Ekomiłość. Jak się kochać dla planety?
Z troski o środowisko zaczynamy inaczej jeść, inaczej kupować i inaczej podróżować. A gdyby tak, zacząć też inaczej się kochać? Ci, którzy próbowali, mówią, że warto.
Powinniśmy dobrać się w pary. Tak byłoby najlepiej dla planety.
Po dobraniu zaś, razem zamieszkać. Z raportu "Environment, development and sustainability" wynika, że mieszkający samotnie są najbardziej "zachłannymi" konsumentami. Zużywają oni o 38 proc. więcej produktów żywnościowych, 42 proc. więcej opakowań, 55 proc. więcej elektryczności i 61 proc. więcej benzyny, niż osoby w czteroosobowym gospodarstwie.
Pomysł powiększania rodziny do owej czwórki, należy jednak dokładnie rozważyć - im większa populacja, tym mniej naturalnych zasobów. Więcej zaś odpadów i emitowanego do atmosfery CO2.
Powyższe wyliczenia nie brzmią przesadnie romantycznie. Jednak, jak mówi Paulina, która stara się, by w każdej ze sfer jej życia ekologia odgrywała istotną rolę: "dzisiaj mamy na głowie ważniejsze sprawy niż romantyzm".
Na randkę? Tylko spacerem
Kto szuka wskazówek na temat budowania ekozwiązku, ten znajdzie np. książkę Stefanie Iris Weiss "Eco-Sex. Go Green Between the Sheets and Make Your Love Life Sustainable". Poradnik prowadzi czytelników od randki do tytułowej sypialni, na każdym kroku pomagając uniknąć zgubnych dla środowiska pułapek. Żeby wyliczyć najbardziej oczywiste spośród wskazówek: jeśli wybieracie się do restauracji, niech będzie to lokal, do którego możecie dotrzeć spacerem. Na spotkanie nie przynoście ciętych kwiatów, a jeśli decydujecie się to zrobić, niech nie będą to egzotyczne gatunki. Podobnie postępujcie i z innymi upominkami - wręczajcie drobiazgi dobrane starannie, tak pod kątem miejsca pochodzenia, jak i potrzeb obdarowywanego. Zamawiając dania, postawcie na te lokalne... Lista ciągnie się jeszcze długo.
Gdzie znaleźć partnera, który sprosta tym ekoromantycznym zasadom? Można rozejrzeć się we własnym środowisku - jeśli jest ono ekobańką, znalezienie drugiej połówki nie powinno nastręczać szczególnych trudności. Coraz większą nadzieję na miłosny sukces przynosi też internet. Ze statystyk aplikacji randkowej OkCupid wynika, że jej użytkownicy w ciągu ostatnich dwóch lat o 240 proc. częściej wspominali na swoich profilach o zmianach klimatycznych. Tendencja widoczna jest zwłaszcza wśród przedstawicieli generacji Z oraz millenialsów i doczekała się nawet własnej nazwy, jaką jest "thunberging". Termin ten definiowany jest jako "sytuacja, w której dwie osoby połączyła wspólna troska o środowisko".
Niech dwa razy zastanowi się ten, kto powie, że troska o planetę to mało seksowny grunt pod budowę związku. Jak czytamy na łamach "Journal of Environmental Psychology", osoby, stawiające na ekologiczne produkty, postrzegane są jako bardziej atrakcyjni partnerzy bądź partnerki i to zarówno pod kątem przygodnego romansu, jak i budowania długotrwałej relacji. Jak piszą zachodnie media: zielony stał się wyjątkowo seksowny.
Zgaś światło i mnie pocałuj
Sam seks zaś jest jednym z tych elementów związku, który ma - być może zaskakująco - spory wpływ ma kondycję planety. Według szacunków Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych, na świecie każdego roku produkowane jest 10 miliardów prezerwatyw, w większości nienadających się do recyklingu. Wiele do życzenia pozostawia też skład lubrykantów oraz materiały, z których wykonywane są erotyczne gadżety.
Co zrobić, by igraszki były bardziej eko? Ekolodzy proponują rozważenie antykoncepcji długoterminowej w postaci wkładki domacicznej, czy implantu. Oraz - jeśli zrezygnujemy z prezerwatyw - regularne badania.
