Reklama

Trzy godziny od granicy z Polską i takie widoki. Region w Czechach idealny na weekend

Zielone wzgórza, majaczące wśród nich wieże kościołów i katedr, majestatyczne zamki górujące nad miasteczkami, rynki, które śmiało mogłyby stanowić scenerię do filmów i baśni. Wysoczyzna – kraina w Czechach, która poleca się do zwiedzania na weekend i nie tylko.

"Czeska Toskania". Określenie, które spada jak grom z jasnego nieba gdy jedziemy między pagórkowatymi krajobrazami bogato obsypanymi zielenią, czasami rzepakiem i kwitnącymi łąkami. Gdzieniegdzie trafiają się jeszcze rzucone w otchłań pól krzyże i kapliczki - kamienni strażnicy przeszłości. Wysoczyzna to kraina w Czechach, która potrafi zauroczyć (oczywiście nie fatalnie) i rozkochać w sobie niejednego turystę. Pod warunkiem, że przybywa tu, bo chce poznać lokalną kulturę i historię, a nie tylko "odhaczyć" kolejne miejsca na liście.

"Tutaj kończy się chleb i zaczyna kamień", mawiano niegdyś o Wysoczyźnie. Warto podążać wyznaczonymi szlakami, ale i trochę się zgubić. Bo to region, w którym nie ma wielkich miast czy miejsc dla osób łaknących szeroko pojętej nocnej rozrywki - zamiast tego czekają was scenerie niczym z filmów, bajeczne zamki, ogrody i malownicze pejzaże sunące się leniwie wokół asfaltowych dróg.

Reklama

Region może się pochwalić nie tylko pięknymi krajobrazami. Trzy znajdujące się tu zabytki trafiły na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Oto i one:

  1. Třebíč: dzielnica żydowska i bazylika św. Prokopa
  2. Telč: centrum historyczne,
  3. Žďár nad Sázavou: kościół pielgrzymkowy pod wezwaniem św. Jana Nepomucena na Zielonej Górze.

- Wysoczyna to region jeszcze nie do końca odkryty przez turystów. Dlatego jeśli ktoś poszukuje miejsca z dala od tłumów, w którym nie jest aż tak gwarno, to warto tu zajrzeć. To przede wszystkim region urozmaicony, a dobrą bazą wypadową w różne obszary może być Igława (Jivlaha), stolica Wysoczyzny. Turyści mogą podróżować samochodem, autobusem, koleją, jest też trochę tras rowerowych - mówi Václav Prchal, przewodnik z regionu Třebíčsko.

- Weekendowy wypad zacząłbym od zwiedzania Igławy, a następnie ruszyłbym trasą zabytków UNESCO. Na pewno wybrałbym się też w plener - nasz region słynie z bogactw natury - podkreśla Prchal.

Amatorzy aktywnego wypoczynku mogą spróbować swoich sił podczas wspinaczki na Cztery Młoty (Čtyři Palice) czy Dziewięć Skał (Devět skal). W okolicach szczytu Žákova hora można pospacerować po puszczy. Jest również propozycja dla fanów sportów wodnych - tutaj polecają się okolice miasta Bystřice nad Pernštejnem.

- Na Wysoczyźnie jest pięknie przez cały rok, ale jeśli chcemy uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, najlepiej odwiedzić nas od kwietnia do października - dodaje Prchal.

Zobacz też: Tajemnicze miejsce w Beskidzie Żywieckim. Przysypane ziemią. Poznamy prawdę?

Trzebicz: kameralna perełka na mapie Wysoczyzny

Chociaż Igława może być świetną bazą wypadową w różne części Wysoczyzny, warto wziąć pod uwagę weekendowy pobyt w miasteczku Trzebicz (Třebíč) położonym w zachodniej części Moraw, pomiędzy Igławą a Brnem.

