiej inwazji na Afganistan. Paradoksalnie ludzie z terenów Związku Radzieckiego zamiast nieść tę radziecką, świecką kulturę, zaczęli się zachwycać tym, co widzieli w Afganistanie, a co uważali za swoje korzenie kulturowe. Tą muzułmańskością właśnie. Wśród osób, które później działały na rzecz odrodzenia kultur narodowych, było wiele takich, które przeszły przez Afganistan, jako np. tłumacze dla wojska, oficerowie polityczni itp.

Po rozpadzie Związku Radzieckiego kraje regionu próbują powrócić do swoich korzeni cywilizacyjnych. Rosja i rosyjska kultura są tam nadal bardzo ważne, wciąż sporo osób mówi po rosyjsku i ogląda rosyjską telewizję, ale oprócz tego pojawiło się zainteresowanie światem muzułmańskim, który ze swojej strony również wszedł tam ze swoimi inwestycjami. Np. w Kirgistanie otwarto turecki uniwersytet.

Kontakty z resztą muzułmańskiego świata są bardzo różne: są mułłowie wysyłani tam przez Arabię Saudyjską i jest afgańska telewizja komercyjna, w której można zobaczyć programy rozrywkowe: talent-show na wzór amerykański czy filmy bollywoodzkie.

Czy efekty tego powrotu do korzeni są widoczne na ulicach?

- Odrodzenie islamu ma swoje wizualne przejawy. Kobiety zaczynają nosić chustki, w samochodach pojawiają się breloczki z napisem Allah akbar, albo fragmentami modlitw, a na drzwiach restauracji informacje o tym, że podawane dania są halal.

Powiedziała Pani, że spece od bezpieczeństwa straszą kalifatem. Na ile jest to realne?

- Zaczęły tam działać fundamentalistyczne organizacje islamskie, częściowo radykalne, częściowo pokojowe, ale ich rzeczywisty wpływ jest bardzo trudno ocenić, ponieważ w wielu krajach takich, jak Uzbekistan czy Turkmenistan, właściwie nie można prowadzić normalnych badań naukowych.

Miejscowa nauka jest z kolei niedofinansowana, a poparcie zyskują te projekty, które wzmacniają nacjonalistyczną chwałę przywódców. Właściwie nikomu nie zależy na tym, żeby tak naprawdę dowiedzieć się, co się dzieje w społeczeństwie.

Trzeba też pamiętać o tym, że rządy wykorzystują istnienie tych organizacji jako kartę przetargową. W rozmowach z Rosją czy Zachodem chętnie mówią: "zobaczcie, nie mamy tu może superdemokracji, ale jak nas obalą, to zrobi się tutaj taliban".

Dlatego każde doniesienie o radykałach jest rozdmuchiwane, żeby podgrzać atmosferę, co trafia na podatny grunt na Zachodzie, który boi się Państwa Islamskiego.

Oczywiście w krajach Azji Środkowej dochodzi do rekrutacji bojowników ISIS , podobnie jak w całym świecie muzułmańskim. Są to kraje bardzo biedne, z których miliony ludzi wyjeżdżają za chlebem np. do Rosji, gdzie są traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Dlatego kiedy zjawia się emisariusz i proponuje 1000 dolarów pensji miesięcznej, a do tego 10 razy więcej dla rodziny w razie śmierci, to są ludzie, którzy się zgadzają. Natomiast nie jest to masowe zjawisko i podejrzewam, że obywateli brytyjskich w szeregach ISIS-u jest więcej.

Islam jest u nas często postrzegany jako zjawisko jednolite. Jaki jest islam w Azji Środkowej?

- Islam to nie jest monolit. Nawet w samej Azji Środkowej jest on bardzo różnorodny. Często jest przesiąknięty kulturą lokalną, jeszcze przedislamską. Są wpływy wcześniejszych religii: buddyzmu, zoroastryzmu, nestorianizmu, a na północy nawet szamanizmu. Islam to wszystko absorbował, zresztą pojawiał się w Azji Środkowej stopniowo. Tereny dzisiejszego Tadżykistanu i Uzbekistanu zostały zislamizowane najwcześniej, bo już w VIII, IX wieku, z kolei tereny na północy i koczownicze obszary Turkmenistanu, były islamizowane później i bardziej powierzchownie, ostało się tam wiele z wcześniejszych wierzeń.

Jest tam także obecny silny prąd suficki. To mistycyzm islamski oparty na relacjach mistrza (pira) i jego uczniów (muridów). Pozwoliło to islamowi przetrwać czasy sowieckie, kiedy próbowano wykorzenić religię. Tam gdzie były oficjalne struktury, z religią walczyło się o wiele łatwiej. Mułłę z meczetu można było wysłać na Syberię, pira, który nauczał w domu i nie miał żadnego oficjalnego stanowiska, a był jedynie przewodnikiem duchowym, trudniej było zniszczyć.

Ostała się instytucja kobiet nazywanych bibi otun, które prowadziły nauczanie religii w domach. Na lekcje przychodzili i chłopcy i dziewczynki. Kobiety te pełniły również funkcje znachorek, prowadziły, podobne do szamańskich, rytuały wypędzania zła. To wszystko, co naukowcy nazywają równoległym islamem, przetrwało i zaczęło się odradzać pod koniec lat 80. z wielką siłą. Nie są to ruchy polityczne, które chciałyby przejąć władzę, ale z pewnością kształtują tożsamość, wpływają na ludzi.

Oprócz miejscowych tradycji islamskich pojawiają się wpływy z innych krajów muzułmańskich. Przyjeżdżają nauczyciele z Arabii Saudyjskiej i mówią: "islam to jest tylko to, co my wyznajemy, wy jesteście odszczepieńcami i macie pogańskie obyczaje". W tym wszystkim ludzie próbują znaleźć coś dla siebie.

Mamy więc postsowiecki krajobraz, niezbyt udane próby wprowadzenia demokracji i odradzający się islam. Jak w tym świecie wygląda sytuacja kobiet?

- Są to społeczeństwa biedne, w których obowiązuje reguła: kto silniejszy, ten lepszy i w których państwo nie chroni swoich obywateli. Brakuje nie tylko sprawiedliwych sądów i wolnych mediów. Także szpitali, przedszkoli i transportu publicznego. A przede wszystkim pracy. To odbija się na sytuacji kobiet, bo wszystkie kryzysy najbardziej uderzają w najsłabszych.

 Z drugiej strony, jakby nie oceniać władzy radzieckiej, przyniosła ona znaczącą poprawę w sytuacji kobiet. Zakazano wielożeństwa i małżeństw z nieletnimi, wprowadzono obowiązek szkolny. Teraz, mimo że przepisy te nadaj obowiązują, to państwo nie przykłada się do ich egzekwowania. Śluby zawierane tylko przed mułłą są akceptowane w społeczeństwie, jednak jeśli mąż tak poślubioną kobietę, w obliczu prawa nie ma ona żadnych możliwości uzyskania od niego jakichkolwiek świadczeń.

Pojawiają się też rozwody przez sms...

 - Tak, ponieważ na to nakłada się ogromny problem migracji zarobkowej szczególnie z trzech najbiedniejszych krajów: Tadżykistanu, Kirgistanu i Uzbekistanu. Z niektórych regionów do Rosji wyjechali wszyscy młodzi mężczyźni zdolni do pracy.

Większość z nich to kochający mężowie, którzy znoszą najgorsze warunki, by wysłać pieniądze rodzinie. Ale są i tacy, którym się podwinęła noga. Często wolą zniknąć, niż przyznać się do porażki, bo w patriarchalnym społeczeństwie cała wartość mężczyzny polega na tym, że utrzymuje rodzinę. Jeszcze inni świadomie oszukują swoje żony. W efekcie wiele kobiet pozostaje bez środków do życia, a niektórzy mężowie rozwodzą się z nimi za pomocą sms-a.

Według szariatu mężczyzna może rozwieść się wypowiadając trzy razy frazę "rozwodzę się z tobą", bez podania przyczyny. Niektórzy mężczyźni wysyłają więc trzy razy smsa. Środkowoazjatyccy mułłowie wielokrotnie powtarzali, że to jest niezgodne z islamem i nie należy tak robić, ale to się zdarza.

Poza tym czasem kobiety muszą zaakceptować, że mąż zakłada drugą rodzinę w Rosji, zdarza się nawet, że przywozi tę drugą żonę ze sobą. To efekt zetknięcia tradycyjnego społeczeństwa, które zostało zmodernizowane w sposób bardzo powierzchowny, z problemami współczesnego świata. Najbardziej tracą na tym najsłabsi: kobiety i dzieci.

Część odradzających się tradycji jest bardzo niekorzystna dla kobiet np. popularne w Kirgistanie porwania.

- Porwania stały się popularne jeszcze za rządów komunistycznych. Teraz, post factum, dorabiana jest do tego teoria, że to prastara, odradzająca się, kirgiska tradycja. To nieprawda. Owszem, dawniej zdarzały się porwania np. kobiet z wrogiego plemienia, były to jednak pojedyncze przypadki. Teraz w niektórych regionach np. w okolicach jeziora Issyk-kul, nawet 50% małżeństw jest zawieranych w wyniku porwania. Tak naprawdę ta "tradycja" liczy sobie kilkadziesiąt lat. W modernizującym się kraju kobiety szybciej niż mężczyźni zdobyły wysoką pozycję społeczną. Mężczyźni zostają w gospodarstwie, a kobiety mogą wyjechać do miasta, wykształcić się. Zdobywają lepszą pracę, mają swoje zainteresowania. Dla nich wyjście za mąż za chłopaka z rodzinnej wsi, który zamknie je w domu, aby rodziły, gotowały i prały, nie jest fajną perspektywą. A chłopak nie ma skąd wziąć żony. Stąd wzięła się moda na porwania. A rząd walczy z nią bardzo niemrawo.

Mówi pani o społeczeństwach, w których w wyniku emigracji zostają same kobiety. Czy to w jakiś paradoksalny sposób nie sprzyja emancypacji?

- Trochę tak. Nie wszystkie kobiety są w stanie same poradzić sobie w trudnej sytuacji, ale często są wręcz zmuszone, by wyjść do sfery publicznej i zarabiać pieniądze. Dlatego tak ważne są programy pomocowe. Kilka polskich fundacji zajmuje się udzielaniem mikrokredytów w takich krajach, jak Kirgistan czy Tadżykistan. Nie wiadomo, jaki będzie ich los po przyjęciu nowych ustaw.

Fundacje pożyczają niewielkie kwoty, 100-200 dolarów, pomagają też opracować biznesplan. Dzięki temu kobiety mogą rozkręcić swoje małe biznesy np. wypiekać lepioszki i sprzedawać je na bazarze.

To wymaga bardzo mozolnej pracy, ponieważ te społeczeństwa są bardzo zaniedbane. Wyjechało stamtąd dużo nauczycieli, w większości Rosjan. Dzieci chowają się często w skrajnym ubóstwie, więc mało się dba o ich edukację, przekazanie odpowiednich umiejętności. Fundacje uczą wszystkiego od podstaw np. szycia tradycyjnych strojów.

Podróżowała Pani po Azji Środkowej z małymi dziećmi. Czy to oznacza, że jest to bezpieczne miejsce?

- Jest bezpiecznie, ale każdy kto chce się tam wybrać, powinien śledzić bieżącą sytuację, ponieważ jeśli wybuchną zamieszki, podróż staje się ryzykowna. Do miast takich, jak Samarkanda i Buchara, przyjeżdża dużo turystów, przede wszystkim zorganizowanych wycieczek, ale samotny turysta z plecakiem również się odnajdzie.

Infrastruktura turystyczna jest dużo gorsza niż np. w Indiach czy Tajlandii. Jest mało hoteli, często są one drogie i w niskim standardzie i dobrze jest znać rosyjski, by wynająć pokój lub mieszkanie. To turystyka nieco bardziej wymagająca, ale przez to też ciekawsza. A ludzie wciąż są tam bardzo otwarci i życzliwi dla turystów.

Fotografie pochodzą z książki dr Ludwiki Włodek "Wystarczy przejść przez rzekę"


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy