Reklama

Ani 500, ani 800 plus tu nie pomoże. Problemy matek w Polsce tkwią w innym miejscu

Wypalenie rodzicielskie w Polsce jest najwyższe wśród 42 badanych krajów, wyprzedzamy Belgię, USA, Wielką Brytanię i Niemcy. Polscy rodzice odczuwają objawy wypalenia przynajmniej raz w miesiącu. 13 proc. matek żałuje, że ma dzieci.

Polacy najbardziej wypalonymi rodzicami

Badanie przeprowadzone przez zespół dr Doroty Szczygieł pokazało, że Polacy są najbardziej wypalonymi rodzicami. W ogólnoświatowej ankiecie wzięło udział 17 409 osób, z czego 12 364 stanowiły matki. Naukowcy pytali o 23 przejawy wypalenia rodzicielskiego odnoszące się do czterech obszarów: wypalenie emocjonalne, utrata przyjemności z bycia rodzicem, dystansowanie się emocjonalne od dzieci (nieokazywanie im uczuć), poczucie ogromnej różnicy pomiędzy wyobrażeniem siebie jako rodzica przed pojawieniem się dzieci i po ich narodzinach. Okazuje się, że ponad 4 proc. polskich matek i 2 proc. ojców, odczuwa symptomy wypalenia przynajmniej raz w tygodniu. To najwyższy wynik spośród 42 badanych krajów. Co jest tego przyczyną? Z jakimi problemami muszą mierzyć się współczesne matki? Co sprawia im największe trudności? Czego się boją? W Dniu Matki oddajemy im głos.

Reklama

Zobacz również: Polska największym homofobem Unii Europejskiej. Czwarty raz z rzędu

"Zachowanie zdrowego rozsądku to chyba największe wyzwanie współczesnych matek"

Społeczna presja, ocenianie, oczekiwanie, że one i ich dzieci będą doskonałe w każdym calu, to bardzo niebezpieczny efekt idealizowania macierzyństwa i tworzenia wizji perfekcyjnej w każdym calu matki.

"Każda matka jest pod stałą presją społeczną. [...] Stale staramy się spełniać oczekiwania i wymagania współczesnego świata. Nawet wyjście na spacer to nieustanna okazja do bycia ocenianym. A to sąsiadka przyczepi się o brak czapeczki, a to pani w kolejce na poczcie skrytykuje płacz dziecka, a to inna mama na placu zabaw zje wzrokiem za karmienie dziecka drożdżówką. Przy starszych dzieciach dochodzi ocena dotychczasowych osiągnięć matki (przecież dziecko jest już duże, więc pora podsumować jego wychowanie). Bycie dzieckiem zbyt nieśmiałym lub zbyt śmiałym, za bardzo ruchliwym, lub nadto statecznym - stanowi źródło rozważań sąsiedztwa, ciotek, babć i koleżanek. [...] Zachowanie zdrowego rozsądku to chyba największe wyzwanie współczesnych matek ". Mówi Katarzyna, mama dwóch chłopców w wieku pięciu i ośmiu lat.

W podobnym tonie wypowiada się też Kamila, mama rocznej Heleny, która rozważa, czy powinna trochę dłużej zostać ze swoim maleństwem, czy wrócić do pracy. "Czuję presję, że jeśli zdecyduję się zostać w domu, to zacznę być postrzegana jako patologiczna matka, bo nie pracuję, a tylko zajmuję się dzieckiem. Ludzie często widzą to jako nicnierobienie".

Przed kreowaniem fałszywego, wyidealizowanego obrazu matki przestrzega psycholożka, doktor Anna Szymanik-Kostrzewska z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, która wypowiada się dla Interii: 

Ekspertka dodaje, że efektem przedstawiania macierzyństwa jedynie od jego pozytywnych stron jest postępujące wypalenie rodzicielskie oraz maskowana depresja. 

Zobacz również: Kiedy mama umiera, Dzień Matki zmienia się już na zawsze

Co trzecia matka dziecka w wieku poniżej 9 lat nie pracuje

Według badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego, opublikowanych w marcu 2023 roku, nawet 30 proc. matek dzieci w wieku 1 - 9 lat nie ma pracy. 77 proc. z nich, jako powód podaje konieczność opieki nad potomstwem. Im starsze dzieci, tym więcej kobiet podejmuje pracę, jednak często muszą one godzić się na gorsze warunki, czy pracę niezgodną z ich kompetencjami.