Miasteczko to idealny wybór dla osób, które lubią trochę powłóczyć się krętymi uliczkami nawet bez konkretnego planu na zwiedzanie. Tutaj na każdym kroku możemy trafić na coś, co przyciągnie naszą uwagę - niezależnie od tego, czy będzie to zabytek z XII-wiecznym rodowodem czy kawiarnia lub pub. W przypadku tego drugiego lepiej wcześniej sprawdzić godziny otwarcia - kawiarniane i knajpiane życie zamiera tu dość szybko. 

Dlatego Trzebicz to propozycja przede wszystkim dla osób, które chcą coś zobaczyć w trybie "bez pośpiechu" i z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Niewielkie domki, brukowane uliczki, kwiaty pnące się po murach, widoki rodem z pocztówek... Taka może wydawać się współczesna, emanująca spokojem Trzebicz. Jeżeli jednak chcemy poznać, co też skrywa się za jej murami, naprawdę warto odwiedzić kilka miejsc i wziąć pod lupę ich historie.  

Karlovo náměstí, czyli plac Karola. To główny miejski rynek otoczony kamienicami - w jego centrum znajduje się rzeźba św. Cyryla i Metodego. Waszą uwagę z pewnością zwróci Malovaný dům, czyli Malowany dom, pokryty z zewnątrz czarno-białym sgraffito w kształcie liści. Dekoracja fasady wyróżnia go na tle innych budynków. Tuż obok niego, ku górze prowadzi uliczka, nad którą góruje wieża kościoła św. Marcina. Powstała w XIV wieku, kiedy to miejscowość uzyskała prawa miejskie. Do 1716 roku była osobną budowlą, wchodzącą w skład systemu obronnego miasta. Jej wysokość wraz z krzyżem wynosi 75 metrów. Znajdujący się na niej zegar znajduje się w gronie największych w Europie.

Początki miasta mają związek z założeniem klasztoru benedyktynów w 1101 roku. Na liście ważnych zabytków znajduje się monumentalny, romańsko-gotycki kościół z zamkiem. Mowa o Bazylice św. Prokopa, czeskiej perle średniowiecznej architektury, która od 2003 roku widnieje na liście UNESCO. Surowe mury świątyni kontrastujące z barwną romańską rozetą zdobiącą apsydę sprawiają, że z miejsca przenosimy się w czasie. Wnętrze robi wrażenie - trójnawowa bazylika ma długość 65 m, a szerokość 27 m. 

Do północnej części przylega prostokątny romański przedsionek, w którym znajduje się portal prezentujący motywy ze Starego Testamentu (Portal paradisi) z XIII wieku. W czasach, gdy świątynia była używana do świeckich celów, został on zamurowany. Ponownie odsłonięto go w 1862 roku. W północnej nawie znajduje się kaplica opacka zdobiona malowidłami ściennymi pochodzącymi z XII wieku. Ciekawostka: to drugie najstarsze freski na Morawach. Podziemia bazyliki skrywają romańską kryptę z krzyżowym i żebrowym sklepieniem. Pod koniec XVI wieku służyła ona jako... piwnica browaru.

Obowiązkowym punktem wycieczki po mieście jest dzielnica żydowska. Zachowały się dokładnie 123 domy i budynki ratusza, rabinatu, szpitala, szkoły i domu dla ubogich. Turyści mogą też zwiedzić zbudowany w XVIII wieku dom, który znajduje się nieopodal synagogi. To szansa, by zobaczyć, jak mieszkali ówcześni mieszkańcy: we wnętrzach zaaranżowano kuchnię i sypialnię, można też wejść do znajdującego się na parterze żydowskiego sklepu.

Na terenie dzielnicy znajdują się dwie synagogi - w jednej z nich, Synagodze Tylnej (Zadní synagoga), prezentowane są dzieje dawnych mieszkańców. Obok synagogi prowadzi dość stroma ścieżka, którą można się wspiąć na wzgórze, na którym znajduje się cmentarz żydowski, na którym znajduje się niemal 3 tys. kamiennych nagrobków. To największy tego typu cmentarz w Czechach.