A co z przyjemnością, która powinna płynąć z seksu? Na tę potrzebę odpowiedział rynek. I to całkiem hojnie. - Pierwszy ekologiczny sexshop pojawił się w Polsce w 2013 roku i szybko zniknął z rynku. Najwidoczniej nie byliśmy jeszcze gotowi na tego rodzaju propozycje. Dekadę później jest zupełnie inaczej - branża erotyczna zareagowała na trend i dziś ekologiczne gadżety są całkiem sporą i prężnie rozwijającą się działką. Znajdziemy w niej np. zabawki z biodegradowalnych materiałów i te, które mają opcję ładowania zamiast wymiennych baterii - mówi Natalia Grubizna, autorka bloga "Proseksualna".
Ekspertka zwraca jednak uwagę, że sama dopisek "eko" na opakowaniu nie oznacza jeszcze, że zakup jest przyjazny środowisku. - Co z tego, że gadżet wykonano z biodegradowalnych materiałów, jeśli został zaimportowany z drugiego końca świata? Albo jeśli jest on "zielonym wyjątkiem" w ofercie firmy, której pozostałe produkty wytwarzane są bez troski o planetę? Warto kupować odpowiedzialnie, zwracając uwagę nie tylko na praktyki producentów, ale i na własne zachowania - dodaje
Szybka internetowa kwerenda podpowiada, że pod hasłami "biodegradowalny" i "ekologiczny" kryje się bardzo szeroka gama produktów: wykonane z "wyselekcjonowanego drewna wysokiej jakości" gadżety, porcelanowe dilda, przypominające dekoracyjne figurki, dilda z piaskowca itd. Ci zaś, którym prócz filozofii zero waste bliski jest i nurt DIY, na Tik Toku bez trudu mogą znaleźć przepis na domowy lubrykant ze skrobi kukurydzianej i wody. Najtaniej i najszybciej byłoby zaś - zgasić światło na czas miłosnych igraszek - to obok używania bielizny z naturalnych materiałów, świec z wosku pszczelego i unikania wspólnych kąpieli w pianie, jedna z metod rekomendowanych na stronie Greenpeace.
Czy warto? - Jeśli zgadzamy się ze stwierdzeniem, że każdy, nawet mały gest ma znaczenie dla ochrony planety, to również w sypialni powinniśmy myśleć o jej przyszłości. Jest jednak jeden warunek: ekologiczne wybory nie powinny wiązać się ze stresem, podsycać lęku klimatycznego, przeradzać w obsesję, która odbiera przyjemność z bliskości. Sfera erotyki powinna pozostać sferą komfortu - tłumaczy Natalia Grubizna.
Dzieci i śmieci
Koncepcji i porad nie brakuje, pytanie czy i w jaki sposób, przekładają się one na praktykę. Teoretycznie powinny: jak wynika z badań przeprowadzonych przez Kantar na zlecenie "Gazety Wyborczej", 84 proc. Polaków przejmuje się zmianami klimatu, zdecydowana większość deklaruje też, że podejmuje działania, mające spowolnić ten proces. Do najpopularniejszych należą: segregowanie śmieci, rezygnacja z używania foliówek, wybieranie produktów bez plastikowych opakowań. O zmianach w seksie i związku ani słowa.
Być może dlatego, że sfera uczuć nie jest tą, która jako pierwsza przychodzi na myśl, gdy mowa o ekologii. Szerokich badań na temat zależności między byciem ecofriendly, a miłością i erotyką, nikt dotychczas w Polsce nie prowadził. W prywatnych rozmowach zaś, na pytanie: "czy twoja wrażliwośc na losy planety, przekłada się na związek?", często pada odpowiedź: nie wiem, nie myślałem/myślałam o tym. Po krótkim zastanowieniu zaczynają jednak padać przykłady. Również te, dotyczące fundamentalnych decyzji o kształcie wspólnego życia.
- Kiedy byłam mała, nie wyobrażałam sobie przyszłości bez założenia rodziny. Dzisiaj już wiem, że to nie jest takie oczywiste. Z wiekiem zaczęłam się zastanawiać, czy chcę sprowadzić na ten świat dzieci. W wyniku tego, jak zniszczyliśmy planetę ich przyszłość jest niepewna, ale też sprowadzanie ich na świat będzie pogarszać sytuacje - mówi Monika, instruktorka jogi.
- Dziecko to może i kochana, ale jednak kolejna buzia do wykarmienia, a tych na świecie jest już i tak za dużo. Dodatkowo, jeśli urodzi się na północnej półkuli, będzie o wiele większym szkodnikiem, niż jego rówieśnik z południa. Zachód powinien poważnie zastanowić się nad promowaniem modeli 2+1 - dodaje Michał, socjolog pracujący w mediach.
