Czy ja już urodziłam?

Ostatnio moje życie kręci się wokół tematu “Czy to prawda, że już urodziłam?". Bardzo ciekawie zrobiło się, kiedy koledzy z jednego zespołu chyba niechcący przyjęli za fakt, że moja córka już jest na świecie.

Paulina Przybysz
Paulina PrzybyszMWMedia
Paulina Przybysz - 5 maja, ze "świetnie przytwierdzonym" brzuchem
Paulina Przybysz - 5 maja, ze "świetnie przytwierdzonym" brzuchemPaweł WrzecionMWMedia

Miałam zaśpiewać na ich dziesięcioleciu, ale podczas pobytu w szpitalu wiedziałam, że nie mogę gwarantować im swojej obecności w innym mieście, w bardzo konkretnym i zbliżonym do prognoz narodzin terminie. Poprosiłam menedżerkę o przekazanie im tej informacji, a że minęło już kilka tygodni od tej rozmowy, panowie na swój męski rozum chyba przyjęli, że dziecko musi być na świecie. Jak kobieta z brzuchem leży w szpitalu, to coś się musiało wykluć.

Kilka dni temu w porannej telewizji, zapraszając na tę właśnie imprezę, gdzieś między wierszami usprawiedliwiając moją nieobecność rzucili coś na kształt: “Paulina miała z nami wystąpić, ale urodziła, więc jeszcze nie da rady". Za tą informacją ruszyły po kolei, jak jeden mąż, portale internetowe, prześcigające się w najróżniejszych intrygujących dla mnie szczegółach. Niektórzy cytowali mój ostatni felieton ze Styl.pl [czytaj tutaj], który był swoistą relacją z mojego życia szpitalnego. Mogli więc chwalić się swoją wiedzą o powodach mojej hospitalizacji

To jest coś jak zadanie: "Spróbuj wyobrazić sobie nie-kota". Co widzisz? Ja widzę pięknego, dumnego z siebie, że aż tak wyraźnie siedzi w twojej głowie - kota.
Paulina Przybysz

To zupełnie jeszcze nic. Jeden z dzienników napisał, że poród odbył się bez komplikacji, mama i córeczka czują się dobrze (swoją drogą mam nadzieję, że ten "nius" jest proroczy). Przeczytałam też, że jako że poród był przedwczesny, cała rodzina siedziała zaniepokojona pod salą porodową czekając na opinię lekarza (uważam, że twórca tej wersji mógłby ubiegać się o pracę scenarzysty w "Chirurgach").

Cudowny był też portal, który jako jeden z pierwszych rzucił informacją i dwa dni później, po tym jak w telewizji w programie na żywo zjawiłam się w towarzystwie mojego ogromnego, świetnie przytwierdzonego brzucha, z lekkim oburzeniem napisał, że okazało się to być zwykłą plotką. Nowa wersja portali, taka niby dementująca jest taka, że nieprawda, nie urodziła, ale za to trafiła na oddział patologii ciąży.

Otóż drodzy czytelnicy - oddział ten opuściłam jeszcze przed majówką, a brzuch mój ciągle krągły i wielki. Myślę, że jestem blisko rozwiązania, ale to jeszcze nie nastąpiło. Co zabawne, kilka dni po zamieszaniu odsłuchałam swoją pocztę głosową, gdzie oprócz gratulacji rodziny znalazłam też wiadomość od kolegi, który informację tę zapoczątkował. Zupełnie nieświadomy szczerze życzył mi powrotu do zdrowia i gratulował narodzin dziecka. Absolutnie nie mam do niego pretensji, fakty zmieniają swe oblicza z ust do ust podróżując jak w głuchym telefonie.

Bardziej martwi mnie poziom dziennikarstwa naszego informacyjnego. Lekkość w przedruku i koloryzacji. Mnie kosztowało to tylko kilka dni dementowania. Lekko oburzeni członkowie rodziny ojca tegoż dziecka dzwonili pytając czemu to oni się dowiadują z mediów a nie bezpośrednio, raczej śmiesznie. Ale uświadomiłam sobie jak bardzo przekłamane może być to czym nas karmią o poranku nazywając to niusem. Nasze głowy, chcąc nie chcąc, przyjmują obrazki i słowa katalogując je na odpowiednich dyskach. Niektóre migają. Części nie da się uniknąć szukając chociażby repertuaru kin czy rozkładu jazdy pociągów.

Te informacje uruchamiają w nas bardzo trudno wyłączalną czynność oceny. Tworzymy sobie opinie w sekundę. Potem napatacza się gdzieś twarz człowieka i myślimy: "Nie lubię go, bo zostawił żonę"; albo: "O to ta, co jej za bloga płacą milion"; lub też: "To ta, co nianię nawet na zakupy zabiera, bo sobie nie radzi z własnym dzieckiem". To jest masakra i nawet próbując dzielić to na dwa, to w nas zostaje. Osoba oskarżona np. o molestowanie dziecka, nawet oczyszczona z zarzutów zawsze pozostanie tym skażona.

To jest coś jak zadanie: "Spróbuj wyobrazić sobie nie-kota". Co widzisz? Ja widzę pięknego, dumnego z siebie, że aż tak wyraźnie siedzi w twojej głowie - kota.

Niezwykłym jest to, co dzieje się z informacją. Czym właściwie ona jest? Z definicji - termin interdyscyplinarny (stąd nawołuję do dyscypliny, dziennikarzu wagi lekkiej i ciężkiej!), definiowany najróżniej w różnych dziedzinach nauki. Najogólniej - właściwość pewnych obiektów, relacja między elementami zbiorów pewnych obiektów, której istotą jest zmniejszanie niepewności i nieokreśloności. Zaczynam o dziwo czuć większą pewność siebie i spokój zastając totalnie nieokreśloną rzeczywistość. Niepewność i niewiedza zaczynają być luksusem. Czysty umysł, wolność od twardych poglądów, którego pilnują mnisi gdzieś wysoko w górach, gdzie nie ma internetu jest tu nawet nie na wagę złota, bezcenne.

Wikipedia podaje, że problemami przetwarzania informacji zajmuje się informatyka. Ciężko istnieć zawodowo w dzisiejszych czasach nie posiadając komputera i internetowego łącza ze światem. Ale jakby ktoś chciał zaznać mnisiego luksusu spokoju, proponuję wyłączyć komputer i położyć na ziemi. Niniejszym to sama uczynię przynajmniej na kilka minut. Pobiorę trochę energii z matki ziemi, żeby ładnie, naturalnie urodzić. Z dala od internetowych dziennikarzy.

Paulina Przybysz

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas