Chcą być w końcu usłyszane. "Zetki" są gotowe walczyć o swoje prawa
W mediach określane jako niezaangażowane, leniwe, nieświadome. Młode kobiety z Pokolenia Z udowadniają, że nie tylko zdają sobie sprawę z kosztów, jakie poniosły poprzednie pokolenia, by one mogły same o sobie decydować, ale widzą też, jak wiele w kwestii praw kobiet jest jeszcze do zrobienia. Chcą być usłyszane, dążą do równouprawnienia pod każdym względem. Są kimś więcej, niż zamkniętymi w cyfrowym świecie "Zetkami". W rozmowie z Interią bezkompromisowo i szczerze wyznają, za co są wdzięczne, czego wciąż im brakuje i z czym, jako kobiety, wciąż muszą się mierzyć.

Spis treści:
Ich głos się liczy. "Zetki" o prawach kobiet
Dzień Kobiet to nie tylko okazja do świętowania osiągnięć kobiet na całym świecie, ale także moment refleksji nad wyzwaniami, przed którymi wciąż stoimy. Zainicjowane na początku XX wieku święto, ma swoje korzenie w ruchach robotniczych, walczących nie tylko o lepsze warunki pracy, ale też równouprawnienie kobiet w sferze politycznej i ekonomicznej.
W obliczu zmieniających się norm społecznych i rosnącej świadomości dotyczącej równouprawnienia, kobiety chcą więcej. Chcą być słyszane, mieć prawo wyboru. Głos przedstawicielek Pokolenia Z staje się coraz bardziej wyrazisty. Młode kobiety urodzone po 1995 roku, opisywane w mediach jako „Zetki”, mają do zaoferowania znacznie więcej niż sugerować mogą powielane sterotypy o ich braku zaangażowania w ważne społecznie sprawy. To one otwierają nowy etap zmian w postrzeganiu "słabej" płci i wyraźnie dążą w stronę siostrzeństwa – potrzeba równouprawnienia i bycia usłyszanym przez świat może nareszcie skutecznie zjednoczyć kobiety. W ich oczach feminizm nie jest tylko hasłem, ale kluczowym elementem dążenia do sprawiedliwości i równości. Oddajmy im głos w święto, które znaczy dla nich znacznie więcej niż pusty gest w postaci symbolicznego kwiatka i czekoladek. Ich opinie na temat praw kobiet, przyszłości równouprawnienia, celowości wprowadzenia feminatywów definiują bowiem nie tylko ich teraźniejszość, ale i naszą przyszłość.
Zobacz również:
Nicole: "O naszych sprawach powinny decydować kobiety"
Nicole to 28-letnia mama, zawodowo specjalistka od spraw społecznych. Nie chce, by mężczyźni reprezentowali sprawy, które potrafią zrozumieć tylko kobiety.
- Dla mnie, jako młodej kobiety, Dzień Kobiet jest bardzo ważny. Jest to święto, w którym myślę o tym, czego kobiety doświadczają na co dzień. Jesteśmy bardzo uczuciowe, ciężko nieraz nas zrozumieć a jednocześnie jesteśmy bardzo silne, ponieważ każda z nas codziennie toczy swoją walkę. O siebie, dzieci, rodzinę, pieniądze, dom, zdrowie... O wielu sprawach dotyczących naszej płci decydują mężczyźni, którzy nie wiedzą nic o naszych uczuciach, myślach, ciałach. Zdecydowanie w kwestiach dotyczących kobiet powinna decydować grupa reprezentatywna kobiet, nie mężczyzn!
Kobietom jest zdecydowanie trudniej, począwszy od zdrowia, przez naukę po pracę i pieniądze. Jestem oczywiście wdzięczna za to, że mamy prawa wyborcze oraz prawo do kształcenia się, ponieważ sama mam wykształcenie wyższe i dzięki temu mam możliwość zyskania pracy na lepszym stanowisku. Jestem za wszelkimi zmianami w kierunku docenienia i zmian doceniających nasz wysiłek. Ale niekoniecznie w języku. Feminatywy uważam za przesadę, to za duża językowa rewolucja, może przynieść szkodę wizerunkową, przez którą - tak jak przez ekstremistki feministyczne - możemy utracić w oczach tych, którzy w końcu powinni nas wysłuchać.