Przytaczane przez nich argumenty, o ile jeszcze kilka lat temu mogłyby zostać uznane za "wydumane", dziś budzą coraz mniejsze zdziwienie. Do popularności tzw. antynatalizmu klimatycznego przyczyniły się nie tylko medialne publikacje, ale też deklaracje gwiazd (na bezdzietność dla planety zdecydowała się m.in. Miley Cyrus). Sporym echem odbiło też badanie, opublikowane w 2017 roku na łamach "Environmental Research Letters". Według jego autorów posiadanie dziecka może "kosztować środowisko" nawet 58,6 tony CO2 rocznie. Choć stosowana przez nich metodologia została później skrytykowana (autorom zarzucano m.in. podwójne liczenie, w wyniku którego tym samym śladem obciążeni zostali zarówno rodzice jak i ich dzieci oraz zastosowanie tych samych kryteriów wobec społeczeństw o różnym stopniu rozwoju), z tezą "więcej ludzi - więcej CO2 i więcej odpadów" trudno dyskutować. Przyznają to nawet ci, którzy dzieci już mają.
Wszystko przez miłość
Paulina, która kilka miesięcy temu została mamą, mówi wprost: gdy pojawia się dziecko, pojawia się i stos śmieci.
- Zwłaszcza w pierwszych miesiącach życia: pieluchy, waciki do wycierania pupy, wkładki laktacyjne dla mamy, podpaski poporodowe, majtki jednorazowe - wylicza i dodaje, że nawet przy stosowaniu wielorazowych produktów, odpadów nie da się ograniczyć do zera.
W przypadku rodzicielstwa i ekologii, daje się jednak zaobserwować ciekawa zależność. Z jednej strony, wychowanie potomstwa jest obciążeniem dla planety. Z drugiej - jego posiadanie jest impulsem, który skłania rodziców, do myślenia o tym, jaką ziemię przekażą w spadku przyszłym pokoleniom. Eksperci wskazują, że sama decyzja o bezdzietności dla klimatu, nic nie da, jeśli nie towarzyszą jej dodatkowe, proekologiczne postawy. A tych, od części zorientowanych na ekologię rodziców, można byłoby się uczyć.
- Dziecko ma wielorazowe pieluchy, wielorazowe waciki, nie używamy w ogóle chusteczek nawilżających, mam wielorazowe wkładki laktacyjne, używane ubranka - wylicza Paulina. - My z mężem zaś stwierdziliśmy, że w daleką podróż możemy lecieć raz albo dwa w roku. Na weekendowe wypady jeździmy za miasto, samochodem na gaz, jeśli kiedyś budżet pozwoli, kupimy elektryczny. Jesteśmy z tych, którzy lubią mieć mniej. Dogadujemy się nawet w sprawie prezentów - wskazujemy sobie nawzajem rzeczy, których potrzebujemy. Bez efektu niespodzianki, może mało romantycznie, ale za to z mniejszą szkodą dla środowiska.
Są i tacy, u których już sama myśl o założeniu rodziny, staje się impulsem do zmiany. Justyna Lizak, autorka bloga EasyVege.pl, po roku wspólnego życia zaczęła rozmawiać z parterem o założeniu rodziny. Temat dzieci przeplatał się z innym, zdecydowanie mniej wesołym, dotyczącym kryzysu klimatycznego. Najpierw były dyskusje z przyjaciółmi, potem filmy dokumentalne, książki, artykuły. - Po miesiącu oboje nie jedliśmy już mięsa, po pół roku radykalnie ograniczyliśmy kupowanie nowych ubrań i korzystanie z sieciówek, po roku ja zmieniłam życie zawodowe, zakładając stronę z wegańskimi i wegetariańskimi przepisami - opowiada Justyna. - Zdaję sobie sprawę, że decyzje konsumenckie jednej rodziny nie zmienią sytuacji klimatycznej na świecie, ale wiem też, że takich ludzi jak my jest więcej. Są i tacy, którzy jeszcze czekają na swój impuls do zmiany. Dla nas impulsem była wspólna sprawa. Tej drogi nie byłoby, gdyby nie miłość do drugiego człowieka.
Patrząc na tempo zmian klimatycznych, można wnioskować (albo raczej: mieć nadzieję), że na ekologiczną drogę wkroczy coraz więcej par. Opłaci się to nie tylko środowisku, ale i samym zakochanym - w rankingach czynników, decydujących o trwałości związku, wspólny cel i stawianie sobie wyzwań regularnie zajmuje pierwsze miejsce.
***
Zobacz również:
Nie chcemy sprowadzać tu kolejnego człowieka. Nie warto
Cztery rzeczy, które możesz zrobić dla planety już dziś
Mur na granicy to tragedia dla przyrody. Ucierpi wiele gatunków