Zobacz też: Baseny termalne, sielskie krajobrazy. Polacy rzadko tu zaglądają, a wyspa na Słowacji to istna perełka

Telcz: miasteczko jak z bajki

Teraz udajemy się do miasta, do którego przylgnęło określenie "jak z bajki". Telcz uchodzi za jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Czechach i zarazem najpiękniejsze miasto Moraw. Legenda głosi, że powstało w 1099 roku. W XIV wieku przybył tu ród Vítkovców, który zbudował zamek, kościół i domy wokół rynku. Niestety, strawił je pożar. I wtedy, po wielu, wielu latach pojawił się on: Zachariasz z Hradca. Mężczyzna był jednym z uczestników wyprawy wielmożców czeskich do Genui. Architektura włoskiego miasta oczarowała go na tyle, że postanowił przemycić nieco renesansu do Telczy. Przy głównym placu zaczęły pojawiać się domy wznoszone w tym stylu, metamorfozę przeszedł również pałac.

I to z tego właśnie rynku otoczonego kolorowymi kamienicami i arkadami, pod którymi znajdują się kawiarnie i sklepiki, słynie miasto. Miejsce to uchodzi za jeden z najpiękniejszych rynków w Europie. Skoro Wysoczyzna może się kojarzyć z "czeską Toskanią", śmiało możemy powiedzieć, że Telcz to miejsce, w którym odkryjemy "włoski renesans". Z rynku prowadzi wiele urokliwych uliczek, które wręcz proszą się o ty, by nimi pobłądzić.

Kolejnym obowiązkowym punktem wycieczki jest tutejszy zamek, uchodzący za morawską perłę architektury renesansu. W zamku warto zobaczyć pokoje ostatnich jego mieszkańców, bibliotekę, szatnię ze zbiorem historycznych ubrań i akcesoriów. Z kolei w Złotej Sali warto spojrzeć w górę - nad naszymi głowami znajdują się kasetony z rzeźbami. W pomieszczeniu możemy też zobaczyć obrazy prezentujące przodków Zachariasza. W trakcie zwiedzania warto też udać się do pałacowych ogrodów.

Zobacz też: Już nie Turcja. Oto nowe kierunki wybierane na wakacje 2024

Czeski Wersal

Ruszamy dalej. Kolejne miejsce na Wysoczyźnie z pewnością zrobi na was wrażenie. Ogromne wrażenie. W miejscowości Jaroměřice nad Rokytnou znajduje się pałac, określany mianem "czeskiego Wersalu". Jest on nierozerwalnie związany z muzyką - a to dzięki żyjącemu na przełomie XVII i XVIII wieku podróżnikowi i mecenasowi sztuki Janowi Adamowi von Questenberg. To właśnie tu w 1730 roku miała miejsce premiera pierwszej czeskiej opery "O założeniu miasta Jaroměřic" Antonína Míčy, obecnie odbywa się tu międzynarodowy festiwal operowy Petera Dvorskiego.

Turyści mogą zwiedzić muzyczne saloniki, salę balową, Gabinet Chiński czy Salę Terrena ze znajdującymi się obok rzymskimi łaźniami. Wokół pałacu rozpościera się park w stylu francuskim, który przechodzi w park w angielskim stylu położony nad rzeką Rokitną.

Pałac i park to nie jedyna perełka w tym miejscu - integralną częścią zamku jest kościół św. Małgorzaty. Barokowa budowla pochodzi z pierwszej połowy XVIII wieku. We wnętrzu uwagę zwraca bogactwo zdobień, a zwłaszcza znajdujący się na sklepieniu kopuły ogromnych rozmiarów fresk namalowany w 1734 roku przez Karla Františka Teppera. Jeszcze w połowie ubiegłego wieku świątynia znajdowała się w ręcz w opłakanym stanie. Została wówczas uratowana dzięki dziekanowi Václavowi Küchlerowi i miejscowych parafian. Ostatnia renowacja świątyni miała miejsce w 2022 roku i obejmowała m.in. wspomniany fresk. Z kolei dzięki przebudowie udało się udostępnić zwiedzającym południową wieżę, z której rozpościera się widok na zamkowy ogród.