Natalia: "Do pełnego równouprawnienia jeszcze nam daleko"

Natalia uczy się w klasie maturalnej w jednym z krakowskich liceów. Planuje kontynuować edukację na studiach związanych z biologią lub chemią. Choć jest jeszcze bardzo młoda, Dzień Kobiet postrzega jako coś znacznie potężniejszego i ważniejszego od okazji do otrzymania upominku z kwiaciarni. Czuje i wie, że prawa kobiet, które już mamy, to powód do wdzięczności, ale też dopiero początek drogi do pełnej zmiany.
- Jestem wdzięczna głównie za prawo wyboru, że mogę zagłosować czy też wybrać co chcę robić w życiu, czym się zajmować, a nie tak jak było kiedyś ze kobiety siedziały w domu i zajmowały się jedynie dziećmi, sprzątaniem, gotowaniem... Jednak wydaje mi się, że pełni równouprawnienia dalej nie ma, bo ma się dobrze system, w którym jeśli jesteś mężczyzną, to możesz łatwiej dostać pracę albo więcej zarabiać. Jesteśmy przecież równi bez względu na płeć, prawda? Nadal są też zawody stricte "damskie" i "męskie". To niesprawiedliwe, bo przecież dlaczego mężczyzna nie może np. robić paznokci?
Tak zwana "góra", czyli decydenci, powinna się zająć głównie tym, aby każda kobieta mogła sama podejmować decyzje o swoim ciele, bo wprowadzając np. prawo do aborcji nie jest powiedziane że jest to zmuszenie kogokolwiek do robienia tego a jedynie wybór, który każdy powinien mieć. Jeśli chodzi o feminiatywy, to powinny być normalną częścią języka, uważam że dodają poczucia wartości dla kobiety, która może określić swój przykładowo zawód żeńską wersją słowa, niż taką, która jest nakierowana typowo na mężczyznę.
Karolina: "Nie odbierajcie nam prawa do decydowania o sobie"

Karolina jest 27-letnią dziennikarką i specjalistką ds. social mediów. Choć kocha kobiecość i wszystko, co z nią związane, widzi także, że sporo pracy czeka nas podczas wychodzenia z bagna stereotypów, które narosły wokół naszej emocjonalności i wrażliwości. Czy to czas, by udowodnić, że kobieca wrażliwość stanowi naszą siłę, nie słabość?
- Raczej na co dzień nie zastanawiam się nad tym, czy mam wystarczające prawa. Pewnie dlatego, że pracuję w środowisku, gdzie przeważają kobiety i czuję się tam bezpiecznie. Jednak na wielu płaszczyznach można dostrzec to, że jednak nie wszystko funkcjonuje na równi. Dla przykładu: luka płacowa na ten rok wynosi ok. 7,8% i uważam, że nie ma do tego żadnych podstaw. Nie uważam, aby kobiety mniej pracowały lub miały mniejsze wydatki. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ciągłą inflację, jest to niebywale krzywdzące. Warto wziąć pod lupę także odbieranie kobietom praw do decydowania o własnym ciele, mówiąc oczywiście o prawach do aborcji. Niedługo skończę 28 lat i do tej pory nie musiałam martwić się o kwestie porodu, czy planowania rodziny. Nie czuję się na tyle bezpiecznie, żeby mieć pewność, że np. jeżeli coś będzie nie tak z moją ciążą, lekarze się mną odpowiednio zaopiekują.
Zauważam, że kobietom nakłada się bardzo dużo łatek dotyczących naszych reakcji. Facet, gdy zareaguje emocjonalnie, najczęściej jest “stanowczy”, natomiast kobieta wtedy “przesadza”. Gdy chcemy czegoś więcej, określa się nas jako "księżniczki", a gdy zaczniemy płakać to zachowujemy się "nie na miejscu". Nie każda kobieta oczywiście jest bardziej emocjonalna, jednak raczej z natury, mamy w sobie większą wrażliwość, która wielokrotnie uznawana jest za "słabość", czy coś "gorszego".
Jeżeli chodzi o używanie feminatywów, to ogólnie zauważam, że w wielu przypadkach to "kwestia sporna" i już kilka dyskusji zaliczyłam z tego powodu. Jednak dla mnie to jest bardzo neutralny temat. Jeżeli jakaś kobieta woli nazywać się "lekarką", czy "dziennikarką", to ma do tego pełne prawo, przecież skoro chcemy równości, to dajmy sobie określać swój zawód jak chcemy. W tekstach zazwyczaj uwzględniam to, czy mój rozmówca woli być określany, tak czy siak. Natomiast jeżeli kobieta nie czuje się profesjonalnie z tym, że ktoś określa ją "psycholożką", to dla mnie też jest okej. Jednak osobiście sama często używam feminatywów i nie myślę, aby komukolwiek umniejszały.
Katarzyna: "To kobiety są silną płcią"

Katarzyna ma 28 lat i pracuje w nowosolskim Centrum Aktywności Społecznej na stanowisku dot. spraw społecznych. Twardo stąpa po ziemi i spoglądając na Dzień Kobiet bez różowych okularów widzi wyraźnie, jak stłumiony jest nadal w wielu palących kwestiach głos kobiet.
- Dzień Kobiet jest dla mnie ważny i powinien być taki dla wszystkich - dla kobiet, dla mężczyzn, dla ludzi starszych i młodszych. Jest to doskonała okazja do okazania wsparcia i uznania dla wszystkich "wojowniczek". W moich oczach to kobiety powinny być uznawane jako "silna płeć", bo nikt inny, jak one, potrafią udźwignąć tyle na raz i dosłownie wszystko ogarnąć. Bo kto, jak nie my, potrafi w jednym czasie ugotować obiad, rozwiesić pranie i przemalować sufit w kuchni. Opowiemy najlepszą bajkę o smokach, wyciągniemy groszek z nosa, na kilometr widzimy, że ktoś ma gorączkę. Potrafimy być matkami, babciami, ciociami, najlepszymi przyjaciółkami, pielęgniarkami i lekarzami, nauczycielami - naraz!
Patrząc na to, uważam, że płace na stanowiskach powinny być równe. Bo wiedza i doświadczenie nie ma płci. Głos kobiet jest silny, ale nie wszędzie możemy się nim przebić. Są sprawy, w których nasz głos powinien być szczególnie ważny, zwłaszcza, jeśli chodzi o nasze ciało, zdrowie i życie. Nie zawsze jednak jest to brane pod uwagę. Uważam, że od "psycholożki" czy innych żeńskich odpowiedników, ważniejsze jest szanowanie naszego zdania i opinii. Możemy głosować, a nie możemy decydować o... własnym porodzie.
Gabriela: "Siłę fizyczną każdy może nabyć - wrażliwości już nie"

Gabriela niebawem skończy 19 lat, uczy się w VIII LO w Krakowie, chce studiować prawo, a następnie dostać się na aplikację prokuratorską. Tegoroczna maturzystka chętnie walczy ze stereotypowym podejściem do tzw. "zadowów męskich i damskich", bo sama musiała mierzyć się z uprzedzeniami.
- Uważam, że Dzień Kobiet to świetne święto — wszystkie możemy poczuć się wyjątkowe, że mamy swój dzień. To też doskonała okazja, by przypomnieć sobie, jak ciężko pracowały nasze przodkinie na to, abyśmy wszystkie mogły żyć tak godnie. Jestem ogromnie wdzięczna za możliwość kształcenia się. Od dzieciństwa moją inspiracją jest Maria Skłodowska-Curie. Wykształciła się i była pierwszą kobietą, która otrzymała — dwukrotnie — nagrodę Nobla. Była także jedną z wtedy nielicznych kobiet, która po wyjściu za mąż zostawiła sobie panieńskie nazwisko tylko po to, aby podkreślić swoją narodowość. Myślę, że obecnie kobiety względnie są traktowane na równi z mężczyznami, jednak jeśli przyjrzeć się bliżej, to w niektórych sytuacjach można spotkać się z ocenianiem przez pryzmat płci. Kobiety faktycznie są delikatniejsze i bardziej wrażliwe, ale w czym to nam przeszkadza? Powinnyśmy traktować to jako naszą mocną stronę — dzięki temu jesteśmy wrażliwe na krzywdę innych i pomożemy każdemu w potrzebie. Siłę fizyczną każdy może nabyć - wrażliwości już nie.
Jakis czas temu myślałam o studiowaniu budownictwa lub chemii budowlanej. Kiedy tylko mówiłam o tym komuś bliskiemu, spotykałam się z komentarzami typu: "Taki kierunek dla dziewczyny?", "To chyba bardziej męska branża". To raniące, kiedy tak bardzo fascynujesz się daną dziedziną, a ktoś komentuje twoje zainteresowania w taki sposób. Dlaczego przez to, że jestem kobietą, praca polegająca na inżynierii produktów nie jest dla mnie? Jesli tylko mi się to podoba, to nikt nie powinien kwestionować mojego wyboru.
Prawdopodobnie moje zdanie na temat feminatywów dotyczących zawodów będzie dość kontrowersyjne dla wielu kobiet, jednak moim zdaniem nie powinno się ich wprowadzać na siłę. Nigdy w życiu nie chciałabym być "prawniczką", a "panią prawnik". Tak samo jest z wieloma innymi zawodami: nie wyobrażam sobie powiedzieć do kogoś bliskiego, że idę do "doktorki" — przecież to "pani doktor". Według mnie przez takie zmiany zawód brzmi mniej poważnie, a może nawet nieco złośliwie. Nie szukajmy zmian na siłę, a skupmy się na tym, co naprawdę ważne i co może realnie zmienić jakość naszego życia.
Czytaj też: Wielu dzisiejszych supermężczyzn przegrałoby w starciu z przeciętną prehistoryczną kobietą
Agnieszka: "Bardzo mnie boli to, jak nadal traktuje się kobiety"

Agnieszka to 29-letnia dziennikarka mieszkająca i pracująca w Warszawie. Przy okazji Dnia Kobiet, oprócz docenienia kobiecości, zwraca uwagę na potworną ilość sterotypów dotyczących płci pięknej i tragiczną wręcz nierówność, która nadal ma się dobrze w XXI wieku.
- Żyję prawami kobiet, gdyż jestem jedną z nich i wyznaję zasadę, że wszystkie działamy w imię jednego dobra. Szczerze, uważam, że obecnie wszystko to, o czym się mówi - równość płci w każdym aspekcie życia - to jedynie piękne hasła, które nie mają pokrycia w rzeczywistości i bardzo głośno musimy upominać się o to, żeby to, o czym mówimy w ogóle uznano za problem i się nim zainteresowano. Bardzo boli mnie to, jak traktuje się kobiety w pracy: głupsze, nie potrafią zarządzać ludźmi, nie nadają się na wysokie stanowiska, w domu: z pracy zawodowej do domowej czy relacjach damsko-męskich: mężczyznom się pozwala na wszystko i dostają łatkę bohatera, a kobiety, jeśli cieszą się życiem, to od razu są ladacznicami, które nie zasługują na prawdziwą miłość.
Nawet nie mam siły wspominać o tym, jak kobiety czują się, gdy muszą same iść gdzieś w nocy i nie daj Boże ubrały krótką spódniczkę, co niejednokrotnie prowadzi do oskarżania ich, że same sobie zasłużyły, gdy dochodzi do gwałtu. A jeśli potem wychodzi z tego ciąża... Aborcja to kolejny temat, o którym tyle się mówi, a tak mało się robi. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że najczęściej o ciałach kobiet i tym, jak ma wyglądać ich życie, decydują mężczyźni. Żeby coś się zmieniło, trzeba edukować właśnie mężczyzn i pozwolić na decyzje tym, których sprawa naprawdę dotyczy. Ale to utopia, nie będę ukrywać.
W ogóle nie rozumiem, jak może toczyć się dzisiaj dyskusja o zasadność feminatywów, skoro... uwaga! Pierwsze udokumentowane wzmianki o czymś takim jak żeńskie końcówki pochodzą ze "Słownika polszczyzny XVI wieku" i były tam "lekarka" "delegatka" czy "prezydentka"! Po II Wojnie Światowej, za sprawą komunizmu, feminatywy zaczęły znikać, bo zaczęto uważać, że damska forma odbiera powagi danej funkcji zawodowej. Rozumiem, że taka "psycholożka” może brzmieć lekko śmiesznie, ale to tylko dlatego, że nie jesteśmy z tym osłuchani. Nie powinna jednak brzmieć mniej profesjonalnie! To właśnie przez takie głupie myślenie uważa się, że bycie nauczycielem czy pielęgniarzem jest mało męskie, bo to przecież zajęcia typowe dla kobiet. Absurd!