Kamili właśnie kończy się urlop macierzyński. Pełna stresu dzwoni do pracodawcy, by poinformować go o chęci powrotu, w dziale kard dowiaduje się, że jej umowa nie zostanie przedłużona, bo przedsiębiorstwo nie ma zamiaru utrzymywać już jej stanowiska. Kobieta, dopóki przebywa na urlopie macierzyńskim, jest chroniona prawem, ale nie ma regulacji, które zabraniały pracodawcy zwolnić ją po powrocie do pracy. Kamila jest pełna rozterek: jeśli znajdzie i zacznie nową pracę, Helena będzie musiała iść do żłobka, co może wiązać się z częstymi chorobami dziecka i nieobecnością jego mamy w pracy. Jej nowy pracodawca na pewno nie uzna takiej sytuacji za zaangażowanie ze strony młodej mamy.

Z sytuacją, której obawia się Kamila, musiała uporać się Karolina. Jej najmłodszy syn, po rozpoczęciu zajęć w żłobku, tak często chorował, że dla jego mamy najlepszym rozwiązaniem był urlop wychowawczy. Karolina po pięciu latach, w czasie których urodziła trójkę dzieci, chce wrócić na rynek pracy — nie jest to jednak łatwe. Jej dotychczasowe zajęcie, które często wymagało nadgodzin i opieka nad Arkadiuszem, Adą i Jakubem, są praktycznie nie do pogodzenia. Ostatnio była w jednej z dużych korporacji na spotkaniu "dla mam". Okazało się jednak, że warunki, które im zaproponowano, niczym nie różniły się od standardowych, więc opatrzenie spotkania tytułem "dla mam" było jedynie piarowym posunięciem. Karolina mając trójkę, nadal małych, dzieci szuka zatrudnienia na pół etatu lub zajęcia z elastycznymi godzinami pracy.

Maria, mama dwóch nastolatek, Julii i Leny, wspomina natomiast swoje rozmowy kwalifikacyjne, gdy jako młoda mama chciała zacząć nową pracę:

Choć prawo zabrania zadawania takich pytań, to Maria spotykała się z nimi na każdej [sic!] ze swoich rozmów kwalifikacyjnych.

Marta, mama Leona i Zofii zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię w tym kontekście: 

"Jeśli pracujesz osiem godzin, potem musisz dojechać do przedszkola, czy odebrać dziecko od dziadków, wrócić do domu, ugotować obiad, pomóc w lekcjach, robi się już wieczór, a dzieci (przynajmniej nasze) wcześnie chodzą spać. Wychodzi na to, że czasu spędzonego z nimi zostaje jakaś godzina — półtorej dziennie. To jest kuriozalna sytuacja. Decydujemy się na dziecko po to, żeby spędzać z nim przez pięć dni w ciągu tygodnia półtorej godziny?".

Do podobnych wniosków dochodzą autorzy raportu "Mama wraca do pracy - bariery behawioralne i kierunki wsparcia":

Ani 500, ani 800 plus tu nie pomogą

Podczas gdy politycy uprawiają licytację, kto da więcej pieniędzy polskim matkom, one wcale nie chcą państwowej jałmużny, ważniejsze są dla nich warunki, które pozwalałby im samodzielnie zarabiać na rozwijanie talentów swoich dzieci.

Katarzyna zwraca uwagę na problemy z dostępnością żłobków i trudności w zapewnieniu dzieciom opieki: "Co może dać młodej mamie 500+, jeśli nie ma dla jej dziecka miejsca w placówce państwowej, a proces rekrutacji do żłobka czy przedszkola przypomina rekrutację na stanowisko dyrektora generalnego dużej korporacji? [...] W szkołach głównym problemem jest MASA dni wolnych od nauki oraz zajęć świetlicowych. Ferie bożonarodzeniowe, ferie zimowe, długie weekendy oraz wakacje, których łącznie uzbiera się więcej niż urlopu obojga rodziców, dla osób bez wsparcia rodziny to naprawdę spory problem. Osobiście wolałabym, aby państwo zapewniło dzieciom właściwą opiekę, umożliwiającą rodzicom uczciwe zarabianie i inwestowanie w rozwój talentów dzieci, niż 500+ a nawet 800+, które nie pomagają wyjść wielu osobom z błędnego koła braku zatrudnienia".