Zobacz też: Oradea. Secesyjna perełka godzinę lotu z Polski. Idealna na city break

Zdziar nad Sazawą: symbolika "na piątkę"

Kolejnym malowniczym punktem wycieczki po Wysoczynie jest miasto położone w centralnej części Masywu Czesko-Morawskiego. To Zdziar nad Sazawą (Žďár nad Sázavou), który słynie z pałacu i kościoła pielgrzymkowego św. Jana Nepomucena na Zielonej Górze. 

Nim jednak dane nam będzie z bliska podziwiać czeski skarb z listy UNESCO, czeka nas krótka wspinaczka. Warto jednak podjąć ten trud - nawet w strugach deszczu - i na własne oczy zobaczyć wyjątkową architekturę jednej z najbardziej oryginalnych budowli w Europie. Wszystko zostało tu zaprojektowane "na piątkę". Dlaczego? Wszystko ma związek z pewną legendą.

Budowlę wzniósł architekt Jan Błażej Santii-Aichla, którego zainspirowały życiowe losy Jana Nepomucena. Według podań, czeski święty w 1393 roku zginął dlatego, że nie chciał zdradzić królowi tajemnicy spowiedzi królewny. Był torturowany przez długi czas, a później jego ciało zostało zrzucone z Mostu Karola w Pradze do Wełtawy. Ponoć wtedy nad miejscem utonięcia pojawiło się pięć gwiazd - od tego momentu wspomniana cyfra i gwiazda uchodzą za symbole świętego.

Legenda tak zainspirowała Santiniego, że ten postanowił przełożyć ją na język architektury. Pełno tu symboliki, a niemal wszystko ma związek z cyfrą pięć. Do kościoła prowadzi pięć bram, wokół znajduje się pięć kaplic, a w środku - pięć ołtarzy. Świątynia znajduje się też w rzucie poziomym na pięcioramiennej gwieździe. W pobliskim klasztorze znajduje się pięć bram, pięć kaplic, z kolei w kościele pięć ołtarzy. Na głównym znajduje się pięć gwiazd. 

Pod sufitem świątyni znajduje się natomiast sporych rozmiarów czerwony język, który symbolizuje przysłowiowe "trzymanie języka za zębami" przez Jana Nepomucena. I na koniec kolejna ciekawostka: gdy w XVIII wieku specjalna komisja badała zwłoki świętego, jej członkowie stwierdzili, że jego język w porównaniu do innych części ciała był dobrze zachowany.

Ponoć kościół na Zielonej Górze nadal nie odkrył przed badaczami wszystkich tajemnic - do dziś trwają poszukiwania ukrytego korytarza prowadzącego z kościoła do klasztoru cystersów w pobliskim zamku.

U stóp kościoła św. Jana Nepomucena znajduje się klasztor cystersów, wzniesiony w 1252 roku. Pod koniec XVII wieku doszło tu do wielkiego pożaru. Obiekt w kolejnym wieku przebudowano zgodnie z projektem Santini-Aichela. Jednak gdy po raz kolejny w klasztorze wybuchł pożar, opat zwrócił się z prośbą do cesarza Józefa II Habsburga o jego zamknięcie. Od tamtej pory służy on jako pałac.

Początkiem lat 90. XX wieku do Zdziaru nad Sadzawą powróciła rodzina Kinských, której udało się odzyskać swój majątek.  W 2015 roku w budynku byłego browaru pałacowego zostało otwarte interaktywne Muzeum Nowej Generacji, które ukazuje historię tego miejsca. Warto przenieść się w czasie i wyruszyć wyznaczoną trasą przez wnętrza obiektu. Nie zapomnijcie też o przechadzce przez zamkowe ogrody - dziedzińce, mury i zakamarki sprawiają, że czujemy się jak główni bohaterowie i bohaterki filmu kostiumowego.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czechy | podróże
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy