Tej wyspy nigdy nie odwiedzisz. Wejście kończy się śmiercią
Podróż w to miejsce może skończyć się śmiercią. Taki los spotkał kilka lat temu m.in. chrześcijańskiego misjonarza, który chciał nawrócić żyjących na wyspie Sentinel ludzi. Do dziś nikt nie wie, ilu Sentinelczyków zamieszkuje to miejsce, a oni sami nie chcą mieć żadnego kontaktu ze światem.
Powierzchnia szczelnie przykryta lasem — tak wygląda wyspa Sentinel z lotu ptaka. Zamieszkuje ją plemię, które nie ma żadnego kontaktu ze światem i mieć go nie chce. To miejsce, w którym ludzie nie znają pisma, rolnictwa, a być może i nie wiedzą, jak rozpala się ogień.
Zobacz również: Ile w tym roku trzeba będzie wydać na wakacje? Tak drogo jeszcze nie było
Wyspa Sentinel Północny leży na wschód od wybrzeża Indii. Od 1947 roku jest częścią terytorium Andamany i Nikobary, ale jej mieszkańcy są autonomiczni. W 1997 roku wyspa została objęta 3-milową strefą ochronną. Władze wydały zakaz zbliżania się do otoczonej strefą ochronną wyspy. Próby kontaktu mogą się skończyć również tragicznie dla ludzi zamieszkujących wyspę — zagrażają im choroby, na które nie są odporni.
Wizyty z zewnątrz są ograniczone do tzw. podróży z podarunkami, w trakcie których małe grupy przedstawicieli władz i naukowców pozostawiają mieszkańcom wyspy dary takie jak banany czy orzechy kokosowe.
Co jakiś czas pojawiają się jednak śmiałkowie, którzy na wyspę próbują się dostać nielegalnie. Jak w wielu przypadkach wygląda finał takiego spotkania, nietrudno się domyślić. Spotkanie kończy się śmiercią lub aresztowaniem przez władze Indii.
Sentinelczycy zabijali rybaków, którzy przypadkiem podpływali do ich wyspy. Chwile grozy przeżyła tu w 1981 roku załoga statku, który osiadł na mieliźnie. Jej członkowie musieli zostać ewakuowani helikopterem, ponieważ tubylcy chcieli ich zaatakować. Do tej pory mieszkańcy wyspy "witają" przybyszów z zewnątrz włóczniami i strzałami. Kierowali je nawet w stronę przelatujących samolotów.
Zobacz również: To wydarzy się między 2022 a 2016 rokiem. Naukowcy ostrzegają
Tych historii nie wziął sobie do serca Amerykanin John Allen Chau, który w 2018 roku nielegalnie dostał się na wyspę. 26-latek udał się na Sentinel Północny z zamiarem nawrócenia jego mieszkańców na chrześcijaństwo. Dostał się tam nielegalnie, korzystając z pomocy rybaków. Ostatni odcinek swojej podróży pokonał kajakiem. Miał ze sobą podarunki, w tym rybę i piłkę futbolową.