Marta, mama Leona i Zofii także mówi o lęku, który towarzyszy jej i mężowi codziennie: "Z jednej strony musisz zarabiać na dom i robisz to dla dzieci — nie po to, żeby jeździć na Kajmany i mieć więcej i więcej — tylko żeby godnie funkcjonować. A z drugiej strony chcesz poświecić dzieciom wystarczająco dużo czasu. Ciągle zadajemy sobie pytanie: ile to jest wystarczająco? Czy zapisać je na jeszcze jedne zajęcia, bo angielski się przydaje, czy może jednak dodatkowe lekcje z języka w wieku siedmiu lat to przesada? Natłok dzisiejszych możliwości rodzi problem w znalezieniu balansu pomiędzy życiem zawodowym, szkołą, relaksem i zajęciami dzieci. Z tym chyba każdy rodzić boksuje się codziennie".

Aleksandra zwraca uwagę, że zamiast 500+ wolałaby, aby państwo inwestowało w opiekę psychiatryczną i psychologiczną dla dzieci. "Umówienie się na wizytę do psychologa, nawet prywatnie, to w tej chwili nie lada wyczyn. Terminy są bardzo odległe. Myślę, że to byłaby ogromna pomoc, gdybyśmy mogli dowiedzieć się od psychologa, w jaki sposób powinniśmy rozmawiać z naszym dorastającym synem. Pomimo naszych starań, boimy się, że możemy utracić z nim kontakt jeśli w tym trudnym etapie dorastania, nie będziemy umieli odpowiednio się z nim komunikować".

Matka pracująca — kobieta dyskryminowana

Kiedy wreszcie uda się matkom znaleźć zatrudnienie i rozwiązać wszystkie logistyczne trudności, podejmują pracę i tutaj także pojawiają się problemy:

"Kobiety wracające do pracy są albo czują się, dyskryminowane. Do najczęściej występujących przykładów dyskryminacji należą: gorsze traktowanie wynikające z przekonania, że nie będą się tak dobrze jak inni wywiązywać z obowiązków zawodowych, czy powierzanie im mniej ciekawych, czy ambitnych zadań. Kobiety podczas badania deklarowały, że ocena ich pracy wynikała niekiedy z faktu, iż są matkami, a nie była jedynie wynikiem merytorycznej oceny". Piszą eksperci z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Anna Szymanik-Kostrzewska przywołuje badania, które pokazują, że matki mają dużo większą podzielność i przerzutność uwagi, są lepiej zorganizowane, multifunkcjonalne, zaradne, elastyczne w działaniu, szybciej i efektywniej, niż kobiety bezdzietne, radzą sobie z trudnymi zadaniami i problemami, bo są do tego przyzwyczajone. W teorii matki powinny być więc poszukiwanymi pracownikami — w teorii, bo stereotyp przypisujący matce tylko jedną rolę społeczną okazuje się wyjątkowo silny.

Macierzyństwo w dobie internetu

Mamy, szczególnie starszych dzieci, często podkreślają trudność, jaką jest wychowanie potomstwa w dobie internetu, social mediów i różnego rodzaju komunikatorów. To problemy, z którymi wcześniejsze pokolenia matek nie musiały sobie radzić, obecne rodzicielki nie mogą więc skorzystać z ich doświadczeń i muszą same próbować znaleźć drogę w gąszczu informacyjnej sieci.

Aleksandra, mama Hanny i Juliana, zwraca uwagę, że bardzo trudno jest zapanować nad treściami, które trafiają do jej nastoletniego syna. Wraz z mężem starają się rozmawiać z Julianem na ten temat i kontrolować treści, które do niego docierają. Jednak wymaga to od nich dużo pracy i czasu, bo ciągle muszą być na bieżąco z młodzieżowymi trendami i tym, co dzieje się w świecie influencerów. Z drugiej strony, uważają, że nie mogą swojej kontroli posuwać zbyt daleko. Chcą okazywać synowi zaufanie, więc nie przeglądają jego telefonu czy nie żądają haseł do kont w mediach społecznościowych.

Oddzielną kwestią, na którą zwraca uwagę Aleksandra, jest mnogość kont i komunikatorów w różnych serwisach. Jeśli dziecko stałoby się ofiarą internetowego bullyingu, bardzo trudno byłoby wyśledzić, skąd biorą się krzywdzące go treści, właśnie ze względu na liczbę portali i profili, które obsługują młodzi ludzie.

Marta, której córka dopiero rozpoczyna szkolną edukację, martwi się seksualizacją kobiet i luźnym podejściem młodzieży do seksu, które często widoczne jest między innymi w social mediach i przestrzeni internetowej. "Kiedy my oglądałyśmy film "Galerianki" to było odrażające, a teraz śledząc treści w internecie, można dojść do przekonania, że uprawianie seksu dla drogich prezentów czy pokazywanie nagiego ciała za pieniądze to nie powód do wstydu, ale całkiem zwyczajny sposób zarabiania".

Karolinie sen z powiek spędza pytanie: kiedy powinni wraz z mężem wręczyć swojemu najstarszemu synowi pierwszy telefon komórkowy (chłopiec od września zaczyna pierwszą klasę). Maria boi się o wzorce zachowań, jakie social media przekazują jej nastoletnim córkom. Kobiecie nie podoba się przekaz płynący od wielu młodych influencerów, że najważniejsze w życiu są pieniądze, modne ubrania i znajomości.

Matczyne zmartwienia: aborcja i ekologia

Aleksandra i Marta podzielają obawy związane z ustawodawstwem: "Transformacja związana z zaostrzaniem przepisów i prowadzeniem rejestru ciąż budzi we mnie obawy. Dzisiaj cieszę się, że już nie będę miała dzieci i martwię się o to, co w przyszłości czeka moją córkę, jeśli nic się nie zmieni i wszystko będzie szło w tym kierunku. Dobrze wiem, jak każda kobieta, że różne rzeczy się zdarzają" - mówi Marta i dodaje:

Kamila natomiast wspomina o swoich obawach, jeszcze zanim podjęła decyzję o macierzyństwie, odnośnie ekologii i zmian klimatycznych. "Kiedy zastanawiałam się nad dzieckiem, martwiłam się o jego przyszłość (i nadal się o nią martwię): powodzie, huragany, susze, brak żywności, katastrofy ekologiczne — nawet jeśli dzieje się to już na naszych oczach, to myślimy o tym w kategoriach odległej przyszłości, ale nasze dzieci będą musiały się z tym zmierzyć. Chcę dla Helenki jak najlepiej i zmiany, które zachodzą teraz na Ziemi, martwią mnie w kontekście jej przyszłości". 

Mity wychowawcze, które niszczą szczęśliwe dzieciństwo

Doktor Anna Szymanik-Kostrzewska dokłada do głosu matek jeszcze jedną kwestię, z której wiele z nich zapewne nie zdaje sobie sprawy. Psycholożka przywołuje pojęcie mitów wychowawczych.

"Jako pierwszy pisał o tym w 2010 roku profesor Janusz Trempała: idealiści wychowania wpoili nam przekonanie, że dziecko jest najważniejsze i musi dostać wszystko, co najlepsze, a zadaniem rodzica jest zapewnienie mu szczęśliwego dzieciństwa. Brzmi bardzo logicznie: dziecko dla wielu rodziców jest najważniejsze, co wynika z procesów adaptacyjnych. Młody potomek, ktoś, kogo kochamy - trzeba mu zapewnić zaspokojenie jego najważniejszych potrzeb. Jednak kryje się w tym pewna przewrotność: skoro dziecko jest zawsze najważniejsze na świecie, to rodzic nigdy nie będzie ważniejszy. Prowadzi to do spychania potrzeb i problemów rodziców na dalszy plan. Liczy się jedynie inwestycja w szczęście dziecka. Tylko że to się nie sprawdza.

Ekspertka dodaje, że jest jeden warunek, aby czas spędzony z rodzicem był dla dziecka szczęśliwy: ten rodzic także musi być szczęśliwy. Musi cieszyć się z chwil spędzanych ze swoim potomstwem, a jak pokazują badania przytoczone na początku artykułu, wielu polskich rodziców tej radości nie odczuwa, bo są wypaleni, przemęczeni, zagonieni, pełni lęku o to, czy się sprawdzają w swojej roli i tak skupieni na dziecku, że zaniedbują swoje poczucie szczęścia.

Anna Szymanik-Kostrzewska zwraca uwagę na jeszcze jeden, bardziej niebezpieczny mit wychowawczy: rodzic jest odpowiedzialny za szczęście swojego dziecka.

"Człowiek nie jest odpowiedzialny nawet za własne emocje, one po prostu się pojawiają i pozostaje sobie z nimi radzić, więc tym bardziej nie można oczekiwać, że będzie odpowiedzialny za odczuwanie szczęścia przez dziecko. Jeśli dziecko jest nieszczęśliwe, to rodzice postrzegają to jako swoją porażkę. Takie poczucie odpowiedzialności za szczęście dziecka rodzi lęk i prowadzi do obwiniania się. Sytuacja, kiedy rodzic daje sobie wmówić, że jest odpowiedzialny za wszystko, co robi jego dziecko i za każdy jego stan psychiczny, prowadzić to może do depresji i wypalenia". 

Zobacz również: Chęć do pracy nie ma numeru PESEL

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: matka | wychowanie | macierzyństwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama